Wiele ostatnio przeszłam

Praca w dużej korporacji przynosi mi mnóstwo satysfakcji. Jestem szefową całego działu i mam pod sobą pięcioosobowy zespół. Wiem, że moi pracownicy mają mnie za osobę, której należy obawiać się w pracy. Cieszę się szacunkiem i posłuchem, a każdy, kto ze mną pracuje zawsze stara się wykonywać swoje obowiązki na 100%.

Kiedy tylko się pojawiam, w sali panuje absolutna cisza. Wszyscy siedzą z opuszczonymi głowami, bojąc się odezwać choćby słowem czy nawet głębiej odetchnąć. Nikt nie chce ściągnąć na siebie gniewu surowej szefowej, której cierpkie uwagi potrafią skutecznie uciszyć każdego. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie darzą mnie sympatią. Potrafię być ostra, wymagająca i konsekwentna w swoich działaniach. Jednocześnie zawsze jestem sprawiedliwa i rzeczywiście dbam o dobro swoich pracowników. Zazwyczaj nie przejmowałam się tym, że pracownicy mnie nie lubią, unikają kontaktu ze mną i ograniczają go wyłącznie do niezbędnych kwestii zawodowych.

Odgrodziłam się od innych ludzi murem zbudowanym z pozornej obojętności i oschłości. Nie czułam już potrzeby, by serwować innym fałszywe uśmiechy, z uprzejmości wdawać się w nic nie znaczące rozmowy, opowiadać dowcipy czy udawać, że wszystko jest w porządku. Nie, nie chciałam niczego udawać, a w rzeczywistości w moim życiu nic nie było w porządku. Czas nie uleczył moich ran. Minął już rok od momentu, w którym mój syn, Radek, w wieku dwudziestu pięciu lat zginął w tragicznym wypadku. Mój mąż Kamil, tak samo jak ja, próbował zagłuszyć ból pogrążając się w obowiązkach zawodowych.

Był lekarzem. Wiele czasu spędzał w szpitalu, a w ciągu dnia spotykał się z chorymi we własnym gabinecie lekarskim. Pojawiał się w domu dopiero późnym wieczorem. Nie było powodów, by wracać wcześniej. W przestronnym apartamencie czekałam jedynie ja, pogrążona w smutku i zamknięta w swoim świecie. Dobrze radziliśmy sobie finansowo, ale to nie zastąpiło nam najważniejszych rzeczy. Szczególnie bliskości i otwartości, która powinna być podstawą związku. Nie było w nas już żadnego poczucia, że dajemy sobie nawzajem bezpieczeństwo.

Miałam świadomość jego zdrady

Pewnego czerwcowego dnia miałam rano przeprowadzać z kandydatami rozmowę o pracę. Zanim zaczęłam, rzuciłam okiem na ważne papiery, a następnie chwyciłam za CV aplikujących na posadę pomocnika. Do mojego biura nagle ktoś wszedł.

– Szefowo, przyszedł jeden z tych młodych. Wpuścić go teraz czy ma posiedzieć w poczekalni? – zapytała asystentka.

– Może wchodzić – powiedziałam pod nosem, wciąż wpatrzona w stos dokumentów.

Po krótkiej chwili dało się słyszeć delikatne stukanie, a w progu stanął młodzieniec. Kiedy tylko go zobaczyłam... kompletnie zaniemówiłam z wrażenia. Moje palce tak mocno chwyciły kant biurka, że aż pobielały mi knykcie.

– Pana nazwisko? – mój głos zabrzmiał nieco ochryple ze zdziwienia.

Facet, którego zobaczyłam, wyglądał zupełnie jak mój nieżyjący syn Radek – byłam w szoku! Wykapany brat bliźniak, serio! Taki sam wzrost, gdzieś koło metra dziewięćdziesiąt, identyczna barwa włosów, ten sam odcień oczu i kształt warg. Nawet rysy twarzy miał kropka w kropkę takie same jak Radek.

– Nazywam się Kamil R. – powiedział, chyba odrobinę zdziwiony wyrazem mojej twarzy.

Sięgnęłam po jego dokumenty. Przez kobietę o imieniu Beata, nosząca to samo nazwisko co on, nieraz roniłam łzy po nocach… A byłam wtedy w ciąży, kiedy stres jest wyjątkowo niewskazany.

– Jak mają na imię pani mama i tata? – zapytałam, siląc się na opanowanie.

– Mama ma na imię Beata, a tata Kamil – odparł chłopak, wyraźnie zdumiony moim pytaniem.

Czyli jego imię pochodzi od ojca! Na moment zamknęłam oczy, a w myślach od razu stanęła mi tamta pamiętna, koszmarna rozmowa telefoniczna… Kiedy byłam w ciąży, gdzieś tak koło szóstego miesiąca, odebrałam telefon od jakiejś kobiety, która twierdziła, że z „życzliwości” chce mi przekazać pewną ważną dla mnie informację.

Powiedziała mi, że mój mąż ma romans z pielęgniarką Beatą R. która pracuje z nim na tym samym oddziale. Kamil nie próbował temu zaprzeczać. Przepraszał, obiecywał poprawę i zapewniał, że zerwie z tą kobietą wszelki kontakt. Ale zrobił to dopiero po paru miesiącach, kiedy na świat przyszedł nasz synek Radek, a ta cała pielęgniarka przeniosła się do innej przychodni. Mój mąż nie chciał mi opowiadać, jak dokładnie zakończył tę znajomość. Ale teraz już się domyślam, jak to mogło wyglądać. Pewnie ta Beata zaszła z nim w ciążę, a Kamil, chcąc uciec od odpowiedzialności za swoje czyny, wrócił do mnie z podkulonym ogonem.

Żal mi było tego chłopaka

Właśnie teraz u mnie w domu pojawił się ich potomek! Jest tak uderzająco podobny do Radosława, że moje serce pęka na ten widok... Zupełnie jak Radek, on również odziedziczył po tacie rysy twarzy.

– Proszę mi coś o sobie opowiedzieć – zwróciłam się do młodego mężczyzny łagodnym tonem.

Musiałam mocno się pilnować, żeby go nie przestraszyć tym, jak się zachowuję.

– Jestem na czwartym roku dziennych studiów na kierunku matematyczno-informatycznym – zaczął mówić, jąkając się ze zdenerwowania. – Ale ze względu na sytuację w domu, jestem zmuszony przejść na studia w trybie zaocznym i iść do pracy.

Mężczyzna kontynuował swoją wypowiedź, ale nie słuchałam go już zbyt uważnie. W mojej głowie ciągle krążyły słowa, które wypowiedział przed chwilą.

– Czy mógłby pan przybliżyć mi, jaki kłopot ma pan na myśli? – zapytałam go. – Oczywiście, nie chcę się narzucać i zanadto wypytywać pana o prywatne sprawy. Chodzi jedynie o to, że jako szefowa zawsze staram się służyć moim pracownikom radą i wsparciem. Jeśli poznam lepiej pana sytuację, być może po ewentualnym zatrudnieniu będę mogła coś więcej dla pana zrobić.

– Hm, prawdę mówiąc, nie jestem pewien… – przez moment się zawahał, ale w końcu zdecydował się powiedzieć. – Wątpię, aby była pani w stanie cokolwiek poradzić w mojej sytuacji. Mama poważnie zachorowała. Wykryto u niej raka płuc, który zdążył się już rozprzestrzenić. Wcześniej pracowała jako pielęgniarka, a obecnie przebywa w domu, otrzymując rentę. Te pieniądze ledwo starczają nam na opłacenie rachunków. Próbowałem dorabiać, udzielając korepetycji, ale to wciąż za mało. Potrzebuję stałej pracy i regularnych zarobków. Nie stać mnie już na kontynuowanie studiów dziennych. To dlatego zgłosiłem swoją kandydaturę do tej firmy.

Z niedowierzaniem przyglądałam się wykrzywionej zmartwieniami twarzy chłopaka.

– A co z tatą? – nie mogłam powstrzymać się od tego pytania. – Nie jest w stanie was wesprzeć?

– Prawdę mówiąc, nigdy w życiu go nie spotkałem i nie mam pojęcia, co dzieje się z nim teraz – tylko bezradnie podniósł ramiona.

– I zupełnie nic pan o nim nie wie?

– Jedyne co mi wiadomo, to że był lekarzem. Ale nawet gdybym miał taką możliwość, nie zamierzam nawiązywać z nim kontaktu ani prosić go o pomoc – oznajmił.

Po tym wszystkim musiałam trochę ochłonąć i przemyśleć całą sytuację. Potrzebowałam chwili dla siebie, żeby to wszystko poukładać. Wiedziałam, że pytanie go o przebieg kariery czy inne pierdoły nie ma teraz sensu. To było bez znaczenia w obliczu tego, co usłyszałam...

– Ma pan w sobie ogromną siłę – spojrzałam mu prosto w oczy z powagą. – Proszę jechać do domu i czekać na wiadomość ode mnie. Postaram się zadzwonić jeszcze dziś.

Posłałam mu uśmiech identyczny jak ten, którym obdarzałam Radka w przeszłości, za każdym razem kiedy czułam, że potrzebuje z mojej strony wsparcia. W momencie, gdy drzwi się za nim zamknęły, osunęłam się na fotel, usiłując odzyskać równowagę. Mnóstwo rozmaitych przemyśleń zawirowało w mojej głowie, a w środku czułam totalny mętlik.

Nadszedł czas próby

Gdy nasz syn odszedł z tego świata, rozpacz Kamila dorównywała mojej. Radek był na trzecim roku studiów medycznych, pragnął pójść w ślady taty. Mąż pokładał w nim ogromne nadzieje. Ale przecież jego drugi syn to również wspaniały, utalentowany i bystry młody człowiek! W końcu informatyka to bardzo wymagający kierunek. Gdybym była na miejscu męża, przyjęłabym go teraz serdecznie, przecież to jego własne dziecko! Po jakiejś godzinie rozmyślań wiedziałam już, co muszę zrobić. Zaraz po pracy, koło szóstej po południu, wkroczyłam do starej, zniszczonej klatki schodowej wysokiego bloku z wielkiej płyty.

Kamil, syn mojego małżonka i kobiety, z którą miał romans, otworzył drzwi do niewielkiego mieszkanka. Na mój widok zareagował wyraźnym zaskoczeniem.

– Zaprowadź mnie do mamy – poleciłam, podając mu pudełko ze słodkim wypiekiem. – I zaparzymy sobie herbatę.

Chłopak, choć nieco skonsternowany, spełnił moją prośbę. Po kwadransie, kiedy wniósł dwie parujące filiżanki do pokoju, gdzie leżała jego rodzicielka, zapewne zdziwił się jeszcze bardziej. Oto bowiem ujrzał dwie prawie zupełnie sobie nieznane kobiety, które ściskały swoje dłonie i zalewały się łzami.

– Twoja mama opowie ci wszystko ze szczegółami – rzuciłam na pożegnanie, kończąc nasze spotkanie, które trwało ponad godzinę. – To chyba najlepsze rozwiązanie, żeby ona ci to przekazała. I proszę, nie miej do nas żalu, że pod twoją nieobecność postanowiłyśmy o paru sprawach. Ostatecznie jednak ty zdecydujesz, czy się na to zgodzisz. Odezwę się do ciebie jutro telefonicznie i liczę na to, że przekażesz mi jakieś pozytywne informacje.

Kiedy mój małżonek pojawił się w domu o późnej porze, na stole czekały już przekąski i lampka koniaku. Zdziwiło go to nieco, ponieważ od dłuższego czasu jadaliśmy osobno. Rozsiedliśmy się razem i opowiedziałam mu o wydarzeniach, które miały miejsce tego dnia. Gdy usłyszał o postanowieniu, które podjęłyśmy wspólnie z Beatą, poderwał się z siedzenia i nerwowo zaczął kręcić się po pokoju.

– Asiu, co to ma być?! Mówisz serio? Planujesz sprowadzić obcą osobę pod nasz dach? Akurat tę kobietę?

– To prawda – powiedziałam opanowanym głosem, choć z nutą oziębłości. – I nie masz w tej kwestii nic do powiedzenia. Ćwierć wieku wstecz sam o wszystkim decydowałeś. Nie raczyłeś porozmawiać ze mną o tym, że romansowałeś z inną. Przemilczałeś fakt, iż spodziewała się twojego dziecka. Nie spytałeś nawet, czy daję przyzwolenie na łożenie na jego utrzymanie i widywanie się z nim. Postąpiłeś podle i okazałeś się mięczakiem. Teraz nasza kolej na podejmowanie decyzji. Zaprosiłam Beatę, by zamieszkała z nami i oboje będziemy się nią troskliwie opiekować aż do samego końca. Wierz mi, niewiele czasu jej pozostało. Zatrudnimy też pielęgniarkę, by doglądała jej za dnia.

Beata przystała na tę propozycję, mimo że przez wzgląd na ciebie miała spore wątpliwości.

– Liczę na to, że twoje dziecko zaakceptuje cię w roli taty, choć jesteś ucieleśnieniem kompletnego lekceważenia obowiązków. Zależy mi na tym, aby ten młody człowiek zamieszkał z nami na tyle długo, na ile będzie miał ochotę. Staniemy się dla niego mamą i tatą. Widocznie tak miało być. Ach, Kamil! – wydałam z siebie westchnienie na zakończenie. – Gdybyś tylko zobaczył, jak bardzo przypomina Radka!

Joanna, 55 lat