Mój tata zaczął się umawiać z Igą, kiedy miałam około ośmiu lat. Chyba. Nie jestem pewna, bo przez jakiś czas robił, co mógł, żeby to przede mną ukryć. Kiedy odprowadzał mnie do babci, mówił, że musi zostać w pracy do późna, albo że jedzie w delegację. Kiedy wracał, zawsze był taki szczęśliwy i promienny.

Wtedy wydawało mi się, że jest trochę dziwny, bo jaki normalny człowiek cieszyłby się z pracy do późna, ale teraz już wiem, że to były te spotkania z Igą, które go tak zmieniały...

Później zaczęła pojawiać się u nas na obiadach

Początkowo nie robiłam z tego żadnych problemów. W końcu byłam już na tyle duża, że wiedziałam, że mężczyzna, z różnych powodów, musi mieć przy sobie kobietę. Ale pewnego dnia zaprosili mnie do salonu i oznajmili, że planują wziąć ślub. Dostałam szału.

– Tato, nie możesz tego zrobić! Co się stanie, gdy mama wróci? – wrzeszczałam. Starał się mnie uspokoić, mówił, że jest zakochany w Idze i ma nadzieję, że razem będziemy prawdziwą rodziną, ale ja nie chciałam słuchać. Zakryłam uszy rękami i pobiegłam do swojego pokoju. Płakałam całe popołudnie.

Nie miałam żadnych wspomnień z moją mamą. Kiedy nie mogłam zasnąć, próbowałam sobie przypomnieć chociaż jeden moment, kiedy jest ze mną. Czy mnie przytulała, całowała, czy czytała mi bajki, ale nic mi nie przychodziło na myśl. Często pytałam tatę, co się z nią stało. Zawsze wtedy był jakiś niespokojny.

– Przecież ci mówiłem, że pojechała za granicę, kiedy byłaś jeszcze malutka – odpowiadał mi zawsze.

Ale babcia zawsze mi o niej opowiadała. Często przeglądałyśmy razem album ze zdjęciami i przewracałyśmy strony.

– O, to jest Basia na rowerze, kiedy miała cztery lata, a tu w białej sukieneczce, kiedy szła na Pierwszą Komunię. Miała takie ładne, długie, kręcone włosy – opowiadała.

– Babciu, czy mama kiedyś do mnie wróci? – pytałam.

– Na pewno! Kiedyś się odezwie. I powie, że bardzo cię kocha – odpowiadała zawsze.

Nieustannie miałam nadzieję, że jeszcze ją zobaczę

Następnie, nagle, babcia odeszła. Jej strata była dla mnie ciężka. Tęskniłam za jej ciepłem, miłością. I za tymi opowieściami o mojej mamie. Z jej mieszkania wzięłam tylko jeden przedmiot – album pełen zdjęć. Kiedy czułam się źle, wyciągałam go z szuflady i je przeglądałam. Przywoływały mi wtedy na myśl słowa babci: "Kiedyś mama na pewno się odezwie i powie, jak bardzo cię kocha". Wierzyłam w to, wierzyłam całym sercem. Czasem nawet wyobrażałam sobie to nasze spotkanie...

Nie dziwne, że nie mogłam zaakceptować małżeństwa mojego ojca. Mój sprzeciw jednak nic nie zmienił. Kilka miesięcy później Iga i tata wzięli ślub. Nie mogłam się z tym pogodzić. Stałam się butna, zła. Szczególnie na Igę.

– Nigdy nie staniesz się moją matką! – krzyczałam, kiedy starała się nawiązać ze mną dialog, zbliżyć się do mnie.

– Rozumiem, ale mogę być twoją koleżanką – odpowiadała.

– Nie! Nie! – dalej wydzierałam się.

Najbardziej mnie denerwowało, że znosiła moje histerie ze spokojem. Nie złościła się, nie narzekała tacie. Kiedy starał się mnie upominać, zazwyczaj broniła mnie. Kiedyś nawet przyszło mi na myśl, że tak naprawdę nie mam jej co zarzucić. Ale szybko odrzuciłam tę myśl. Przecież tylko mama miała znaczenie! Nadal miałam nadzieję, że wróci.

Miesiące leciały jedne za drugimi, a ja byłam przygnębiona i smutna.

Zapytałam tatę, czy mama naprawdę jeszcze żyje. Patrzył na mnie, jakby stracił nadzieję.

– Naprawdę musisz to odpuścić, przecież mówiłem ci, że gdzieś pojechała – odpowiedział.

– Kłamiesz! Gdyby nie umarła, na pewno by dała mi znać – ze łzami w oczach pognałam do swojego pokoju.

Po chwili przyszła do mnie Iga.

– Przykro mi... Chciałabym ci jakoś pomóc – powiedziała mi tak ciepło.

Patrzyłam na nią złośliwie.

– Spadaj! Nie jesteś w stanie mi pomóc! Nie jesteś moją mamą! – wrzasnęłam.

Cicho zamknęła drzwi za sobą.

Kto jest autorem tych listów?

Parę tygodni później odkryłam w skrzynce na listy wiadomość. Pochodziła z Australii. Na kopercie widniało moje imię i nazwisko. Rozpakowałam ją i aż podskoczyłam ze szczęścia. List napisała moja mama! Trzymałam go w ręku, przeglądałam z każdej strony, nie mogąc uwierzyć, że to nie jest sen.

"Kochana córeczko, nie mogę ci wytłumaczyć niczego, powiedzieć, gdzie teraz przebywam... Nie mogę ci podać mojego adresu... Kiedyś to pojmiesz... Pamiętaj jednak, że zawsze jestem z tobą myślami. I będę cię wspierać" – napisała. Wtedy nie zastanawiałam się nad tym, ile tajemniczości kryło się w słowach mojej mamy. Nie wydawało mi się to dziwne. Ważne, że napisała! Tylko to miało znaczenie! Przeczytałam ten list setki razy, a potem z dumą w oczach pokazałam go Idze.

– Widzisz? Mama napisała, nie musisz tu być – wykrzyknęłam.

Następnie zaczęły nadchodzić kolejne wiadomości. Pełne mądrości i serdeczności. Czasami wiadomość była odpowiedzią na moje kłopoty. Tak, jakby moja matka dobrze mnie rozumiała, wiedziała, co ze mną się dzieje, co odczuwam. Myślałam, że to jakaś telepatia, jedność dusz...

Nie jestem w stanie teraz powiedzieć, jak dużo te listy dla mnie wtedy znaczyły, jak bardzo mi pomogły. Dzięki nim stałam się mądrzejsza, dojrzała, dużo się nauczyłam. Nawet moje stosunki z ojcem się poprawiły. Ale w stosunku do Igi pozostałam nieugięta. Nienawidziłam jej tak samo mocno, jak na samym początku. Może nawet bardziej. W końcu była przeszkodą na drodze do pojednania naszej rodziny. Wierzyłam, że prędzej czy później mama da o sobie znać i wróci, zamieszka ze mną i z tatą...

Pewnego razu przekopywałam stare dokumenty rodzinne. Nasza nauczycielka od historii kazała nam stworzyć drzewo genealogiczne, więc musiałam znaleźć informacje o moich prapradziadkach i praprababciach. Nie było ani taty, ani Igi, więc szukałam po omacku. W trakcie przeszukiwania natknęłam się na teczkę z napisem: sprawa rozwodowa. Zacząłem czytać i... moje wyobrażenia zniknęły jak bańka mydlana.

Odkryłam prawdziwą twarz mojej mamy. Okazało się, że nie była wierna tacie, miała problem z alkoholem i nie interesowała się mną. Pewnego dnia zniknęła, zabierając ze sobą wszystko, co miało jakąkolwiek wartość oraz oszczędności. Zostawiła tylko notatkę, że wyjeżdża za granicę. Nikt jej więcej nie zobaczył.

Mój świat się zawalił. Kobieta, którą tak bardzo kochałam, była tylko iluzją, produktem mojej wyobraźni. "Moment, ale kto w takim razie pisał te listy?" – zaczęłam się zastanawiać. I nagle wszystko stało się jasne. Iga! To ona wysyłała te listy do swojej siostry w Australii, która potem odsyłała je do mnie. Stąd "mama" wiedziała o wszystkim, co mnie gnębiło, dlatego potrafiła mi tak dobrze doradzić...

Spędziłam dużo czasu, siedząc na posadzce

Tym razem nie myślałam o tej, która dała mi życie, tylko o tej, która tak bardzo pragnęła być dla mnie matką. Ale nie dałam jej tej szansy.

Tata i Iga wrócili do domu parę godzin później. Czekałam na nich w kuchni.

– Odnalazłam dokumenty rozwodowe. Wiem o wszystkim – oznajmiłam.

Spojrzeli na mnie ze strachem.

– Planowałem wszystko ci powiedzieć, już dawno temu. Ale ty tak mocno wierzyłaś w bajki babuni. Ona do końca życia wyczekiwała powrotu twojej mamy. Nie wiedziałem, co mam zrobić – zaczął tata.

– A jeśli chodzi o wszystkie te listy... – zaczęła Iga. – Wiem, że to było nie fair, tata tego nie chciał. Przepraszam. Nie powinnam była cię okłamywać... Ale tak bardzo chciałam, żebyś była szczęśliwa.

– Nie okłamałaś mnie! Przecież te listy naprawdę pisała... moja mama. Dziękuję... – powiedziałam i po raz pierwszy ją przytuliłam.