Weszłam do pracowni mojego kochanka, drżąc ze wściekłości.

– Kim jest ta baba? – krzyknęłam zaraz po przekroczeniu progu, mimo że starałam się zachować spokój i opanowanie. – I nie mów mi, że to tylko opłacona modelka. Widziałam ją na twojej wystawie.

– Uspokój się – Mateusz nawet nie podniósł na mnie wzroku, z zaciekawieniem wyciskał z tubki resztki farby i rozsmarowywał je szpatułką na palecie. – To zwyczajna dziewczyna, nikt istotny.

– Nikt istotny?! Podoba ci się chodzenie do łóżka z nieważnymi osobami? – Nagle poczułam zimno mimo mojego futra sięgającego do ziemi. – Czy ja też jestem nieistotna?

Spojrzał na mnie spokojnie i wzruszył ramionami.

– Amelko, nie zachowuj się jak jakaś naiwna dziewczynka ze wsi. To ty jesteś dla mnie najważniejsza, a z dziewczynami tylko sypiam. Czy ja cię wypytuję o to, co robisz ze swoim mężem?

Rzeczywiście, nie pytał. Ale i tak nie miałabym mu co odpowiedzieć... Ech, do cholery z tym!

– Więc pokażesz mi, jak bardzo mnie kochasz? – szepnęłam uwodzicielskim głosem.

Mateusz, jak to zwykle bywa, nie potrzebował żadnych zachęt. Powoli oczyścił swoje dłonie w szmatce nasączonej terpentyną, a potem zajął się mną. 

Gdy zorientowałam się, noc już dawno minęła, a za oknem pojawiały się pierwsze promienie poranka. Ich chłodne światło odbijało się od bieli pościeli. Mój partner spał z rozłożonymi rękami, leżąc na brzuchu. Wyglądał jak bóg prosto z mitologii greckiej. Poczułam podziw, kiedy mój wzrok przesuwał się po jego opalonej skórze, szerokich ramionach, muskularnych plecach, biodrach... Rozmarzyłam się na widok delikatnego owłosienia, które zdobiło jego zaokrąglone pośladki...

Poznałam go dzięki mężowi

– Ten malarz to młoda osoba, na razie jego prace nie kosztują dużo, ale wydaje się być obiecujący. Przynajmniej tak mówią krytycy – powiedział rok temu Krzysztof. – Zleciłem mu namalowanie twojego portretu. Może za kilka lat będzie on wart majątek.

"Co za materialista!" – pomyślałam wówczas. Ale już następnego dnia poszłam na strych starej kamienicy. Drzwi otworzył mi wysoki facet. Jego bujne, brązowe włosy przykrywały mu połowę idealnie proporcjonalnej twarzy. Zrzucił je z twarzy jednym gwałtownym ruchem. Był przystojny. Miał w sobie coś niesamowitego. Coś, co przyciągało mnie jak magnes. Przed tym, jak pierwszy raz dotknął pędzlem płótna, podszedł do mnie i delikatnie zdjął z moich ramion szal, który miałam na sobie.

– Świetnie – szepnął i zaczął malować.

Wkrótce miałam skończyć 35 lat, i minęło już bardzo dużo czasu od momentu, kiedy ostatni raz czułam na sobie dreszczyk takiej ekscytacji. Już na drugim spotkaniu zostaliśmy kochankami. Mateusz, z jego młodością i zdolnościami, kompletnie mnie oczarował. Jego subtelne dłonie z długimi palcami, które zawsze były poplamione farbą, obudziły w moim ciele ukryte wspomnienia i pragnienia. Przez kilka godzin w tygodniu wszystko inne przestawało mieć znaczenie. Był tylko Mateusz.

Kłamałam prosto w oczy

Po ostatniej nocy wracałam do domu zamyślona. Zahamowałam, nacisnęłam przycisk na pilocie i czekałam, aż brama cicho się otworzy. Jaguar poruszał się po podjeździe pokrytym żwirem niemal bezszelestnie. Zaparkowałam i weszłam do domu. Marzyła mi się gorąca kąpiel, kieliszek brandy, a potem bardzo, bardzo długi sen.

– Fajnie, że się pojawiłaś – Krzysztof wykrzywił usta w uśmiechu. Wyglądał, jakby się wybierał w podróż. Był gotowy do wyjścia.

– Spotkanie trwało dłużej, niż myślałam. Bałam się jechać sama w nocy, więc postanowiłam przenocować w biurze fundacji – bez problemu skłamałam i skierowałam się w stronę schodów prowadzących na piętro .

On już był obok mnie. Jego dłoń pokryta rudymi włosami ścisnęła moje ramię. Twarz mojego męża była napięta i czujna. Zbliżyła się do mojej, przyglądając mi się uważnie.

– Z kim byłaś w nocy, Amelko? – spytał.

– O czym ty mówisz? – ramię zaczynało mnie boleć, ale on nadal trzymał mnie mocno swoimi palcami jak w imadle.

– Słuchaj mnie, mała... – jego oddech pachniał alkoholem. – Mam tego dość. To trwa zbyt długo i ja nie dam już tak rady, rozumiesz?

– Krzysiu, przestań…

Jestem naprawdę zmęczony tobą, twoimi zabawami i kochankiem – na jego twarzy pojawił się ironiczny uśmiech.

– Jesteś wstawiony, pleciesz jakieś głupoty. Nie mam pojęcia, o czym mówisz – starałam się wyrwać z jego uścisku.

– Głupoty? – szarpie mnie tak, że ledwo utrzymuję równowagę. – Co jest głupotą? Ja, twój chłopak, czy może to? – robi szeroki ruch ręką. – Ten dom? Twoje szafy pełne ubrań z topowych sklepów to głupota? Auta, zakupy w Paryżu, weekendy w Londynie, urlopy w miejscach, o których przeciętni ludzie dowiadują się tylko w szkole, o ile trochę bardziej zainteresują się geografią... Co jeszcze według ciebie jest głupotą?!

Mąż kazał mi wybierać

– Krzysztof! – wołam, ale głos mi się załamuje. – O co ci chodzi?

– Przestań, do cholery, przestań ze mnie robić błazna! – krzyczy tak głośno, że kryształowe kropelki w żyrandolu delikatnie dzwonią. – Wystarczy. Nadszedł czas na podjęcie decyzji, więc powiedz, czego tak właściwie chcesz w życiu? – jego wykrzywiona w ściekłym grymasie twarz stała się czerwona, a na czole pojawiły się krople potu. – I pamiętaj, nie masz wiele czasu.

– Krzysiu, uspokój się, twoje serce... – mówię cicho.

– To naprawdę wzruszające, że w takiej chwili tak się o mnie martwisz – przerwał mi. – Ale mogę cię zapewnić – z moim sercem wszystko jest OK – teatralnie położył rękę na swojej klatce piersiowej. – Jest na swoim miejscu, widzisz? Daję ci czas do jutra. Ja albo on. Miłość albo pieniądze. I radzę ci, zanim podejmiesz decyzję, jeszcze raz się rozejrzyj... I zdecyduj, czy naprawdę chcesz zostawić to wszystko dla tego swojego biednego malarza.

Schylił się po skórzaną walizkę.

– Wylatuję do Londynu, ale tym razem nie zapytam, czy mam ci coś kupić.

Byłam wściekła

Drzwi za nim zamknęły się z trzaskiem.

– Niech cię diabli wezmą! – krzyknęłam, pędząc na piętro. – Mam gdzieś te twoje prezenty – rzuciłam w powietrze, choć z podwórka dobiegł już dźwięk odjeżdżającej taksówki.

Ze złością otworzyłam szafę i szybko się rozbierałam. Szpilki wylądowały w kącie, a marynarka na podłodze. Przez moment mocowałam się z zapinką perłowego naszyjnika.

– Do licha, no dalej – z frustracją szarpnęła za naszyjnik i zniszczyłam go. Małe, białe kuleczki rozsypały się po wykładzinie. – Niech to wszystko szlag trafi.

Naga poszłam do łazienki. Zamyślona siadłam na krawędzi wanny. Ten dureń, ten żałosny głupek, który zna się tylko na tworzeniu firm i zarabianiu coraz większej kasy, sądzi, że może mnie po prostu kupić jak jakąś rzecz. Niech sobie pomarzy. Po latach monotonnego małżeństwa w końcu jestem zakochana. I nie zamierzam rezygnować z tej miłości.

Byłam pewna decyzji

Chwyciłam za telefon i wybrałam numer Mateusza.

– Cześć, już wstałeś? –  usłyszałam ciche, senne pomrukiwanie. – Zaraz będę u ciebie.

– Zostawiłaś coś u mnie? – spytał zaskoczony, co mi się nie spodobało.

– Nie, ale... Wiesz co, kochanie, kończę z Krzysztofem – powiedziałam to tak lekko, że sama byłam zaskoczona.

– Ale... o czym ty mówisz? – w głosie mojego adonisa czułam brak zainteresowania.

– Uwielbiam cię i chcę spędzić z tobą całe życie – powiedziałam cicho.

Nie usłyszałam żadnego okrzyku radości. Po chwili Mateusz w końcu zaczął mówić:

– To jest niesamowite, Amelia. Będziemy razem mieszkać.

– Tak, moje kochanie, razem zaczniemy wszystko od nowa – moje słowa odbijały się echem od białych sycylijskich płytek.

Musiałam go zaakceptować

Rozłączyłam się i wtedy w mojej głowie pojawiło się wspomnienie. 

Dałam Mateuszowi w prezencie garnitur, aby prezentował się elegancko na otwarciu wystawy, ale on tylko się wściekł.

– Myślisz, że jestem twoim marionetką? A może twoim synem? Że będziesz mnie ubierać jak swojego rasowego pieska, a na dodatek w beznadziejne i koszmarnie drogie ciuchy, które i tak nijak do mnie nie pasują? – krzyczał. – Nie ma mowy.

Byłam przestraszona, myślałam, że to już koniec, ale on nagle mnie przytulił i dał mocnego buziaka.

– Amelio, musisz zrozumieć, taki jestem. Albo akceptujesz mnie ze wszystkim co się ze mną wiąże, włącznie z moim niezbyt eleganckim stylem, albo wcale. Dobrze? – skończył, wziął mnie na ręce i zaniósł do łóżka.

Nieprana od miesiąca pościel była niemal sztywna. Koszulka, którą ściągnęłam z Mateusza, była przesiąknięta potem i plamami farby. Ale ten chłopak umiał całować. Wtedy cały świat stawał w miejscu.

"Mam go przy sobie, miłość jest najważniejsza i przezwycięży wszystko" – powtarzam sobie w głowie, idąc do garderoby. Przez poranną kłótnię z Krzysztofem, prawie zapomniałam o umówionym spotkaniu na obiad z Teresą i Lidką.

Mogę wszystko stracić

W "Sheratonie" musiałam prezentować się odpowiednio, więc wybrałam sukienkę z jedwabnej tkaniny. Na to wszystko, rzecz jasna, zarzuciłam futro. Krzysztof przywiózł mi je prosto z Mediolanu. Przeglądam się w lustrze z każdej strony. Niespodziewanie pod stopą czuję jakiś drobny przedmiot. To moje perły. Kucam i zaczynam je zbierać spokojnie, jedną po drugiej. Podnoszę głowę i widzę opuszczone przy ścianie beżowe buty od Blahnika. Co powiedział Krzysztof? Miłość i uczucie, albo...

Nie, nie zrobi tego. Ale zrobi, do licha, przecież jest adwokatem, i to jeszcze bardzo sprytnym. Zabierze mi wszystko. Ale.. jak to? Ale przecież już zarezerwowaliśmy wycieczkę na Mauritius... Czyli nie pojedziemy na Mauritius?!

Na korytarzu na górze znajduje się mój portret namalowany przez Mateusza: doświadczona, dumna kobieta z zaciśniętymi jaskrawoczerwonymi ustami. Czy tak mnie postrzega mój ukochany? Wykonuję jeden szybki ruch i ogromne płótno w ramie z głośnym dźwiękiem spada na podłogę. „Nie, to nie dla mnie – myślę i idę do kuchni. – Nie mogę sobie pozwolić na luksus bycia z kochankiem, który jest artystą".