Kiedy wracam pamięcią do tamtej pierwszej rozmowy, uświadamiam sobie, jak wiele ważnych informacji wówczas zlekceważyłem. Byłem pewnym siebie lekarzem, przekonanym, że poznał większość tajników ludzkiego umysłu. Jednak takie zadufanie bywa srogo karane. Tak jak w moim przypadku.

Miałem pacjentkę, 28 lat. Danuta O. Przeciętna uroda, przeciętne ubranie. W jej twarzy wyróżniały się tylko wielkie brązowe oczy. Gdy tamtego dnia weszła do gabinetu, wskazałem jej fotel na wprost swojego. Poprosiłem, aby zanim zaczniemy rozmawiać o jej dolegliwości, opowiedziała coś o sobie. Powiedziała, że była pielęgniarką w jednym z łódzkich szpitali. I tyle. Zamilkła.

– Ma pani męża lub narzeczonego? Mieszka pani sama czy z rodzicami? – podpowiedziałem jej.

– Nie. Sama wynajmuję mieszkanie. A na męża to, myślę, jeszcze mam czas. Narzeczony… Hm… Niedawno zerwaliśmy – odpowiedziała.

Jeszcze chwilę porozmawialiśmy o ogólnych sprawach. Internista, zanim zajmie się konkretną chorobą, bada ogólny stan zdrowia pacjenta. Ja jako psycholog badam, jak człowiek funkcjonuje w społeczeństwie i w swoim otoczeniu. 

Wreszcie przeszliśmy do meritum. Poprosiłem pacjentkę, żeby opowiedziała mi o swoich dolegliwościach. Pani Danuta zaczęła mówić spokojnym i pewnym głosem:

– Od dłuższego czasu w głowie słyszę dziwne głosy. A właściwie to jeden. Nie jest rozkazujący, a jedynie taki, jakby chciał mi coś przypomnieć. Tak, to chyba najlepsze określenie. Po raz pierwszy usłyszałam go, gdy szłam do komunii świętej. Głos powiedział: „Uważaj na siebie. To będzie ważny dzień w twoim życiu”. Pomyślałam wówczas, że to mój anioł stróż przestrzega, żebym nie zbłądziła na grzeszne manowce. Było to naiwne i dziecięce. Ale w końcu miałam tylko dziewięć lat i uznałam ten głos w głowie za rzecz jak najbardziej normalną. Chciałam nawet spytać koleżanki, czy ich aniołowie też się do nich odezwali, ale za bardzo się wstydziłam…

Zobacz także:

– Proszę mówić. Słucham.

– Po pewnym czasie o wszystkim zapomniałam. Po raz kolejny głos odezwał się w mojej głowie, gdy szłam zdawać maturę. To był pierwszy dzień egzaminów i byłam strasznie przejęta. Wtedy po raz kolejny usłyszałam: „Uważaj na siebie. To będzie ważny dzień w twoim życiu”. Od razu przypomniałam sobie o pierwszej komunii i po raz wtóry przyszło mi do głowy, że mój anioł stróż nadal sprawuje nade mną opiekę, mimo że nie chodziłam już do kościoła i, szczerze mówiąc, straciłam wiarę. Ale w jakiś sposób nie przeszkodziło mi to uznać, że ten anioł istnieje. Świadomość, że obok mnie kroczy anioł, natchnęła mnie taką pewnością siebie, że maturę przeszłam wręcz śpiewająco. Podobnie poradziłam sobie z egzaminami wstępnymi na studia, choć głosu nie słyszałam. Uczepiłam się myśli, że mam obok siebie niebieskiego bodyguarda, który ochroni mnie przed nieoczekiwanymi przeciwnościami losu. Nie zastanawiałam się nad tym, jak to możliwe, skoro wierzyłam, że Bóg nie istnieje.

Zanim anioł stróż się odezwał, zaczynała ją boleć głowa

Kolejny raz głos rozbrzmiał w głowie pani Danuty, gdy jechała karetką do szpitala. Była w drugim miesiącu ciąży i poroniła. Powiedział to samo co zawsze: „Uważaj na siebie. To będzie ważny dzień w twoim życiu”. Dzięki temu głosowi znalazła w sobie siłę, żeby przejść ze spokojem przez wszystkie trudne chwile. Ale jakiś czas później przyszło zastanowienie. Dlaczego głos powiedział: „Uważaj na siebie”? W końcu już coś się stało, coś się dokonało. Kobieta nie mogła zatem „uważać na siebie” post factum. I dlaczego tamten lub tamta powtarzał stale te same słowa?

– Powiedziała pani „tamten” lub „tamta”. Nie był to zatem głos, który jednoznacznie można było przypisać mężczyźnie lub kobiecie?

– Równie dobrze mógł być jednym i drugim – odparła pani Danuta.

– Kiedy zaczęła się pani zastanawiać nad tym głosem, czy przyszło pani do głowy, że słyszy go w sytuacjach stresogennych, kiedy psychika jest bardzo napięta i pełna różnorodnych emocji?

W jakimś stopniu uznałam za normalne, że anioł zwraca się do mnie z przesłaniem w najważniejszych dla mnie momentach życia – wzruszyła ramionami.

– Kiedy odezwał się po raz kolejny?

– Gdy odrzuciłam oświadczyny ówczesnego chłopaka. Nie pasowaliśmy do siebie. To było bardziej seksualne niż psychiczne zafascynowanie drugą osobą. A teraz sobie myślę, że tamto poronienie uchroniło mnie przed nieciekawym życiem z człowiekiem, który już wówczas zaczynał ćpać.

Z kolejnych słów pani Danuty wynikało, że przez ostatnie pięć lat głos w jej głowie zaczął pojawiać się coraz częściej. Z czasem też zaczęły poprzedzać go bóle głowy.

– Kiedy za trzecim razem dopadł mnie ten ból, postanowiłam coś z tym zrobić. Poszłam do lekarza. Nie wspomniałam nic o głosie, gdyż bałam się, że zostanę wzięta za wariatkę. Opowiedziałam jedynie o silnych bólach głowy, którym towarzyszy światłowstręt. Lekarz orzekł, że zaczynam cierpieć na klasyczne migreny. A kiedy mnie dopadnie kolejna, mam leżeć w zaciemnionym pokoju i łykać lekarstwa.

– Poprosił o zrobienie jakichś badań?

– Ogólnych, czyli morfologii. Żadnych nieprawidłowości. Ale potem coś się zmieniło – przerwała na chwilę i przełknęła ślinę. – Dwa tygodnie temu, gdy leżałam unieruchomiona bólem, usłyszałam znany głos, który tym razem powiedział coś innego: „Uważaj na siebie. To będzie ważny dzień w twoim życiu. Jesteś coraz bliżej. Dziewczynka powie ci resztę”.

– Jaka dziewczynka? – wyrwało mi się.

– Nie mam zielonego pojęcia. Dlatego przyszłam do pana. Co mam robić?

Przez następne pół godziny wypytywałem panią Danutę o wszystkie objawy związane z rzekomymi migrenami. Dowiedziałem się między innymi o sygnałach czucia powierzchniowego skórnego, czyli bólu choćby przy przekręcaniu się na bok, gdy koszula nocna tarła o skórę pacjentki. 

Moim zdaniem potrzebna jest jak najszybsza operacja

W końcu uznałem, że źródło dolegliwości tkwi gdzie indziej. Wypisałem pani Danucie skierowanie na tomografię mózgu z kontrastem. Powiedziałem, że sprawa jest pilna, więc dziewczyna wykupiła prywatne badanie. Dwa tygodnie później stawiła się u mnie z wynikami. Moje podejrzenia się potwierdziły. Pacjentka miała guz. Najwyraźniej rósł on przez lata.

Aktywował ucisk na określone partie mózgu w chwilach ciężkiego stresu, którym były niewątpliwie komunia święta, matura czy poronienie; stres adekwatny do wieku i rozwoju emocjonalnego dziecka, dorastającej dziewczyny i kobiety. W literaturze medycznej znanych jest wiele przypadków, kiedy guz uciskający pewne fragmenty mózgu wywoływał wizje, sprawiał, że człowiek słyszał głosy, muzykę, czuł dziwne zapachy. Takich ludzi kiedyś traktowano jako obłąkanych lub świętych. Często umierali młodo, bo guz się rozrastał i w końcu ich zabijał. A można było ich uratować, wycinając agresora.

Ostatnie objawy, które się uzewnętrzniły u pani Danuty, wskazywały na to, że potrzebna jest w miarę szybka interwencja chirurgiczna. Dlatego zleciłem wykonanie badania pozwalającego ocenić położenie guza w stosunku do naczyń i ich drożność. Dzięki temu można ułatwić przyszłe planowanie zabiegu operacyjnego. Pani Danuta była wystraszona diagnozą. Uspokoiłem ją, że jeśli wszystko pójdzie dobrze, to za jakiś czas zapomni o dotychczasowych dolegliwościach.

– Jeśli – powiedziała z naciskiem. – A jeśli się nie powiedzie? Jakie najczęściej występują powikłania w tej chorobie?

– Nie da się jednoznacznie odpowiedzieć na pani pytanie.

– Proszę coś wybrać.

Westchnąłem. To jak z czytaniem ulotki lekarstwa – jest tam tyle zastrzeżeń i możliwych powikłań, że nawet zwykła aspiryna wygląda przerażająco. 

– Na przykład ostry zawał mięśnia sercowego. Zdarza się, kiedy w czasie operacji pacjent traci dużo krwi.

– Co mi pan radzi zrobić?

– Znam bardzo dobrego lekarza, który mógłby panią skonsultować. Myślę, że byłoby dla pani dobrze, gdyby dobry specjalista sprawdził moje ustalenia.

– Nie jest pan ich pewien.

– To raczej pani powinna uzyskać pewność, że zabieg operacyjny w tym wypadku jest niezbędny. No i czy ten guz w ogóle jest operacyjny. Wypiszę pani namiary na lekarza, a sam zadzwonię, żeby możliwie jak najszybciej się z panią zobaczył. Tylko że on mieszka w Krakowie, więc będzie musiała pani wziąć dzień wolny od pracy.

Pacjentka zgodziła się z moją sugestią. Ja wydzwoniłem przyjaciela i umówiłem spotkanie. Kiedy wreszcie zbierała się do wyjścia, nieoczekiwanie spojrzała na mnie, a w jej spojrzeniu błysnęło zdecydowanie.

– Jeszcze chciałam o czymś porozmawiać – wróciła na swoje miejsce. – Dwa dni temu poszłam do naszego proboszcza. Powiedziałam mu o głosach.

– I co on na to? – zaciekawiłem się.

– Uznał, że może to być objaw choroby psychicznej, choć niekoniecznie. Historia Kościoła wskazuje, że niekiedy ludzie słyszą ostrzeżenia. Często jednak je lekceważą.

– O jakim ostrzeżeniu pani wspomniała?

– Kiedy poprzednim razem wychodziłam z pana gabinetu, znowu usłyszałam ten głos: „Uważaj na siebie. To będzie ważny dzień w twoim życiu. Jesteś coraz bliżej. Dziewczynka powie ci resztę. Nie lekceważ ostrzeżenia o pociągu”.

Pacjentka była przejęta. Sądziła, że siła wyższa za jej pośrednictwem chce przekazać innym ostrzeżenie. To bardzo przypominało inne przypadki pacjentów z guzami mózgu. Problem tkwi w tym, że tak naprawdę nie patrzymy na świat przez obiektywne „okienko”, że się tak wyrażę. Świat tak nie wygląda – my widzimy jedynie to, co przetworzył dla nas mózg. I jeśli coś pojawia się bezpośrednio w mózgu, nie jesteśmy w stanie tego odróżnić od sygnałów świata zewnętrznego, które mózg przetwarza. Głosy, obrazy, zapachy stworzone na przykład przez ucisk guza, są czasem bardziej realne niż cokolwiek innego. Kiedyś przeczytałem zdanie, że jesteśmy więźniami naszego własnego mózgu. I jest to przerażająca prawda.

Zginęło dwanaście osób, tak jak w dziecięcej wyliczance

Nie mogłem zostawić pani Danuty w stanie emocjonalnego rozchwiania i niepewności. Zaczęliśmy analizować ostatnie dni, o czym (jeśli pamiętała) rozmawiała w pracy ze znajomymi. Jakie informacje w prasie czytała, jakie programy oglądała w telewizji i co ją poruszyło.

– O katastrofie – nieoczekiwanie sobie przypomniała. – Na jednym z kanałów tematycznych widziałam program o największych katastrofach kolejowych. Telewizor włączyłam przypadkowo. Nigdy nie lubiłam oglądać podobnych filmów. Ten jednak całkowicie mnie pochłonął. Miałam nawet wrażenie, że to wszystko, co widzę, jest dla mnie niesłychanie ważne.

– Mamy zatem gotową odpowiedź  – uśmiechnąłem się triumfalnie. – Obejrzała pani program, który wywarł na pani silne wrażenie. W efekcie pani umysł dołączył do dotychczasowo słyszanych przez panią słów linijkę o katastrofie kolejowej. Sprawę mamy chyba rozwiązaną.

Pani Danuta uśmiechnęła się z ulgą, pożegnała i wyszła. Byłem z siebie dumny. Na dwa dni przed wyjazdem do Krakowa pacjentka zadzwoniła na mój prywatny numer. Była zdenerwowana.

– Nie powinnam jechać. Usłyszałam tę dziewczynkę. Tę, o której mówił mi głos. Szłam wtedy ulicą, gdy z mijanego podwórka doleciał do mnie głos dziecięcej wyliczanki. Dokładnie ją zapamiętałam.

„Piątego maja przejrzyj na oczy.
Już o dwunastej kolej się toczy.
Wtedy dwunastu w wagonach zginie.
Ale tragedia szybko przeminie.
I zapomni on i ty.
Raz.
I dwa.
I wreszcie trzy”… 

Kobieta urwała, a potem dodała:

– Doktorze, piąty maja jest za dwa dni. Wtedy jadę do Krakowa. Może powinnam kupić bilet na inny termin?

Wytłumaczyłem powoli i dokładnie, że jej umysł najwyraźniej szuka potwierdzenia dla wcześniej wytworzonego przez siebie przesłania. Utwierdziłem kobietę w przekonaniu, że nic jej nie grozi, że powinna wsiąść w pociąg i jechać do lekarza, gdyż jest już umówiona na wizytę.

W czwartek, 5 maja, miałem wolne. Spędzałem go w przydomowym ogródku. Jak już wspomniałem, ludzkie zadufanie i pewność siebie bywają srogo ukarane. Tak właśnie było w moim przypadku. Koło godziny czternastej w wiadomościach radiowych nieoczekiwanie usłyszałem głos spikera: „Dziś o godzinie 12.25 na stacji kolejowej Reptowo wykoleił się pociąg pośpieszny „Barbakan” relacji Świnoujście – Kraków Główny. W wyniku katastrofy śmierć poniosło dwanaście osób, a rannych zostało trzydzieści sześć.”

Moja pacjentka została ranna w głowę. Przewieziono ją do szpitala, gdzie została poddana operacji usunięcia guza mózgu. Od tamtej pory nie słyszała już żadnych ostrzegawczych głosów, a ja do dzisiaj zastanawiam się, w jaki sposób można było ocalić ludzi i nie dopuścić do tragedii. Czy to ja popełniłem błąd?