W końcu! Wreszcie mamy nasze fotografie ze ślubu i przyjęcia weselnego! Gdy kurier dostarczył paczkę od fotografa, natychmiast podałam Piotrowi kolację, a zaraz po tym, jak tylko skończył jeść, posprzątałam ze stołu i rozłożyliśmy zdjęcia...

– Spójrz, twoja ciotka Wiesia tańczy z twoim bratem – zawołałam, pokazując mężowi jedno ze zdjęć. – Wygląda na to, że to rock and roll, patrząc na ten ruch. A tutaj Aśka, Marta i Jola tańczą kankana.

– Nie kojarzę tego momentu z wesela, kiedy to się stało? – zdziwił się Piotr.

– Być może wcześnie rano – przyglądałam się z większą uwagą fotografii. –  Swoją drogą, kim jest ta pani? Nie kojarzę jej. Zauważyłeś? Ma na sobie niezwykłą suknię, taką staroświecką, niesamowitą.

– Też nie mam pojęcia, kto to jest – dokładnie przestudiował zdjęcie. – Jeśli to nie jest ktoś z twojej ani mojej rodziny, to może to ktoś z personelu?

– Nie, ponieważ wszyscy pracownicy mieli na sobie fartuszki. Ale zwróć uwagę, że jest na tej fotografii i na tej. A tutaj obserwuje nas, gdy tańczymy nasz pierwszy walc. Więc była obecna przez cały czas. Może to jednak jest jakaś nasza krewna? Musimy zapytać twoich i moich rodziców.

Mieliśmy okazję zobaczyć się z nimi w najbliższą niedzielę

– Zobacz, mamo, ta kobieta jest obecna na większości zdjęć – wskazałam na nieznajomą postać. – Przebywała ciągle w pobliżu tańczących. My jej nie znamy, ale może jest z naszej rodziny?

Matka wyciągnęła z kieszeni szkło powiększające i dokładnie przyglądała się kobiecie.

– Nie, to nie jest nasz krewny, może ze strony Piotra – podsunęła fotografię mojej teściowej. – Może to wasza krewna?

Jednak ona również temu zaprzeczyła.

– No cóż, to na pewno ten gospodarz zaprosił tam zewnętrzne osoby, może nawet swoją rodzinę, żeby się bezpłatnie zabawić i zjeść – irytował się ojciec mojego męża. – Co za afera! Musimy do nich zadzwonić!

– Ale tato, on i tak się tego nie przyzna – Piotrek starał się nieco załagodzić sytuację. – Spokojnie. Jedzenia nam nie zabrakło, a podczas rozliczania zapłaciliśmy do ostatniego grosza. Ustaliliśmy, że przyjęcie będzie na 80 osób i tyle osób opłaciliśmy, nie dostawiał dodatkowych talerzy.

Po pewnym czasie udało się nam przekonać rodziców, że nie ma sensu się denerwować, bo tak naprawdę nic złego się nie stało. Parę dni później wyruszyliśmy do znajomych, poza miasto, aby pokazać im nasze zdjęcia.

Trasa wiodła w pobliżu miejsca, gdzie odbywało się wesele

– Zatrzymajmy się tam – zasugerował Piotrek. – Skosztujemy czegoś do jedzenia, a przy tej okazji dowiemy się czegoś więcej o tej tajemniczej babeczce.

W karczmie zamówiliśmy posiłek i zwróciliśmy się do kelnera z pytaniem o właściciela.

– Akurat jest w biurze. Czy coś się stało? Czy mają państwo jakieś zażalenia?

– Nie, wszystko jest w porządku, mamy tylko prywatną sprawę do załatwienia – zapewniłam go.

Zjedliśmy obiad, uregulowaliśmy rachunek i udaliśmy się na wyższą kondygnację. Pan Witold rozpoznał nas. Kiedy wyjaśniliśmy zawiłości sytuacji i przedstawiliśmy mu zdjęcia, przez moment skupił się na ich oglądaniu, po czym stwierdził:

– Wiem, kto to jest i... nie wiem. Mogę jednak was uspokoić, że nic nie zjadła, więc nie ponieśliście żadnej straty.

– Czy mógłby pan wyjaśnić to bardziej zrozumiale? – Piotrek stał się niespokojny.

– Siadajcie, proszę – wskazał na dwie wolne fotele i rozpoczął swoje opowiadanie: – To, co powiem, może brzmieć dość absurdalnie i nieco mnie to zawstydza. Mianowicie po raz pierwszy ujrzałem zdjęcie owej kobiety, gdy nabyłem ten lokal. Przeprowadziłem w nim pewne zmiany, modernizacje... Początek dał sylwester, który okazał się całkowitym sukcesem, więc nabrałem pewności siebie i postanowiłem zająć się organizacją wesel. Już po drugim z nich napotkałem problem. Po kilku dniach pojawił się u mnie pan młody z fotografiami w ręku, oskarżając mnie o to, że odstraszałem jego gości, że to jest nie do przyjęcia, że oni będą domagać się zwrotu pieniędzy.

Pod wpływem silnych emocji, które malowały mu rumieńce na twarzy, opowiedział, jak bardzo wpłynęło na niego to oskarżenie. Dokładał wszelkich starań, aby zadośćuczynić swoim klientom. Zasugerował zatem bezpłatną kolację dla młodej pary podczas ich pierwszej „miesięcznicy”.

– Zdecydowałem się zatrudnić osobę do pilnowania wejścia podczas następnej uroczystości weselnej, aby nie dopuścić do wtargnięcia niezaproszonych gości – opowiadał właściciel lokalu. – Mimo to sytuacja się powtórzyła. Ta sama kobieta, niemająca żadnego pokrewieństwa z nowożeńcami, znowu pojawiła się na weselu, a przynajmniej widnieje na fotografiach. Nie muszę chyba mówić, że również ja nie mam z nią żadnych związków... Udało mi się jednak załagodzić sprawę z młodą parą, zapraszając ich na bezpłatną imprezę sylwestrową. W zamian poprosiłem tylko o jedno z tych zdjęć, a najlepiej o negatyw.

Zapadła mi w pamięć

Fotografię pozostawiono od razu, natomiast na sylwestrową noc dostarczono mi kliszę. Wywołałem zdjęcie i zrobiłem duże powiększenie, aby jak najdokładniej dostrzec tę kobietę. Mimo wszystko obraz okazał się nieostry, twarz niewyraźna. Jedyne co rzucało się w oczy, to jej czarne, długie włosy oraz sukienka. Co mnie zaintrygowało, to to, że po raz kolejny miała na sobie identyczną kreację. Zapadła mi w pamięć z poprzedniego zdjęcia, ponieważ była dość nietypowa, niezbyt modna, prawda? – zapytał, zwracając się do mnie.

Kiwnęłam głową, więc kontynuował swoją opowieść:

– Początkowo sam obserwowałem klientów, licząc na to, że się pojawi. Problem w tym, że często jestem w trasie, żeby zaopatrzyć lokal w towary, załatwiam różne sprawy, dlatego zwłaszcza w ciągu tygodnia rzadko bywam na miejscu. Postanowiłem więc zrobić kopie jej zdjęcia i rozdać je obsłudze, aby zwracali uwagę, czy ona się nie pojawia. Jednak nikt nie był w stanie jej zidentyfikować. Muszę wam powiedzieć – przechylił się nieco nad stołem – że nawet zacząłem wozić to zdjęcie ze sobą w samochodzie, aby zawsze mieć je przy sobie. Mimo wszystko moje prywatne dochodzenie nie przynosiło żadnych efektów, a zapytań o organizację wesel miałem mnóstwo. Osobiście sprawdzałem, kto przekracza próg, ale tej kobiety nie zauważyłem. Za każdym razem ogarniała mnie obawa, że powróci, co może spowodować niezadowolenie klientów. Miałem chwilę wytchnienia przez około dwa miesiące, a następnie niespodziewanie – bam! Spotkanie młodej pary i ich rodziców, wściekłych i gotowych do rozpoczęcia kłótni.

– Czyli nie pojawia się na każdym weselu – przerwałam.

– Początkowo podzielałem ten pogląd, ale później uświadomiłem sobie, że ta osoba być może jest obecna, tylko nie wszyscy potrafią dostrzec jej obecność. Na przykład, pan młody przegląda zdjęcia i sądzi, że to kuzynka jego żony, natomiast panna młoda zakłada, że to ktoś z rodziny jej męża, koniec kropka. Ale zdarzają się ludzie, którzy chcą zidentyfikować, podpisać imieniem i nazwiskiem każdą osobę, co prowadzi do chaosu...

Po spotkaniu z rozwścieczonymi teściami pan Witold zdecydował, że niezależnie od kosztów musi odnaleźć tę tajemniczą kobietę.

Stwierdził, że prawdopodobnie mieszka gdzieś w pobliżu

– Pewnego dnia wsiadłem do auta i udałem na wieś. Na początku odwiedziłem miejscowy pub. To tam ludzie zazwyczaj nie mają problemów z gadatliwością. Trafiłem na pewnego starego mężczyznę, który kołysał się nad kuflem piwa, więc pokazałem mu zdjęcie. Zerknął na nie i powiedział: „To Jadźka”. To były wszystkie informacje, które mi przekazał. Na szczęście zimne piwo i kiełbaski sprawiły, że stał się bardziej rozmowny. Opowiedział mi, że Jadźka, która była trochę szalona i uwielbiała wesela, mieszkała kiedyś w tej wsi. To dlatego nazywano ją czasem „weselnicą” ... Była panną i nie miała żadnej rodziny poza swoją starszą matką. Jednakże uczestniczyła we wszystkich zaślubinach i starała się za wszelką cenę dostać na przyjęcia weselne. Czasami była wpuszczana, innym razem nie. Ludzie śmiali się z niej, gdy tańczyła samotnie na środku parkietu. W końcu żaden mężczyzna nie chciał z nią zatańczyć. Nie wypadało robić tego z nieznajomą. Ale gdy już napiła się trochę alkoholu, różni mężczyźni zaczynali z nią flirtować. A potem pewnego dnia, zniknęła bez śladu. Poszukiwali jej tylko przez chwilę, ponieważ nikt nie opłakiwał jej braku. Jej matka zmarła zaledwie pół roku wcześniej, pozostawiając ją samą... Ludzie na wsi plotkowali na różne tematy – że została porwana, że uciekła na własną rękę.

Nasze zaniepokojenie rosło, kiedy słuchaliśmy tej opowieści.

– Odkryli ją po latach, kiedy kopali rów. Pozostały tylko kości i sukienka. Dokładnie taka sama, jak na tej fotografii.

Właściciel domu gościnnego wyciągnął papierosa i zapalił.

– I teraz nie wiem, co robić. Zawsze, kiedy organizuję przyjęcie weselne, mam obawy, że ktoś znowu zidentyfikuje postać na fotografii i będzie miał zastrzeżenia. A z drugiej strony informowanie o tym wszystkich gości... Co mam im przekazać? Że życzę im świetnej imprezy, ale jeśli odbiorą zdjęcia, niech się nie przestraszą, bo ujrzą upiora? – wzruszył ramionami. – Nie mam pojęcia, co powinienem zrobić. Duch co prawda nie jest groźny, jest widoczny jedynie na zdjęciach, ale potrafi narobić kłopotów.

Opuszczając karczmę dziwnie się czuliśmy. Przez dłuższą chwilę panowała cisza, a dopiero w trakcie podróży do naszych znajomych, Piotrek powiedział:

– Wiesz co? Wydaje mi się, że to pozytywny omen dla naszego związku małżeńskiego. Jeśli bowiem duch na naszym weselu dobrze się bawił, to oznacza, że musiał czuć naszą głęboką miłość.