Było mi jej żal

Znam panią Jadzię z drugiego piętra naprawdę dobrze, ponieważ była ona przyjaciółką mojej zmarłej mamy. Ta starsza kobieta mieszka w naszym budynku „od niepamiętnych czasów”. Ma dziewięćdziesiąt lat i wciąż jest w dobrej kondycji, biorąc pod uwagę jej wiek. Rok temu, kiedy otworzyłam własną firmę i zaczęłam pracować z domu (jestem tłumaczką), zasugerowałam, że mogę dla niej gotować posiłki. Dla mnie to nie stanowi żadnego kłopotu, szczególnie że gotowanie dla dwóch osób wydaje mi się bardziej sensowne niż dla jednej.

Pani Jadzia ma problemy z biodrem i dlatego długie stanie w kuchni zaczęło ją męczyć. Muszę przyznać, że dodatkowe, choć niewielkie pieniądze, były dla mnie bardzo przydatne. Po rozwodzie zostałam praktycznie bez niczego... Jadzia jednak postanowiła odmówić. Podkreśliła, że nie jest to związane z pieniędzmi, czy jakimkolwiek innym powodem, a także wyraziła swoją wdzięczność za złożoną mi propozycję.

– Ewuniu, skarbie, wkrótce znajdzie się ktoś, kto będzie mógł się mną zaopiekować  – oznajmiła tajemniczo.

„Ojej, czyżby znalazła sobie jakiegoś partnera?” – przeszło mi przez myśl.

– Kto to taki? – zapytałam, nieco niepewnie.

– To córka mojej kuzynki – odpowiedziała pani Jadzia. – Dopiero zaczęła studia w Warszawie i mieszka tam z dwiema koleżankami. Bratanica zasugerowała, że jeśli przekażę swoje mieszkanie Kasi, to w zamian Kasia będzie się mną opiekować. Będzie za mnie robić zakupy, gotować i chodzić ze mną do lekarza. Właściwie to mam jeszcze dwóch innych krewnych, ale to mężczyźni – dodała starsza pani. – Nie chcę mieć w domu mężczyzn, bo nie tylko nie mają cierpliwości do starszych osób, ale jeszcze lubią piwo...

Cały ostatni rok z jej życia mógłby być dobrym pomysłem na fabułę serialu telewizyjnego. Nawet jak uprzedzałam ją o nadchodzących kłopotach, nie zwracała na mnie uwagi. Nazywała mnie pesymistką i oskarżała o to, że nie wierzę w ludzi i rodzinne więzi. „Jakie więzi mogą być między staruszką, a jej młodą, dwudziestoletnią daleką krewną, która do tej pory mieszkała aż 150 kilometrów od Warszawy? – zastanawiałam się. – Ale to w końcu jej decyzja. Wyraziłam swoje zdanie i nie zamierzam się więcej w to mieszać”.

Pani Jadwiga nie uniknęła problemów

Akt notarialny darowizny został sporządzony u notariusza. Nieprawdopodobne, że było tam absolutnie wszystko! Pani Jadzia miała gwarancję, że dostanie dożywocie w mieszkaniu. Jej kuzynka Kasia miała prawo zamieszkiwać jeden pokój, korzystać z kuchni i łazienki, a pani Jadzia miała do dyspozycji dwa pokoje.

Kasia zobowiązała się do opieki nad staruszką, w ramach której miała do wykonania wszystkie te zadania, które opisała mi pani Jadzia. W zamian za to, mieszkanie stawało się własnością Kasi. Jednak pani Jadzia nadal miała obowiązek opłacania czynszu i rachunków za media. Jak się okazuje, stać ją było na to, ponieważ otrzymywała dość wysoką emeryturę po zmarłym mężu, który był wojskowym.

Pierwsze problemy zaczęły się tuż przed egzaminami nowej lokatorki. Co tydzień przynosiłam pani Jadwidze przeczytane czasopisma, a ona w zamian zapraszała mnie na filiżankę kawy. Tego dnia wyglądała na przygnębioną, na stole stała miska z resztkami jedzenia: ryżem z jabłkowym musem.

– Teraz Kasia nie ma ani chwili wolnego. Co prawda pracuje tylko na pół etatu, ale musi się przygotować do egzaminów – tłumaczyła zachowanie dziewczyny.

Sesja na studiach zakończyła się pozytywnie, ale zauważyłam, że starsza pani już nie jest tak entuzjastyczna, jak przed decyzją o przekazaniu darowizny.

– Aj niedbaluch ta moja Kasia – często narzekała. – Nie sprząta po sobie naczyń, pewnie myśli, że skoro jestem w domu, to z nudów powinnam to za nią zrobić. – Piżama zawsze leży na pralce, w kuchni zostawia niezamknięte szuflady i otwarte szafki. Ech, ale no w moim wieku ciężko jest przyzwyczaić się do obecności kogoś w swoim mieszkaniu.

„I co, a nie mówiłam?!” – chciało mi się wymsknąć, ale oczywiście nic nie powiedziałam.

– Jakoś się dogadacie – starałam się ją pocieszyć. – Musi pani jej tylko delikatnie zwrócić jej uwagę raz czy dwa, a na pewno zacznie po sobie sprzątać.

Jednak to była drobnostka w porównaniu do tego, co miało się wydarzyć. Pewnego dnia pani Jadzia przyszła do mnie mocno roztrzęsiona.

– Kasia przyprowadziła wczoraj swojego chłopaka i oznajmiła, że będzie z nami mieszkał – powiedziała zmartwiona.

– No dobrze, to już przecież mieszkanie Kasi. Trzeba niestety zaakceptować jej wybór. Wie pani, facet w domu też na pewno się przyda.

– Tak, raz na ruski rok wbije gwoźdź do ściany lub wymieni uszczelkę. Jeżeli oczywiście będzie umiał – pani Jadzia nie była przekonana co do zalet związanych z mieszkaniem z mężczyzną. – Cóż, muszę to zaakceptować. Ale... – zaczęła się wahać. – Chyba jednak zrobiłam coś głupiego – przyznała jakby z zażenowaniem.

Za jakiś czas pani Jadzia niemal straciła możliwość korzystania z dużego pokoju, ponieważ młodzi ciągle go okupowali. Kasia miała mały pokój, a na dodatek Paweł zwiózł swoje rzeczy. Aby poprawić humor staruszce, kupili jej telewizor do pokoju.

Na jednym lokatorze się nie skończyło

W kwestii utrzymania porządku w mieszkaniu sytuacja systematycznie się pogarszała. Pani Jadzia zwierzała mi się, że na pralce zaczęły się pojawiać różne męskie akcesoria, pod lustrem można było znaleźć rozmazaną piankę do golenia i żel do włosów i co najgorsze brudne skarpetki były porozrzucane po całym domu!

Czuła się nieswojo, kiedy z rana nieznajomy mężczyzna, chodził tylko w samej bieliźnie... Zobaczyłam, że moja sąsiadka jest coraz bardziej przygnębiona i niemal każdą wizytę u mnie kończyła, mówiąc:

– Czas odejść, pora iść na drugą stronę, Ewuniu.

Kilka tygodni od przeprowadzki Pawła, jak zawsze przyniosłam ze sobą kilka magazynów. W domu pani Jadzi panował duży ruch. Na samym środku salonu ustawione były olbrzymie torby, meble zostały przesunięte na inne miejsca, a w holu błąkała się pewna dziewczyna, która rozwieszała ubrania w szafie.                                                                      

– Proszę, niech zamknie pani drzwi – wyszeptała staruszka o ledwo słyszalnym głosie.         

– Kim jest ta dziewczyna? – cicho zapytałam, zaciekawiona.

– Jest siostrą Pawła. Ona również tu zamieszka – odpowiedziała.    

Zaskoczenie sprawiło, że opadłam na fotel. Co powinnam teraz powiedzieć tej nieszczęsnej starszej pani, której marzenia o lepszym losie i opiece w podeszłym wieku okazały się iluzją, a zamiast tego spotkały ją jedynie okropne problemy i niedogodności?

– Pani Jadwigo, istnieje możliwość anulowania tej darowizny. Przecież Kasia nie dotrzymuje umów ustalonych w dokumencie darowizny, więc jeszcze bardziej na nią nie zasługuje. Ale niestety, takie działanie można zrealizować jedynie poprzez sąd – zasugerowałam.

– Gdzie ja na starość będę chodzić po sądach. Nie mam na to ani sił, ani zdrowia! – machnęła ręką.

– Ale na pewno da się coś z tym zrobić! Na pewno... – nalegałam, chociaż kompletnie nie byłam tego pewna.

Pani Jadwiga jedynie pokręciła głową. Była załamana, a dłonie jej drżały ze stresu i nerwów. Informacje na temat nowej lokatorki nie napawały optymizmem. Zajęła pokój Kasi, a Kasia z chłopakiem przenieśli się do większego pokoju.

Traktowali ją jak zło konieczne

Młoda kobieta była zupełnie bezwstydna. Dogryzała pani Jadwidze, że telewizor jest zbyt głośno, co przeszkadza jej w nauce. Od tego momentu moja biedna sąsiadka praktycznie nie opuszczała swojego pokoju.

– Wydaje mi się, że Kasia chyba chce mnie wykończyć – narzekała, sącząc melisę, którą jej zrobiłam, żeby uspokoić nerwy.

Pewnego wieczoru nagle zadzwoniła do mnie i tylko krzyknęła:

– Niech pani zaraz do mnie przyjdzie!

Prawie zleciałam z czwartego piętra na drugie i bez pukania złapałam za klamkę. Drzwi były otwarte. W dużym pokoju wszystkie meble stały tak jak zawsze, a na kanapie siedziała pani Jadzia, z uśmiechem na twarzy.

– Paweł się wyprowadził i zabrał ze sobą siostrę! – wykrzyknęła zwycięsko. – Kasia straciła swojego partnera, a ja odzyskałam ciszę. Ach, jaka ulga, kamień z serca, kochana Ewuniu.

Z powodu tych wieści również i ja byłam ucieszona. Staruszka jakby nabrała nowych sił. Pomogłam jej uporządkować mieszkanie. Z balkonu wyrzuciłam kilkanaście butelek po piwie, a z kuchni różne kartony i pojemniki. W pokojach powycierałam kurze i umyłam podłogi mopem. Wyprasowałam jej ubrania. Doszłam do wniosku, że nie ma sensu polegać na Kasi.

– Ewuniu, słoneczko, nie chciałabym ci robić problemów, ale jeżeli ta oferta dotycząca przygotowywania dla mnie obiadu jest nadal aktualna, to bardzo chciałabym skorzystać... – powiedziała pani Jadzia.

Jednak ciągle martwię się o moją sąsiadką... Czy można nauczyć dobrego zachowania tej samolubnej gówniary?