Zawsze inni byli ważniejsi

Jestem jedną z tych kobiet, które nie narzekają. Mama zawsze mówiła, że była ze mnie duma. Gdy byłam mała, nigdy nie błagałam o darowanie mi kary, nawet jeśli po policzkach spływały mi łzy od klapsów. Nie unikałam też odpowiedzialności. Bez względu na to, czy były to sprawiedliwe oskarżenia o dziecięce przewinienia, czy nie, zawsze spokojnie odpierałam zarzuty, ale nigdy nie wskazywałam, który z moich rodzeństwa był prawdziwym sprawcą.

Robiłam to, co mi zlecono, bez ociągania, na najlepszym poziomie, na jakim potrafiłam. Zauważyłam, że mama wyznacza mi więcej zadań niż moim leniwym rodzeństwu, które stara się unikać obowiązków. W domu i szkole wszyscy wiedzieli, że jestem uczciwa i zawsze mówię prawdę. Byłam z tego dumna. Teraz rozumiem, że w stwierdzeniu: „grzeczne dziewczynki idą do nieba, a niegrzeczne – tam, gdzie chcą”, jest dużo prawdy. Przez moją dumę, uprzejmość i unikanie konfliktów, nie skorzystałam z najpiękniejszych uroków młodości.

Swoich pierwszych życiowych błędów dopuściłam się już w czasie nauki w liceum. Nie uczęszczałam na dodatkowe lekcje, które były ważne do zdania egzaminów na medycynę, ponieważ musiałam po lekcjach gotować obiad dla mojej rodziny. Nie mogłam sobie pozwolić, żeby moja mama, która i tak już miała dużo pracy, musiała brać na swoje barki jeszcze to. Nie poszłam również na moje wymarzone studia, ponieważ były one dostępne jedynie na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, a ja nie mogłam zostawić mojego domu bez mojej pomocy.

Myślałam, że mój wyjazd na studia będzie zbyt dużym obciążeniem dla budżetu rodziców. Mama starała się mnie przekonać, że sobie poradzą, ale ja stanowczo odmówiłam. Młodsze rodzeństwo jakby zmusiło mnie do wcześniejszego wejścia w dorosłość. Bez wahania zdecydowali się na studia w różnych miastach, a najmłodszy brat nawet za granicą. Tymczasem ja zostałam w domu, z rodzicami.

Widziałam w nim swoją szansę

Na pewno tkwiłabym w mojej rodzinnej miejscowości nadal, gdyby nie pojawił się mój rycerz na białym koniu, który zabrał mnie aż do dalekiej Warszawy. Karol, który przyjechał do swoich dziadków na wypoczynek, zaczął spacerować ze mną po naszym miasteczku, a wszystkie sąsiadki przestrzegały moją mamę (która ostrzegała mnie), że to może prowadzić do nieszczęścia.

On z dużego miasta, po studiach prawniczych, a ja – skromna, mało doświadczona dziewczyna. „Omami tę niewinną dziewczynę z małego miasta, złamie jej serce i zostawi” – tak mówiły mojej mamie jej przyjaciółki, na co ona odpowiadała: „Znam moją córkę. To uczciwa dziewczyna”. Tylko, że ja miałam już dość tego, że wiecznie byłam grzeczna, uczciwa i posłuszna. Zdałam sobie sprawę, że wpadłam w pułapkę swoich głupich reguł, wręcz obrzędów. Bałam się, że nigdy nie zdołam się przełamać, żeby nawiązać kontakty z innymi ludźmi.

Karol potrafił mnie rozbawić jak nikt inny. Przekonywał mnie, że można żyć bez wielkich trosk i wszystkich tych zmartwień. Pod koniec lata zaprosił mnie do stolicy, ale oczywiście nie zdecydowałam się na to. Potem w swoim pokoju przez długi czas wypłakiwałam się w samotności, bo miałam wrażenie, że przepadła mi jedyna okazja, aby uciec z miejsca, w którym utknęłam.

Karol nie zraził się moją decyzją. Kolejnego dnia pojawił się i zaproponował żebyśmy się przeszli, jakby nic się nie stało. Skierowaliśmy się w stronę rzeki. Gdy spojrzałam w jego przepiękne, brązowe oczy, zdałam sobie sprawę, że jestem w nim zakochana. Kiedy Karol przeszedł od pocałunków do czegoś więcej, odrzuciłam wszelkie wahania i... po raz pierwszy uprawialiśmy miłość.

Czułam, jakbym tamtego dnia narodziła się jako zupełnie nowa osoba. Karol po raz kolejny zaproponował wspólną podróż do Warszawy i tym razem przyjęłam jego propozycję. Obawiałam się jedynie reakcji moich rodziców. Jak się później okazało, moje obawy były uzasadnione. Kiedy wyjawiłam im swoją decyzję, mama zaczęła płakać, a tata wpadł w szał.

Nawet wtedy, kiedy moja młodsza siostra tuż przed egzaminem dojrzałości oświadczyła, że spodziewa się dziecka, ich reakcja nie była aż tak intensywna. Później mama tłumaczyła, że informacja o moim wyjeździe w nieznane z prawie nieznajomym mężczyzną, była dla nich dużym szokiem.

Chciałam studiować, ale... to były tylko marzenia

Mimo obaw moich rodziców i lokalnych plotkarek, Karol wcale nie był złym człowiekiem. Wręcz przeciwnie – był uprzejmy, troskliwy i zakochany. Wzięliśmy ślub i w ciągu kilku lat staliśmy się rodzicami dwóch chłopców. Od momentu kiedy przeprowadziłam się do Warszawy, chciałam studiować. Ale Karol, mimo że nie robił nic, co mogłoby zniszczyć moje marzenia, nie popierał zbytnio tego pomysłu.

– Nie potrzebujesz żadnej teoretycznej wiedzy. Mogę ci zapewnić pracę w mediach czy reklamie, tam szybko się wszystkiego nauczysz – przekonywał, jednak nigdy nie wywiązał się z obietnicy. – Przecież ja zarabiam wystarczająco dużo. Naprawdę nie musisz pracować, ale jeśli tego chcesz, to nie będę ci przeszkadzał – dodawał.

Miałam pełne ręce roboty z dwoma energicznymi synami i domem. Czasami jednak pojawiały się wątpliwości: „Co ze mną będzie, kiedy się zestarzeję? Czym będę się zajmować, gdy chłopcy dorosną?”. Marzyłam też o poznaniu nowych osób, nawiązaniu nowych znajomości, innych niż te, które zawdzięczam mężowi. Moją jedyną przyjaciółką była dziewczyna z sąsiedztwa. Kasia miała syna, który był w podobnym wieku co mój Antek, i chłopcy często spędzali czas razem. Katarzyna była osobą lękliwą i lubiła, gdy mogła podzielić się z innymi swoimi lękami.

– Co się z nami stanie, jeśli nasi mężowie znajdą sobie młodsze partnerki? Będą mieli młode kobiety, a my zostaniemy same? – wieszczyła.

– Spokojnie, nie musi tak się stać – próbowałam ją uspokoić, jednocześnie uspokajając siebie.

– Gdzie ja znajdę pracę jeśli zostanę na lodzie, z tym moim starym dyplomem, który i tak nigdy mi się na nic nie przydał? – narzekała.

A ja nawet nie miałam dyplomu... To nieustanne straszenie niepewnym jutrem sprawiło, że zdecydowałam postarać się o jakiekolwiek konkretne wykształcenie, chociażby licencjat. „Dam radę przez trzy lata” – pomyślałam i zapisałam się na studia zaoczne z projektowania ogrodów. Ale musiałam je rzucić po pierwszym semestrze. Nie dałam rady z nauką i obowiązkami.

– Widzisz. Nawet bez studiów jesteś obciążona – zauważył Karol.

Wszystko wróciło do normalności: mój mąż wracał z pracy, a ja troszczyłam się o niego, naszych synów i dom.

Bardzo mnie zraniła ta zdrada

Pewnego dnia... Przypadkiem wzięłam do ręki telefon męża. Chciałam mu go tylko podać, ale niewprawnie go chwyciłam i włączył się głośnomówiący.

– Zaraz wezwę męża – powiedziałam.

– Nie ma takiej potrzeby – usłyszałam kobiecy głos. – Cieszę się, że w końcu mamy okazję porozmawiać. Karol jest uroczy, ale to tchórz. Boi się przyznać, że kocha tylko mnie i chce być ze mną.

Na początku nie mogłam pojąć, co się dzieje. Dopiero po chwili zrozumiałam znaczenie tych słów. Byłam w szoku. Karol ma inną kobietę! Mój mąż, usłyszawszy te słowa od nieznajomej, wyrwał mi telefon z rąk.

– Co to za głupoty! – zawołał do słuchawki i szybko zakończył rozmowę.

Następnie próbował mnie zapewnić, że to nic wielkiego, tylko niewinne zaloty, nieformalny romans. Mówił, że nie planuje odejść ode mnie i że w zasadzie nie zdradził mnie.

– Przystojny mężczyzna i piękna kobieta zawsze prowadzą między sobą pewną grę. To nic złego. Wciąż cię kocham. Nie opuszczę cię – mówił, głaszcząc mnie po ramionach.

Aż tak bardzo, że ostatecznie zdołał mnie przekonać, że wszystko, co mówiła wtedy tamta kobieta, to kłamstwo. Niemniej jednak, choć można zmylić innych, nie da się oszukać samej siebie. Karol przekroczył pewną linię i, utrzymując jedynie pewną fasadę, prowadził życie jak uwodziciel. Próbowałam przekonać siebie, że mogę żyć, wiedząc, że nie jestem jedyną kobietą w życiu mojego męża. Ale w rzeczywistości nie mogłam.

Poczucie ciągłego, psychicznego zmęczenia było ogromne. Nie przyznałam się do tego, co działo się w moim związku, nikomu – ani rodzicom, ani mojej najlepszej przyjaciółce. Szczególnie starannie ukrywałam tę tajemnicę przed naszymi synami. Chciałam, aby ich dzieciństwo było normalne i radosne.

Po pierwszej były kolejne

Karol po upływie roku otwarcie mi przyznał, że kocha jednocześnie dwie osoby: mnie i pewną kobietę (nie była to jednak ta, z którą wcześniej prowadziłam rozmowę).

– Musisz zdecydować – odpowiedziałam spokojnie, zachowując swój stary styl, utrzymując pełną kontrolę nad emocjami.

– Nie potrafię – odpowiedział Karol ze smutkiem na twarzy. – Kocham was obie.

– W takim razie powinieneś się wyprowadzić – odparłam stanowczo.

– Wyrzucasz mnie? – prawie jęknął.

– Nie. Chcę, żebyś podjął decyzję. I wyjaśnił to dzieciom.

– Dobrze – odpowiedział Karol.

Po naszej dyskusji wyszłam na balkon. Potrzebowałam oddechu, nieco miejsca dla siebie. Rozsiadłam się na wiklinowym krześle, przyglądałam się drzewom w pobliskim parku i zastanawiałam się, co będzie się działo dalej. W moim umyśle panował bałagan, myśli goniły jedną za drugą, byłam cała w nerwach. Po pewnym czasie, kiedy w końcu się uspokoiłam i wróciłam do mieszkania, zauważyłam chłopców zanurzonych w grze komputerowej.

– Tatuś musiał gdzieś na chwilę wyjść. Pewnie coś w pracy – oznajmił Antek, gdy mnie zobaczył.

Krzyś nawet nie oderwał oczu od komputera... Więc mój mąż nie miał odwagi, żeby przyznać się naszym dzieciom, skłamał im i zniknął. Jeśli to nie rozwód, to co? Może to jednak separacja... Dwa dni później zadzwonił.

– Musimy porozmawiać. Zjawię się na obiad – oznajmił bez zbędnych słów.

Chciał mnie sobie kupić

Zanim zdążyłam zaprotestować, rozmowa się zakończyła. Może to nawet lepiej” – pomyślałam. „Na pewno już przemyślał co dalej: przeprowadzkę, rozwód...”. Jednak nie było tak jak myślałam! Przy kolacji Karol oznajmił, że nie jest fanem spaghetti, które ugotowałam. To wyprowadziło mnie z równowagi i gdyby nie obecność dzieci, nie umiałabym opanować swojego gniewu. Najchętniej wrzasnęłabym mu, że nie mam zamiaru mu dogadzać.

Następnie Karol zabrał chłopaków do wieczornej kąpieli, a potem jak gdyby nigdy nic, usiadł na sofie. Sądziłam, że zaraz zaczniemy rozmawiać, ale włączył telewizję i po chwili już drzemał.

– Obudź się, pakuj się! – obudziłam go bezceremonialnie.

– Dziwnie się zachowujesz – stwierdził, rozciągając się. – Przecież to mój dom...

– A co jeśli tamta kobieta się dowie, że tu wpadasz na drzemkę?

Nie ma żadnej innej kobiety – rzucił słodkim spojrzeniem.

Ale już nie byłem w stanie mu zaufać.

– Domyślam się, że chcesz rozwodu? – zapytałam.

– Absolutnie nie – odpowiedział z oburzeniem. – Zawsze będziesz dla mnie żoną. Mamy dzieci, dom, konto bankowe, a tu jest dla ciebie nowa karta kredytowa, abyś się nie obawiała. Wydawaj z niej, ile tylko zechcesz.

– Nie obawiasz się, że cię wydoję z pieniędzy? – zapytałam z ironią.

– Nie – powiedział poważnie. – Wiem, że jesteś uczciwą osobą.

Już paręnaście lat minęło od tamtego momentu. Chłopaki stali się mężczyznami i wyprowadzili się z domu. Do rodzinnego gniazda wracają tylko na święta czy czasem na weekendy. To ja przekazałam im informację, że już nie jestem z ich tatą. Tak, rozstaliśmy się, ale słowo rozwód nigdy nie padło.

Na początku myślałam, że dobrze zrobiłam, zostając z nim. Przecież bycie żoną Karola zapewniało mi godne życie. Ale były też momenty upokorzenia. Czasami zdarzało się, że nie było pieniędzy na koncie bankowym, z którego mogłam korzystać, co bardzo dziwiło Karola. Wówczas zdałam sobie sprawę, że mój mąż jest hojny nie tylko dla mnie, ale i dla innych kobiet. Było to bolesne, ale nie byłam w stanie się sprzeciwić... Przez lata oczekiwałam, że Karol zasugeruje rozwód, ale nigdy tego nie zrobił.

Razem, a jednak osobno

Zrozumiałe, że moi rodzice w końcu zorientowali się, w jakiej jestem sytuacji. Sądziłam, że będą zadowoleni, że nie rozstajemy się, ponieważ są katolikami, ale ku mojemu zdziwieniu, uznali, że taki stan nie jest niczym normalnym.

– Przez to, że jest taki niezdecydowany, zmarnowałaś sobie życie – kpiła matka. – Może byś spotkała kogoś innego.

– Nie chcę spotykać nikogo innego – odpowiadałam, ponieważ byłam całkowicie utwierdzona w tym przekonaniu.

Teraz sama nie jestem pewna. Mam męża. Powinniśmy świętować srebrną rocznicę, ale przecież od lat nie mieszkamy razem, więc to nie jest prawdziwe małżeństwo. Od dawna nie korzystam z jego kart kredytowych. Znalazłam sobie własną pracę. Nie jest może szczytem marzeń, ale lubię ją: jestem bibliotekarką. Mam dużo czasu na zastanowienie się nad różnymi rzeczami.

Zrozumiałam, że najpierw ukryłam się w domu moich rodziców, a następnie schowałam przed światem w małżeństwie z Karolem. Bałam się życia i nigdy nie doświadczyłam go naprawdę. Nie jestem pewna, czy nie jest już za późno na zmiany. Ale może znajdę w sobie odwagę? Choć nie zacznę nowego rozdziału w życiu bez zakończenia starego, a to oznacza rozwód z Karolem.