Nie mogę dogadać się z Martyną, wiecznie coś jej się nie podoba – powiedziałam do męża, nasłuchując burzliwej wymiany zdań, jaka dobiegała z pokoju starszej córki. – Wiesz, co ostatnio mi powiedziała, kiedy poprosiłam, by zajęła czymś siostrę? „Nie jestem niańką, nie muszę się nią opiekować”.

– Nie pierwszy raz to słyszę – mruknął zdziwiony Tadeusz. – Martyna ma piętnaście lat, Zuzia tylko osiem, a to duża różnica wieku.

– Która nie usprawiedliwia takiego zachowania. Nie prosiłam o wiele, najwyżej pół godziny. Tyle cennego czasu chyba mogła poświęcić siostrze? Ostatnio stała się niemożliwa.

– Nie tylko ona. Mała też dolewa oliwy do ognia – ujął się za Martyną Tadeusz. – Dziewczyny za dużo przebywają we własnym towarzystwie. 

Zdenerwowałam się. Co on mówi? I to ma być usprawiedliwienie? Był jedynakiem, nic nie wiedział o więzach, które łączą, lub powinny łączyć rodzeństwo, niezależnie od sytuacji.

– Są siostrami, muszą się wspierać i kochać, tylko nie wiem, jak je tego nauczyć… Co robimy źle?

– Może po prostu trzeba poczekać? 

– Tadeusz zerknął jednym okiem w telewizor. Chciał obejrzeć film, ale dziewczyny tak się kłóciły, że trzeba było do nich zajrzeć. Poszedł, bo ja już dziś swoje z Martyną przeszłam, nie miałam siły na kolejne starcie.

Chciałam, by się wspierały

Źle się ostatnio u nas działo. Martyna i Zuzia żyły na siostrzanym wulkanie pełnym złości i ciągłych nieporozumień. Martwiłam się, co z nami będzie. Jak sprawić, żeby siostry się kochały? Jeszcze do niedawna pytanie wydawałoby mi się irracjonalne. Rodzina to rodzina, siła nierozerwalnych więzi, które po prostu istnieją, są niekwestionowane. Rodzina to wyrozumiałość, moc wybaczania i bezwarunkowa miłość. Daje oparcie, pewność, że obok są i będą ludzie nam najbliżsi, dla których jesteśmy najważniejsi.

Kto nas lepiej zrozumie niż brat czy siostra? W dzieciństwie trochę się przepychamy, kłócimy się i godzimy, uczymy ustępować sobie nawzajem, wybaczać i to jest najlepsza szkoła życia, jaką możemy dostać. Potem stajemy się najlepszymi przyjaciółmi, więź między rodzeństwem jest prawdziwym darem. 

Tak uważałam, bo miałam podobne doświadczenia. Byłam najmłodsza z trojga rodzeństwa i uważałam, że miałam wspaniałe dzieciństwo. Tego samego chciałam dla moich córek, ale szło mi opornie. Martyna głośno protestowała przeciwko obecności Zuzi, bałam się nawet pomyśleć, że nie lubi małej, ale wszystko na to wskazywało. Twierdziła, że Zuzia ciągle się koło niej kręci, wymyślała różne sposoby, by ją do tego zniechęcić. A przecież były rodzeństwem! Nie tak to powinno wyglądać.

Nie rozumiałam tego

Przymykałam oczy na to, co się dzieje, bo co mogłam zrobić? Modliłam się o to, by dziewczyny odnalazły siostrzaną więź, a ja sposób na zażegnanie wiecznego konfliktu, który niszczył naszą rodzinę. Tadeusz starał się pomóc, jak umiał, ale nie miał pojęcia, co się dzieje między naszymi córkami. Ja zresztą też nie, chociaż nieustannie myślałam, jak sprawić, by Martyna przestała reagować zniecierpliwieniem na obecność młodszej siostry.

Zuzia ją uwielbiała, naśladowała we wszystkim i nie odstępowałaby jej na krok, gdyby siostra wciąż nie zatrzaskiwała jej drzwi przed nosem. Martyna robiła, co mogła by odizolować się od małej. Strasznie mnie to bolało i dlatego starałam się zainteresować ją siostrą, licząc, że stosunki między nimi wreszcie się ułożą.

Powinna czasem jej ustąpić

Tadeusz wrócił zadowolony, w pokoju Martyny zapanowała względna cisza.

– Jak tego dokonałeś? – spytałam.

– Poprosiłem Martynkę o ratunek, nie mogła odmówić – sięgnął po pilota i przełączył telewizor na inny kanał. – Szczególnie że najpierw ja ją uratowałem z łapek Zuzi. Mała się nudzi, więc zajęła się siostrą, coś tam chciała, potem nabrała ochoty na jej bransoletkę, a jeszcze potem…

– Nie kończ – powiedziałam błagalnie. – Zuzia chciała, żeby Martyna poświęciła jej trochę uwagi, ale ona oczywiście nie miała na to ochoty.

Tadeusz spojrzał na mnie.

– Mniej więcej, chociaż ja bym tak tego nie ujął. Wydawało mi się, że Martynie należy się odrobina prywatności, więc zagoniłem Zuzię do odrabiania lekcji.

– Prywatności? Martyna jest starsza, powinna opiekować się siostrą, nic jej by się nie stało, gdyby od czasu do czasu jej ustąpiła – parsknęłam. – Jesteśmy rodziną. Co by było, gdybym ja zażądała, by nie naruszać mojej osobistej przestrzeni?

– Nie wyobrażam sobie tego – Tadeusz wyciągnął do mnie rękę.

– A widzisz. To samo dotyczy dziewczynek – odparłam.

– Nie jestem pewien – mruknął opornie. – Dlatego wyciągnąłem Zuzię z pokoju Martyny i posadziłem do komputera. No i okazało się, że muszę przejść kurs informatyczny. Zdalna szkoła to jakaś masakra, mówię ci. Ale dałem radę, po czym poległem na dziwnych pytaniach z matematyki. Dlatego zawołałem na pomoc Martynę, no i teraz obie siedzą zgodnie przed ekranem. To znaczy nie wiem, czy zgodnie, ale przynajmniej się nie kłócą, a to już coś.

Byłam zła na starszą córkę

Spokój trwał najwyżej godzinę. Zuzia szybko uwinęła się z lekcjami i przybiegła do nas. Po chwili zajrzała także Martyna.

– Dopilnowałam jej lekcji, czy mogę teraz wziąć się za własne? – spytała prowokująco.

Boże, przebacz, ale kiedy tak się zachowywała, wzbierały we mnie niechciane uczucia. Kochałam ją, to oczywiste, ale budziła we mnie gniew, który nie zawsze byłam w stanie opanować.

– Dziękuję, że tak się poświęciłaś, mam nadzieję, że za bardzo nie ucierpiałaś, pomagając siostrze – rzuciłam z przekąsem.

– Ja jej nie prosiłam, to tata – włączyła się Zuzia, czując, że stała się zarzewiem konfliktu.

– Nie kłóćcie się – wystosował błagalny apel Tadeusz.

Gniew na Martynę zaślepił mnie, przestałam się kontrolować. Nagle poczułam, że muszę jej wygarnąć.

– Stałaś się nie do zniesienia, nie poznaję cię – zaczęłam z impetem, ignorując przerażone spojrzenie Tadeusza. – Robisz łaskę za każdym razem, gdy o coś cię poproszę, pięć minut spędzone z Zuzią jest dla ciebie problemem. Tak dłużej być nie może. Albo się zmienisz, albo…

– Albo co? – spytała zaczepnie Martyna. – Mogę się wyprowadzić do cioci, jeśli ci nie pasuję. Ona mnie rozumie. Mówiła, że miała tak jak ja, też nie mogła się ciebie pozbyć nawet na chwilę, jak ja młodej. A ty ją jeszcze na mnie napuszczasz. Mam jej przypilnować, zrobić z nią lekcje, pobawić się i nie wiadomo, co jeszcze. Zuzia ciągle siedzi u mnie.

– Jesteś jej starszą siostrą – rzuciłam, zastanawiając się, o której cioci mówiła Martyna. Mam dwie siostry, obie starsze, bardzo się kochamy, spędziłam z nimi cudowne dzieciństwo. To niemożliwe, żeby którakolwiek z nich żaliła się na moją ciągłą obecność.

– Jestem jej siostrą, nie matką, nie rozumiem, dlaczego muszę się nią opiekować – Martyna postanowiła wystrzelić z największej armaty.

Zarzucała mi, że się obijam, przerzucając na nią wychowanie najmłodszego dziecka? Co za niedorzeczność! Nie od razu znalazłam odpowiedź. Martyna, czując, że przegięła, umknęła do swojego pokoju, zostawiając mnie z zamętem w głowie. Nigdy wcześniej się tak nie przemówiłyśmy, byłam przerażona. Tadeusz też nie miał wyraźniej miny, Zuzi zbierało się na płacz. Martynie udało się skutecznie zburzyć spokój rodziny. Byłam ciekawa, czy to ją wreszcie zadowoliło.

Martyna zniknęła

Zajęłam się młodszą córką, musiałam ją uspokoić, pocieszyć, wysłuchać. Tadeusz poszedł do naszej buntowniczki, ale wrócił i oznajmił, że Martyna się zacięła. Nie chce rozmawiać, zbyła go półsłówkami i nic nieznaczącymi zapewnieniami.

– Jakoś nie wierzę, że wszystko jest w porządku – powiedział zaniepokojony. – Może zamiast niej porozmawiam z tobą. Od dawna widzę, że nie możesz znaleźć wspólnego języka z Martyną, często się na nią złościsz. Dlaczego tak się dzieje?

– Przesadzasz – zbyłam go. – Nie przejmuj się, Martynie do jutra przejdzie.

Naprawdę tak myślałam, nie czułam, że popełniam błąd, byłam pewna, że panuję nad sytuacją. Wciąż byłam zła na starszą córkę, a gniew zaślepia, nie pozwala dostrzec tego, co naprawdę się dzieje. Wczesnym rankiem obudziła nas Zuzia, która odkąd nie musiała wstawać rano do szkoły, budziła się jeszcze wcześniej. Wpakowała się do naszego łóżka, łaskocząc mnie w nos.

– Martyna zniknęła – oznajmiła scenicznym szeptem, kiedy tylko otworzyłam oczy.

Zuzia miała bogatą wyobraźnię, więc specjalnie się nie przejęłam tym, co powiedziała.

– A dokąd się udała? – spytałam, licząc, że Zuzia zagłębi się w opowiadanie o krainie wróżek a ja złapię jeszcze trochę snu.

– Nie wiem, jej łóżko jest puste – oznajmiło nasze młodsze dziecko, całkowicie mnie rozbudzając.

Rozrzucona pościel wyglądała, jakby Martyna przed chwilą wstała i poszła do łazienki, ale nigdzie jej nie znalazłam.

– Zniknął jej szkolny plecak – dorzucił Tadeusz, rozglądając się po pokoju córki.

– I telefon – pisnęła Zuzia. – Mamo, dokąd ona poszła?

– Mówiła coś o cioci – przypomniał sobie Tadeusz.

Siostra stanęła w jej obronie

Ledwie świtało, ale to nie powstrzymało mnie przed postawieniem na równe nogi Anki, mojej najstarszej siostry. Nic nie wiedziała o Martynie, więc zadzwoniłam do Klaudii. Długo nie odbierała, a kiedy się odezwała, była zdyszana, jakby biegła.

– Jest, jest! – zawołała, nim się odezwałam. – Siedziała w ogrodzie, czekając, aż się pobudzimy, nie chciała robić kłopotu. Zgarnęłam ją, to prawdziwy cud, że akurat nie mogłam spać i wyjrzałam przez okno. Zaraz jej zrobię śniadanie i pogadamy.

– Nie trzeba, przyjadę po nią. Też chciałabym z nią porozmawiać, i to bardzo poważnie – rzuciłam zdenerwowana. – Wiesz, co przez nią przeszliśmy? O mało zawału nie dostałam, jak zobaczyłam, że wymknęła się z domu.

– Nie fatyguj się, i tak ci jej na razie nie oddam – powiedziała stanowczo Klaudia. – Trochę już się dowiedziałam i wcale mi się to nie podoba.

– Zachowanie Martyny przedstawia ostatnio dużo do życzenia – zgodziłam się.

– Mówię o tobie, nie o niej – huknęła Klaudia. – Co ty wyprawiasz? Zapomniałaś, że masz dwie córki, i skupiłaś się na młodszej, przenosząc część obowiązków rodzicielskich na starszą. Martyna ci o tym mówiła, ale jej nie słuchałaś.

– Uważasz, że nie powinna pomagać matce? – zaperzyłam się.

– Nie w takim stopniu. Czy wiesz, że ona nie ma kiedy zająć się lekcjami? Obecność młodszej siostry jest bardzo absorbująca, ale co ty o tym możesz wiedzieć… Byłaś w końcu najmłodsza z nas trzech.

Zaległo się we mnie podejrzenie, że rozmawiam z właściwą ciocią, tą, która powiedziała Martynie, że nie mogła się ode mnie opędzić.

– Starsze dzieci pomagają przy młodszych. Zajmowałyśmy się tobą we dwie, więc było łatwiej – dokończyła Klaudia, potwierdzając mój domysł.

– Nie wiedziałam, że wam aż tak przeszkadzałam – powiedziałam sztywno.

Klaudia się roześmiała.

– Aż tak to nie, ale wiesz, jak to jest. Młodsze rodzeństwo bywa utrapieniem. Ja tam się cieszę, że dorosłaś – zachichotała. – Pomyśl o tym, kiedy będziesz wysyłała Zuzię do Martyny. To dobrze, że uczycie ją, by opiekowała się siostrą, ale małą też trzeba sporo nauczyć. Zuzia zbyt mocno zabiega o jej uwagę i głośno się jej domaga. Czy uważasz, że Martyna za każdym razem musi jej ustępować?

Nagle zabrakło mi odwagi

Chciałam rzucić tradycyjne „tak, bo jest starsza”, ale nagle pomyślałam o sprawiedliwości. Czy traktowałam tak samo obie córki? Raczej nie, więcej wymagałam od Martyny, zupełnie jakby była dorosła. A przecież była dzieckiem, moim dzieckiem. Ostatnio głównie złościłam się na nią, pozwoliłam, by zawładnął mną gniew. Martyna próbowała po swojemu powiedzieć, co czuje, a ja nie chciałam z nią rozmawiać. Uważałam, że mam rację, a ona musi wypełniać moje polecenia.

– Porobiło się, nie wiem, co zrobić… – zwierzyłam się Klaudii.

– Od czego masz siostrę? Nie dam ci zginąć. Jeśli jesteś gotowa do rozmowy z córką, przyjedź. Martyna czeka.

Mało czego bałam się w życiu tak jak spotkania z rodzonym dzieckiem. Miałam przeczucie, że wiele od niego zależy. Pojechałam na nie sama. Pchnęłam furtkę, weszłam do ogrodu siostry i usiadłam na ławeczce, bo zabrakło mi odwagi, by wejść do domu. Chciałam się zastanowić, co powiem Martynie, ale nie zdążyłam. Klaudia musiała mnie zauważyć, bo otworzyła drzwi, żeby mnie zawołać.

– Daj mi jeszcze chwilę, muszę się zebrać w sobie. Nie tak łatwo przyznać się przed córką do błędu – poprosiłam, nie odwracając głowy.

– Już nie musisz, słyszałam – zamiast Klaudii stanęła przede mną Martyna. 

– Teraz już wiesz, o co mi chodziło z Zuzią? Miałam jej dość nie dlatego, że jej nie lubię…

– Wiem – przerwałam jej pośpiesznie. – Klaudia wszystko mi powiedziała. Często z nią rozmawiasz – dodałam z odrobiną zazdrości.

Musiałam przyznać się do błędu

Martyna wzruszyła bezradnie ramionami. Miała tylko piętnaście lat, nie umiała dobrze wyrażać tego, co czuje.

– Klaudia potrafi słuchać – wyręczyłam ją.

– No! – ożywiła się Martyna. – Od razu zrozumiała, dlaczego wściekam się na Zuzię. A właściwie to na ciebie – dodała prawdomównie.

Objęłam ją i przyciągnęłam do siebie. Trochę się opierała.

Byłam dla ciebie niesprawiedliwa, wybaczysz mi? – szepnęłam w potargane włosy mojego dziecka. – Od dzisiaj będzie inaczej, postaram się trzymać Zuzię z daleka od ciebie.

– Bez przesady – zaśmiała się z ulgą Martyna. – Lubię małą, jeszcze zacznę za nią tęsknić czy co. Wystarczy, że nie będę jej główną nianią i towarzyszką zabaw. Wierz mi, ona potrafi zamęczyć.

– Jesteś lepsza niż ja, bardziej wielkoduszna – zakołysałam ją w ramionach.

– A jak! – ucieszyła się Martyna. – Wydanie drugie, poprawione. Ciocia mówi, że jestem kubek w kubek taka jak ty w moim wieku. Co prawda nie wierzę w to, ale przyjemnie pomyśleć, że nie zawsze byłaś taka doskonała.

– Nie byłam. Dorosłam i zmądrzałam – bąknęłam.

– Czyli ja też mam szansę – podsumowała przekornie Martyna. – Nie łam się, mamuś, jakoś to będzie.

Na progu otwartych drzwi stanęła Klaudia. Po jej minie poznałam, że wszystko słyszała.

Masz bardzo dojrzałą córkę, nie zmarnuj tego – powiedziała.

– Jest cudowna, ale to jeszcze dziecko, a ja zbyt wiele od niej wymagałam. Teraz zamierzam ją hołubić – przygładziłam rozwichrzone włosy Martyny.

– Tylko nie to – przestraszyła się Martyna. – Mamuś, ja mam piętnaście lat, jestem prawie dorosła.

– Nie na tyle, żeby nie być moim dzieckiem – odparłam, podczas gdy Klaudia zaśmiewała się do łez.