Ślub z Robertem to było dla mnie przekleństwo. W zasadzie to nawet go nie lubiłam ani mi się szczególnie nie podobał. Czemu więc za niego wyszłam? Chyba dlatego, że matka strasznie na to naciskała.

– To dobra partia – mówiła. – Gdzie ty znajdziesz lepszego męża? I nie ma co zwlekać! Młoda jesteś, atrakcyjna, potem może być gorzej z powodzeniem.

No tak. Dla moich rodziców Robert był miły. Poza tym miał sporo pieniędzy. Właściwie to nawet nie on, a jego ojciec. Prowadził firmę logistyczną i całkiem nieźle mu szło. Powoli też wkręcał synka, ale… Robertowi to średnio szło. Nie angażował się zresztą, bo wiedział, że ciepłą posadkę ma z miejsca zapewnioną.

Nikt jednak nigdy nie zapytał, jak ja się przy nim czuję. A czułam się taka malutka, niedostrzegana, pozostawiona sama sobie. Robert z kolei uwielbiał się na mnie wydzierać. Miałam nawet wrażenie, że upaja się swoim podniesionym głosem i moim strachem. Wszystko robiłam nie tak. W domu, kiedy z nim wychodziłam, a nawet wtedy, kiedy nie był bezpośrednio ze mną. Zdarzało się mu też poniżać mnie przy znajomych… JEGO znajomych, oczywiście, bo z moimi się nie spotykaliśmy. To była w jego mniemaniu „hołota”.

Robertowi nie podobała się też moja praca. Byłam korektorką. Pracowałam zdalnie dla trzech wydawnictw. Z tego powodu jeszcze przed ślubem naśmiewał się, że nic nie robię, że tylko całe życie czytam, a potem jeszcze mi za to płacą. Kiedy za niego wyszłam, wciąż robił mi awantury o to, że nie chcę się oderwać od pracy, żeby wykonać jakieś jego polecenie, gdy wracał do domu.

– Nic nie robisz, siedzisz tylko przed tym laptopem i nawet się nie ruszysz, jak coś do ciebie mówię! – słyszałam niejednokrotnie.

Znosiłam to, dopóki nie dowiedziałam się, że sypia z dwiema sąsiadkami. A kiedy poruszyłam ten temat, w złości pchnął mnie przez pokój tak, że uderzyłam o ścianę. Nic mi się wtedy nie stało, ale w jednej chwili postanowiłam – koniec z małżeństwem.

Rozwód wywołał euforię

Wraz z rozwodem nadeszła ulga. Powoli docierało do mnie, że nie muszę się już przejmować Robertem. Że tylko ode mnie zależy, w jakich godzinach będę pracować i kiedy zrobię sobie przerwę. Wreszcie nikt się na mnie nie złościł i nie próbował przekonywać o mojej beznadziejności. No i mogłam powrócić do swoich znajomych, w tym do Poli, najlepszej przyjaciółki, za którą tak bardzo tęskniłam.

Miałam tylko wrażenie, że rodziców coś gryzie. Kiedy przychodziłam do nich w weekendy, ojciec spoglądał na mnie jakoś tak spode łba, a matka mało co mówiła, chociaż zwykle usta jej się nie zamykały. Myślałam, że to jakieś ich problemy, więc nie drążyłam. Tymczasem chodziło o coś zupełnie innego. Bo to ja byłam przyczyną ich złego samopoczucia.

Matka postawiła sprawę jasno

– Ty długo tak zamierzasz? – rzuciła do mnie matka po jakichś trzech miesiącach od rozwodu. – Bez męża? I nawet się za nikim nie rozglądasz?

– E… słucham? – zapytałam, bo nieźle mnie wtedy zaskoczyła.

– Mówiłem, że postradała rozum – burknął ojciec znad laptopa.

– Nic nie mówiłam, jak się rozwodziłaś – stwierdziła matka. – Bo i nie było już pewnie czego ratować, skoro szukał szczęścia u dwóch innych. Ale… żeby go zrazić do siebie w trzy lata? To już trzeba być tobą!

Stałam i patrzyłam na nią, nie wierząc, że naprawdę to mówi.

– Zawsze byłaś niemądra, ale teraz pobiłaś samą siebie – ciągnęła. – Miałaś takiego dobrego męża. Majętnego, z fajnym domem, który ci zresztą zostawił, bo teraz pewnie sobie kupi nowy i większy, ale zamiast o niego dbać, ty nie robiłaś nic!

– Nie masz pojęcia, jak między nami było… – wymamrotałam.

– Weź się w garść, dziewczyno! – przerwała mi ostro. – I szukaj wreszcie jakiegoś mężczyzny. O ile ktoś cię w ogóle zechce z tą twoją marną pracą.

Było mi smutno

Po powrocie do domu usiadłam na fotelu w kącie i zapatrzyłam się w ścianę. Czułam się podle ze wszystkim tym, co powiedziała mi matka. Miałam do niej żal o to, że mnie nie wspierała, że nawet nie chciała wysłuchać, jaki podły był Robert. Dla niej był idealnym mężem, bo miał mnóstwo kasy i zapewnił mi dach nad głową. No po prostu powinnam skakać z radości!

Mimo to w jednym musiałam jej przyznać rację. Samej w wielkim, pustym domu było mi w sumie źle. Marzyłam o kimś, z kim mogłabym spędzać wieczory, z kim mogłabym porozmawiać, poczuć, że mnie wspiera, niezależnie od sytuacji. Potrzebowałam faceta – to na pewno. Tyle tylko, że zupełnie nie wiedziałam, jak się zabrać za te poszukiwania. Na Roberta wpadłam właściwie przypadkiem… nie miałam pojęcia, jak znaleźć następnego kandydata na męża tak na zawołanie.

Nigdy nie byłam szczególne religijna. Teraz jednak uznałam, że trzeba by było poprosić o wsparcie jakąś siłę wyższą. Cieszyłam się rozwodem, ale trudno było mi samej. No i jeszcze te pretensje ze strony rodziców… Po prostu musiałam sobie znaleźć nowego męża. I to jak najszybciej.

Modliłam się w każdej wolnej chwili. Poza tym siedziałam jeszcze i dumałam nad możliwymi działaniami. Myślałam, że to we mnie jest problem. Bo pewnie cały czas robiłam coś nie tak, choć nie potrafiłam określić, gdzie popełniam błąd. Starałam się nawet wyjaśnić sama przed sobą, dlaczego nie wystarczałam Robertowi. Wtedy nie brałam pod uwagę możliwości, że zwyczajnie do siebie nie pasowaliśmy.

Myślałam, że od tego wszystkiego zwariuję. Snułam się po domu zdenerwowana, a po nocach nie mogłam spać. W końcu zdecydowałam się na spotkanie z Polą. Miałam tylko nadzieję, że nie potraktuje mnie tak, jak matka.

Pola wiedziała, jak mnie pocieszyć

Kiedy usiadłam w salonie w domu Poli, czułam się trochę zagubiona. I niespokojna. Tylko czekałam, aż padną jakieś nieprzychylne komentarze na mój temat. Ona jednak nie wyglądała na zdenerwowaną czy zniecierpliwioną.

– I jak się trzymasz? – spytała przyjaciółka z troską. – Bo źle wyglądasz. Coś… się dzieje?

Westchnęłam ciężko. Nie bardzo wiedziałam, jak zacząć. Trochę się tego wszystkiego wstydziłam.

– Wiesz, ja… jakoś trudno mi się w tym wszystkim odnaleźć – wyznałam. – No wiesz, niby cieszę się, że nie ma już Roberta, ale jednak… tak jakoś smutno mi samej w domu.

Uśmiechnęła się ciepło.

– Na pewno ktoś się jeszcze w twoim życiu pojawi – pocieszała mnie. – Nawet trzydziestki jeszcze nie masz. Ja, jak widzisz, nie związałam się z nikim na poważnie do tej pory i żyję.

– Nie jestem pewna, czy mnie się uda – przyznałam. – Wiesz, matka mi mówiła, że w ogóle się nie staram. Nie szukam, że jest mi dobrze tak, jak jest…

– Oj, wiesz, że twoi rodzice są okropni – przerwała mi niecierpliwie. – Nie musisz wcale niczego szukać! Prawdziwa miłość sama cię znajdzie. Zobaczysz! I naprawdę, masz sporo czasu. Po co robić coś na siłę? – Uśmiechnęła się lekko. – Bo chyba nie chcesz sobie znaleźć takiego drugiego Roberta?

Może kogoś poznam?

Oficjalnie przyznałam Poli rację. Mimo to postanowiłam wciąż się modlić i rozglądać za kimś nowym. Wciąż nie wierzę, że fajny związek mógłby mi się trafić przypadkiem. Wydaje mi się, że losowi zawsze trzeba trochę pomóc. Tyle tylko, że nie zamierza więcej dać się tak traktować, jak wtedy, gdy byłam z Robertem. Jeśli tylko coś mi się nie spodoba, momentalnie zrezygnuję z danej relacji.

A rodzice? Cóż, nie odzywamy się od siebie od kilku tygodni. Matka oburzyła się, gdy powiedziałam jej, że nie będę się aż tak śpieszyć, a ojciec strasznie się wściekł. Myślę, że dobrze zrobi nam rozłąka. Taka chwila odpoczynku od siebie.

W tym tygodniu Pola zaprosiła mnie na niewielką imprezę do swoich znajomych. Niektórzy z nich będą dla mnie zupełne obcy, część natomiast zobaczę po bardzo długim czasie. Mam nadzieję, że wyjście okaże się udane. Po cichu liczę też na to, że może właśnie tam trafię na swoją drugą połówkę. Fajnych facetów przecież na pewno nie brakuje – to ja po prostu wcale się dobrze nie rozglądałam.