Nie wiem, jak byśmy sobie poradzili z Tereską, gdyby nie moja kochana teściowa. Od początku traktowała mnie jak córkę, wspierała podczas ciąży, a potem zaoferowała się, że będzie się opiekować naszą córeczką, bo ja, jako samozatrudniona, musiałam pracować, żeby wystarczyło na potrzeby trzyosobowej rodziny. Mój mąż był wtedy po wypadku, zamiast zarabiać, poddawał się rehabilitacji, a ja miałam na głowie opiekę nad nim, Tereską, pracę zawodową i cały dom. Dałam córce na imię po ukochanej babci, bo chociaż tak chciałam okazać, ile dla mnie znaczyło jej wsparcie i macierzyńskie ciepło.

Córka bardzo to przeżyła

Wiedziałam, że Terenia była ogromnie związana z babcią i kiedy teściowa zaczęła chorować, zupełnie nie wiedziałam, jak przekazać to małej.

– Czy babcia umrze? – zapytała mnie raz, kiedy wróciłam ze szpitala ze spuchniętą od płaczu twarzą i zaczerwienionymi oczami. – Dlatego płakałaś?

– Nie, nie! Babcia wyzdrowieje – próbowałam ją przekonać, ale wiedziałam, że mi nie uwierzyła.

Ostatnie dwa miesiące życia mamy Błażeja były bardzo trudne dla nas wszystkich. Tereska miała wtedy cztery lata i bardzo ciężko znosiła chorobę ukochanej babci.

– Jak ty umrzesz, to ja też chcę umrzeć! – mówiła, przytulając się do mojej teściowej.

– Nie, moja Myszko, ty będziesz żyła jeszcze bardzo długo! – szeptała babcia, próbując nie okazywać, jak wiele wysiłku sprawia jej mówienie. – I będziesz bardzo szczęśliwa!

Ale Tereska nie chciała tego słuchać. Krzyczała, płakała, zaczęła się znowu moczyć do łóżka. Ani ja, ani jej tata nie mogliśmy do niej dotrzeć i naprawdę baliśmy się, co się stanie, kiedy mama Błażeja odejdzie na zawsze.

Stało się niestety najgorsze. Nasza córka nie chciała się z tym pogodzić. Krzyczała, że kłamiemy, bo babcia tylko śpi, w kościele wyrywała się do trumny, chciała ją otworzyć, bo babcia się udusi. Ostatecznie nie poszła na cmentarz bo baliśmy się, że widok trumny spuszczanej do grobu wywoła u niej szok. Poszłam z nią prosto do domu szwagra, gdzie miała być stypa. Po drodze starałam się jej wyjaśnić, że nie możemy się więcej spotkać z babcią.

– Ale tata mówił, że ona nas widzi! – krzyczała Tereska. – Więc wcale nie umarła! Jak się umiera, to już się nic nie widzi!

Zaczęły się problemy

Nie wiedziałam już, co jej mówić, żeby nie płakała. Każde kolejne zdanie pogarszało tylko sytuację, ale mieliśmy nadzieję, że dziecko, jak to dziecko, szybko się przystosuje do nowej sytuacji. Ale tak się nie stało. Momentami miałam aż wrażenie, że córka specjalnie robi nam na złość. Sikała do łóżka albo w majtki, niszczyła rzeczy w przedszkolu, buntowała się przeciwko każdej naszej prośbie, zakazowi czy nakazowi, aż baliśmy się o jej bezpieczeństwo. Ale najgorsze było to, że przestała jeść. Oczywiście próbowaliśmy wszystkiego, żeby ją zachęcić. Pozwoliliśmy jej jeść to, na co tylko miała ochotę: frytki, nuggetsy, parówki… Ale to nie pomogło. Tereska wykręcała się przy stole, żeby uniknąć łyżki, albo pluła jedzeniem. Byłam z nią u pediatry i lekarka wyglądała na zmartwioną.

– Teresa schudła od ostatniej wizyty półtora kilograma. To bardzo niepokojące – powiedziała. – Jeśli to problem natury emocjonalnej, to polecam jak najszybsze rozpoczęcie terapii, zanim dziecko wpadnie w anoreksję. Tak, to się zdarza małym dzieciom również.

Byłam przerażona. Również tym, że po trzech sesjach z panią psycholog mała wcale nie jadła więcej. Nadchodziły mikołajki, więc wykorzystałam to jako okazję do delikatnego szantażu, sugerując, że Mikołaj nie przyjdzie do Tereski, jeśli nie będzie ładnie jeść.

Była agresywna

– To niech nie przychodzi – prychnęła gniewnie. – Nie chcę, żeby Mikołaj przychodził. Chcę, żeby babcia wróciła!

– Boże drogi… – westchnęłam, bo brakowało mi już sił na tę sytuację.

Mikołaj jednak przyszedł i przyniósł Teresce domek dla lalek. Piękny, w pełni wyposażony, trzeba było tylko wyjąć maleńkie mebelki i je poustawiać na trzech pięterkach. Ale Tereska nie chciała go umeblować ani nawet wyjąć z kartonu.

– Babcia mi taki obiecała – powiedziała bardzo smutnym tonem. – Miałyśmy razem ustawiać mebelki i lalki. Bez niej to ja nie chcę.

Kiedy zaproponowałam, że ja z nią umebluję domek, i wzięłam do ręki miniaturową kanapę, córka doskoczyła do mnie, wyrwała mi ją z ręki i… uderzyła mnie w twarz.

– Zostaw! Tylko babcia może to ze mną układać! Idź sobie! – krzyczała do mnie z buzią wykrzywioną złością, ale i cierpieniem.

Nie mogłam się pozbierać po tej sytuacji. Płakałam, myśląc o policzku, jaki wymierzyła mi córka, i o tym, jak strasznie cierpi, bo ktoś, kogo bardzo kochała, odszedł na zawsze. Bolało mnie to, że nie mogłam ukoić jej bólu i byłam wobec niego zupełnie bezradna. Ale płakałam też nad sobą. Nad tym, że robiłam, co mogłam, starałam się z całych sił, ale moje dziecko było nadal nieszczęśliwe. A ja, zamiast mieć kochaną córeczkę i spędzać z nią dobre chwile, miałam dziecko wypełnione żalem, złością i coraz większą agresją.

Poszłam na cmentarz

Kiedy Błażej wrócił do domu, ja po prostu wyszłam. Widział, że jestem w okropnym stanie, i tylko zapytał, dokąd idę.

– Nie wiem… – odparłam, powstrzymując się od rzucenia, że mam ochotę uciec od własnego dziecka. – Nie martw się o mnie. Zajmij się Terenią.

Chciałam robić dobrą minę do złej gry, ale tuż za progiem rozpłakałam się jak bóbr. Chciałam odejść jak najdalej od domu, ale nie planowałam, że znajdę się na cmentarzu. Dopiero kiedy stanęłam nad grobem teściowej, poczułam, że to właściwe miejsce. Moja rodzona matka była dla mnie zimna i oschła, ale mama Błażeja zawsze mnie przytulała, pocieszała i znajdowała rozwiązanie każdego problemu.

– Już nie mogę… – powiedziałam na głos, patrząc na jej czarno-białe zdjęcie na płycie pomnika. – Tereska strasznie za tobą tęskni, mamo. Zrób coś, proszę, bo ja wariuję. Chcę od niej uciec, zaczynam jej nie znosić za to, że taka jest… I tak strasznie mi za to wstyd…

Nagle poczułam dziwny spokój, jak wtedy, gdy po wypadku Błażeja, kiedy byłam w kompletnej rozsypce, teściowa przygarnęła mnie do siebie i gładziła po włosach, mówiąc, że wszystkim się zajmie i będzie już dobrze. Kiedy wróciłam do domu, córka już spała. Położyłam się obok męża i szybko zasnęłam. Obudziłam się w nocy. Tereska stała obok i dotykała mojej twarzy.

Twierdziła, że babcia do nie przyszła

– Mamusiu, przepraszam… – szepnęła. – Byłam dla ciebie niedobra, ale już będę grzeczna. Babcia mi powiedziała, że jest w fajnym miejscu i spotkała tam swoją mamę i tatę. I małą córeczkę, która jej umarła dawno temu i ona za nią strasznie tęskniła. Już nie będę za nią płakać, skoro ona ma tam tak dobrze.    

Usiadłam na łóżku wstrząśnięta. Nigdy nie mówiliśmy w rodzinie o siostrze Błażeja, która zmarła w wieku dwóch lat prawie czterdzieści lat temu. Tereska nie mogła o tym wiedzieć. 

– Zaraz… kochanie, babcia ci się przyśniła? – zapytałam.

– Nie. Była u mnie – padła odpowiedź. – Układałyśmy razem mebelki w domku dla lalek. Chodź, zobaczysz!

Chciałam powiedzieć, że przecież domek jest na szafie w pudle, ale nie zdążyłam. Weszłam do pokoju Tereski i zobaczyłam na komodzie idealnie rozłożoną konstrukcję, a w środku poustawiane mebelki i laleczki.

– Jak zdjęłaś pudło z góry? – zapytałam, bo to było fizycznie niemożliwe.

– Nie ja. Babcia zdjęła. A potem mnie obudziła i powiedziała, że jest jej dobrze i że powinnam cię przeprosić. No i poukładałyśmy mebelki, a potem ona się pożegnała i powiedziała, że wraca do swojej malutkiej córeczki, a ja mam ciebie i tatę do kochania. Patrz! Tu jest winda! Lalki mogą nią jeździć!

Faktycznie, była tam konstrukcja windy na lince, której niespełna pięcioletnie dziecko nie miało szans samodzielnie zainstalować. Obudziłam Błażeja, żeby go zapytać, czy to on ustawił domek Tereski, ale spojrzał na mnie jak na wariatkę z miną pod tytułem: „Ja?!”.

– No to jak ona to zrobiła? – szepnęłam, patrząc na naszą córkę, spokojną i słodką, poruszającą windą dla lalek.

– Mamo, przecież ci mówiłam, że babcia mi pomogła – powiedziała Tereska, nie odwracając się. – Zresztą powinnaś wiedzieć, bo sama ją przecież prosiłaś, a ona bardzo cię kocha.

Poczułam łzy pod powiekami. Ale to były dobre łzy.