Dziewczyna była śliczna. Obejrzałem się za nią, bo trudno było tego nie zrobić. Piękne, długie blond włosy opadające na plecy, krótka spódniczka, zgrabne nogi. Usłyszałem, jak śmiała się do telefonu. Miała bardzo przyjemną barwę głosu.

Dlaczego ja nie mogę poznać takiej fajnej panny? – przemknęło mi przez głowę. Zawsze miałem pecha. Pierwszą dziewczynę odbił mi kumpel jeszcze w podstawówce. Zdobył jej serce za pomocą takiej fikuśnej gumki do mazania o zapachu truskawek. Wcześniej ukradł gumkę siostrze. Ja nie miałem sióstr, więc nie miałem też atrakcyjnych dla dziewcząt gadżetów.

Później historia wciąż się powtarzała. Nigdy żadnej kobiecie nie wpadłem w oko, a nawet jeśli – to nie na długo. Zawsze trafiał się lepszy kandydat, a ja zostawałem na lodzie.

Tak jak teraz, gdy musiałem się błyskawicznie wyprowadzić z mieszkania, które sam znalazłem i wynająłem dla takiej jednej Marzeny. Teraz Marzena wrzucała na fejsa zdjęcia z wycieczek z nowym facetem. Wywnioskowałem z nich, że właśnie wprowadził się do NASZEGO mieszkania. Niech to szlag! Dlaczego jak zwykle zachowałem się jak dżentelmen? Powinienem był wyrzucić jej rzeczy przez okno, a nie sam się wyprowadzać.

Ech, niestety, tak zrobiłem. Wyniosłem się, zostawiłem jej ładny, nowy lokal, a sam wylądowałem w tej podłej kawalerce… Rynek wynajmu przeżywa obecnie dzikie oblężenie, a ceny szybują w kosmos. Nic dziwnego, że było mnie stać wyłącznie na klitkę w starej i bardzo zaniedbanej części miasta, którą tubylcy wprost nazywali Trójkątem Bermudzkim. Brudne bloki, smętne podwórka, żuliki na każdym rogu i wszechogarniający zapach moczu. Taka była moja nowa rzeczywistość…

Coś się kończy, coś się zaczyna

Wnosiłem właśnie ostatnie pudła z rzeczami, gdy minęła mnie ta śliczna dziewczyna. Fiu, fiu! Coś się kończy, coś zaczyna – pomyślałem.

Chwilę wcześniej byłem pogrążony w depresji, ale nagle odkryłem, że pogwizduję pod nosem. Pomyślałem, że może nie będzie tak źle, skoro po okolicy krążą takie dziewuszki… Rzuciłem ostatnie spojrzenie na jej smukłe plecy. Akurat znikała za rogiem, kierowała się w stronę małego skwerku. Słońce jeszcze odbijało się niemrawo w oknach, ale powoli zapadał zmierzch. 

Pewnie mieszka niedaleko. Albo idzie na randkę – uświadomiłem sobie. Do chłopaka… Takie jak ona zawsze kogoś mają. Wtem ostatnie promienie słońca zgasły, a ja znowu byłem smutny.

– Ech, życie… – westchnąłem.

Noce na mojej nowej dzielni okazały się niespokojne. Nie wiem, czy ktokolwiek w okolicy spał, przecież ci ludzie nie musieli wstawać rano do pracy. Słyszałem krzyki, śpiewy, tłukące się butelki. Jasny księżyc zdawał się unosić tuż za moim oknem, a jego blask padał prosto na moją twarz. Niestety, w oknach nie było rolet. Kupić zasłony – zanotowałem w myślach i zakryłem twarz kołdrą.

Jakoś tuż nad ranem, gdy hałasy nieco ucichły i uspokoili się ostatni balangowicze, moje ciężkie, opuchnięte powieki wreszcie zaczęły opadać. Dziewczyna – dumałem, zasypiając. Ostatni raz pomyślałem o tej ślicznotce, po czym odwróciłem się na drugi bok i w końcu zasnąłem.

Dwa dni później twarz tej samej dziewczyny spoglądała na mnie z każdej bramy, okna wystawowego i tablicy ogłoszeń. Magda N. Wzrost, sylwetka, cechy szczególne. Zaginęła wtedy i wtedy. Wpatrywałem się w ogłoszenie i czułem się wyjątkowo nieswojo. Przecież dopiero co ją widziałem! Fantazjowałem o niej.

– Jaka szkoda… – wzdychałem.

Wieczorem wyszedłem wyrzucić śmieci. Przy kontenerze czekała na mnie kolejna dziewczyna. Wyglądała, jakby się na kogoś albo na coś czaiła. Śmietniki znajdowały się za dość wysokim murkiem, a ona tam stała i ostrożnie wyglądała zza ścianki.

– Coś pani zgubiła? – zagadnąłem.

Podskoczyła na dźwięk mojego głosu. Przyjrzała mi się uważnie – od stóp do głów – a że oględziny najwyraźniej wypadły pomyślnie, zdecydowała się odezwać.

– Szukam siostry. Albo kogokolwiek, kto mógłby coś na jej temat wiedzieć. Przyjechała tutaj w czwartek, miała umówione spotkanie. Tamtego wieczoru jeszcze z nią rozmawiałam, a potem kontakt nam się urwał. Nie wróciła do domu.

Pogrzebała w torebce, po czym wyciągnęła ulotkę ze zdjęciem. Jak się domyśliłem, szukała właśnie tej ślicznej dziewczyny sprzed dwóch dni. A teraz patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem.

– Proszę, może ją pan widział? Niech pan sobie przypomni.

Przyznałem, że rzeczywiście ją tamtego wieczoru widziałem.

– I nie zgłosił pan tego? – wyglądała na bardzo zawiedzioną.

– Bo nic więcej nie wiem. To był zaledwie moment. Niosłem kartony do domu, odwróciłem się i ona tam była. Rozmawiała przez telefon. Nic więcej nie wiem…

Dziewczyna była bardzo rozczarowana, i nic dziwnego. Gdyby ktoś w mojej rodzinie zaginął, też poruszyłbym niebo i ziemię, żeby go znaleźć.

– Gdyby jeszcze coś się panu przypomniało…

Nie była w stanie dłużej powstrzymać łez. Wcisnęła mi w rękę kartkę z numerem telefonu, rzuciła ostatnie spojrzenie pełne bólu, po czym odwróciła się i uciekła. Chciałem ją jeszcze zawołać… Ale w sumie po co? Nie mogłem jej pomóc.A może jednak mógłbym…? – przyszło mi do głowy.

To znowu ona!

Sobotę spędziłem, rozpakowując manatki, chociaż straciłem resztki ochoty, żeby mieszkać w tej okolicy. Nie pisałem się na zaginięcia, tajemnice, czy szalejącego mordercę. Chciałem tylko odpocząć, zebrać siły i powoli odbić od dna. 

Cała ta sprawa strasznie mnie wciągnęła. W kółko odświeżałem stronę z wiadomościami, na wypadek gdyby pojawiło się coś nowego. W dodatku… zacząłem od nowa przeglądać oferty wynajmu i na poważnie rozważałem rozwiązanie umowy. Akurat wyświetliło się kuszące ogłoszenie. Wyciągnąłem telefon, zadzwoniłem. Mam taki zwyczaj, że muszę chodzić, gdy rozmawiam przez komórkę, więc jakoś dodreptałem do okna.

Słońce znów urokliwie zachodziło nad dachami, malując szyby w oknach ognistymi barwami. Na ulicach ruch zamierał, w mieszkaniach zaczynały się imprezowe hałasy – w końcu piątek. Stałem tak z telefonem przyciśniętym do ucha (nikt nie odbierał) i patrzyłem na ulicę. I nagle – szok! Zobaczyłem znów tę samą dziewczynę, siostrę zaginionej. Wróciła i najwyraźniej kierowała się w stronę skweru.

Nie namyślając się długo, narzuciłem na siebie jakąś bluzę i zbiegłem na dół. Pomyślałem, że nie powinna iść tam sama. Ona, czyli Majka – przypomniałem sobie imię z kartki, którą mi wręczyła. Ruszyłem za nią, ale starałem się trzymać nieco z tyłu. Zanim dotarłem na skwer, zniknęła mi z oczu.

A ten skwer… O, matko! Nie zwiedziłem go wcześniej, przecież w nowym miejscu spędziłem zaledwie chwilę. I teraz żałowałem, bo tak ponurego, niepokojącego miejsca dawno nie widziałem. Wysokie drzewa, dzikie chaszcze, których nikt od lat nie przycinał, rozwalone ławki, walające się wszędzie śmieci. Do tego mgła… Przysięgam, że snuła się nad chodnikiem jak w jakimś horrorze klasy B, chociaż dzień był ładny i słoneczny.

To znaczy, był taki wszędzie poza tym przeklętym skwerem, bo biorąc pod uwagę poziom zachwaszczenia, tam zawsze musiało być ciemno i smętnie.

Poczułem się naprawdę nieswojo, gdy tkwiłem tam całkiem sam. Nie rozumiałem, jak tę ścieżkę mogła wybrać z własnej woli jakakolwiek dziewczyna, skoro ja dostawałem dreszczy. I jeszcze ta Majka… Musiała być megaodważna, skoro tu wlazła, żeby szukać siostry. W końcu wypatrzyłem ją na końcu alejki.

– Hej! – wrzasnąłem odruchowo. 

To miejsce miało tak dziwny klimat, że naprawdę nie chciałem być tutaj sam.

Odwróciła się i spojrzała na mnie.

– Och, to pan…

– Ty – poprawiłem ją. – Maciek jestem. Co ci strzeliło do głowy, żeby tu przychodzić? – zacząłem jej prawić kazanie. – Przecież tu grasuje jakiś wariat!

– Ale interesuje się tylko blondynkami – zauważyła.

Pomyślałem, że nie jestem zbyt inteligentny. Cały dzień czytałem o tym zaginięciu, a jakoś nie zauważyłem tej najważniejszej cechy, która łączyła zaginione. Bo jak się okazało, kilka lat wcześniej w tej okolicy zaginęło kilka innych dziewczyn. Maja miała ciemne włosy… i bardzo ładne oczy, ale to dostrzegłem już wcześniej.

– Mimo wszystko uważam, że powinnaś zostawić tę sprawę policji – rzuciłem przemądrzale.

Spiorunowała mnie wzrokiem.

– Oni chyba nic nie robią w tej sprawie. A gdy Magda powiedziała mi, gdzie się umówiła na jakąś durną randkę w ciemno, od razu próbowałam jej przemówić do rozumu. Kto się umawia w takim miejscu? Przecież wszystkie knajpy są na rynku… No ale ona wiedziała lepiej. A teraz zniknęła, a ja nigdy sobie nie wybaczę, że jej nie powstrzymałam.

Zadrżały jej usta, zatrzęsły się ramiona. Nerwowo przetarła oczy, które jednak były suche, i odchrząknęła.

– Ale nieważne. Wierzę, że ona gdzieś tu jest… I nadal żyje. Czuję to – odezwała się z przekonaniem.

– No tak, tak. Instynktu należy słuchać – paplałem.

Spodobała mi się ta dziewczyna. Chciałem jej pomóc za wszelką cenę, ponieważ… Hm, gdybyśmy jakimś cudem odnaleźli jej siostrę, na pewno spojrzałaby na mnie łaskawszym okiem. A nawet jeśli nie, to przynajmniej mogłem jej pilnować, żeby nie powiększyła grona zaginionych.

Staliśmy tak chwilę i w pewnym momencie dostrzegłem coś na trawniku. 

– Czekaj!

Znajdowało się tam jakby niewielkie wybrzuszenie.

– Zobacz, tam jest klapa!

Natychmiast ruszyliśmy biegiem w tamtą stronę. Rzeczywiście: dobrze zamaskowany oraz ukryty w trawie właz pozostał niedomknięty, dzięki czemu udało nam się go zauważyć. Podniosłem ciężkie wieko nie bez wysiłku i dostrzegłem… drabinkę.

– Tu jest zejście…

– Do kanałów! – domyśliła się Magda. – Do starej części, bo chyba nie są już używane. To przecież idealna kryjówka!

Zeszliśmy prosto w wilgotną ciemność. Rzutem na taśmę sięgnąłem po leżącą niedaleko gałąź. Może nie była to najlepsza broń, ale lepsza niż żadna. 

Wreszcie dotarliśmy do jakichś drzwi. Tkwiła na nich solidna kłódka, ale drewno było już mocno nadgniłe. To właśnie zza nich dobiegały dźwięki: oddech, jakby jęki czy kwilenie.

– Magda? – Majka dosłownie rzuciła się na drzwi. – Madzia, to ty?

– Pomocy… – usłyszałem słaby szept.

Zaczęliśmy razem dobijać się do drzwi. Z całych sił, ile fabryka dała. Nawet nam nie przyszło do głowy gdzieś dzwonić, wzywać pomocy. Nie było czasu. Poraniłem sobie dłonie, czułem, jak w skórę wchodzą mi drzazgi, ale się tym nie przejmowałem. Bo stare drewno wreszcie ustąpiło.

Pomieszczenie za drzwiami było małe, ciasne, zalane wodą i śmierdzące pleśnią. A na brudnej, zimnej podłodze kuliła się śliczna dziewczyna, za którą niedawno się oglądałem.

– Dzięki Bogu! Nic jej nie jest! – cieszyła się Majka. Jej siostra była zbyt oszołomiona, żeby się odezwać. Zimna jak lód i roztrzęsiona.

Zarzuciłem na nią swoją bluzę, pomogłem wstać. Majka podparła ją mocno i zmusiła, żeby zrobiła pierwszy krok. Nie mogliśmy jej wynieść, było tam zbyt ciasno. Musiała z nami współpracować.

To był koniec. Nikt więcej nas nie ścigał, nikt nie próbował nas zatrzymać. Gdy wydostaliśmy się na zewnątrz, wezwaliśmy wszystkie służby: policję, pogotowie, straż – na wszelki wypadek. Zrobiło się straszne zamieszanie, na skwerku zaroiło się od mundurowych i gapiów. Jeszcze gdy tam staliśmy, a Magdą opiekowali się ratownicy medyczni.

– Dziękuję, że za mną poszedłeś. Bez ciebie bym jej nie znalazła. A czułam, że gdzieś tu jest, że żyje – powiedziała Majka i się rozpłakałam rzucając mi w ramiona.

Po zeznaniach Magdy udało się namierzyć mężczyznę, który to zrobił. Mieszkał nieopodal, był samotnikiem z przeszłością kryminalną. Siostra Majki dochodzi do siebie pod okiem psychologa. Te traumatyczne zdarzenia połączyły mnie i Majkę. Mieszkamy razem, ale wynajęliśmy mieszkanie na drugim końcu miasta. Aktualnie zastanawiamy się nad adopcją psa. Śmiało mogę powiedzieć, że nasza historia to złe dobrego początki.