Nie darzyłam go przesadną sympatią

Od lat przemierzam szybkim krokiem ulice mojego rejonu, ciągle się spiesząc. Bez wahania zapuszczam się w zakazane zaułki, bo chronią mnie pielęgniarski mundurek i lekarska torba na ramieniu. Ludzie wiedzą, że idę do pacjenta. Czasami aż żal patrzeć, gdy moich samotnych podopiecznych nikt poza mną nie odwiedza. Ale niektórzy mają przy sobie troskliwą rodzinę i zupełnie nie potrafią tego docenić…

Nie wszystkich pacjentów, którymi się opiekowałam, przechowuję we wdzięcznej pamięci. Potrafię wiele wybaczyć ludziom zajętym własnymi dolegliwościami, ale nie cierpię bezinteresownej złośliwości i upodobania do dokuczania otoczeniu. Kazimierz celował w obu dyscyplinach, jego największą przyjemnością było zatruwanie życia rodzinie.

– Przecież wiem, że potrafi być pan miły, kiedy się postara – udzielałam mu jednej reprymendy za drugą. – Nie boi się pan zniechęcić kuzynów do pomocy?

– Oni zniosą wszystko, bo obliczyli sobie, że już niedługo wyciągnę nogi, i chcą tylko przeczekać – uśmiechnął się złośliwie Kazimierz. – Tyle mojego, co się z nimi poboksuję. Niech mi siostra nie zabrania tej ostatniej rozrywki.

Kazimierz był trudnym pacjentem, miał 85 lat, cukrzycę, wieńcówkę i alergię nie wiadomo na co. Nie mogliśmy odkryć, co go uczulało, bo stanowczo odmawiał zrobienia testów. Lekceważył objawy, które przerażały jego krewnych.

– Bardzo pilnuję jego diety, ale on coś podjada ukradkiem. Wczoraj spuchł tak, że nie mógł mówić – skarżyła się siostrzenica zmęczona ciągłą wojną z wujem. – Niech mu siostra przemówi do rozsądku, on tylko siostry słucha.

Powinien trochę ich docenić

Odwiedzałam Kazimierza regularnie i przy każdej wizycie tłumaczyłam, jakie konsekwencje niesie zaniedbanie choroby.

– Której? – pytał ironicznie pacjent, wodząc niezadowolonym wzrokiem za krzątającą się nieopodal siostrzenicą. – Widzi siostra, jak się Kaśka stara? Aż mi skóra na plecach cierpnie. Zawsze tak mam, jak widzę zakłamanie. Zrobiła się taka troskliwa, jak mi się pogorszyło. Adam, mój bratanek, też nagle mnie pokochał i często przychodzi, czasem z dziećmi, których nie rozróżniam, odkąd dorosły. Wcześniej prawie ich nie widywałem. Hieny!

– Panie Kazimierzu, tak nie można – zgorszyłam się. – Ma pan wspaniałą rodzinę, opiekują się panem jedno przez drugie. Może mi pan wierzyć, że odwiedzając pacjentów, rzadko widuję tak zaangażowanych w opiekę krewnych.

– Niech mnie siostra nie rozśmiesza, nigdy nie byliśmy zżytą rodziną. Widywałem ich tylko na ślubach i pogrzebach. Nie tęskniliśmy za sobą, teraz też niezbyt się lubimy. Gdyby to od nich zależało, już dawno oddaliby mnie do jednego z tych uroczych domów starców. Da siostra wiarę? Kusili mnie perspektywą pobytu w prywatnej, bardzo luksusowej umieralni. Ale powiedziałem, co o tym myślę. Jeszcze mnie stać, żeby spędzić ostatnie lata w domu. 

– Przypisuje pan krewnym złe intencje – spojrzałam na niego z niesmakiem. – Gdyby rzeczywiście chcieli się pana pozbyć, nie przychodziliby tak często, nie zajmowali się pana sprawami.

– Pilnują jedno drugiego, boją się, że któreś wyjdzie na prowadzenie.

– O czym pan mówi? – spytałam z zawodową łagodnością.

Miał pokaźny majątek

Nie zwiodłam jednak Kazimierza.

– Wiem, że irytuję siostrę, chociaż akurat wolałbym nie. Fajna z pani babeczka i jakbym tylko był trochę młodszy…

– Dziękuję za komplement, ale wróćmy do tematu. Mówił pan o wychodzeniu na prowadzenie.

– To są dwa zwalczające się obozy, Katarzyna, córka mojej siostry, i Adam, syn brata – prychnął ironicznie Kazimierz. – Dziedziczą po mnie w równych częściach, ale jedno patrzy drugiemu na ręce, bo się boją, że wybiorę któreś z nich i obdaruję za życia.

– Na pewno tak nie myślą, trzeba wierzyć w ludzką bezinteresowność – zganiłam go.

– Niech mnie siostra nie umoralnia, nie jesteśmy w szkółce niedzielnej. Nie wie siostra wszystkiego. Wciąż przypochlebiają mi się, żebym napisał testament na korzyść któregoś z nich. Nie dalej jak wczoraj bratanek tłumaczył mi pokrętnie, dlaczego powinienem wybrać jego – rozzłoszczony Kazimierz parskał jak kot. – Wyśmiałem go, więc na razie dał spokój, ale wiem, że tylko się przyczaił. On nie odpuści.

– No to rzeczywiście miał pan niemiłe przejścia, ale proszę już o tym nie myśleć  – poklepałam go po ręce.

– A znów Kaśka bierze mnie na współczucie – ciągnął Kazimierz głuchy na moje słowa. – „Daj, wujku, daj, bo głodem z dziećmi przymieram” – starzec prawie idealnie naśladował jękliwy głos siostrzenicy.

– A nie przymiera? – spytałam.

– Uch! – zezłościł się Kazimierz. – Wie siostra, ile lat mają jej dzieci? Jeszcze trochę i trzydziestka im stuknie, biednym, niedożywionym sierotkom.

– O, to faktycznie – zreflektowałam się.

A o co właściwie pańscy krewni tak walczą? – pytanie było niedyskretne, ale przecież Kazimierz nie musiał odpowiadać.

– A powiem siostrze, dlaczego nie – wykrzyknął i zaczął wyliczać.

W skład jego majątku wchodziły dwa duże mieszkania, trzy place budowlane, kilka hektarów ziemi i zgromadzone w banku oszczędności. O mało nie gwizdnęłam.

– Mają się o co starać – przyznałam.

– Siostra też przeciwko mnie? – Kazimierz spojrzał na mnie ze złością. – Czasem wolałbym nie siedzieć na worku złota i nie musieć patrzeć na swoich interesownych krewnych.

– To dlaczego nie zatrudni pan opiekunki? Wtedy nie przychodziliby do pana tak często – powiedziałam.

– Obca kobieta w domu? – skrzywił się Kazimierz.

Zostawiłam go z tym dylematem, bo czekali na mnie inni pacjenci. 

Znalazł sobie opiekunkę

W ferworze pracy zapomniałam o Kazimierzu, dlatego bardzo się zdziwiłam, gdy następnym razem drzwi jego mieszkania otworzyła mi sympatyczna kobieta. Chciałam się przedstawić, ale oznajmiła, że wszystko wie.

– Mam na imię Anita, opiekuję się panem Kazimierzem – wyciągnęła do mnie rękę.

– Wygrała pani casting? Jak przebiegła rozmowa kwalifikacyjna? – spytałam.

– Co też siostra mówi, było całkiem zwyczajnie. Poleciła mnie znajoma, przyszłam i zostałam – odwiesiła mój płaszcz i poprowadziła do środka. – Pan Kazimierz jest uroczym starszym panem, bardzo zdyscyplinowanym pacjentem. Miło się dla niego pracuje, dużo rozmawiamy, gramy wieczorami w garibaldkę, oglądamy filmy.

– Z panem Kazimierzem? – upewniłam się zszokowana.

– A z kim?! Niech siostra w końcu wejdzie, bo od podsłuchiwania wyczerpią mi się baterie w aparacie słuchowym – huknął z salonu Kazimierz.

– Widzę, że skorzystał pan z mojej rady i zatrudnił siłę fachową – rozłożyłam na stole aparat do pomiaru ciśnienia. – A co na to pańska rodzina?

– Nazwali mnie niewdzięcznikiem i obrazili się, ale zaraz doszli do wniosku, że im się to nie opłaca. Pokajali się i jest jak dawniej. Tylko milej – Kazimierz spojrzał maślanym wzrokiem na opiekunkę. – Anitka to prawdziwy anioł, wróciła mi radość życia – dodał z uczuciem.

Zgrzyt klucza w zamku przerwał nam rozmowę. Do salonu weszła siostrzenica Katarzyna.

– Wpadłam zobaczyć, czy wszystko w porządku – obrzuciła opiekunkę niechętnym spojrzeniem. – Zaraz wracam.

– Poszła do gabinetu sprawdzić, czy pieniądze nie wyparowały z szuflady biurka – prychnął Kazimierz. 

Opiekunka zaczerwieniła się aż po nasadę włosów.

– Zrobię herbaty – powiedziała niewyraźnie i wyszła szybko do kuchni.

– Widzi siostra, jak Kaśka się szarogęsi w moim domu? Jak ona traktuje Anitę, to niedopuszczalne – szepnął Kazimierz.

– To dobrze, że rodzina się panem zajmuje – powiedziałam, wątpiąc we własne słowa. – Proszę pamiętać, że jest pan w szczególnej sytuacji. Łatwo się pomylić i… pozwolić się wykorzystać. Nie podejrzewam opiekunki o nieuczciwość, tylko pana o źle ulokowane uczucia.

Naburmuszył się i poczerwieniał.

– Nie podoba się siostrze, że polubiłem Anitę? Od dawna z nikim nie rozmawiało mi się tak dobrze, przyjemnie też na nią patrzeć. Zresztą, nie muszę się nikomu tłumaczyć, to moja sprawa.

– Oczywiście, przepraszam – wycofałam się. – Chciałam tylko uchronić pana przed rozczarowaniem. Od 20 lat jestem pielęgniarką, niejedno już widziałam.

– Niebezpieczne związki, co? – Kazimierz puścił do mnie filuternie oko. – Spokojnie, nie jestem bezbronnym staruszkiem, nawet jeśli tak wyglądam. Dam sobie radę.

Zagrał rodzinie na nosie

Jak obiecał, tak zrobił, a nawet więcej, bo pod fachową opieką Anity udało mu się podreperować zdrowie. Kolejne dwa lata przeżył radośnie, drocząc się z ulubioną opiekunką i podszczypując ją z szacunkiem wzrokiem. Dzięki Anicie nie zerwał kontaktów z siostrzenicą i bratankiem, tolerował ich aż po kres swoich dni.

Zdołał też zrobić bliskim niespodziankę zza grobu. Napisał testament i złożył go u adwokata, a po odczytaniu ostatniej woli Kazimierza w rodzinie zawrzało. Starszy pan, jak się można było spodziewać, sprawiedliwie podzielił majątek na dwie równe części. Jedną dostała Anita, drugą krewni. Słyszałam, że chcieli obalić testament, ale Kazimierz zabezpieczył się przed taką ewentualnością, jego wola jest nie do podważenia. Dobrze rozegrał swoją ostatnią partię.