Wyszłam za mąż, będąc jeszcze na studiach, a nasza pociecha przyszła na świat zaraz po zaliczeniu ostatniego egzaminu. Mój mąż i ja wywodziliśmy się z niezamożnych domów, więc zaczynaliśmy budować wspólne życie dosłownie od zera. Co prawda, przydzielono nam mieszkanie spółdzielcze, ale przez długi czas brakowało w nim nawet najbardziej niezbędnych sprzętów. Nasze zarobki były skromne, dlatego prowadziliśmy nasze gospodarstwo domowe bardzo oszczędnie.

Wiedzieliśmy, że naszemu maleństwu musimy zapewnić wszystko, co najlepsze. Chociaż Madzia nie potrafiła nawet jeszcze mówić, chodziła ubrana w piękne i kosztowne ciuszki. Podczas gdy my zadowalaliśmy się ziemniakami na obiad, nasze oczko w głowie zajadało się soczystą cielęciną. Cały rok oszczędzaliśmy i odmawialiśmy sobie różnych przyjemności, żeby w wakacje móc zabrać naszą słabowitą córeczkę nad Bałtyk.

Rozpieszczaliśmy córkę

Po pewnym czasie nasze finanse uległy znacznej poprawie. Oboje wspinaliśmy się po szczeblach kariery, otrzymując większe wynagrodzenie i bardziej prestiżowe stanowiska. Mężowi w końcu udało się objąć kierownicze stanowisko w regionalnym oddziale sporej firmy. Nasze mieszkanie przeszło gruntowny remont, dzięki czemu zyskało nowy blask i zostało wyposażone tak jak należy. Naszej małej księżniczce sprawiliśmy nowiutkie, wcale niemało kosztujące meble i zabawki.

Choć brakowało miejsca na kolejne gadżety, nasza córka nieprzerwanie o nie zabiegała. Pomimo świadomości, że nadmierne pobłażanie dziecku nie jest wskazane, nie potrafiliśmy odmówić jej prośbom. Za każdym razem, gdy przychodziły mi na myśl wspomnienia z mojego skromnego dzieciństwa, odczuwałam zadowolenie, że Magda ma w życiu lepiej. Mój mąż, od początku oczarowany naszą pociechą, realizował jej pragnienia w mgnieniu oka.

– Tatusiu, w przedszkolu będzie bal. Kupicie mi śliczną sukienkę i buciki? – dopytywała się Madzia, posyłając tatce czarujący uśmiech.

– Jasne, mój mały skarbie! – mówił małżonek, a ja nie oponowałam.

Jej wymagania rosły

Nasza pociecha, która rozpoczęła przygodę z nauką w szkole podstawowej, z dnia na dzień zaczęła wysuwać w naszym kierunku coraz więcej próśb. Poza ciuszkami z najnowszych kolekcji, marzyła o wartościowych i niełatwych wówczas do zdobycia artykułach papierniczych. Niedługo potem wpadła na pomysł, by w naszych skromnych progach zorganizować przyjęcie urodzinowe, na które otrzymaliby zaproszenie wszyscy jej koledzy i koleżanki z klasy.

– Mamuś, coś mi się wydaje, że dywan w mojej sypialni jest stary i śmierdzący – oznajmiła parę dni przed imprezą urodzinową. – Myślisz, że mogłabyś mi już kupić nowy?

– Planowałam to załatwić latem… – odparłam, lecz córcia natychmiast weszła mi w słowo.

– Lepiej już teraz! Nie chcę żeby dziewczyny z klasy naśmiewały się ze mnie – zaakcentowała, a następnie dorzuciła: – Pamiętasz, że na imprezie urodzinowej u Basi każda przybyła osoba otrzymała czekoladę? Swoim gościom dam… może po pudełku pralinek?

Chciała dorównać innym

Magda zawsze przykładała się do nauki. Kiedy kończył się rok szkolny, to na świadectwie miała same piątki. Była utalentowana w różnych dziedzinach, sumienna i staranna. Grono pedagogiczne nie szczędziło jej pochwał. Niedługo potem dostała się do renomowanego ogólniaka w naszym mieście i tam również była najlepsza w klasie. Gdy chciała przemalować swój pokój, wymienić meble na nowe i zaopatrzyć się w markowe ciuchy, to nie miałam żadnych argumentów przeciw. Należała jej się nagroda za świetne oceny.

Kiedy Magda uczęszczała do szkoły średniej, zaczęła kumplować się z Anią, której ojciec był zamożnym biznesmenem. Od tamtej pory pragnęła wieść podobne życie co jej koleżanka. Mimo że nasze dochody były wtedy całkiem przyzwoite, to jednak nie na tyle wysokie, by sfinansować córce np. podróż do Brazylii! Nasza jedyna pociecha kompletnie ignorowała nasze tłumaczenia w tej kwestii. Zarzucała nam życiową nieporadność i wyśmiewała się z faktu, że mieszkamy w bloku. Sprawiało nam to ogromny ból.

– Postawa Madzi pozostawia wiele do życzenia. Jakby chociaż próbowała okazać odrobinę szacunku, to można by się z tym jakoś pogodzić – oznajmił małżonek bez owijania w bawełnę.

– Kiedyś jej przejdzie, jak założy rodzinę i zostanie matką. Wtedy dotrze do niej, że nie da się postępować wyłącznie według własnego widzimisię, nie zważając na innych – odpowiedziałam, choć sama w to nie wierzyłam.

Magda w końcu poradziła sobie ze zdaniem matury i udało jej się dostać na studia medyczne. Jak dotąd, przyswajanie wiedzy nie sprawiało jej większych trudności. Podczas ostatniego roku studiów, związała się z Jackiem, który był jej znajomym z tego samego rocznika. Zorganizowaliśmy dla nich głośną i wystawną uroczystość weselną, a rodzice Jacka sprawili nowożeńcom prezent w postaci własnego lokum.

Niczego nie doceniała

Liczyłam po cichu, że moja pociecha okaże wdzięczność i doceni starania rodziny. Niestety, ona wpadła na pomysł, że absolutnie wszystko jej się po prostu należy. Co gorsza, zaczęła marudzić i wybrzydzać. Wytykała nam, że impreza weselna powinna wyglądać zupełnie inaczej, a teściowie podjęli fatalną decyzję odnośnie kafelków w kuchni i łazience.

– Ale obciach! Ja mam żyć w takich warunkach?! – rzuciła oschle na koniec swojego wywodu, a nam całkiem zrzedły miny.

Przyszło mi do głowy, że na całe szczęście nie muszę się już z tym zmagać. Stwierdziłam w duchu: "Teraz to Jacek będzie miał z nią pod górkę". Póki co, nowożeńcy wiedli spokojne życie. Oboje zatrudnili się w szpitalu i myśleli o wyborze specjalizacji, kiedy Magda dowiedziała się, że spodziewa się dziecka. Natychmiast zwróciła się do mnie z prośbą o pomoc w opiece nad maluchem.

Madziu, ale ja mam pracę. Za parę lat mogę iść na emeryturę – próbowałam się bronić, ale moje argumenty nie brzmiały dla niej przekonująco.

– Nie, to nie! Teściowa skończy pracę wcześniej i nam pomoże. Lepszą mam teściową od własnej matki, jak widać... – powiedziała ze złością w głosie, a ja poczułam, jak do oczu napływają mi łzy.

Ciągle się skarżyła

Magda urodziła o czasie córeczkę, a gdy skończył się jej urlop macierzyński, powróciła do swojej pracy. Jej teściowa oprócz opieki nad wnuczką, robiła dla młodych małżonków zakupy, przygotowywała posiłki i dbała o porządek w domu. Byłam pod wielkim wrażeniem jej postawy, ale córka tylko narzekała na wszystko.

– Ona ma nie po kolei w głowie! Podaje mojemu dziecku jakieś paskudztwa do jedzenia – żaliła się.

– Magda, twoja teściowa to anioł! Ciebie nic nie zadowala – powiedziałam jej kiedyś.

Przez cały miesiąc nie odezwała się do mnie. Z każdym dniem byłam coraz bardziej przekonana, że z takim usposobieniem Magda mogła sobie darować medycynę. Było mi szkoda chorych, którzy trafiali pod jej opiekę, ale też tych, którzy leczyli się u lekarzy pokroju mojej córki.

Nie mogłam uwierzyć

W pewną niedzielę, gdy lato powoli ustępowało już miejsca jesieni, dostaliśmy od Magdy zaproszenie na popołudniowe spotkanie przy herbacie. Nie mogłam przepuścić takiej okazji, by również wybrać się z wnusią na małą przechadzkę. Kiedy dotarłyśmy do parku, przysiadłam na jednej z ławek, z uśmiechem obserwując jak mała radośnie bawi się nieopodal. Nagle usłyszałam za sobą kobiecy głos:

– Jest w pani coś znajomego. Mam wrażenie, że gdzieś panią już widziałam...

– O, proszę! Faktycznie jest pani bardzo podobna do mojej pani doktor, Magdaleny S... – oznajmiła starsza kobieta, wymieniając przy tym nazwisko.

Odwróciłam głowę i ujrzałam niską, wiekową damę.

– No pewnie, w końcu to moja córka – wyjaśniłam.

– Naprawdę? To musi być pani niesamowicie dumna. Nieczęsto trafia się dziecko, które osiągnęło taki sukces! – stwierdziła moja rozmówczyni. – A na dodatek, to znakomity lekarz, który świetnie dogaduje się z pacjentami. Ludzie mówią, że świat schodzi na psy, a młodzi są zdemoralizowani. Ale to nieprawda – zachwycała się starsza pani, a ja nie dowierzałam temu, co mówiła.

– Jest pani pewna, że chodzi o moją Magdę? – dopytałam z niedowierzaniem.

– Bez wątpienia. To jeszcze młoda osóbka, ale ma talent do leczenia. Borykam się z kłopotami kardiologicznymi i ostatnio trafiłam na Izbę Przyjęć. Pani córka zrobiła mi gruntowne badanie i od razu skierowała na oddział. Wykonali niezbędne testy, podali leki. Co więcej, pani doktor emanowała taką życzliwością! Poczułam ulgę już podczas rozmowy z nią. Wszyscy pacjenci ją kochają. Niech pani przekaże jej ode mnie gorące pozdrowienia!

Byłam w szoku

Nieznajoma kobieta oddaliła się, a ja podniosłam się z ławki i rozpoczęłam nerwowy spacer wokół niej. Moja twarz zapewne wyrażała konsternację, ponieważ wnuczka spoglądała na mnie z wyraźnym zaskoczeniem.

– Babciu, co się dzieje? – w końcu zapytała, nie mogąc dłużej wytrzymać.

– Nic takiego, skarbie, nic… Tylko się zastanawiam, czy jedna osoba może mieć dwie zupełnie odmienne twarze i zachowywać się jak ktoś zupełnie inny.

Jak to możliwe, że ktoś taki krnąbrny i niewdzięczny dla bliskich, okazuje sympatię innym?

Wanda, 61 lat