Tamtej zimy wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie. Zaraz na początku stycznia okazało się, że nie dostałam całej wypłaty. A konkretnie – dostałam pensję, ale bez nadgodzin. W dodatku zepsuła mi się mikrofalówka i niemal natychmiast, prawem serii, odkurzacz. Bez odkurzacza ostatecznie przez jakiś czas mogłabym się obyć, życia bez mikrofali jednak sobie nie wyobrażałam. Wciąż coś odgrzewam, zazwyczaj to, co mi w weekend naszykuje moja kochana mama.

Gdy zawlokłam mikrofalówkę do punktu napraw, okazało się, że lepiej kupić nową, niż naprawiać starą. Odkurzacz odmówił posłuszeństwa chyba po tym, jak go dobiłam, usiłując wciągnąć weń rozsypany na schodach cukier. Niemal natychmiast pożałowałam, że nie użyłam w tym celu miotły. Odkurzacz wciągał cukier i jakimś dziwnym sposobem wypluwał cukier puder. Całe schody były białe. A chciałam sobie ułatwić pracę! Zamiast tego czekało mnie mycie klatki schodowej. I zakup nowego odkurzacza. 

Tym sposobem moje plany na urlop wzięły w łeb. Ostatecznie mogłabym powiększyć debet, ale nie chciałam wyprztykać się do ostatniej złotówki.

– Chcesz, to ci pożyczę kasę na wyjazd – zaproponowała moja koleżanka Grażyna.

– Dzięki. Jakoś straciłam ochotę.

– Ale wiesz, że każdy wyjazd to dla ciebie szansa… – próbowała mnie namówić. 

Moje koleżanki uważały, że skoro wciąż jeszcze z nikim się nie związałam, to należy mi w tym pomóc. Mimo że wcale takiej pomocy nie oczekiwałam, było mi dobrze i tylko nieoczekiwane przeciwności losu mogły wyprowadzić mnie z równowagi.

Zobacz także:

– Eee – wykręciłam się. – Co komu przeznaczone, leży na drodze rozkraczone…

Chyba wymówiłam to w złą godzinę, ponieważ zaraz następnego dnia na drodze rozkraczyłam się ja. Tyle że dosłownie. Konkretnie w rowie, ponieważ droga była oblodzona. I wcale nie jechałam szybko. Od paru lat codziennie dojeżdżam do pracy 15 km, znam tę trasę doskonale, naprawdę nie wiem, co się stało... 

Ze zdenerwowania trzęsły mi się ręce

Na szczęście nic mi się nie stało, mojemu peugeocikowi też, ale strachu najadłam się co niemiara. Pewnie za gwałtownie szarpnęłam kierownicą, gdy próbowałam nieco zjechać na pobocze. Z przeciwka jechał bowiem samochód, który nie dość, że pędził jak wariat, to jeszcze – jak mi się wydawało – jechał prawie środkiem. I w ogóle się nie zatrzymał, gdy wylądowałam w rowie, a jestem pewna, że widział mnie w lusterku! 

Zadzwoniłam do szkoły i powiedziałam, że się spóźnię na lekcje, bo wpadłam do rowu. Ktoś przecież musiał zastąpić mnie przynajmniej na pierwszej i drugiej godzinie. A potem zaczęłam się zastanawiać, do kogo by tu zadzwonić, żeby mnie wyciągnął. Zanim cokolwiek wymyśliłam, nadjechał olbrzymi star z dźwigiem. Jak na zawołanie! Miałam szczęście w nieszczęściu! Kierowca na mój widok przyhamował i jego wielka ciężarówka prawie stanęła w poprzek, tak było ślisko. Droga, którą codziennie dojeżdżam, należy do jakiejś podrzędnej kategorii odśnieżania, a piaskarka posypuje tylko zakręty.

– Zaraz panią wyciągniemy – kierowca stara wyjął łańcuch.

Mężczyzn było dwóch, więc odetchnęłam z ulgą. Poradzą sobie! I rzeczywiście, rach-ciach i moje autko stało już na drodze. Wyjęłam portfel, żeby zostawić moim wybawcom chociaż na piwo, ale nie chcieli nawet słyszeć o pieniądzach. Ze zdenerwowania trzęsły mi się ręce.

– Niech pani siada za kółko, wygląda na to, że wszystko gra i może pani jechać. Ale na wszelki wypadek pojedziemy za panią. Daleko pani jedzie?

– Do szkoły. Za tym lasem zaczyna się wioska.

Byłam im tak wdzięczna, że wprost nie wiedziałam, jak mam dziękować. Wpaść w poślizg i zaraz spotkać ciężarówkę z dźwigiem – coś takiego nie zdarza się zbyt często.

– Dzięki – uśmiechnęłam się. – Może jednak będę mogła się jakoś odwdzięczyć.

– Pewnie!

Pożegnaliśmy się i pojechałam. Z duszą na ramieniu, bałam się bowiem, że znowu wpadnę do rowu. Ślisko było piekielnie, padał drobniutki deszcz, który natychmiast zamarzał na warstwie ubitego kołami samochodów śniegu. Przed szkołą pomachałam panom na pożegnanie i każdy z nas ruszył w swoją stronę. 

– Ty to masz szczęście – stwierdziła moja koleżanka, Hania.

– Szczęście? Zepsuła mi się mikrofalówka i odkurzacz, na koncie debet, w drodze do pracy wpadam do rowu, do tego nawet nie mam się do kogo przytulić. Co najwyżej do kaloryfera.

– Spójrz na to z innej strony. Nawet jak wpadasz do rowu, zaraz znajduje się ktoś, by cię wyciągnąć – pocieszyła mnie Hania.

Nie przypuszczałam wtedy, że ta historia będzie miała ciąg dalszy

W pierwszym tygodniu ferii wybrałam się do Piły. Na stacji benzynowej zobaczyłam jednego z moich wybawców. Dla pewności rozejrzałam się, ciężarówka też się zgadzała. Tym razem to mój wybawca był w tarapatach. Zatankował paliwo i przy kasie okazało się, że pieniądze i dokumenty zostawił w bazie. Na mój widok wyraźnie się ucieszył.

– Mogę pana podrzucić – zaproponowałam. – Daleko to?

– Naprawdę nie pokrzyżuję pani planów? – mężczyzna był zakłopotany.

– Nie, żaden problem. Przyjechałam rzucić okiem na wyprzedaże. Wyprzedaże mogą poczekać.

– Nigdy mi się to wcześniej nie zdarzyło – zaczął się tłumaczyć. – To pewnie dlatego, że wciąż myślałem o pani. Nawet kilka razy specjalnie przejeżdżałem koło pani szkoły…

– W nadziei, że znów siedzę w rowie? – zażartowałam. – Cieszę się, że mogę się odwdzięczyć.

Kierowca zostawił ciężarówkę na parkingu, przy kasie wyjaśniliśmy, że za jakąś godzinkę wrócimy. Wróciliśmy za dwie, bo mój nowy znajomy uparł się, żeby mi postawić kawę. W drodze powrotnej wstąpiliśmy więc jeszcze do małej kawiarenki. Bardzo miło nam się rozmawiało. Wymieniliśmy się telefonami i, szczerze mówiąc, czekałam, czy nastąpi ciąg dalszy...

Nastąpił dokładnie w walentynki. Kiedy kurier przyniósł mi wielki bukiet najpiękniejszych żółtych tulipanów, od razu domyśliłam się, że to od Darka, kierowcy. Zadzwoniłam do niego i podziękowałam za kwiaty. Przyznał wtedy, że czekał na okazję, żeby się ze mną skontaktować, bo bardzo chciałby się znów ze mną spotkać. Umówiliśmy się na kawę w nowo otwartej kafejce.

– Mam nadzieję, że zobaczymy się wcześniej niż ósmego marca – zażartowałam.

I od tamtej pory spotykamy się, kiedy tylko czas nam pozwala. Nie wiem, czy coś z tego będzie. Nie lubię zbyt szybko podejmować decyzji, ale Darek to fantastyczny facet. Obiecuje nie tylko wyciągać mnie z każdego rowu, ale i nosić na rękach. No, no… I pomyśleć, że nasze drogi mogły się rozminąć! Ale co komu przeznaczone…