Poszedłem do knajpy. To była typowa śląska karczma, taka, do której często zaglądają górnicy, aby napić się piwa i zjeść kiełbaski czy inne „karbinadle”. No, może nie tak do końca typowa, bo coraz mniej jest takich miejsc. Wypierają je wszechobecne puby. Niemniej przypominała przynajmniej lokale, jakie pamiętałem z dawnych czasów. 

Pamiętam, pod koniec lat 80. ojciec zabrał mnie, jako chłopca jeszcze, właśnie w takie miejsce. Wprawdzie panował tam większy gwar niż tu, zapach był mniej przyjemny, a wystrój mniej nowoczesny, ale podawali podobne potrawy.

Teraz od razu zauważyłem barmankę

Nie byle jaką - dziewczynę również typowo śląską. Oszałamiała urodą. Miała owalną twarz okoloną brązowymi włosami związanymi niedbale w kucyk tuż przy szyi. Niesforne kosmyki wysuwały się jej z tego luźnego upięcia i opadały na twarz, przydając jej jeszcze więcej uroku. Ubrana była skromnie, w białą bluzeczkę zapinaną na guziki i czarną spódnicę.

Jej piersi na pewno nie określiłbym jako małych, choć dziewczyna była raczej smukła. Może ten biust nie prezentował się jak u filmowej seksbomby, ale było na czym zawiesić oko. Biodra miała wyraźnie zarysowane, takie jak lubię. Tak, zdecydowanie podobała mi się ta dziewczyna.

Do Chorzowa rzuciła mnie decyzja kierownictwa firmy, zresztą nie po raz pierwszy i nie ostatni w ciągu tego roku. 
Mieliśmy sporo kontrahentów na Górnym Śląsku. I jak za każdym razem, po długich i nużących rozmowach z klientami i kooperantami, nudziłem się jak mops. Aż do chwili, gdy ją ujrzałem.

Przyglądałem się barmance, nie ukrywając tego specjalnie. Raz i drugi podchwyciła moje spojrzenie. Owszem, uśmiechnęła się nawet, lecz zupełnie odruchowo, wręcz zdawkowo. Z pewnością była przyzwyczajona nie tylko do takich spojrzeń, ale i słownych zaczepek.

Postanowiłem jednak być wytrwały

I tak nie miałem co robić. Wprawdzie piwo podawano tutaj tylko jednego gatunku, bo Ślązacy gustowali raczej w mocniejszych alkoholach, a w dodatku to piwo niezbyt mi smakowało, jednak czego się nie robi dla tak zwanej idei!
Niestety, nie tylko ja byłem zainteresowany dziewczyną. Dwa krzesła dalej siedział facet o aparycji pasującej zarówno do regionu, jak i do tego miejsca. 

Zobacz także:

Co chwila zagadywał barmankę. Odpowiadała mu jedynie półsłówkami lub w ogóle nie reagowała. Ewidentnie nie była nim zainteresowana. Raczej nie dlatego, żeby był jakiś paskudny, bo nie był. Całkiem miły z wyglądu gość.

Tak czy inaczej, miałem znacznie utrudnione zadanie. Musiałem działać, bo nie zapowiadało się, żeby facetowi gdzieś się spieszyło. Po jakiejś półgodzinie obserwacji wpadłem na pewien pomysł. Przesiadłem się bliżej niego.

Piwo dla pana – powiedziałem do ślicznotki. – I pięćdziesiątkę czystej.

Barmanka spojrzała zdziwiona, górnik miał identyczny wyraz twarzy.

– A tobie co, synek? – spytał. – Na ciula mi stawiosz sztof i gorzoła?

Gdybym nie był oswojony ze śląską gwarą, mógłbym mieć, po pierwsze, trudności z pełnym zrozumieniem wypowiedzi, a po drugie, uznać, że facet mnie obraża tym „synkiem”. Na szczęście doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że to całkiem normalna forma, w tym wypadku wręcz przyjazna.

– Po ciężkiej pracy górnikowi należy się odpoczynek i jakieś piwo, prawda?

– A nie je z ciebia jaki pyndala? – w jego oczach ujrzałem podejrzliwość.

Wprawdzie tego słowa nie znałem, lecz domyśliłem się, o co chodzi

– Skąd! – odparłem ze szczerym oburzeniem. – Lubię kobitki jak każdy mężczyzna. Pogadać tylko chciałem.

Spojrzał na mnie podejrzliwie. To pewne, że był zaskoczony tą moją zaczepką. Wcale mu się zresztą nie dziwiłem.

– Niby o czym chcesz godoć? – spytał.

– Widać, że z pana jest doświadczony górnik, jak wy to mówicie, „stary grubiorz” – rzuciłem komplementem.

– A jestem, żebyś wiedzioł, synek. Hajer przodowy, nie jaki tam zwykły grubiorz – odparł z wyraźną dumą.

– To świetnie! – ucieszyłem się. – Chętnie bym posłuchał o takiej pracy.

Słyszysz, Marika? – zwrócił się do barmanki, a ona aż się skrzywiła na to regionalne zdrobnienie. – Hanys chce znać prowda o naszej mordyrce.

To akurat wiedziałem – mordyrką niektórzy tu nazywają harówkę. Barmanka spojrzała na mnie zdziwiona, a ja leciutko zmrużyłem jedno oko. To, którego hajer przodowy nie widział.

– Jeśli pan nie chce… – udałem, że zamierzam się przesiąść z powrotem.

– Siednij se – powstrzymał mnie szybko. – Co byś chcioł wiedzieć?

Ha! Czyli złapał przynętę.

– Jak to jest tam na dole? Słyszałem, że bardzo niebezpiecznie…

– Niebezpiecznie? – prychnął. – Na grubie zawsze jest ryzyko!

No i się zaczęło. Facet rozgadał się na dobre

Widocznie bardzo lubił opowiadać o sobie. Stawiałem mu jedno piwo za drugim, do tego po pięćdziesiątce wódki, sam zaś sączyłem bardzo powoli ze swojego kufla. W pewnej chwili zapomniał nawet o gapieniu się na śliczną barmankę, tak był zajęty swoimi historiami. Czekałem cierpliwie, aż alkohol wreszcie zrobi swoje. Ależ ten Ślązak miał łeb!

W końcu zaczął bełkotać, stracił parę razy wątek. Tym razem zamówiłem już nie pięćdziesiątkę, tylko setkę wódki. Wreszcie dzielny górnik zgasł. Odetchnąłem z ulgą, kiedy zachrapał.

Napotkałem spojrzenie barmanki.

– O której pani kończy? – postanowiłem nie owijać dłużej w bawełnę.

Milczała przez chwilę, już miała coś powiedzieć, ale odeszła do klienta wzywającego ją z drugiego końca kontuaru. 
Zakląłem w duchu. Czyli wszystko na nic! Spojrzałem z pretensją na śpiącego hajera. Jednak ona po chwili wróciła.

– Koleżanka zmienia mnie za pół godziny – powiedziała niezbyt głośno.

To mówiąc, pochyliła się, abym ją usłyszał. Ja zaś miałem okazję spojrzeć w głąb jej dekoltu. Zrobiło mi się gorąco.

W takim razie zaczekam na panią – oznajmiłem, również się nieco wychylając, tak że poczułem zapach jej perfum. – Zresztą, zaczekałbym nie pół godziny, a nawet dziesięć godzin… – dodałem.

Roześmiała się.

– Nie wiem, czy będzie po co – powiedziała, ale jej wzrok mówił coś innego.

Czekałem więc. Odetchnąłem z ulgą, kiedy się do mnie odezwała nie gwarą, choć do innych klientów rzucała uwagi po śląsku. Gdyby teraz wygłosiła coś w rodzaju: „Synek, po co ta godka?”, może straciłbym na wszystko ochotę. Lecz nie dane mi było doświadczyć takiej traumy.

Oczywiście, obiecane pół godziny przeciągnęło się w całą godzinę, bo musiała zdać bar zmienniczce, ale byłem na to w pełni przygotowany, bo wiem, jak wygląda praca barmanek. A potem…

***
Schodziłem ustami coraz niżej i niżej

Jej miękkie policzki zostały w górze, podobnie jak nabrzmiałe od pocałunków wargi. Rozpinałem bluzeczkę guzik po guziku, każdy taki wyczyn okraszając delikatnymi pieszczotami. Jej piersi falowały, uwięzione wciąż jeszcze w staniku. 
Nie spieszyłem się.

Chciałem jak najdłużej cieszyć się bliskością jej ciała, a poza tym obawiałem się ją spłoszyć. Nie było mi łatwo namówić ją do wizyty w moim pokoju hotelowym, o nie!

W końcu uległa, ale tylko pod warunkiem, że „będę grzeczny”. Byłem więc grzeczny – puściłem ją przodem, pomogłem zdjąć płaszczyk, zaproponowałem herbatę. A potem usadziłem na kanapce. Lecz kiedy jej czarna spódniczka podjechała wyżej, odsłaniając gładkie jak aksamit uda, jakby diabeł we mnie wstąpił. O herbacie, rzecz jasna, zapomniałem.

Starałem się dać jej jak najwięcej przyjemności. Kiedy w końcu oddała mój pocałunek, poczułem się pewniejszy. I tak to się zaczęło. Zsunąłem bluzeczkę z jej ramion, gładziłem plecy w poszukiwaniu zapięcia od stanika. Wyprężyła się lekko, ułatwiając mi dostęp, więc po kilku sekundach biustonosz znalazł się na podłodze. Teraz, gdy wszystko stało się jasne, zaczęliśmy się szybko rozbierać. 

Kiedy spódniczka dotknęła ziemi, a w ślad za nią podążyła cała reszta, ja też pozbyłem się wszystkiego, co mogło mnie jeszcze krępować, i zapragnąłem posadzić ją znów na kanapce, by kontynuować eksplorację pięknego ciała. 

Lecz ona powstrzymała mnie stanowczym ruchem. Przysunęła twarz do mojej twarzy i ponownie rozpłynęliśmy się w namiętnym pocałunku. A następnie… Zaczęliśmy się kochać.

Było naprawdę bosko

O wiele lepiej niż marzyłem, patrząc na nią w lokalu. Już wówczas te kształty, ta sylwetka, zapowiadały prawdziwy ogień, jednak w rzeczywistości… Naprawdę trudno oddać to słowami. Byliśmy dla siebie całkiem obcy, ale nasze ciała zachowywały się tak, jakbyśmy się znali od wieków i jakbyśmy doskonale wiedzieli, jak sprawić drugiemu największą rozkosz.

Kiedy było już po wszystkim, długo leżeliśmy w milczeniu, patrząc w sufit. We mnie wciąż jeszcze wszystko buzowało od wrażeń. Jej głowa spoczywała mi na piersi. Oddychała coraz spokojniej.

– Nie myśl sobie, że idę do łóżka z każdym, kto mnie zabierze po pracy na herbatę – odezwała się w końcu pierwsza.

– Nie myślę tak – odparłem szczerze. – Musiałem się sporo napracować.

– Włożyłeś tyle trudu, żeby się ze mną umówić – mówiła dalej, nie zmieniając pozycji, nie próbując spojrzeć mi 
w twarz. – Trudu i pieniędzy. Andrzej napił się za wszystkie czasy, a wypić potrafi prawdziwe morze piwa. W pewnej chwili zaczęłam ci nawet współczuć.

– Warto było – stwierdziłem. – Jesteś naprawdę niesamowitą kobietą.

Mnie też było dobrze – dopiero teraz uniosła głowę, popatrzyła na mnie. – Na pewno nie żałuję, że dałam się namówić na tę… – zawiesiła głos, szukając odpowiedniego słowa. – Na tę randkę.

– O której jutro zaczynasz? – spytałem.

– Jutro mam wolny dzień – odparła i zmarszczyła lekko brwi, widząc mój uśmiech. – Co kombinujesz?

– Ja? Ja miałbym coś kombinować? – udałem zdziwienie. – Ależ nie! Poza tym, że mogę się postarać załatwić sprawy dosłownie w trzy godziny, z samego rana, i wrócić tutaj do ciebie. A ty się wyśpisz. Pójdziemy na jakieś śniadanie, a potem… – teraz ja zawiesiłem głos. – Zgadzasz się na to, piękna?

Uśmiechnęła się, ukazując równy rząd ślicznych, bielutkich ząbków.

– Zastanowię się jeszcze – odparła.

– Ale mogę liczyć na przychylność pani? – powiedziałem to dwornym tonem, jak na historycznym filmie.

– Proszę mi dać czas na zastanowienie – odparła w ten sam sposób. – Ale wydaje mi się, że może pan liczyć na moją przychylność. Do pewnego stopnia.