Widać było w niej samotność

Spotkałam panią Anielę, kiedy moja praca polegała na prowadzeniu małego sklepiku na osiedlu. Zwykle nie było tam dużego tłoku, więc miałam czas na spokojną obsługę każdego klienta i pogawędkę. Pani Aniela była moją ulubioną osobą. Była to wysoka, smukła, starsza pani o długich włosach splecionych w efektowny, srebrzysty warkocz.

Była dla mnie bardzo miła, jakbym była jej wnuczką, i mówiła do mnie „kochana”. Zauważyłam, że jest osamotniona i potrzebuje kontaktu z innymi, więc kiedy nie było innych klientów, zapraszałam ją na zaplecze, parzyłam herbatę i rozmawiałyśmy. W ten sposób dowiedziałam się, że pochodzi z gór i że na starość została sama – jej mąż zmarł wiele lat temu, a nie mieli dzieci. Zapytałam ją, dlaczego zdecydowała się opuścić góry.

Z trudem wydobyła z siebie westchnienie i powiedziała:

– Została tam cała moja przeszłość. Ta negatywna i ta pozytywna, która jest jeszcze bardziej bolesna. Zdecydowałam się wynająć stary dom, a sama przeniosłam się do miasta, do mieszkania w bloku. Tak jest po prostu wygodniej, łatwiej.

– A dlaczego wybrała pani właśnie Warszawę?

– Kiedy byliśmy młodzi, ja i Adaś marzyliśmy o zamieszkaniu tutaj. Stolica, wielkie miasto, teatry, filharmonia... to dla nas było nieosiągalnym, lepszym światem.

– Czy Adam był pani mężem?

Myślałam, że mężem tej pani jest Antoni, ale mogłam oczywiście coś przekręcić.

– Nie, to moja pierwsza i jedyna sympatia, z której zrezygnowałam. Jak mogłam być tak naiwna! Jak strachliwa!

W oczach pani Anieli pojawiły się łzy. Dostrzegłem, że raczej rozmawia sama ze sobą niż ze mną, więc kiedy przestała mówić, nie namawiałam jej na dalsze wyznania. Jeśli zechce, opowie mi sama, ale do tej pory nie poruszała już tego tematu...

Kiedy szef sklepu poinformował mnie, że zamyka swój biznes, najbardziej smuciło mnie to, że nie będę mogła spotykać się z panią Anielą. Zasugerowałam nawet, że mogę ją odwiedzać, ale ona odmówiła.

– Jesteś młoda, kochana, powinnaś iść na randki z chłopakami, a nie zajmować się staruszką.

– Staruszką, jaką staruszką? – zaprzeczyłam. – Pani jest moją przyjaciółką!

– I ty jesteś moją, kochana, ale nadszedł czas, żebyśmy się pożegnały. Nie bądź smutna, życie to ciągłe pożegnania – pogłaskała mnie po głowie, a potem odwróciła się i odeszła.

Nie spotkałam pani Anieli nigdy więcej. Starałam się ją znaleźć, ale niestety nie udało mi się: nie znałam ani jej nazwiska, ani miejsca zamieszkania. Okazało się jednak, że ona znała moje dane. Prawdopodobnie dowiedziała się o nich od szefa sklepu, w którym byłam zatrudniona.

Dlaczego wybrała właśnie mnie?

Cztery lata po naszej ostatniej konwersacji, niespodziewanie otrzymałam informację, że przekazała mi swój dom w górach w testamencie. Co za zaskoczenie! Absolutne! Kiedy ujrzałam stojącą u podnóża wzgórza drewnianą chatę, która teraz należała do mnie, była to miłość od pierwszego wejrzenia. Nie miałam już żadnych wątpliwości, że będę musiała zaciągnąć pożyczkę, aby uregulować podatek. Kiedy tylko przekroczyłam próg, podjęłam decyzję. Odczułam radosne poruszenie i pomyślałam: to jest moje miejsce, tu zamieszkam.

Moja rodzina i przyjaciele byli przekonani, że zwariowałam. Przecież zawsze była ze mnie typowa miejska dziewczyna, która nigdy nie wyjeżdżała na wieś, nawet na weekend czy podczas wakacji. A nagle zdecydowałam się na przeprowadzkę w góry. Lecz ja byłam pewna swojej decyzji. Nie zamierzałam być tchórzem, pani Aniela na pewno by mnie za to pochwaliła.

Zabrałam swoje rzeczy do domu, który był dla mnie zarówno nowy, jak i stary, i rozpoczęłam jego zaaranżowanie. Dni mijały mi na zapoznawaniu się, przyzwyczajaniu i upiększaniu mojego małego kącika. To było fascynujące zadanie, szczególnie że ciągle odkrywałam nowe cenne przedmioty: raz były to czerwone korale, innym razem porcelanowa lalka o rozmiarze małej dziewczynki, a jeszcze innym góralska suknia ślubna.

Pewnego razu, przewracając strony starego albumu ze zdjęciami, odkryłam list schowany za jednym z nich. Strona, na której został napisany, miała już żółty kolor od upływu czasu, a litery stały się tak blade, że prawie nie można ich było odczytać.

Kochana, na górze szafy znajduje się małe pudełeczko, a wewnątrz niego pierścionek ozdobiony szafirem. Zawsze wyobrażałam sobie, że przekażę go mojej córce, ale skoro nie miałam okazji jej mieć, pragnę, abyś to Ty go przyjęła. Mogłabyś być dla mnie jak córka... Wtedy wszyscy bylibyśmy zadowoleni. Ten pierścionek otrzymałam od Twojego ojca, kiedy prosił mnie o rękę. Jestem przekonana, że powinnaś go posiadać i że przyniesie Ci on pomyślność w kwestii miłości.

Na początku przyszło mi do głowy, że list od pani Anieli jest skierowany do mnie, ponieważ zwykle zwracała się do mnie słowem „kochana”. Jednakże natychmiast uznałam, że to niemożliwe. List jest naprawdę stary, a ja nie mogłabym być jej córką, raczej jej wnuczką. Dodatkowo jestem pewna, że mój tata nigdy nie prosił pani Anieli o rękę.

Musiałam poznać prawdę

Mimo wszystko list ten wzbudził moje zainteresowanie. Przeszukałam każdą szafę w poszukiwaniu małego pudełka. I odnalazłam! Pierścionek faktycznie był wewnątrz. I był niesamowicie piękny! Skoro nadal nie trafił do swojej przyszłej posiadaczki, pomyślałam, że powinnam ją odszukać i wręczyć jej ten „cenny przedmiot”. Miałam poczucie, że jestem to winna pani Anieli. Za dom, który mi ofiarowała.

Nie wiedziałam, kogo dokładnie powinnam odnaleźć. Sprawdziłam każdy zakamarek w domu, ale niczego nie znalazłam. Próbując uzyskać jakiekolwiek informacje w sieci, wpisywałam w wyszukiwarkę nazwisko pani Anieli, ale bez skutku. Z pewnością nie poradziłabym sobie z tą kwestią, gdyby nie przypadkowe spotkanie z Krystyną. Byłyśmy tylko we dwie na przystanku, czekając na autobus, który niesamowicie się opóźniał.

– Wygląda na to, że już nie przyjedzie – powiedziałam z nutą rezygnacji w głosie.

– Tak, chyba tak. Czy to pani mieszka w domu Anieli? – zaczęła, obserwując mnie badawczym wzrokiem.

– Tak, ja – odpowiedziałam. – Czy znała pani Anielę?

– Wszyscy w wiosce ją znali. Była naszą lokalną Julią, tą od Romea...

– Proszę mi o tym opowiedzieć! – poprosiłam. – Przy kawie i ciastkach. Dobrze piekę... – zachęcałam.

Krystyna, która jest wielką fanką plotek i tak samo uwielbia słodycze, zgodziła się na moje zaproszenie. Przy kawałku ciasta opowiedziała mi smutną historię o miłości pani Anieli. Aniela, będąc jeszcze młodą dziewczyną, zakochała się odwzajemnionym uczuciem w pewnym Adamie. Niestety, chłopak pochodził z rodziny niezamożnej, przez co ojciec Anieli nie zgadzał się na ich małżeństwo i zmusił ją do poślubienia innego mężczyzny, zamożnego Antoniego.

Być może zapomniałaby o swym dawnym ukochanym, gdyż Antoni okazał się dobrą osobą, ale nadal mieszkali w bliskim sąsiedztwie, więc widywała go codziennie. Plotki o nich obiegły całą wieś: że nadal się kochają i tajemnie się spotykają, wymykając się z domów pod osłoną nocy... Ludzie przestali jednak plotkować, gdy Adam wziął ślub i na świat przyszła jego córka, Helenka. Ale po kilku latach jego żona zginęła tragicznie w wypadku i plotki znowu wróciły, tym razem o tym, że Aniela przychodzi „pocieszać” owdowiałego Adama i zajmuje się jego córeczką, ponieważ sama nie miała swojego dziecka. Adam, nie radząc sobie z ciągłym napastowaniem, opuścił miejsce zamieszkania wraz z córką.

Aniela byłaby szczęśliwa

– To naprawdę przykra historia – skończyła opowieść Krystyna.

– Jak miał na nazwisko? Muszę go znaleźć. I jego córkę! Mam coś dla niej.

– Adam nie żyje od wielu lat. Jednakże Helena wróciła do naszego miasteczka, mogę ci powiedzieć, gdzie mieszka.

Podziękowałam sąsiadce z całego serca. Sądziłam, że nie uda mi się zrealizować „prawie ostatniej woli” pani Anieli, a teraz okazało się to dziecinnie proste. Kolejnego dnia wzięłam ze sobą list i pierścionek i poszłam pod adres, który podała mi Krystyna. Drzwi otworzył mi młody, atrakcyjny mężczyzna.

– Witam. Szukam pani Heleny.

– Mamusi nie ma akurat. Ale zapraszam do środka, powinna zaraz wrócić.

Usiedliśmy w kuchni, poczęstował mnie herbatą i ciastkami z przyprawami.

– To pani jest nową lokatorką domu po Anieli? – zapytał.

„Super, już cała wioska o mnie wiedziała” – pomyślałam.

– Tak. Właśnie dlatego tu jestem...

Opisałam mu sytuację z listem i pierścionkiem. Jak tylko zaczęłam mówić, jego oczy robiły się coraz większe.

– Skąd pani zna historię tego pierścionka? Przecież to dziedzictwo po śmierci Anieli, które otrzymała moja mama.

– To niemożliwe. Ja go przyniosłam...

Chwyciłam do kieszeni i wyciągnęłam stamtąd złożoną na pół kartkę z listem oraz pierścionek. Facet patrzył na mnie, nie mogąc uwierzyć w to, co widzi i rzucając zdziwione spojrzenia. Kiedy do pokoju weszła jego mama i zobaczyła, co przyniosłam, stwierdziła, że „mój” pierścionek na pewno jest podróbką.

– Mój pierścionek jest u mnie na piętrze, trzymam go w szufladzie obok łóżka. Proszę poczekać chwilę – powiedziała i poszła po schodach.

Kiedy wróciła, wyglądała na zdezorientowaną.

– Nie ma go tam... Czyli jednak... Ale jak to możliwe?

Rzucała spojrzenia na mnie, a potem na swojego syna. Żadne z nas nie wiedziało, co odpowiedzieć. Nigdy nie udało mi się ustalić, jak to się stało, że pierścionek wrócił do mojego domu. Rafał, który jest wnukiem Adama, miał na ten temat wiele teorii, z których każda była bardziej dziwaczna od poprzedniej. Na przykład, jedna z nich mówiła, że pierścionek zabrała sroka i przypadkiem upuściła go na podwórku Anieli. Pani, która wtedy tam mieszkała, znalazła go i schowała do szkatułki. To całkiem nielogiczne wyjaśnienie.

Chciałbym wierzyć, że była to magiczna moc przeznaczenia, która sprawiła, że ja i Rafał spotkaliśmy się. Albo może to była cudowna pomoc ducha pani Anieli, która chciała, aby jej romans miał radosne zakończenie, choćby nie dla niej. Wydaje mi się, że matka Rafała miała podobne myśli, bo na nasz ślub podarowała mi pierścionek...