Mój ex chciał mi sprawić przykrość, ale niespodziewanie okazało się, że zrobił mi przysługę...

– Mamo, Rafał na urodziny dostał szczeniaka! Czemu ja nie mogę mieć psa? Wszyscy w klasie mają! – mój synek z pretensją patrzył na mnie.

Tym, co przelało czarę goryczy, był argument, że jego najlepszy kumpel, jak i wiele innych chłopców z klasy, też ma pieska.

– Słuchaj, już wiele razy ci tłumaczyłam, że mam alergię – wyjaśniłam. – Przecież to wiesz...

Teoretycznie zdawał sobie sprawę, że gdy pies jest w okolicy, w powietrzu pojawiają się alergeny – takie jak bakterie, które powodują, że nie mogę oddychać normalnie i zaczynam się dusić. Wydawało mi się, że to pojął i naprawdę mi współczuł, ale czasami jednak – jak to dziewięcioletnie dzieci robią – uparcie wracał do tej rozmowy i dawał mi do zrozumienia, że chce mieć jakieś zwierzątko w domu, najchętniej psa.

Zawsze z ciężkim sercem musiałam mu odmawiać

Szczególnie że dokładnie wiedziałam, że nie można podjąć żadnej terapii na alergię na psa, ponieważ te leki i tak działają tylko u 20 procent osób. Doktor mi o tym powiedział, twierdząc, że nie ma sensu marnować kasy na drogie leki, które i tak nie pomogą. Do tego moja alergia przybierała na sile gdy byłam bardziej zestresowana, a niestety ostatnio miałam sporo powodów do nerwów.

Nigdy nie mogłam powiedzieć, że w moim związku wszystko jest idealnie, bo mój mąż zaczął robić problemy zaraz po weselu. Jest jak klasyczny Piotruś Pan, a do tego strasznie przystojny. Dziewczyny na jego widok tracą głowę, a on... Cóż, nie odmawia im, kiedy tak bardzo tego chcą. Kiedy pierwszy raz dowiedziałam się, że mnie zdradził, czułam się, jakbym wpadła w otchłań.

Chociaż z czasem zdrad było więcej, zaczęłam sobie wmawiać, że to nic wielkiego. Zwłaszcza że mój mąż usiłował mnie zapewnić:

– Te dziewczyny naprawdę nie mają dla mnie żadnego znaczenia!

– Więc przestań się z nimi spotykać! Wiesz przecież, jak bardzo mnie to boli – mówiłam ze łzami w oczach.

Bolała mnie jego postawa

Do czasu, gdy jedna z tych kobiet zaszła z nim w ciążę i wtedy go definitywnie złapała. Podjęłam decyzję o rozwodzie. Nie dałam się zmanipulować na sam koniec i zmusiłam Tomka, żeby przyznał, że to on jest winny rozpadu naszego związku. Mimo wszystko nie przyniosło mi to żadnej ulgi, nie uśmierzyło bólu, który czułam w swoim sercu. Ale więcej niż zraniona duma, bolało mnie to, że Tomek tak bardzo zaangażował się w swoją nową rodzinę, że zaczął zapominać o naszym synu.

Ciągle tłumaczyłam mu, że może być na mnie zły, ale nie powinno się to odbijać na małym Andrzejku, ale to było jak rozmawianie ze ścianą. Tomek zawsze mówił, że jest zapracowany, że ma dużo na głowie. Z mojego powodu, bo ja wygrałam w sądzie takie duże alimenty, które on musi płacić, więc to ja jestem winna, że nie ma dla dzieciaka czasu. Najgorsze było to, że dokładnie to samo powtarzał Andrzejowi, a więc w końcu mój synek zaczął mnie oskarżać o to, że tak rzadko spotyka się ze swoim tatą. To naprawdę mnie zraniło.

Nie chodziło tylko o to, że to były kłamstwa. Czułam też, że nie powinnam nastawiać mojego dziecka przeciwko jego tacie i wyjaśniać, że ojciec mówi nieprawdę. Myślałam, że to może przynieść więcej szkody niż pożytku, szczególnie dla syna. Mogłoby go to zdezorientować i sprawić, że nie będzie wiedział, komu ma zaufać. Mimo całej tej sytuacji starałam się zachować lojalność wobec mojego byłego męża.

Robił mi na złość

Kiedy nadeszły dziesiąte urodziny naszego syna, on nieoczekiwanie pojawił się na przyjęciu. Początkowo to mnie ucieszyło, bo szczerze mówiąc, obawiałam się, że albo o nich zapomni, albo specjalnie nie przyjdzie, żeby mnie w ten sposób denerwować. Wiedział przecież, jak bardzo zależy mi na tym, żeby przynajmniej w ten dzień spotkał się z małym Andrzejkiem.

No i niestety, moje szczęście nie było długotrwałe. Wszystko skończyło się, kiedy zdałam sobie sprawę, co za prezent przyniósł mój były dla naszego dziecka. Był to mały piesek! Urocza, pluszowa kuleczka, na widok której Andrzejek po prostu zwariował ze szczęścia.

Ja za to zaniemówiłam. Przecież Tomek doskonale wiedział, że mam alergię na psy. Właśnie dlatego zdecydował się na ten prezent dla syna! Żeby zrobić mi na złość!

"Dlaczego? Co mam teraz zrobić?" – w mojej głowie kłębiło się tysiące pytań. "Jeśli powiem Andrzejkowi, że musi oddać psa tacie, bo nie może go trzymać u nas w domu, to na pewno mnie znienawidzi!".

Znalazłam się w beznadziejnym położeniu

Zrozumiałam, że jeśli pozwolę na psa w domu, zmuszam siebie do ciągłego zażywania tabletek, a to przecież źle wpływa na organizm. Ale z drugiej strony, gdybym odmówiła synowi tego szczeniaka, bardzo bym go skrzywdziła. Więc zdecydowałam, że wezmę na siebie tę sytuację, z wymuszonym uśmiechem na swojej twarzy.

– Jak mu dasz na imię? – zapytałam malucha.

– Ja? – Andrzejek patrzył na mnie zaskoczony.

– No jasne, przecież to twój psiak! – skinęłam głową, dyskretnie przełykając ślinę, bo coś mnie dusiło w gardle.

– A może będzie się nazywać Sedan? – rzucił pomysł mój syn.

– Przecież sedan to typ samochodu! Ile razy ci to tłumaczyłem! Mamy kombi, coupe i sedan! – pokręcił głową Tomek.

– Ale mi pasuje! – nie dał za wygraną Andrzejek.

Mi też się podoba – poparłam syna.

– No dobrze, skoro tak chcecie! – zgodził się niechętnie mąż.

Na pewno nie spodziewał się takiej reakcji z mojej strony!

W takim wypadku, mimo że starał się ukryć swoje rozczarowanie, szybko się pożegnał i zniknął z przyjęcia jeszcze przed podaniem deseru. Pamiętam, że kiedyś taka sytuacja bardzo by zasmuciła jego syna, ale teraz chłopiec był tak zafascynowany swoim nowym pieskiem, że w zasadzie nawet nie zauważył, że jego tata już pojechał. Zostałam sama z moim, muszę przyznać, uroczym i zabawnym kłopotem, a z mojej twarzy mógł zniknąć wymuszony uśmiech. Zaczęłam zastanawiać się, co zrobię, jeśli nagle dostanę ataku kaszlu i duszności.

Profilaktycznie od razu połknęłam pigułkę, jedną z tych, które zawsze trzymam w apteczce. Na szczęście przez kilka następnych dni nic niepokojącego się nie zdarzyło. Cieszyłam się z tego faktu i z uśmiechem na twarzy obserwowałam, jak mój syn Andrzej z troską zajmuje się nowym pupilem – psem Sedanem.

Zrobił mu miejsce do spania obok swojego łóżka i mimo że stanowczo mu powiedziałam, że nie może brać psa do łóżka, to jednak wiedziałam, że robi to, myśląc, że mi to umyka. Bardzo pilnował, żeby Sedan miał zawsze pełne miski z wodą i jedzeniem, a co do spacerów, to po prostu nie mógł się doczekać momentu, gdy tylko będzie mógł wyjść z psem na dwór. Już nie chciał siedzieć godzinami przed komputerem, zdecydowanie wolał teraz bawić się ze swoim nowym przyjacielem.

Bardzo się cieszyłam, choć cały czas gdzieś z tyłu głowy miałam myśl, że zaraz zacznie mnie atakować alergia. Najbardziej bałam się tego, kiedy skończyły mi się tabletki, a do wizyty u lekarza specjalisty miałam jeszcze parę dni.

"Nie wiem, jak mi to wyszło, źle policzyłam te wszystkie tabletki" – stresowałam się, myśląc, że zaraz zacznie mnie atakować kaszel.

Ale nic takiego się nie stało

– Jak to możliwe? – nie mogłam uwierzyć i zadałam to pytanie mojemu doktorowi. – Czy naprawdę przestałam być uczulona na psy?

– Tak, to prawda, alergie bywają przemijające i nauka nie jest jeszcze w stanie udzielić odpowiedzi na pytanie, czemu tak się dzieje. Ale bardziej prawdopodobne jest, że twoje ciało przyzwyczaiło się do tego konkretnego psa, z którym mieszkasz. Zwłaszcza że to szczeniak, a alergeny, które wydziela, nie są jeszcze tak silne.

– A jeśli Sedan dorośnie, będę na niego uczulona? – zaczęłam się martwić.

– Niekoniecznie musi tak być… – uspokoił mnie lekarz.

I nie mylił się. Nie mam alergii na Sedana, który jest częścią naszej rodziny od dwóch lat, podczas gdy wciąż jestem uczulona na inne psy. Moje ciało "pozwoliło" więc mojemu synowi cieszyć się swoim pupilem. Plan mojego męża, który chciał na przekór "okazać miłość" naszemu dziecku i jednocześnie mi dokuczyć, nie wyszedł, a jego prezent okazał się być strzałem w dziesiątkę.

Andrzejek jest wiernym przyjacielem dla swojego psiaka. Zyskał na pewności siebie, stał się bardziej odpowiedzialny i ma mniej czasu na myślenie o tym, że tata już z nami nie mieszka, bo teraz ma pełne ręce roboty z zabawą i dbaniem o psa.