Krysia była moją ciotką, ale tak się złożyło, że niewiele ode mnie starszą. Wychowywałyśmy się jak siostry, chociaż później starała się wykorzystywać sześcioletnią różnicę wieku. A to powinnam się jej słuchać, a to traktować jak starszą osobę, której należy się pomoc. Nie mogła się zdecydować, czy jest moją przyjaciółką, zastępczą matką czy może bezradną staruszką. 

– Z cioci Krysi jest niezła manipulatorka – odkryła Julia, moja córka, kiedy miała zaledwie jedenaście lat.

Dziecko widziało więcej niż ja, od lat tkwiąca w tym dziwnym układzie. Szybko się nauczyłam, że lekceważenie potrzeb Krystyny skutkuje wybuchami nieutulonego żalu i długoterminowym wytykaniem twardego serca. Oczywiście mojego. Dla świętego spokoju wolałam dbać o dobre stosunki z Krysią, co niestety wymagało pewnych poświęceń. Kiedy moja mama zmarła, młoda ciotka całą uwagę przerzuciła na mnie i Julię.

– Jesteście moją jedyną rodziną, o kogo mam dbać, jak nie o was? – mówiła. To był miód na moje serce. Czułam się samotna, a przekonanie, że dla kogoś jestem najważniejsza na świecie, było na wagę złota.

Krysia była u nas codziennym gościem, wyręczała mnie w przyprowadzaniu Julii z przedszkola, a potem ze szkoły, zostawała z małą, dopóki nie wróciłam z pracy. A nawet jeszcze dłużej… Ani się obejrzałam, jak zaczęła zostawać na noc.

W tym układzie z jednym nie mogłam się pogodzić

– Prześpię się u was, jest za późno na telepanie się przez całe miasto – mówiła i szła słać łóżko. Moje. Krystyna nigdy o nic nie pytała, czuła się w moim domu jak u siebie, ale nie przeszkadzało mi to.

Nie zauważałam w tym układzie niczego niestosownego. Jak to w rodzinie, trzeba być blisko, a to czasem wymaga poświęceń.

Zobacz także:

Tylko z jednym nie mogłam się pogodzić. Z krytykowaniem Julii. Im starsza była córka, tym więcej Krystyna miała jej do zarzucenia.

– Julia to cały Kazik, niczego po nas nie odziedziczyła – wydawała miażdżącą opinię. Moja córka była według niej nosicielką złych cech rodziny ojca. Na szczęście wychowywała się w zacnym gnieździe rodziny jej matki. Strasznie to było pokrętne.

– Ciocia mnie nie lubi – odgadła trafnie Julia. – Czy ona musi z nami mieszkać? Przecież ma dach nad głową.

– Jesteśmy rodziną, a Krysia tylko czasami u nas nocuje, jak nie zdąży na autobus – tłumaczyłam dziecku, ale w miarę upływu lat argument działał coraz słabiej. Krystyna mnie również zaczęła denerwować. Żądała posłuchu, liczenia się z jej zdaniem w każdej sprawie – nawet koloru nowych zasłon. Zupełnie jakby to był jej dom! Odkryłam też, że zazdrości mi mojego życia, Julii, lubianej pracy, przyjaciół. Wszystko bezlitośnie krytykowała. Przyjaciele byli fałszywi, w pracy mnie wykorzystywano, a moja córka była źle wychowana, niewdzięczna i zadawała się z niewłaściwymi osobami.

– Niczego innego nie można się było po niej spodziewać. To kopia Kazika – powiedziała raz o Julii. W jej głosie były pogarda i wrogość. Wtedy zrozumiałam, że Krystyna nie ma na względzie dobra Julii. Ona jej nienawidzi, bo stanęła między nami. Gdybym nie miała dziecka, byłabym cała dla niej.

Moment, czy Krystyna uważa, że tak łatwo może mnie sobie podporządkować? – pewnego dnia ocknęłam się z letargu. To było zaraz po rozmowie z Julią, która oświadczyła, że nie będzie studiować w Warszawie. Wyjeżdża do Poznania.

– Jak to, dziecko? – spytałam bezradnie. – Przecież tutaj masz dom i dobre uczelnie na wyciągnięcie ręki.

– Mam dom? – Julia uśmiechnęła się ironicznie. – Może i tak, ale nie mam swojego kąta. W akademiku będę się czuła bardziej jak u siebie.

To był prawdziwy cios. Uświadomiłam sobie, że Julia ma rację. Krysia rozgościła się w naszym niewielkim mieszkanku jak pisklę kukułki. Spała ze mną na kanapie, a ponieważ pracowała w domu, robiąc korekty książek, rozpanoszyła się z robotą w małym pokoiku i na biurku Julii. Dzielenie przestrzeni z apodyktyczną Krystyną nie było łatwą sprawą, więc Julia krok po kroku oddawała teren. Nawet nie zauważyłam, kiedy córka przeniosła się z nauką do przyjaciółki, a wracała tylko na noc.  Moja wina. Dopuściłam, żeby Krystyna wygryzła z rodzinnego domu moje dziecko.

I co mogłam zrobić? Wyrzucić ją z mieszkania? Przecież u niej trwał remont już od… Chwileczkę, prawie od roku. Dlaczego wcześniej się tym nie zainteresowałam?

– Krysiu, co się dzieje z twoim mieszkaniem? – zagadnęłam. – Dlaczego to tak długo trwa?

– A co, przeszkadzam wam? – Krystyna natychmiast przypuściła atak. Z doświadczenia wiedziała, że nie będę chciała się kłócić i odpuszczę.

– Mam zamiar zainteresować się tym remontem – oświadczyłam, nie odpowiadając na zaczepkę. – Powinnam ci pomóc, bo widzę, że nie dajesz sobie rady. Dasz mi numer do majstra, który prowadzi prace?

– Ach, to nie jest wina opieszałości ekipy remontowej – zawołała Krystyna, całkiem zbijając mnie z tropu.

– Tylko czego?

– Rozkopano węzeł cieplny, coś tam wymieniają, w mieszkaniach nie ma ogrzewania i ciepłej wody. Mają też wymieniać rury, a to oznacza ruinę łazienki.

Zakres prac wymienionych przez Krystynę porażał. Tym bardziej powinnam się tym zainteresować. Tyle miesięcy bez dostawy ciepła? Co władze spółdzielni, miasta i wszyscy święci sobie wyobrażają?

– Pojadę tam. Dasz mi klucze do mieszkania? – poprosiłam.

– Nie trzeba. Sama wszystkiego dopilnuję – odparła opryskliwie.

Zdziwiłam się, że odrzuca pomoc. Zwykle lubiła, gdy się interesowałam jej sprawami.

– Krysiu, chcę zobaczyć, co tam się dzieje. Od kilku miesięcy nie masz gdzie mieszkać, to nie jest normalna sytuacja. Dla nas obu.

– Czyli jednak ci przeszkadzam? – znowu zaatakowała.

– Julia wyprowadza się z domu, mówi, że nie ma własnego kąta. Wyjeżdża do Poznania na studia – wyjawiłam swoje zmartwienie.

Krysia nie rozumiała, o co mam pretensje

Jeśli liczyłam na wsparcie, to się zawiodłam. Na twarzy Krystyny był wyłącznie triumf.

– I dobrze robi. Nie może wiecznie u nas mieszkać – oświadczyła.

Myślałam, że się przesłyszałam.

– „U nas”? – spytałam ze sztucznym spokojem.

– O co ci chodzi? To normalne, że dzieci odchodzą.

– Chodzi mi o zaimek. „U nas” – odparłam powoli. – Krysiu, to jest mój dom. Mój i Julii. Nie twój.

– Czepiasz się słówek. Córka wyjeżdża na studia i zaczynasz wariować, jak wszystkie nadopiekuńcze mamuśki. Mówiłam ci tyle razy, że nie zaszkodzi, jak Julia trochę pozna życie, nabierze doświadczenia. Nie można wiecznie mieszkać u mamusi.

– U siostrzenicy też nie można wiecznie siedzieć, ciociu – zareagowałam odruchowo.

Krysia się zdziwiła. Nigdy dotąd nie pozwalałam sobie na złośliwości wobec niej.

Pojechałam do jej mieszkania na Ursynowie bez kluczy. Krysia obraziła się na mnie za to, co jej powiedziałam, i przestała ze mną rozmawiać. Trudno. Sprawdzę przynajmniej, co się dzieje w tym mieszkaniu, może uda mi się popytać sąsiadów.

Okolica wyglądała normalnie, nie widać było robót ziemnych.

– Widocznie przynajmniej ten etap został zakończony – ucieszyłam się naiwnie.

Zapukałam do sąsiadów. Drzwi otworzyły się na szerokość zabezpieczającego łańcucha.

– Ach, to pani, proszę wejść – blokada została zdjęta i zobaczyłam panią Jolę zapraszającą mnie do środka.

– Dawno pani u Krysi nie było. Ale co ja mówię, przecież tam teraz kto inny mieszka. Wszystko mi się miesza na starość. Herbatki się pani napije?

– Co pani powiedziała? – zareagowałam zbyt gwałtownie. Pani Jola lekko się spłoszyła.

– Herbatkę proponowałam…

– Nie, wcześniej. U Krystyny mieszkają obcy ludzie?

– No, a jak mają nie mieszkać? Wynajęła im przecież – zdziwiła się pani Jola. I zaraz ponownie zaproponowała herbatkę jako panaceum na wszelkie dolegliwości. Bo zrobiło mi się słabo.

Niezły pasztet – myślałam, popijając słomkowy napar. Jak ona mogła! Wprowadziła się do mnie, kłamiąc jak najęta. Co zamierzała? Musiałam się tego dowiedzieć.

Do domu dotarłam tak nabuzowana, że gdyby ktoś stanął mi na drodze, rozniosłabym go w proch i pył.

– Nie rozumiem, o co masz pretensję – powiedziała swobodnie Krystyna. – No, mówiłam, że remont. I co z tego? To takie ważne? – zbyła moje pretensje jako nieistotne. Musiałam bardziej ją docisnąć.

– Owszem, ważne. Jestem ciekawa, dlaczego wynajęłaś swoje mieszkanie i przeniosłaś się do mnie.

– Bo tak jest dla nas obu najlepiej. Zobacz, Julia wyjeżdża, będzie nam wygodniej. Zajmę jej pokój…

– Nie! – krzyknęłam.

– Dlaczego? Ma stać pusty? – zdziwiła się Krystyna.

Nic do niej nie docierało albo udawała, że tak jest. Nie zamierzała łatwo się poddać, a ja nie mogłam jej wyrzucić, bo dokąd pójdzie? Czekam, aż skończy się umowa najmu jej mieszkania, wtedy dopilnuję, żeby spakowała walizki. Julia przerwę semestralną spędziła u ojca, jej pokój był zajęty. Przysięgłam, że tak tego nie zostawię.