Nadia dzwoniła już szósty raz, a ja nie miałam siły odebrać. Każdej zimy choruję przynajmniej przez dwa tygodnie, tym razem skończyło się na antybiotyku. Powiedziałam to siostrze i po kilku godzinach wysłała mi SMS-a, że skoro biorę antybiotyk od czterech dni, to już nie zarażam. „Więc mogę ich zostawić u mamy. Nie martw się, niczego nie powinni od ciebie złapać.”

Z jękiem naciągnęłam koc na głowę. Nie chodziło o to, że bałam się o trójkę siostrzeńców, których Nadia podrzucała do mamy kilka razy w tygodniu. Po prostu nie miałam ochoty na kontakt z dziećmi, kiedy ledwie trzymałam pion.

– Kochanie, my ci nie będziemy przeszkadzać – powiedziała cicho mama. Wiedziałam, że siostra nie dawała jej spokoju telefonami. – Powiem maluchom, że mają być grzeczni, bo ciocia jest chora. Ale wiesz, Nadia ma tego endokrynologa na osiemnastą, a Michał powiedział, że on nie może się nimi zająć. Nie ma co z nimi zrobić…

Nie potrafiła odmówić swojej starszej córce 

Oczywiście. Moja siostra nigdy nie miała co zrobić ze swoją uroczą trójeczką, kiedy miała coś do załatwienia popołudniami. Nie pamiętałam też, żeby mój kochany szwagier choć raz został z nimi w tygodniu. Było wielkim wydarzeniem, jeśli poświęcił dzieciom godzinkę czy dwie w weekend.

– Mamo, ja naprawdę źle się czuję – protestowałam słabo. – Zresztą ty też powinnaś odpocząć. Ile czasu dzisiaj byłaś w mieście? Nie jesteś zmęczona?

Odpowiedział mi łagodny uśmiech, jakim mama zwykle zbywała pytania o jej samopoczucie.

Nigdy się nie skarżyła, zawsze starała się być pracowita, gospodarna, wspierała innych i robiła wszystko, żeby jej mąż i dzieci byli najedzeni, oprani i mieszkali w czystym, wysprzątanym domu. Potem, kiedy zostali z tatą tylko we dwoje przez jakiś czas miała tylko jedną osobę do obsługi, a Bóg mi świadkiem, że mój ojciec był bardzo wymagającym podopiecznym, czy raczej panem i władcą. Tata w życiu nie zrobił sobie obiadu, prania ani nie wyprasował koszuli. Nawet nie wiedział, gdzie w domu chowa się żelazko. Nieraz zastanawiałam się, co by było, gdyby to mama odeszła pierwsza… 

Zobacz także:

Ale tak się nie stało. Ojciec zmarł na wylew, a ona została sama. No, może nie sama, bo miała przecież mnie, Nadię i troje wnuków.

Niestety, mama nigdy nie pracowała, więc nie miała emerytury, a mieszkanie było zadłużone. W końcu podjęła decyzję o jego sprzedaży i znalezieniu sobie czegoś mniejszego. Najpierw jednak trzeba było zrobić tam generalny remont, by uzyskać lepszą cenę, dlatego na kilka tygodni mama zamieszkała ze mną.

Dopiero wtedy z bliska zobaczyłam, jak już od lat wygląda jej codzienne życie.

– Super, że mama mieszka u ciebie – ucieszyła się moja siostra. – Będę miała bliżej. O której ty zwykle wracasz do domu?

– Około dwudziestej, czasem później – wydukałam zdziwiona tym entuzjazmem.

– O, to luz! – odparła. – Będę zabierać dzieciaki na pewno przed twoim przyjściem!

I tak musiałam zaakceptować fakt, że niemal codziennie pod moją nieobecność po moim mieszkaniu hasa trójka średnio grzecznych dzieci. Owszem, dwoje z nich chodziło do przedszkola, a Kacper do szkoły, ale przecież ktoś je musiał z tych placówek odbierać, a potem się nimi zajmować, aż ich rodzice wrócą z pracy, siłowni, od dentysty, czy skąd oni tam wracali. I tym kimś była oczywiście kochana babcia.

– Nadia, nie sądzisz, że mamie przydałby się chociaż dzień odpoczynku? – zapytałam siostrę parę razy. – Wczoraj zabrałaś dzieci o ósmej.

– Oj, daj spokój, przecież ma całe dnie dla siebie – za każdym razem mnie zbywała. – Zresztą wiesz, że ona uwielbia dzieciaki! Cieszy się, kiedy je przyprowadzam.

Trudno było temu zaprzeczyć. Mama zawsze witała wnuki promiennym uśmiechem, zajmowała się nimi, poświęcając im całą uwagę, a kiedy wychodziły, zwykle przez godzinę po nich sprzątała bez jednego słowa skargi.

– A co mam zrobić? Przecież jestem ich jedyną babcią – powiedziała, kiedy zapytałam, czy nie jest zmęczona tymi częstymi wizytami. – Dzieci potrzebują babci.

„Matki i ojca też” – pomyślałam, ale nie powiedziałam tego na głos. W sumie to nie była moja sprawa. Faktycznie, siostra zabierała dzieci zanim wracałam do domu, więc nie przeszkadzała mi ich obecność, zwłaszcza że mama po nich sprzątała. Ale tym razem to naprawdę była inna sytuacja…

To także moja mama, nie pozwolę jej tak traktować

– Nadia, nie – w końcu odebrałam telefon od siostry. – Nie możesz ich przyprowadzić. Naprawdę jestem chora i chcę mieć święty spokój.

– Jasne, nie to nie – w tonie siostry wyczułam urazę. – Daj mi mamę do telefonu.

Kwadrans później mama wyszła z domu. Pojechała do jakiejś sali zabaw, w której miała spędzić dwie godziny na wodzeniu wzrokiem za nadaktywnymi maluchami, a potem odwieźć je autobusem do domu.

Kiedy remont się skończył, mieszkanie sprzedało się praktycznie od razu i mama mogła się przenieść do nowego, dwupokojowego lokum w centrum. Było to dość blisko mojego biurowca, więc tydzień po jej przeprowadzce postanowiłam wpaść po pracy. O godzinie dwudziestej dwadzieścia zastałam u mamy troje moich siostrzeńców. Cała trójka biegała z krzykiem po domu, najmłodsze było umazane czekoladą, kredki i kartki walały się po całej kuchni…

– Przyjechała koleżanka Nadii z Anglii, musiała ją zabrać do teatru – powiedziała mama przepraszająco, widząc moją minę.

– Musiała?! – zdziwiłam się nieprzyjemnie. – Bardzo ciekawe. A Michał gdzie jest?

– Michał nie mógł dzisiaj się nimi zająć…

– Dzisiaj? – powtórzyłam pytanie tym samym tonem co poprzednie. – A tak naprawdę kiedykolwiek w ogóle mógł?

Nie podobało mi się to. Mama była ewidentnie zmęczona, trzęsła jej się głowa i zbyt często mrugała oczami. Wiedziałam, że marzy o tym, żeby się położyć. A Nadia poszła do teatru na dziewiętnastą.

– Nie dzwoń do niej, i tak nie odbierze podczas spektaklu… – mama spojrzała na telefon w mojej ręce. – Zresztą, ja się sama zgodziłam… Wiesz, że nigdy nie odmawiam, kiedy mnie prosi…

O tak, świetnie o tym wiedziałam. Nadia i jej mąż również!

W końcu złapałam Michała. Był… na siłowni.

– To bierz torbę i wracaj do domu, bo za pół godziny będę tam z twoimi dziećmi – rzuciłam do niego. – Moja matka też czasami musi odpocząć.

Odwiozłam siostrzeńców, a następnego dnia miałam w telefonie serię nieodebranych połączeń od Nadii. W SMS-ach wytykała mi, że sama nie mam dzieci, nazwała mnie egoistką i zabroniła mi się wtrącać między nią a mamę. „To także moja mama” – odpisałam jej. „Jeśli nie macie z Michałem czasu dla dzieci, to zatrudnijcie nianię”. Efekt był taki, że siostra przestała się do mnie odzywać. No cóż, tyle mojego spokoju.

Ale, niestety, nie dała spokoju mamie. Ile razy tam wpadałam, dzieci już tam były. Co więcej, Nadia i Michał zaczęli też potrzebować wolnego czasu w weekendy, więc mama jeździła na festyny, pikniki, do zoo albo siedziała godzinami na placu zabaw. Kiedy mówiłam jej, żeby nauczyła się odmawiać, patrzyła na mnie, jakbym proponowała jej kopnięcie psa.

– Ale przecież ona nie ma co z nimi zrobić, jak musi coś załatwić… – tłumaczyła starszą córkę.

Tyle że Nadia musiała „coś załatwić” niemal codziennie. Jej mąż również. Sporo też zostawali po godzinach w pracy.

Musiałam wziąć sprawy w swoje ręce

Któregoś razu postanowiłam, że skoro nie da rady namówić mamy na odpoczynek w domu, to wyślę ją, żeby odpoczęła poza nim.

– Uzdrowisko? – zdziwiła się, kiedy jej przedstawiłam ten pomysł. – Ale dwa tygodnie to góra pieniędzy…

– Nie, mamuś. Wykupiłam ci pokój po promocyjnej cenie, z wyżywieniem. To mój prezent na twoją sześćdziesiątkę. Dwa tygodnie w pięknym otoczeniu, będziesz sobie spacerować, pić wody lecznicze i chodzić na wieczorki taneczne.

Widziałam, że mama się cieszy. Od razu zaczęła się zastanawiać, co tam spakować i czy nie powinna kupić sobie kijków do nordic walkingu. Z dawno niewidzianym błyskiem w oku zapytała też, czy pożyczę jej seledynową apaszkę.

– Jasne! – roześmiałam się. – Pięknie podkreśla twoje oczy!

Następnego dnia w końcu odezwała się do mnie Nadia. Odebrałam telefon ze zdziwieniem, bo nie rozmawiała ze mną od miesięcy.

– Jesteś złośliwa! – zaczęła na mnie krzyczeć bez żadnych wstępów. – Zrobiłaś to specjalnie! Jesteś naprawdę podła! Kiedyś sama będziesz mieć dzieci i zrobię ci to samo, zobaczysz!

– O czym ty mówisz? – w końcu przerwałam jej wrzaski.

– Dobrze wiesz, o czym! Specjalnie wysyłasz mamę na dwa tygodnie, żeby mi zrobić na złość! I co ja mam, twoim zdaniem, teraz zrobić? Kto mi się zajmie dziećmi? Może ty, co?!

Nagle poczułam się, jakbym występowała w jakieś kiepskiej komedii. Czy ona mówiła to na poważnie?

– Mama nie jest bezpłatną niańką twoich dzieci – powiedziałam podniesionym tonem. – Ma sześćdziesiąt lat, zdrowie jej się sypie, potrzebuje odpoczynku. I czasu dla siebie! Ona ma prawo do swojego życia, wpadłaś na to kiedyś?!

Oczywiście siostra krzyczała dalej, jak to ona teraz zostanie z trójką dzieci, bez pomocy, biedna i bezradna, a ja na pewno zacieram ręce, bo udała mi się taka straszna podłość. Teraz ja się wściekłam i powiedziałam, że mama wychowała nas dwie i naszego brata i nikim się w tym nie wyręczała.

– Powiedz swojemu mężowi, żeby mniej czasu spędzał na podnoszeniu ciężarów, a więcej na noszeniu swoich dzieci – doradziłam, już faktycznie złośliwie. – A jeśli tak bardzo chcecie uciekać z domu, to zatrudnijcie opiekunkę, stać was!

No cóż, ta rozmowa nie poprawiła moich relacji z Nadią, ale przynajmniej powiedziałam jej, co myślę o tym, jak się zachowuje. Ona mnie z kolei, że nie mam pojęcia, ile kosztuje utrzymanie dzieci i ją nie stać na niańkę, bo co chwila musi kupować coś dzieciom albo odkładać na wakacje w Grecji.

– Moje dzieci mają wszystko! – dodała w złości. – Oboje ciężko harujemy, żeby im to zapewnić i to chyba normalne, że czasami potrzebujemy czasu dla siebie!

Siostra próbowała jeszcze przekonać mamę, żeby zabrała do sanatorium jej pięcioletniego synka, bo „przecież to chorowite dziecko”, ale udało mi się temu zapobiec.

Osobiście zawiozłam mamę do ośrodka wypoczynkowego i zadbałam o to, żeby Nadia nie poznała jego adresu.

– To bardzo ważne dla dzieci, żeby spędzały czas z rodzicami – powiedziałam mamie, widząc, że dręczy ją irracjonalne poczucie winy. – Nawet najlepsza babcia nie zastąpi mamy i taty, prawda?

Mama się zgodziła i widziałam, że wizja mojej siostry i szwagra grających wieczorami w planszówki z potomstwem bardzo jej się podobała.

Jak nie babcia, to opiekunka, byle nie oni

Szkoda, że nigdy się nie ziściła… Moja siostra bowiem szybko znalazła zastępstwo za babcię i faktycznie zatrudniła opiekunkę. Ona i Michał nadal mają popołudniami i wieczorami swoje sprawy, a dzieciakami zajmuje się pani Ala, niewiele młodsza od mamy.

Ugrałam więc tyle, że mama odzyskała swoje życie, ma czas na odpoczynek i maszerowanie z kijkami z nowymi koleżankami po parku.

Żal mi tylko moich siostrzeńców, którzy praktycznie całkowicie wychowywani są przez obce osoby. Od rana do popołudnia szkoła, przedszkole, świetlica, potem opiekunka. Rodziców widują weekendami, a i to nie zawsze, bo Nadia i Michał lubią razem jeździć na ściankę wspinaczkową czy treningi judo.

Kiedy ja zastanawiam się nad macierzyństwem, dochodzę do jednego wniosku: jeśli będę mamą, to będę chciała spędzać czas z własnym dzieckiem. Bo właśnie to wspominam najlepiej z dzieciństwa. Nie nowe zabawki, nie wycieczki czy modne sprzęty albo ubrania. Nie. Wspominam to, jak mama czytała nam bajki i piekła z nami ciasto. Pamiętam, że czasami była tak zmęczona, że zasypiała podczas „Wieczorynki”. I to, że wtedy wszyscy we trójkę się do niej przytulaliśmy na zdezelowanej kanapie i nie budziliśmy jej nawet, kiedy zaczynały się „Wiadomości”. Bo fajnie było po prostu poleżeć wszyscy razem przy mamie. 

Wielka szkoda, że dzieci Nadii nie wiedzą, jak to jest… I mam wrażenie, że nie tylko one, że wiele ich koleżanek i kolegów w dzisiejszych czasach żyje zupełnie tak samo.