Kiedy znalazłam to ogłoszenie, naprawdę się ucieszyłam. Szukano asystentki do sekretariatu w prywatnej szkole i przedszkolu. Spełniałam wszystkie kryteria: mam wykształcenie pedagogiczne, znam angielski na poziomie średnim i mam doświadczenie w pracy z dziećmi. Od razu wysłałam swoje CV.

Nie pracowałam od dawna. Byłam samotną matką. Teraz, kiedy mój syn mógł pójść do przedszkola, poczułam, że to najlepszy moment, aby wrócić do pracy. Oferta, jaką znalazłam, wydawała się idealna. Jeszcze tego samego dnia w południe dostałam wiadomość zwrotną – zaprosili mnie na rozmowę kwalifikacyjną już na drugi dzień. 

Z łóżka wstałam od razu po tym, jak się obudziłam. Jasiek nocował u mojej mamy, dzięki czemu mogłam spokojnie przygotować się na spotkanie. Pijąc kawę, przypominałam sobie moje mocne strony i opowiadałam o nich, mówiąc sama do siebie. Założyłam eleganckie ubranie, zrobiłam delikatny makijaż i pojechałam na miejsce. Nie chciałam się spóźnić, więc byłam sporo przed czasem. Naprawdę zależało mi na tej pracy. 

Byłam dobrej myśli

Na miejsce dotarłam naprawdę szybko. Przedszkole robiło bardzo dobre wrażenie. Otoczone ogrodzeniem i świetnie utrzymane trzy nowe budynki. Widać było, że włożono w to dużo pieniędzy, ale też serca. Wszystko to sprawiało, że miejsce to podobało mi się jeszcze bardziej. 

Miła pani w sekretariacie poprosiła, abym poczekała. Poinformowano mnie, że pani dyrektor z asystentką kończą właśnie rozmowę z inną kandydatką i za chwilę zostanę poproszona. Byłam naprawdę spokojna. Czułam się tak, jakbym przyszła tu na zwykłą pogawędkę, a nie rozmowę w sprawie pracy. Tymczasem gdybym wiedziała, co mnie tu spotka, uciekłabym, jak najdalej stąd!

Kiedy zegar pokazał godzinę jedenastą, poproszono mnie do gabinetu dyrektorki.

– Dzień dobry – powiedziałam, uśmiechając się do dwóch kobiet siedzących za biurkiem.

– Dzień dobry. Proszę usiąść – powiedziała ta, która wyglądała lepiej i uśmiechnęła się do mnie.

Zaintrygował mnie jej uśmiech. Był inny – nie do końca prawdziwy, trochę na siłę – nie jestem pewna. Miałam wrażenie, że już kiedyś gdzieś go widziałam.

Proszę opowiedzieć coś o sobie – poprosiła druga kobieta.

– Mam trzydzieści lat. Pięć lat temu skończyłam studia pedagogiczne, a potem zaczęłam pracować w domu kultury. Prowadziłam sekcję edukacyjną dla dzieci – powiedziałam.

– Zauważyłam, że miała pani kilkuletnią przerwę w pracy – zwróciła uwagę moja rozmówczyni.

Gdzieś już widziałam ten uśmiech

Ta uśmiechająca się dziwnie nic nie mówiła. Siedziała cicho, wsłuchiwała się w moje słowa i nie przestawała na mnie patrzeć. Szczerze mówiąc, zaczynało mi to przeszkadzać i czułam się coraz bardziej nieswojo. Z każdą chwilą byłam coraz bardziej przekonana, że znam tę kobietę...

– Przepraszam? – szybko wróciłam do rzeczywistości. –  Tak, nie pracowałam, ponieważ zajmowałam się wychowaniem syna, który niedawno poszedł do przedszkola. – Wiedziałam, że to, co powiedziałam mogło mi zaszkodzić, ale nie zamierzałam ukrywać, że mam synka. – Myślę, że dla maluszka najlepiej jest, gdy przez pierwsze lata swojego życia opiekuje się nim mama.

– Tak pani uważa? – zapytała, uśmiechając się dziwnie.

Skinęłam głową, oczekując na kolejne pytania.

– Spodobało się pani nasze przedszkole? – usłyszałam kolejne pytanie.

– Bardzo mi się tutaj podoba. Jest cicho i przytulnie. Wszyscy pracownicy są mili i uśmiechnięci. Naprawdę chciałabym pracować w takim miejscu – mówiłam naprawdę szczerze.

– Robimy wszystko, co w naszej mocy, aby nasi pracownicy byli zadowoleni, ponieważ ich dobre samopoczucie ma pozytywny wpływ na współpracę z dziećmi – stwierdziła kobieta prowadząca rozmowę.

W tym momencie druga zaczęła mi się przyglądać jeszcze intensywniej i pocierać nerwowo ręką prawe ucho. I wtedy mnie olśniło! To była Olga – klasowa koleżanka. Robiła tak zawsze, kiedy została wezwana do odpowiedzi przy tablicy. Bardzo nas to wtedy śmieszyło. 

Straciłam pewność siebie

Wizja kompletnie nielubianej koleżanki ze szkoły w roli przełożonej kompletnie mnie zdezorientowała. Zauważyłam, że Olga też mnie poznała, ale w żaden sposób nie dała mi tego odczuć. Rozmowa przebiegała normalnie, ale mi było coraz trudniej odpowiadać na kolejne pytania. Chciałam jak najszybciej wyjść i po prostu zapomnieć o Oldze i o tym, jak się z niej śmialiśmy. Przezywaliśmy ją wiejskim kujonem. Byliśmy dla niej naprawdę okropni. 

– Dziękuję bardzo. Skontaktujemy się z panią, jeśli zdecydujemy się na współpracę – Olga zakończyła rozmowę.

Prawie wybiegłam z pokoju. Czułam się bardzo zawstydzona! Wyszło naprawdę pechowo. Jakby los się za mnie zemścił za to, co było w liceum. Poczułam się strasznie upokorzona. 

Gdy tylko wróciłam do domu, weszłam na stronę przedszkola. Na zdjęciu była uśmiechnięta Olga z mężem i dziećmi. Opis znajdujący się po zdjęciem uświadomił mi, jak mało osiągnęłam. A przecież uczyłam się zawsze z łatwością. To Olga musiała siedzieć dużo nad książkami i właśnie dlatego nazwaliśmy ją kujonem. Tymczasem ukończyła dwa kierunki studiów. Moja pedagogika oraz znajomość języka angielskiego, której nigdy nie potwierdziłam żadnym dokumentem, wyglądają przy tym naprawdę marnie. Oldze udało się pogodzić życie rodzinne z nauką i pracą.

Kiedy porównałam swoje życie z tym, co osiągnęła Olga, poczułam się przygnębiona. Uświadomiłam sobie też, że wyśmiewanie kogoś jest naprawdę straszne. Dostałam od życia solidną lekcję.