Ankę znam tak naprawdę od zawsze. Pamiętam, jak dołączyła do naszej grupy w przedszkolu. Była pulchną dziewczynką z blond włosami i lalką pod pachą. Takiej lalki nie miała żadna inna dziewczynka, a Ania nie pozwalała nikomu jej dotykać. Któregoś dnia skaleczyłam się w palec i zaczęłam strasznie płakać. Podeszła wtedy do mnie i zapytała: – Chcesz pobawić się moją lalką?

Byłyśmy jak siostry

W ten prosty sposób zostałyśmy najlepszymi przyjaciółkami. Byłyśmy jak prawdziwe papużki-nierozłączki. Razem przeszłyśmy przez podstawówkę, ale w liceum już nie siedziałyśmy razem. Nawet nasze oceny były podobne, tylko ja musiałam ciężko na nie pracować, a Ani wszystko przychodziło bez większego wysiłku. Wszyscy wiedzieli, że ma szczęście. Przed egzaminami na studia uczyłam się jak szalona. Ania śmiała się, że jestem nudna, kiedy przypominałam jej o nadchodzących egzaminach.

– I tak je zdamy – mówiła.

Tak się właśni stało. W akademiku miałyśmy jeden pokój. Wszyscy mówili, że jesteśmy jak siostry. W pewien sposób tak właśnie było, mimo że różniło nas podejście do życia. Ja zawsze podchodziłam do wszystkiego na poważnie, a ona nie przejmowała się niczym.

– Musisz wiedzieć, jak czerpać radość z życia – często powtarzała i zawsze unikała życiowych pomyłek.

Po skończonej sesji z radością wracałyśmy do akademika. W parku natknęłyśmy się na Cygankę. Była uparta, nie odpuszczała. W końcu zgodziłyśmy się, żeby nam powróżyła.

– Do czego nam twoje przepowiednie? – roześmiała się Anna. – Przecież już wiemy, co nas czeka. Całe życie mamy przed sobą!

Cyganka spojrzała na nas z namysłem i oznajmiła:

Tylko jedna z was będzie w życiu naprawdę szczęśliwa.

Zaciekawiło nas to, co powiedziała. Chciałyśmy jeszcze z nią porozmawiać, ale nagle zniknęła. 

Nie lubiła mojego chłopaka

Kiedy poznałam Adama, nasze relacje nieco się rozluźniły. Było widać, że go nie znosi.

–To pajac – twierdziła. – Ma pieniądze, ale jest chamem. Pewnie chce mieć za żonę kobietę z magistrem, żeby poczuć się lepiej.

Wiedziałam, że to nonsens. Adam mnie kochał i chciał, abyśmy jak najszybciej wzięli ślub.

Pewnego styczniowego wieczoru miał mnie przedstawić swoim rodzicom. Byliśmy zaproszeni do nich na obiad. Nagle dostałam straszną wiadomość:. Mama miała wypadek. Próbowałam dodzwonić się do Adama, ale linia była cały czas zajęta. Próbowałam przez kilkanaście minut, ale ciągle było to samo. Cóż, pomyślałam i ruszyłam na stację. W efekcie zamiast cieszyć się z uroczystego obiadu u przyszłych teściów jechałam nocnym pociągiem do Jeleniej Góry.

Musiałam zająć się mamą

Mama była w szpitalu. Kiedy ją zobaczyłam, moje serce zabiło szybciej. Wyglądała jak prawdziwa kupka nieszczęścia. Noga w gipsie, opatrunek na głowie i ręce.

– Co się stało?! – zapytałam przerażona.

– Nie pytaj, lepiej nie mówić – skrzywiła się. – To tylko kłopot dla tego pana...

Wtedy zobaczyłam tego chłopaka. Stał przy łóżku i nie wyglądał najlepiej. Cały się trząsł.

Nie zdążyłem zahamować, pani tak nagle weszła na drogę – mówił z trudem. 

– Przykro mi – mama wiedziała, że to jej wina. – Wiem, że to przeze mnie, już mówiłam o tym policjantom, że to moja wina.

– Nazywam się Piotr – przedstawił się, niepewnie podając dłoń, jakby nie był pewien, czy ja mu podam swoją. – Bardzo mi przykro – zacinał się.

– To ja powinnam pana przeprosić – mama starała się go uspokoić, jakby to on był ofiarą, a nie ona. – Przecież to nie pana wina, to ja weszłam na drogę, nie sprawdzając, czy coś jedzie. Bardzo uszkodził pan samochód? – zagadywała.

Po pierwszych badaniach było wiadomo, że mama zostanie w szpitalu przez około dwa miesiące. Kiedy wróci do domu, nadal będzie potrzebowała opieki przez pewien czas. Tata już od dawna nie żył, a nie mam braci ani sióstr. W takiej sytuacji jedyną osobą, na którą mogła liczyć mama, byłam ja. Zdecydowałam, że zostanę z nią. Musiałam odłożyć studia na jakiś czas. 

Na początku Adam regularnie do mnie dzwonił. Po jakichś dwóch tygodniach zaczął robić to jednak coraz rzadziej, miałam też wrażenie, że robi to niechętnie. W końcu zupełnie przestał się do mnie odzywać.

Uwiodła Adama

Moje relacje z Anką też nie było najlepsze. Każda z nas była zajęta swoimi sprawami i miałyśmy coraz mniej wspólnych tematów. Nasze rozmowy telefoniczne były kompletnie o niczym. Wiele razy chciałam ją spytać o Adama, ale nie miałam odwagi. Może po prostu wolałam nie wiedzieć, co robi. W końcu Anka go nie cierpiała, więc prawdopodobnie nie ma z nim teraz żadnych relacji.

Któregoś dnia Anka zadzwoniła z informacją, że planuje mnie odwiedzić. Pojawiła się po kilku dniach. Od samego początku rozmowa się nie kleiła. Anka ewidentnie chciała mi coś wyznać, ale najwyraźniej nie wiedziała, jak to zrobić. W końcu straciłam cierpliwość.

– Ania, widzę, że coś cię dręczy. Po prostu o tym powiedz.

– Kompletnie nie wiem, jak to zrobić – zaczęła, unikając mojego spojrzenia. Poczułam, że to nie będzie dobra wiadomość.

– Wychodzę za mąż – powiedziała nagle i ukryła twarz w dłoniach.

– To cudowna wiadomość! – ucieszyłam się. – To kiedy wesele?

– Za Adama – przerwała mi.

Za mojego Adama? Wygląda na to, że zmieniła o nim zdanie, skoro postanowiła z nim być.

– Przykro mi. Nie zaprosimy cię na ślub i wesele, ale pewnie i tak byś nie przyjechała – powiedziała już przy drzwiach.

Wyszła naprawdę szybko. Miałam wrażenie, że więcej się nie zobaczymy.

Wszystko się zmieniło

Ze szpitala odebrał mamę Piotr. Mówił, że jest mi to winien skoro przez wypadek straciłam chłopaka. Podczas jego odwiedzin w szpitalu staliśmy się przyjaciółmi i często opowiadałam mu o tym, co mnie dręczy, wypłakując się na jego ramieniu.

Anka ukończyła studia i dostała naprawdę dobrą pracę. Ja zajmowałam się mamą, nie mając pojęcia, kiedy wrócę na uczelnię i napiszę pracę magisterską. Czas mijał strasznie wolno. Przyszło gorące lato. Piotr zaczął coraz częściej zabierać mnie na wypady nad rzekę.

– Jedź, jedź – mówiła matka, gdy nie byłam pewna, czy mogę ją zostawić samą. – I tak wiele już dla mnie poświęciłaś. A ten Piotruś to porządny chłopak, o wiele lepszy niż ten twój były z Warszawy...

– Mamo, daj mi żyć – ciągle jeszcze czułam ból po tym, jak Adam tak po prostu mnie porzucił.

Zostałam żoną Piotra

Z czasem przestałam jednak o nim myśleć. Piotr stawał się dla mnie coraz ważniejszy. Nasze przyjacielskie relacje przekształciły się w prawdziwe, dojrzałe uczucie.

Trochę wody w Wiśle upłynęło od tamtego czasu. Dzisiaj mam tytuł magistra i jestem najszczęśliwszą osobą pod słońcem. Od czterech lat jestem żoną Piotra. Mamy dwa nowe samochody i starego fiata w garażu, którego nie mamy serca się pozbyć. Piotr żartobliwie mówi, że jest nie do sprzedania, bo moja mama, uderzając w niego, tak go uszkodziła, że nie da się naprawić. Oczywiście przesadza, bo jest tylko małe wgniecenie na dachu, ale mama uwielbia, kiedy Piotr tak żartuje. Jest chyba nietypową teściową, bo nie tylko kocha swojego zięcia, ale dodatkowo śmieje się, że to dzięki niej go mam. Przecież, żeby go dla mnie zdobyć, rzuciła się pod ten samochód!

– Mamo, jesteś niesamowita – odpowiada wtedy Piotr. – Ale proszę cię, nie rób tego więcej!

Rozstali się

Anka odwiedziła mnie wczoraj. Od kiedy zdecydowała się na rozwód z Adamem, spotykamy się coraz częściej. Ewidentnie nie ma szczęścia w życiu. Spółka, w której pracowała, zakończyła działalność w Polsce i zwolniła pracowników. Ania dostała pracę w małej firmie. Skończyły się wyjazdy za granicę. Musiała zamienić też służbowe volvo na cinquecento.

Kiedy otrzymała ofertę pracy w Jeleniej Górze, Adam stwierdził, że jeśli się tam przeprowadzi, to bez niego, bo on nie zamierza wynosić się ze stolicy i mieszkać na prowincji. To wtedy Anka zdecydowała, że odchodzi od niego.

Wybaczyłam jej już dawno. Nawet jestem jej trochę wdzięczna, bo dzięki niej nie związałam się z kimś, kto w trudnej zostawił mnie bez wahania. Naprawdę mam szczęście!