Było jasne, że naszeego małżeństwa już nie ma sensu ratować. Nie dochodziło u nas do awantur, rękoczynów czy rzucania talerzami, ale panowała – chyba jeszcze gorsza – totalna obojętność. Łączyło nas tylko to, że mamy razem dzieci i wspólne rachunki do opłacenia. Gadaliśmy wyłącznie o sprawach do załatwienia i zakupach. Zniknęła między nami jakakolwiek głębsza więź i serdeczność, a o uczuciu to już w ogóle lepiej nie mówić.

Po prostu wszystko się wypalało i koniec

Mamy dwójkę dzieciaków, więc dla nich udawaliśmy, że jesteśmy normalną rodziną, choć tak naprawdę to bardziej się wzajemnie męczyliśmy, zamiast się wspierać. Te codzienne pobudki, wspólne wyjazdy, święta… Robiliśmy to z musu, z obowiązku. I to wszystko nas tak strasznie dołowało, że byliśmy kompletnie wykończeni – i fizycznie, i psychicznie.

Przy świątecznym stole doszliśmy do wniosku, że czas coś zmienić. Nie mamy już siły udawać przed bliskimi, że wszystko między nami w porządku. Przekroczyliśmy już czterdziestkę, ale jeżeli zdrowie dopisze, mamy jeszcze sporo lat przed sobą. Możemy je przeżyć inaczej – rozsądniej i radośniej. Dla własnego dobra i dla dobra naszych pociech.

– Chciałbym ci coś powiedzieć...

– Ja również muszę z tobą porozmawiać... – Anita nie dała mi dokończyć.

Postanowiliśmy rozpocząć procedurę rozwodową. Mieliśmy świadomość, że nie będziemy się kłócić. Nasze pociechy były dla nas najważniejsze i nie zamierzaliśmy o nie rywalizować. Ustaliliśmy, że zaopiekujemy się nimi na zmianę i po równo poniesiemy koszty ich utrzymania. Anita zamieszkała z maluchami w naszym wspólnie kupionym mieszkaniu, a ja przeniosłem się do niewielkiej kawalerki odziedziczonej po babci. Może i była ona mała, ale w zupełności mi wystarczała.

Bliscy byli zszokowani. Co takiego? Taki zgodny związek, zero kłopotów! Nie nadużywałem alkoholu, nie stosowałem przemocy, nie oddawałem się hazardowi, wypłatę przynosiłem. Byłem wzorowym ojcem. Anita również spokojna... To prawda. Sympatyczni i ułożeni. Ale tak można opisać parę obcych ludzi dzielących stolik w knajpie, a nie małżonków! Gdzie w tym wszystkim jest przestrzeń na pasję, odrobinę szaleństwa, choć od wielkiego dzwonu?

Dusiliśmy się i nie chcieliśmy tkwić zamknięci w tym oziębłym sosie grzeczności. Najbardziej martwiliśmy się o nasze dzieci. Jak to odbiorą? Czy nie zaburzymy ich psychiki? Owszem, oszczędzimy im wielu bolesnych doświadczeń i trudnych chwil, z jakimi borykają się dzieci niekochających rodziców, ale może poczują się oszukane, opuszczone?

Całe szczęście nie. Siedmioletnia Zuzia uroniła co prawda parę łez, ale starszy o trzy lata Tomek próbował zachować twarz. Powiedzieliśmy im, że to absolutnie nie z ich winy i że wciąż darzy my ich ogromną miłością. Dodaliśmy, że z mamą dogadujemy się całkiem nieźle, ale to wciąż za mało, by dzielić wspólne mieszkanie. Nie mamy ochoty wzajemnie się dołować, stąd decyzja o rozstaniu. Chodzi o nas, nie o nich.

Rozwód przebiegł bez większych komplikacji – wyrok otrzymaliśmy już podczas pierwszej rozprawy sądowej, a zaraz po niej wybraliśmy się razem na obiad. Ten kawałek papieru nie wpłynął znacząco na moje relacje z byłą małżonką – nie zacząłem nagle darzyć jej niechęcią czy wrogością. Jednak z upływem czasu samotne wieczory spędzane w niewielkim mieszkanku, bez szaleństw dzieci, pomagania im w zadaniach domowych, balansowania między praniem, sprzątaniem a przygotowywaniem kolacji, zaczęły stawać się coraz bardziej monotonne i puste.

Na początek odrobiłem zaległości – obejrzałem wszystkie seriale, które znajomi polecali mi jako absolutny must–see. Następnie sięgnąłem po książki od lat czekające na te mityczne wolne dni, które przy dzieciach nigdy nie nadchodziły. Wykupiłem karnet na siłownię. W końcu zdecydowałem się chwycić za telefon:

– Słuchaj Anita, a gdybym wpadał do was częściej? No wiesz, żeby pomóc małym z lekcjami albo tobie w domowych obowiązkach? Jak ci się widzi taki układ?

Nie protestowała, więc odwiedzałem ich coraz częściej

Anita wreszcie miała czas dla siebie – mogła gdzieś wyjść czy po prostu nadrobić zaległości, nie martwiąc się o dzieciaki. Naprawiłem przeciekającą zmywarkę. Skręciłem nowe łóżko dla Tomka. Zostawałem na pyszne obiady, których nie musiałem przygotowywać samemu. Gadaliśmy ze sobą, ale nie tak jak kiedyś – o śmieciach do wyniesienia, zaległym rachunku za prąd czy jak najszybszym rozliczeniu PIT–ów, żeby dostać zwrot i odłożyć go na letni wyjazd.

No więc gadaliśmy, co tam u nas słychać. Wymienialiśmy się newsami – co ostatnio wpadło nam w oko w kinie czy książce, z kim gadaliśmy i o czym była mowa. Anita wypytywała mnie o moje postępy na siłce, a ja ją o te zajęcia z grafiki, na które się zdecydowała, kiedy zacząłem zabierać dzieciaki do siebie w soboty. Zauważyłem w niej zmianę. Nie dość, że w końcu poświęciła czas na swój rozwój, co zawsze odwlekała, to jeszcze zaszalała z fryzurą. Krótkie rude włosy jej pasowały. Rozjaśnianie zawsze jej służyło, ale teraz... Teraz obróciłbym się za nią na ulicy. I chyba nie tylko ja, dotarło do mnie z zaskoczeniem.

– Mógłbyś w tę sobotę posiedzieć z dzieciakami? – zapytała i wyczułem w jej głosie jakąś niepewność.

Nie od dzisiaj zdarzało nam się informować telefonicznie o nagłych zmianach planów albo prosić o przysługę, więc kompletnie nie kapowałem, czemu nagle zrobiło się jakoś niezręcznie.

– Słuchaj, a może tym razem  przenocowałyby u ciebie, co ty na to?

Moja kawalerka raczej nie pomieściłaby dodatkowych posłań dla dzieciaków, dlatego zawsze po czasie spędzonym ze mną wracały na noc do siebie. No to wszystko jasne, jakiś typ wpadł jej w oko. Wreszcie trafiła na gościa, który może zawrócić jej w głowie tak, jak kiedyś ja to robiłem.

– Spoko, luz, damy radę. Mam przecież dmuchany materac, będzie prawie jak na obozie.

Siłowałem się z wesołym tonem głosu, a w mojej głowie kotłowały się myśli i szalała wyobraźnia. Jakiś nieznajomy gość będzie ściskał jej dłoń, muskał ustami jej skórę, pieścił jej ciało i uprawiał z nią seks. Przez blisko dwie dekady byliśmy razem, świetnie zatem wiedziałem, jak reaguje na pieszczoty. Nie potrafiłem zapomnieć, że ktoś obcy pozna te skrywane tajemnice, które do tej pory znałem tylko ja...

No i co z tego? To już nie mój interes. Jesteśmy po rozwodzie od osiemnastu miesięcy. Więc o co mi chodzi? Czego oczekiwałem? Czemu czułem się taki... Jak to nazwać? Zazdrosny? Rozgoryczony? Sam nie miałem chrapki na randki z innymi dziewczynami, nawet nie próbowałem nikogo poznać, a ona tak pospiesznie pragnęła znaleźć kogoś na moje miejsce... Zaraz, pospiesznie? Stary, minęło półtora roku! Okres opłakiwania waszej relacji dawno dobiegł końca. Weź się w garść i nie udawaj psa ogrodnika, co sam nie zje i drugiemu nie da.

Mimo że nie przespałem nawet sekundy, jakoś udało mi się dotrwać do rana. I wtedy olśniło mnie jak grom z jasnego nieba – powinniśmy znowu być razem! Jesteśmy dla siebie stworzeni, papier z sądu w szufladzie może sobie gadać co chce, ale prawda jest taka, że nadal tworzymy zgraną ekipę. Świetnie zajmowaliśmy się dzieciakami, nie kłóciliśmy się o nic, nawet o kasę, a na dodatek nasze rozmowy weszły na zupełnie nowy level. Teraz tylko musiałem jakoś do tego przekonać Anitę, która właśnie… była na randce.

Spotkanie nie poszło najlepiej

Od razu to zauważyłem po jej wyrazie twarzy i zachowaniu. To tylko umocniło mnie w przeświadczeniu o słuszności mojej tezy: powinniśmy do siebie wrócić. Nadarzyła się wręcz idealna okazja. Nasze pociechy miały ferie zimowe i na całe dwa tygodnie wysłaliśmy je pod opiekę moich rodziców mieszkających na wsi.

Spędzimy razem czas, tylko ty i ja, bez nikogo, kto mógłby nas rozpraszać. Dajmy sobie jeszcze jedną szansę. Podzieliłem się tym pomysłem z Anitą. Nie wyglądała na przekonaną – w końcu obydwoje dążyliśmy do rozwodu – ale poprosiłem ją, żeby to przemyślała.

Po trzech dniach telefon w końcu zadzwonił.

– Dajmy temu jeszcze jedną szansę.

To było naprawdę osobliwe uczucie, jakbym cofnął się w czasie – pojawić się z bagażem przed drzwiami mieszkania, które niegdyś również należało do mnie. Spakowałem parę ciuchów na ten krótki, dwutygodniowy pobyt i powiesiłem je w szafie, dokładnie tam gdzie kiedyś. Anita miała być w domu dopiero o dwudziestej, po pracy, więc przygotowałem kolację, zapaliłem świeczki... Czuliśmy się trochę niezręcznie. Bez dzieciaków było jakoś za spokojnie, pustawo, krępująco, gadka też niespecjalnie nam się kleiła, chociaż wcześniej, kiedy maluchy były z nami, nigdy nie mieliśmy z tym kłopotu.

Nie poddawałem się

To normalne, że jest troszkę dziwnie, w końcu trochę wody w rzece upłynęło od momentu, kiedy przestaliśmy o sobie myśleć w romantyczny, damsko–męski sposób. Musimy się po prostu od nowa przyzwyczaić, dać sobie jeszcze jedną szansę...

Rozłożyliśmy się wygodnie na sofie, trzymając w dłoniach lampki z czerwonym trunkiem. W pewnym momencie przysunąłem się do Anity, żeby złożyć na jej ustach czuły pocałunek… Ale efekt był zupełnie inny niż ten, którego oczekiwałem. Odniosłem wrażenie, jakbym całował własną siostrę. Zamiast ekscytacji poczułem zakłopotanie i dziwne uczucie, że robię coś niewłaściwego. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni, wymieniliśmy spojrzenia… i parsknęliśmy głośnym śmiechem.

To chyba nie ma sensu, nie? – wymamrotała.

– No nie ma – odparłem, wzdychając na wpół z rozczarowaniem, a na wpół z rozśmieszeniem.

Skończyliśmy oglądać film, a ja później uciąłem sobie drzemkę na sofie. Rankiem spakowałem manatki i wróciłem do swojego mieszkania. Uznaliśmy zgodnie, że jako rodzice sprawdzamy się świetnie, ale jako para niekoniecznie. Nie ma sensu na siłę rekonstruować czegoś, co legło w gruzach. Nie wchodzi się dwa razy wejść do tej samej rzeki. Szanujemy się wzajemnie jako przyjaciele wspólnie wychowujący dzieci. Wciąż bez awantur i kłótni o byle co.

To naprawdę nieczęsta sytuacja, dlatego nie mam zamiaru niszczyć tego, co między nami kolejnymi genialnymi pomysłami. Anita związała się z nowym facetem, w porządku gość, który polubił moje dzieciaki, a one jego. Ja od czasu do czasu bywam na randkach, ale jak na razie nie wyniknęło z tego nic poważnego. Być może w przyszłości. Czas pokaże, zobaczymy.

Karol, 45 lat