"Brunetki, blondynki, dziewczyny, ja was wszystkie..." – to niski męski ton, który rozbrzmiał na korytarzu i przedostał się przez uchylone drzwi do naszego biura.

– Rzeczywiście – Ilona westchnęła z niechęcią. – Pan Witold znowu jest w świetnym nastroju.

Irytował nas

Głowę obróciła Małgorzata, dźwięcznie stukając w klawisze, podczas gdy ja wpatrywałam się intensywnie w stos rachunków, udając, że jestem mocno zabsorbowana pracą. Od kiedy szef zatrudnił nowegokierowcę, Witolda, większość poranków wyglądała identycznie. Dopiero co zaparzyłyśmy kawę, zasiadłyśmy za ekranami komputerów, a z korytarza dobiegały jego melodyjne śpiewy.

– Dzień dobry, drogie panie! – wykrzyknął entuzjastycznie Witold, przechodząc przez próg pokoju. – Jak się panie czują w ten przepiękny, słoneczny dzień? – uśmiechnął się szeroko.

– Czy przyniósł pan dla nas jakieś papiery? – zapytała dosadnie Gośka.

– Czy koniecznie muszę je mieć, kochana Małgorzatko?

Skierował się w kierunku jej biurka, oparł się o nie rękoma i bezceremonialnie zerknął w jej dekolt.

– Przypadkiem przechodziłem obok, więc postanowiłem zajrzeć i zobaczyć, co panie tutaj robią – obserwował ją łakomym wzrokiem. – Wyglądasz dzisiaj cudnie, Małgorzatko – dodał.

Koleżanka rzuciła mu kpiące spojrzenie. Przypuszczałam, co chciała powiedzieć, ale dobre wychowane nie pozwalało jej na ripostę.

– Dzięki – wymamrotała niechętnie, nie odrywając wzroku od ekranu komputera. – Pan dzisiaj nie ma obowiązków? Szef dał panu wolne?

– No niestety, nie Małgorzato – odpowiedział ze smutkiem pan Witold. – Gdyby tak zrobił, to bez wahania zaprosiłbym cię na kawę.

– Kawę mamy – Ilona przybyła na ratunek koleżance. – Również mamy sporo zadań...

– A nasza Joasia, to dzisiaj taka cicha. – obrócił się w moją stronę.

Był bardzo natrętny

Zdecydowanie pokazałam dłonią na górę faktur, które gromadziły się na moim stole.

– A, Joasiu, bardzo chciałbym ci pomóc, ale to nie moja fucha – zatrzymał się przy mnie. 

Zacisnęłam zęby bo już robiłam się zła.

– Dam radę – odparłam chłodno.

– Witek! – krzyk zza okna odciągnął kierowcę od naszej rozmowy. – Ruszamy!

– Przykro mi, ale obowiązki mnie wzywają – pan Witold przyłożył rękę do serca i westchnął smętnie. – Ale obiecuję, że odwiedzę was, moje piękności, gdy wrócę – zagroził żartobliwie.

Gdy tylko drzwi za nim zatrzasnęły, odetchnęłyśmy z ulgą. W odpowiedzi Gośka rzuciła:

– Zaczniemy zamykać biuro na klucz.

W firmie dominowali faceci

Większość pracowników firmy transportowej, w której pracowałyśmy, stanowili mężczyźni. Zaledwie pięć osób z naszej załogi to kobiety. W księgowości jest nas trójka, a sekretarka na dole siedzi przy recepcji. Mamy też dwie sprzątaczki, które przychodzą po południu.

– Zostanę sprzątaczką – rzuciła Ilona. – W końcu nie będę zmuszona do widywania się z nim, a kiedy sam się pojawi, przegonię go mopem.

– Powinnyśmy powiedzieć szefowi o tym ? – zapytałam niepewnie.

– Co mu powiesz? Pan Witold przesiaduje u nas, zanim opuści bazę, co nas strasznie irytuje, tak samo jak jego seksistowskie uwagi?

– Przeszkadza w pracy...

Obie patrzyły na mnie współczująco i wzruszyły ramionami.

Dostał nauczkę

– Nie masz pojęcia, co tu wczoraj się działo. Doszło do przepychanki – poinformowała mnie Gośka. – Wyszłaś już do domu, kiedy pojawiła się nowa stażystka z urzędu pracy.

– Chyba ją spotkałam przy wyjściu – przypomniało mi się. – Taka młoda, szczupła brunetka w okularach?

– Dokładnie. I nie zdążyła przejść przez cały korytarz, kiedy pojawił się pan Witold. Zaczął mówić coś o jej sarnich nóżkach, że są urocze, zgrabne itd.

– O rany...  – odparłam. – Znamy jego teksty. Co stało się później? – zapytałam z ciekawością.

– Następnie rozległ się głośny wrzask. Wyskoczyłyśmy z pokoju i ujrzałyśmy zdezorientowanego adoratora trzymającego się za policzek. Praktykantka stała przed nim wściekła jak diablica. Kto by pomyślał, że w takiej drobnej sylwetce kryje się tyle gniewu i siły! – roześmiała się.

– Zamiast ją przeprosić, zaczął jej dogadywać, że nie znajdzie męża i powinna zacząć myśleć o zakonie.

– Naprawdę? – zareagowałam ze zdziwieniem. – Co za bezczelność!

– Kiedy szef wyszedł z biura, zamiast go zbesztać, powiedział do tej młodej kobiety, że nie toleruje krzyków i jeśli nie potrafi współpracować z mężczyznami, powinna znaleźć sobie inną pracę!

– I tak oto nie mamy już stażystki, ponieważ oznajmiła, że nawet jeśli ją wyrzucą z urzędu, to jej stopa już nigdy tu nie stanie.

– Wypełniłaś jej dokumenty w taki sposób, żeby tego nie zrobili? – zapytałam.

– Oczywiście – odpowiedziała Gośka. – Zasłużyła na to, już choćby za to, że mu dała w twarz.

Coraz więcej osób miało pretensje

Minęło kilka dni, które były dość spokojne. Każdego ranka odwiedzał nas pan Witold. Buntowałyśmy się w środku, ale co mogłyśmy zrobić? Wszystkie liczyłyśmy na to, że ten uwodziciel nie zagrzeje tu długo miejsca. Zwłaszcza, że inni z zespołu zaczęli na niego narzekać. A to nie zatankował samochodu, a to znów przybył do pracy z opóźnieniem, czy zostawił nieład w swoim miejscu pracy.

Adam, jeden z doświadczonych kierowców, był tego ranka rozzłoszczony, bo nie mógł odnaleźć swojego GPS-a, który zostawił w kabinie. Zerknął nawet do nas, sprawdzając, czy ktoś go przypadkiem nie zabrał.

– Ten kretyn zostanie potraktowany jak należy! – irytował się. – Wczoraj zapytał, czy może go pożyczyć, na co mu odpowiedziałem, że tak, ale tylko jeżeli zwróci go przed szóstą. A teraz jest już dziewiąta, a ja ciągle tkwię na bazie, bo ten nierób pewnie znów przysypia! Nie odbiera nawet telefonu – powiedział, czerwony ze złości.

– Pan Witold na pewno zaraz przyjdzie, proszę się nie irytować – próbowała go uspokoić Ilona.

– Pójdę do szefa! – zagroził kierowca. – Nie zamierzam przez tego lenia robić nadgodzin! Powinienem już od trzech godzin być w trasie.

Gdy na korytarzu rozległy się dźwięki kolejnej piosenki, którą śpiewał pan Witold, zirytowany kierowca opuścił nasz pokój, z gniewem w oczach.

– Przynajmniej dziś nie dotrze do nas – wymamrotałam. – Zajmie mu chwilę wyjaśnienie sytuacji.

– Wreszcie będzie cicho – skomentowała Gosia.

Niestety, nasza radość nie trwała długo. Pan Witold, jak zwykle, odwiedził nas zaraz po powrocie z kursu.

– Nie dam rady wytrzymać z nim kolejnego dnia – westchnęła rozgoryczona Ilona.

– Przestraszy nam nową – dorzuciłam.

Trafił swój na swego

Nowa koleżanka przyszła do nas z ogłoszenia w urzędzie pracy.  Pani Jolanta – Jolka, jak prosiła, żebyśmy ją nazywali – miała 40 lat, nie tak dawno ukończyła różne kursy i nawet studiowała zaocznie. Praca u nas idealnie jej pasowało.

Zobaczysz, zaraz też ucieknie – przewidziała Gośka z pesymizmem.

– Ostrzeżemy ją, pokażemy jej, jak sobie z nim radzić, żeby nie była zestresowana... – zaproponowałam, ale moje współpracownice tylko sceptycznie pokręciły głowami.

Następnego dnia, idąc do pracy, miałam mieszane uczucia. Pomoc Joli byłaby dla nas bardzo cenna. Bałam się jednak, że pan Witold może ją przestraszyć. Do biura wpadła Jolanta, punktualna jak zawsze, z szerokim uśmiechem na twarzy. Jej krótka, czarna spódniczka więcej odkrywała niż zakrywała, a jasna bluzka z dużym wycięciem podkreślała jej pełne kształty. Szpilki, które miała na sobie tego dnia, wydawały głośne dźwięki, gdy przechodziła przez korytarz. Spojrzałyśmy na siebie. Cóż, wygląda na to, że teraz za żadne skarby nie pozbędziemy się pana Witolda!

– "Brunetki, blondynki, dziewczyny, ja was wszystkie..." – usłyszałyśmy dobrze nam znaną frazę.

– "Nie dokazuj, miły, nie dokazuj!" – zaśpiewała Jola, sięgając po stos dokumentów.

– Witajcie, urocze panie! – zaczął kierowca, nie odrywając wzroku od nowej pracownicy. – Widzę, że do naszej skromnej firmy zawitała nowa piękność...