Tego dnia siedziałam za kółkiem, a on odezwał się do mnie, używając imienia innej baby. Żadne dodatkowe argumenty nie były mi już potrzebne.

No dobra, przyznaję się. Na tej imprezie firmowej wypiłam trochę za dużo. Ale bez przesady, nie schlałam się aż tak, żeby kompletnie odlecieć. A jednak odleciałam. Marek wyszedł ze mną z baru, licząc na to, że jak zaczerpnę świeżego powietrza, to mi przejdzie i unikniemy publicznej awantury.

Byłam coraz bardziej rozhisteryzowana

– Twoja miłość to kłamstwo, w ogóle mnie nie kochasz – darłam się na cały głos. – Jesteś ze mną tylko z litości, bo brak ci odwagi, żeby mnie rzucić. Ale wiesz co? Wolałabym żebyś ze mną zerwał, niż tak mnie traktował. To jest okropne. Upokarzasz mnie przed tymi zdzirami, na widok których cały drżysz z podniecenia. Jak ja cię nienawidzę za to twoje wdzięczenie się, nadymanie i żałosne popisy. Ty obleśny gnojku…

W tym momencie straciłam panowanie nad głosem i zaczęłam żałośnie płakać. Kiedy w końcu udało mi się opanować, cała sytuacja powtórzyła się od początku. Zupełnie jakbym była nakręcana przez jakąś piekielną sprężynę. Nie potrafiłam tego przerwać, mimo że bardzo chciałam. Świat dookoła jawił mi się niczym przerażający koszmar, zły sen, z którego nie ma ucieczki, nie da się wyrwać.

– Uważasz mnie za kretynkę, która nie widzi, jak się na nie gapisz?

Marek usiłował się uśmiechnąć.

– Tylko na którą konkretnie? No mów, na którą niby patrzyłem? I kiedy dokładnie?

– Na każdą po kolei! Przez cały wieczór! Rozbierałeś wzrokiem wszystkie laski, szczerząc się przy tym jak głupi. I jeszcze te porozumiewawcze mrugnięcia do kolegów. Myślisz, że nie widziałam tych waszych zboczonych spojrzeń? Brzydzę się tobą, jesteś takim samym bucem jak oni.

– Daj spokój, Zosieńka, serio jesteś zazdrosna o te laski, które się tam teraz kłębią? Te paszteciki? Ty, najładniejsza, najzgrabniejsza, najbardziej czarująca spośród nich wszystkich? Odpuść już, skarbie, błagam cię. Daj sobie spokój w końcu.

– „Najładniejsza”, „najzgrabniejsza” – przedrzeźniałam go z furią. – Oszukujesz mnie, łajdaku, robisz ze mnie idiotkę. Po co? Żeby mnie jeszcze bardziej dręczyć? Lepiej się przyznaj, z którą najpierw byś się przespał, zanim zabrałbyś się za resztę? Nie wypieraj się, bo przysięgam, że cię uduszę!

Odniosłam wrażenie, że ten widok go nieco rozbawił, a to mnie ostatecznie wyprowadziło z równowagi. Z całym impetem wymierzyłam cios torbą – a nie była to jakaś tam mała wieczorowa torebka, ale sporej wielkości skórzana torba wypchana po brzegi różnościami. Marek próbował się uchylić, ale klamra uderzyła go w ucho.

– Oszalałaś czy co?!

– Ani trochę. Będę cię okładać ile trzeba, dopóki nie przestaniesz myśleć o tych lafiryndach.

Ponownie zaniosłam się szlochem. Nie mam zielonego pojęcia w jaki sposób dał radę mnie uspokoić, zawlec do mieszkania i wyjść z tego bez kolejnych ran – byłam tak nabuzowana. Kolejnego dnia robiłam dobrą minę do złej gry, udając, że niczego nie kojarzę, że przesadziłam z procentami.

– Zosiu, byłem w szoku, jak zobaczyłem, jaką masz siłę. W pewnym momencie przeszło mi przez myśl, żeby ci związać ręce. Skąd miałaś tyle siły, żeby mnie okładać tą ciężką torbą?

– No co ty, przecież to nic takiego.

– Akurat. Słuchaj, to było niesamowite: taka filigranowa, krucha dziewczyna nagle przeobraża się we wściekłą boginię wojny. Jakby ktoś to nagrał… Bezcenne!

– Marku, wybacz. I błagam, zapomnijmy o całej sprawie. Strasznie mi głupio, wiesz. Serio, jest mi okropnie przykro. Bardzo.

– Spoko, luz. Tylko trochę mnie ucho pobolewa. W sumie całe szczęście, że mnie nie powaliłaś na ziemię i nie wbiłaś w chodnik obcasem, bo jeszcze by mnie z asfaltu zeskrobywali.

Marka zupełnie nie wzruszył mój nagły przypływ emocji

Co więcej, poczuł się nawet odrobinę zadowolony, widząc moją zazdrość o niego. Nigdy wcześniej nie doświadczył z mojej strony takiej reakcji, nie znał mnie takiej. To tylko potwierdziło, jak bardzo go kocham. Od czasu do czasu pozwalał sobie na drobne żarty i docinki na ten temat, ale ogólnie rzecz biorąc wydawało się, że między nami wszystko gra. Nie wściubiałam nosa w jego kieszenie, nie przeglądałam SMS-ów w telefonie, szanowałam jego prywatność. Tworzyliśmy zgrany duet, a ja cieszyłam się opinią uroczej, sympatycznej, atrakcyjnej i pogodnej dziewczyny. Znajomi Marka uważali, że trafił na prawdziwą perełkę.

Minęło sporo czasu, zanim przynajmniej część z nich zaczęła patrzeć na to inaczej. Stało się to w momencie, gdy Jacek przedstawił nam swoją nową partnerkę. Już wcześniej niemało o niej wiedziałam, zarówno od Marka, jak i od Jacka, który szalenie się zakochał w Magdzie.

– Tylko was bardzo proszę, nie wspominajcie przy niej o Alicji – zadzwonił do mnie poprzedniego dnia z tą prośbą.

Alicja była jedną z jego miłostek. To dla niej rzucił żonę i dziecko. Zataił to przed Magdą, ponieważ wolał, żeby nie wiedziała o jego podbojach.

– Wiesz, jak to z tobą jest, szybko tracisz głowę dla dziewczyn.

– Daj spokój, sytuacja z Magdą kompletnie się różni od tego, co było z Alicją. To nieporównywalne. Inna liga. Magda już teraz jest zazdrosna o moich bliskich. Denerwuje się, gdy ich odwiedzam albo o nich wspominam, więc po co dokładać jej zmartwień? Dajmy temu spokój. Niech na ten moment sprawy toczą się swoim torem.

– Jak wolisz, to twoja decyzja.

Początkowo byłam zdenerwowana, że tak długo kazali na siebie czekać. Jedzenie w piekarniku powoli zamieniało się w proszek, podczas gdy ja sączyłam już drugą lampkę wina.

– Jacuś zawsze jest punktualny.

– Podejrzewam, że to przez tę nową partnerkę... Rozumiesz, przedstawicielka płci pięknej musi się odpowiednio przygotować, nie trzeba ci zresztą tego tłumaczyć. W końcu cała nasza uwaga będzie skupiona na niej, więc zależy jej na dobrym pierwszym wrażeniu.

Oczywiście Mareczek jak zwykle musiał stanąć w obronie jakiejś panny, nawet jeśli jej jeszcze na oczy nie widział! No fakt, trochę jej zeszło, żeby się ogarnąć, ale jak już przyszła to wyglądała jak laska z wybiegu. Spojrzała na mnie z góry, bo była ode mnie sporo wyższa, więc inaczej i tak nie dałaby rady. Już jak ściągała z siebie kolorowy sweterek to mnie szlag trafiał.

– Ale u was gorąco!

Zdejmując sweter podciągnęła też do góry tę swoją mikro kieckę. Przez chwilę było widać gołe uda nad pończochami i czarną koronkę na tyłku. Oczywiście błyskawicznie się poprawiła i wyszczerzyła w uśmiechu. Wiedziałam już, że nie ma za grosz wstydu.

Wlepił gały w tę lafiryndę i nie mógł ich oderwać

Spojrzałam, co się święci z Mareczkiem. Poczułam, jak się we mnie gotuje. Przyniosłam żarcie i w głowie już miałam plan na dalszy wieczór.

– Ej, Aluś, a dla ciebie ile tego zapiekanego? Starczy ci taki jeden pasek?

Popatrzyłam na nią wyzywająco.

– Mam na imię Magda – bąknęła zaskoczona moim spojrzeniem.

– No tak, sorry. Wieczne problemy z zapamiętaniem imion tych dziewczyn Jacka. Racja, Magda, tak ci na imię. A Ala to ta, z którą był wcześniej.

Gadałam bez opamiętania o miłosnych przygodach Jacka, zupełnie swobodnie, jakby to była wiedza powszechna. Sytuacja robiła się coraz bardziej napięta. Kolega Marka z twarzą koloru buraka w milczeniu grzebał widelcem w pieczonym wiórze. Magda nawet niczego nie zjadła. A Marek... Marek wpatrywał się w nią maślanymi oczami. Nie mogłam tego dostrzec bezpośrednio, bo siedziałam tuż obok niego, ale jego spragnione spojrzenie odbijało się w oczach tej dziewczyny. Widziałam to i byłam tego absolutnie pewna.

Musiałabym być przywiązana do krzesła. Jedynie wtedy istniał cień szansy, że nie założyłabym mu na łeb miski z niedojedzoną potrawą. Prawdopodobnie ocalałaby tez nasza zastawa. Udało mi się jakoś trzymać nerwy na wodzy, dopóki sobie nie poszli. Na szczęście stało się to dość szybko, bo już ledwo dawałam radę.

– Strasznie mi głupio. Przysięgam, okropnie mi przykro, że wczoraj tak paskudnie nawywijałam. Serio, zrobiłam obciach i tobie, i sobie. A Magda ostatecznie zerwała z Jackiem, a przecież zupełnie nie o to mi chodziło, wręcz odwrotnie.

– Zośka, jesteś doprawdy okropna. Jesteś istnym monstrum. Co to miało być?

– No bo jestem okropna, sam to mówisz.

– Hmm, szczerze mówiąc to chyba jednak nie jesteś. Ale czemu tak się zachowywałaś? Co cię znowu napadło?

– Wlepiałeś w nią gały jakbyś zobaczył ósmy cud świata. Aż ci się buzia otworzyła.

– Co ty gadasz? Przecież wiesz, że nie lecę na wysokie dziewczyny. Doskonale zdajesz sobie sprawę, jak mnie jara to, że jesteś taką drobniutką, kruchą lalunią.

– Drobniutka, drobniutka – znów się we mnie gotowało – a oczy to ci prawie na wierzch nie wyskoczyły, kiedy ujrzałeś tę gołą nogę, wcale nie taką drobniutką, oj nie!

– Jaką nogę? Niczego nie zauważyłem. Swoją drogą, z przyjemnością bym zerknął, ale cóż, pech.

Zachichotał jak idiota.

– Łgarz.

Nie potrafiłam wymazać tego z pamięci. Zaczęło mnie to prześladować w snach, stało się moją manią – to przeklęte, obnażone udo.

Czy on ją w końcu znalazł? Czy to dlatego rzuciła Jacka?

Marek nie reagował już śmiechem na moje pytania o tamtą kobietę, jedynie niedbale poruszał ramionami. Dopiero gdy po raz kolejny go o to zagadnęłam, stracił cierpliwość.

– Daj już spokój, Zośka, bo naprawdę przesadzasz. Nawet nie potrafię sobie przypomnieć, jak wyglądała ta nieszczęśnica.

– Na pewno masz to w pamięci. Takie obrazy zostają w głowie na zawsze.

– Jakie obrazy?

– No te obnażone uda. I te majtki.

– Przecież mówię ci, że nic nie widziałem! Kompletnie nic!

Powoli zaczęłam odzyskiwać równowagę

W gruncie rzeczy wszystko było w porządku. Marek darzył mnie uczuciem, czego dowodem były jego codzienne gesty, nasze życie intymne i wspólne posiłki. Również w pracy szło mi całkiem dobrze, awansowałam i dostałam podwyżkę. Naprawdę mogłam uznać, że mam szczęśliwe i stabilne życie, więc się uspokoiłam. Otoczenie doceniało moją aparycję, bystrość umysłu, zaangażowanie i zapał, a jakimś sposobem nie zauważało, jaka jestem do niczego. No, Jacek mnie przejrzał. Magda także. Ale poza nimi jakoś udawało mi się grać swoją rolę.

Najistotniejsze, że Marek dał się nabrać, chociaż kilku innych również połknęło haczyk... Tamtego dnia jechaliśmy autem. Od niedawna miałam prawko, co napełniało mnie poczuciem dumy, mimo że moje umiejętności za kółkiem wciąż pozostawiały sporo do życzenia. Na wszelki wypadek Marek zawsze mi asystował. Gdy staliśmy na czerwonym świetle, dostrzegłam w lusterku swoje oczy. W ostatnich dniach na nowo zaczęły nabierać pewności siebie. I właśnie wtedy dotarł do mnie głos mojego męża:

– Jedź już, Natalka.

Chwilę później powiedział do mnie:

– O czym ja w ogóle mówię? Skąd mi przyszła do głowy ta cała Natalka? Nie mam zielonego pojęcia.

– Za to ja chyba wiem. Przecież to twoja kumpela z roboty. No wiesz, ta z ogromnym biustem, jakbyś i tego nie mógł skojarzyć!

Wcisnęłam pedał gazu do dechy. Zrobiłam to nagle i z impetem. Oczy przesłoniła mi czerń, ale za to wyraźnie dotarł do mnie ten dźwięk – potężny huk. Nasze auto wyszło z tego w całkiem dobrym stanie, za to nasze małżeństwo było skończone. Marek, z szyją w kołnierzu ortopedycznym, w końcu mnie przejrzał. Pod moją wesołą, śliczną facjatą dostrzegł inną, całkowicie odmienną osobowość. Tę autentyczną, choć, niestety, niezbyt przyjemną.