Gdybym tylko miała obecną wiedzę w tamtym momencie, zignorowałabym rady teściowej, matki, kuzynek i przyjaciółek…

– Dziecko rozwiąże każdy problem – twierdziły. – Gdybyś urodziła, on przestałby uganiać się za innymi kobietami. Miałby zajęcie, kompletną rodzinę, miałby po co żyć.

Wtedy byłam łatwowierna, dlatego dałam się namówić. Przestałam stosować antykoncepcję.

– Na pewno padnie z wrażenia, gdy zobaczy zdjęcie USG – przekonywała mnie mama męża.

Dałam się nabrać. Nie przyszło mi do głowy, że ona kiepsko zna własne dziecko. Nie mieli ze sobą zbyt zażyłych relacji, więc niby skąd mogłaby wiedzieć, czego jej synek tak naprawdę pragnie?

Teraz wiem, że moja matka też nie mówiła mi całej prawdy

Jej największym pragnieniem było zostanie babcią. Śniła o tym każdej nocy. Ciągle gadała o tym, jak cudownie byłoby mieć wnuczęta. Non stop pytała, czy aby przypadkiem nie jestem w ciąży. Nieustannie zanudzała mnie historiami o swoich przyjaciółkach, które „odzyskały młodość, gdy w rodzinie pojawiła się nowa pociecha. Na nowo odnalazły sens życia i nie czują już takiej pustki”.

– To dziecko będzie twoje czy moje tak naprawdę? – irytowałam się coraz bardziej. – Bo już sama nie wiem.

– No jasne że twoje, skarbie. Ale wiesz, że nie będę wiecznie młoda i pełna energii – tłumaczyła mi. – Powinnaś to wykorzystać, póki jeszcze dam radę cię wspierać.

Gdyby nie miłosne uniesienia Jarka, całe to ich trajkotanie pewnie nie miałoby większego znaczenia. Mój mąż po czterech latach szczęśliwego życia w związku małżeńskim znalazł inną partnerkę, stracił dla niej głowę i zostawił dotychczasowe gniazdko. Oświadczył, że chce zakończyć nasz związek.

Wcześniej wiedliśmy słodkie życie. Czy to jedna, czy druga mamuśka szykowała nam obiady i napełniała lodówkę po brzegi. Kiedy wracaliśmy z wczasów, mieszkanko było wysprzątane na tip-top, często czekała na nas jakaś niespodzianka: świeża pościel, nowe garnki, koce i tym podobne.

Kiedyś mogłam sobie pozwolić na regularne ćwiczenia, babskie pogaduchy czy wspinanie na ściance. Co tydzień wraz z Jarkiem wpadaliśmy do ulubionego pubu, a weekendy spędzaliśmy w najlepszych dyskotekach lub barach w mieście. Byliśmy młodzi, pełni energii, chcieliśmy się bawić, poznawać nowych ludzi i zwiedzać świat. Nikomu z nas nie śpieszyło się do życia w pieluchach i bezustannej opieki nad maluchem.

Harowaliśmy jak woły. Obydwoje tyraliśmy w korpo, a tam, jak powszechnie wiadomo, lenistwo nie popłaca. Nieraz wracaliśmy do domu tak wykończeni, że padaliśmy plackiem na łóżko i nawet nie mieliśmy siły na igraszki.

Potrzebowaliśmy resetu, żeby znowu wrócić na właściwe tory. Flaszka porządnego trunku, szybki numerek, siłka, seans filmowy – to pomagało nam odreagować stres. Może ze dwa razy poważniej rozmawialiśmy o potencjalnym potomku, ale ani mi, ani Jarkowi nie śpieszyło się do zakładania rodziny. W każdym razie jeszcze nie teraz…

Nigdy nie wzruszał mnie widok bobasów

Gadki z młodymi mamami, które potrafią godzinami nawijać o kaszce, kupie, pampersach, pudrze i mleczakach, wprost zanudzały mnie na śmierć. Przed zajściem w ciążę te laski były naprawdę spoko – interesowały się światem, miały masę pomysłów, były wyluzowane i pozytywnie zakręcone. Odkąd pojawiły się ich pociechy, wyraźnie zwolniły tempo, a w życiu towarzyskim i zawodowym zjechały na boczny tor.

Jarek niespecjalnie starał się zatuszować fakt, iż nawiązał nową znajomość. Właściwie mówił o tym bez ogródek.

Spodobała mi się – odpowiadał, kiedy zarzucałam mu, że za dużo o niej wspomina. – Serio, jest świetna.

– Oczekujesz, że poczuję zazdrość? – dociekałam.

– Nie spinaj się tak. Gdyby cokolwiek się między nami wydarzyło, dowiesz się pierwsza – odgryzał się bezwstydnie.

No i faktycznie, w końcu mi o tym zakomunikował… Kilka razy wcale nie pojawił się w domu na noc, nie tłumacząc się wcale.

– Byłem tam, gdzie byłem – zbywał moje dociekania. – Daj spokój z tymi pretensjami, robisz się nudna.

Pewnego dnia ni z tego, ni z owego stwierdził, że chyba nadszedł czas, żebyśmy poszli osobnymi drogami.

– To, co nas łączy, wygasło. – oznajmił. – Nic ciekawego się nie wydarza: harówka, impreza, sporadycznie numerek… Jak można tak żyć?

Wtedy już wiedziałam, z kim mój mąż mnie zdradza, dlatego zdecydowałam się odbyć z nią rozmowę. Teściowa popierała ten pomysł, a moja była przeciwna.

– Jedyne, co osiągniesz, to kompromitację – przekonywała mnie matka. – To niczego nie zmieni. Skoro ta przebiegła lafirynda zdołała usidlić Jarka, to teraz będzie się go kurczowo trzymać. Podobnie było z twoim tatą. Ile razy błagałam jego kochankę, żeby dała mu spokój? Gadanie do ściany, ot co.

Mimo wszystko zdecydowałam się do niej zadzwonić i poprosiłam o rozmowę. Nie wyglądała na zdziwioną, zupełnie jakby przeczuwała, że to nastąpi. Jej mieszkanie to niewielka kawalerka.

– Mało tu miejsca – rzuciła na początek. – Ale wkrótce stąd znikam. Jarek już wypatrzył coś ciekawego.

– Dlaczego akurat Jarek? – postanowiłam zagrać głupią. – Aż tak się angażuje w pomoc pani?

– Mów mi Inga, dajmy sobie spokój z tym paniami – parsknęła śmiechem. – A co w tym dziwnego, że Jarek daje mi wsparcie? Przecież sam też rozgląda się za chatą. Nie rób z siebie niewiedzącej, dobrze wiesz, jak jest.

„Jak będziesz w ciąży, to cię nie porzuci”

Jej bezpośredniość totalnie mnie zszokowała. Myślałam, że będzie się jakoś tłumaczyć, szukać wymówek, a ona prosto z mostu powiedziała, jak jest. Dotarło do mnie, że sama z siebie nie odpuści. Miała niewiele lat i świetnie wyglądała. Na pewno dawała radę w sypialni.

Wróciłam do mieszkania przygnębiona. W środku, w nerwach, siedziały moja mama i matka Jarka.

– Skoro tak się sprawy mają, użyj broni masowego rażenia – zawyrokowała jego mama, a moja pokiwała głową na znak zgody. Widać było, że już to między sobą uzgodniły.

– Czyli co konkretnie powinnam zrobić?

– Przestań brać tabletki. Jak będziesz w ciąży, to cię nie porzuci. On jest mądry. Rozwód z kobietą, której brzuch sięga nosa? Bez sensu! Każdy sędzia się zlituje i orzeknie, że to jego wina. I wlepią mu takie alimenty, że Jarkowi nie będzie się opłacało odejść.

– Ale my prawie ze sobą nie sypiamy. Jak ja mam to niby zrobić? – nie przekonywał mnie ich plan.

– Naprawdę my, emerytki, mamy ci tłumaczyć jak faceta zwabić do wyrka?

Tak naprawdę nie stanowiło to większego problemu. Jarek jest namiętny, uwielbia igraszki. Odrobina procentów, pikantny film i będzie tak, jak kiedyś. Wszystko dokładnie wykalkulowałam, żeby wypadło akurat w dni płodne. Dla stuprocentowej pewności powtórzyłam numerek jeszcze raz, gdy po dwóch dobach zjawił się w mieszkaniu. Nie stawiał oporu.

Teraz, gdy mam za sobą rozwód, a moja pociecha skończyła już prawie dwa latka, zaczynam się zastanawiać, czy postąpiłam słusznie. Nie udało mi się uzyskać rozwodu z winy męża. Wynajął świetną prawniczkę, która przedstawiła zeznania świadków, w tym jego własnej matki, że nie potrafiłam stworzyć prawdziwego ogniska domowego, bo wszystkim zajmowały się nasze rodziny, podczas gdy ja skupiałam się na zabawie i własnej karierze.

Mąż zaproponował, że zrezygnuje z wniosku o podział majątku jeśli dojdziemy do porozumienia. Przystałam na to. Regularnie płaci na utrzymanie naszej córeczki, ale odwiedza ją bardzo sporadycznie. W sumie wpadł do nas chyba ze trzy razy… Jego obecna małżonka oczekuje dziecka i tylko to go tak naprawdę interesuje. Podobno ma być synek.

Córka łudząco przypomina Jarka

Teściowa stanowczo za szybko pogodziła się z faktem, że jej jedyny synek rozwalił to, co budowaliśmy latami.

– No cóż, Jareczek zasługuje na to, żeby być szczęśliwy. Przecież nie zmuszę go siłą, żeby został z kobietą, do której nic nie czuje – tak się tłumaczyła. – Dla wnusi zawsze mam jakiś drobiazg.

Faktycznie, na urodziny swojej wnuczki kupiła owoce i kapcie z marketu. Pewnie na ten skromny prezent wyłożyła góra dwie dychy.

Moja mama też znalazła sposób, żeby wymigać się od pomocy. Twierdzi, że drętwieją jej plecy, nie może nic nosić, schylać się ani podnosić przedmiotów cięższych niż dwa kilo. W związku z tym się oszczędza i nie chce zbyt często zajmować się małą, abym ja mogła czasem wyskoczyć z domu albo chociaż trochę odsapnąć.

Jak na złość, zostałam sama jak palec. Zmieniłam pracę, bo w tej poprzedniej firmie harowałam jak wół. Teraz mam mniej kasy. Jarek przepisał na mnie mieszkanie, ale rata kredytu to dla mnie spore obciążenie. Zero wsparcia od kogokolwiek.

Wpakowałam się w niezłą kabałę. „Po co mi to wszystko było?” – zastanawiam się. Przecież mogłam pozwolić mu odejść, pozbierać się do kupy i zacząć od zera. A po rozwodzie rzucić to wszystko i wyjechać w świat, pozwiedzać, poszukać czegoś dla siebie. No i zawsze była opcja, żeby o niego zawalczyć, ale w inny sposób.

A ja zrobiłam z własnego dziecka przynętę. Dałam sobą manipulować zamiast przywalić pięścią w stół i posłać do diabła wszystkich, którzy mi mieszali w głowie. Byłam taka naiwna. Powtarzam to sobie przynajmniej raz na dzień i zadręczam się tym, a potem patrzę na Zuzię i… już niczego nie żałuję.

Wygląda jak małe cudo. Łudząco przypomina Jarka, ale mi to zupełnie nie przeszkadza. W mgnieniu oka opanowała mówienie i budowanie prostych wypowiedzi, więc obecnie trajkocze non stop. Ma jasne kręcone włoski i oczy barwy ciemnej czekolady. To bezsprzecznie najsłodsze maleństwo pod słońcem. Jarek kompletnie nie potrafi się z nią bawić. Wpadnie, usiądzie, pogapi się i co chwilę zerka na zegarek. Sprawia wrażenie, jakby przebywał u nas za karę.

– Jeżeli masz ochotę, to nie krępuj się i leć – oznajmiłam, na co on odparł, że rzeczywiście jest dzisiaj strasznie zabiegany. Obiecał, że przy kolejnej wizycie zabawi u nas znacznie dłużej. Zuzia nie ma z nim zbyt dobrej relacji, trochę się na niego boczy. Wyczuwa, że coś jest nie tak jak powinno: ja jestem zestresowana, a on jakby trochę znudzony. Taka bystra, cudowna córeczka, a tatuś trzyma ją na dystans. Tego również się nie spodziewałam.

Ogromnym błędem jest myślenie, że pojawienie się dziecka ocali relację. Gdy zabraknie uczucia, kiedy partnerzy podążają odmiennymi ścieżkami, ono nie będzie w stanie niczego naprawić ani zapełnić wewnętrznej próżni. Kocham moją córeczkę za nas dwoje, jednakże obawiam się, że nawet taka miłość może okazać się niewystarczająca. Czy powinnam jej w przyszłości wyjawić, że była dzieckiem, które miało nas zbliżyć? Pewnie zapyta, dlaczego nam nie wyszło i być może pomyśli, że to przez nią…

Dorota, 38 lat