Udało mi się złapać ostatni pociąg. Byłam taka szczęśliwa, że mogę wrócić do swojego domu. Czy tak to właśnie wygląda, że aby docenić własne szczęście, trzeba zetknąć się z nieszczęściem innych? – pomyślałam. – Dlaczego tak bardzo krytykuję mojego partnera? Rzeczywiście, mogło być gorzej! Córka mi pomachała, wnuczki wysłały całusy, jedynie zięć siedział już w samochodzie od jakiegoś czasu i poganiał:

– No dalej, spóźnimy się, wchodźcie!

I ruszyli... Wróciłam do mieszkania. Mąż zdążył już zanurzyć się w krzyżówce.

– Smutno, że ich nie ma – powiedziałam z melancholią.

– A tam smutno, dlaczego? W końcu cisza w domu.

– Myślisz tylko o tym?

– Tak! Takie spotkania są dobre na chwilę, ale dłużej bym tego nie zniósł.

Oboje mamy po 58 lat. Różnimy się w każdym aspekcie, nawet w chińskim zodiaku: jego cechuje żywioł drewna, a mnie ognia. Od kiedy przeszedł na wcześniejszą emeryturę mundurową, stał się nie do zniesienia!

– Zacznij coś robić, proszę – apelowałam. – Robisz się coraz grubszy, cholesterol podnosi się z powodu siedzącego trybu życia, narażasz się na niebezpieczeństwo!

– Przesadzasz – wymamrotał. – Mam prawo do relaksu, dość miałem mrozu na ćwiczeniach wojskowych, cieszę się domową swobodą.
Nabyłam nawet kijki do nordic walkingu. Mówią, że to samo zdrowie. Próbowałam przekonać Staśka, ale nie ma mowy!

Do licha, jak ten chłop Marysi nie szanuje

Krążyłam bez celu. Sprzątałam, choć na meblach nie było nawet grama kurzu, przekładałam filiżanki w szafce. W końcu odstawiłam krzesło i zasiadłam naprzeciwko męża:

– Wybieram się do Marysi na kilka dni, już od dawna mnie do siebie zapraszała. Dasz radę sam? – zapytałam.

Sama byłam zaskoczona swoją decyzją. Gdyby zaczął narzekać, prawdopodobnie bym odpuściła. Ale Stasiek nie wyraził sprzeciwu.

– Śmiało, odstresuj się, trochę ode mnie odpoczniesz. Oczywiście, że sobie poradzę. Nie jestem dzieckiem!

Zirytowałam się wewnętrznie, ale powiedziałam już swoje. Wyciągnęłam walizkę i zaczęłam się pakować.

– Nie pakuj całej garderoby – dogryzał. – Masz zamiar jechać tam na rok?

Gdy rozmawiałam z Marysią przez telefon, jej głos brzmiał nieco inaczej, ale wykazywała radość z mojego przyjazdu:

– Fantastycznie, że się zobaczymy! Władek również nie może się doczekać!

Władek nie może się doczekać?! Facet Marysi nigdy nie darzył mnie sympatią, co było zresztą obustronne...

Jego arogancja i pewność siebie zawsze mnie denerwowały. Rozmowa z nim sprowadzała się zazwyczaj do słuchania jego monologów i przytakiwania: tak, zgadza się, oczywiście. Uważał, że jest ekspertem we wszystkim, a ponieważ jestem dość zadziorna, czasami między nami dochodziło do spięć. Marysia to istny anioł, a nie kobieta! Już drugiego dnia doszło do konfliktu.

– Czemu tak ciekawią cię te garnki? – nie mogłam się powstrzymać, gdy znowu zdjął pokrywkę i zaczął mieszać zawartość drewnianą łyżką. – Spokojnie, dwie kucharki zadbają o to, aby nic się nie przypaliło.

– Powinnaś wiedzieć – zdenerwował się Władek – że to mężczyźni są najlepszymi kucharzami! W naszym domu to ja zajmuję się doprawianiem i degustacją. Marysia obiera warzywa, myje naczynia i nakrywa do stołu.

– A kto odpowiada za robienie zakupów?

– Zdecydowanie ja. Bez mojej pomocy nie dałaby sobie rady! To, co potrafi zrobić najlepiej, to marnować pieniądze na bzdury! – wybuchnął.

Czułam się niezręcznie, Marysia z trudem powstrzymywała łzy

Dostrzegłam, że jej mąż wyraźnie czerpie przyjemność z dręczenia jej; niby subtelnie, na żarty, ale co jakiś czas wystrzeliwuje trujący pocisk, który celnie uderza i powoduje ból. Byłam jedynie gościem, nikt nie dał mi prawa do interweniowania – zdałam sobie jednak sprawę, że jestem widownią, przed którą ten pan chce się popisywać.

Nabijał się, prężył, afiszował... Idealnie ubrany, elegancki, pachnący wyglądał młodziej niż Marysia, która z lekkim uśmiechem ukrywała przestrzeń po zębie.

– Twój stomatolog na wakacjach? – zadałam pytanie bez ogródek, a ona odpowiedziała, że na razie brakuje jej pieniędzy, oszczędza dopiero na protetyka.

Próbuje się wymigać – szanowny mąż musiał się wtrącić. – Boi się wiertła!

„Nie, łajdaku, nie dam ci więcej możliwości, by znęcać się nad moją przyjaciółką. Dosyć tego! Już ja cię nauczę” – pomyślałam.

– Wydaje mi się, że dzwoni mój telefon, odbiorę! – udawałam, znikając w kuchni.

Zatrzasnęłam drzwi pokoju, w którym spałam. Wykręciłam numer Jagody, odezwała się niemal od razu...

– Muszę u ciebie zostać na jakiś czas – wyszeptałam. – Opowiem ci wszystko. Mogę?

– A gdzie teraz jesteś?

– U Marii, ale nie mogę tu zostać na dłużej... To jak? Mogę wpaść?

– Oczywiście. Czekam na ciebie!

Weszłam do salonu, Marysia ustawiała na niewielkim stole filiżanki i talerze do deseru.

– Napiję się z wami jeszcze kawy i muszę zmykać. Przepraszam bardzo.

– Co, gdzie ty masz zamiar iść? – Marysia była zaskoczona.

– Jagoda właśnie do mnie dzwoniła. Potrzebuje mnie do czegoś, podobno jakaś pilna sprawa, muszę do niej zajrzeć!

– Aha, Jagoda… Rozumiem, ona ma problemy.

– Jakie problemy? – natychmiast wyostrzyłam słuch. – Nic mi to nie mówi.

– Lepiej nie będę plotkować. Jako że i tak do niej jedziesz, sama ci wszystko wyjaśni. Możemy cię podwieźć, co ty na to?

– Zamówię taksówkę. Żaden kłopot, to nie jest szmat drogi!

Po upływie godziny znalazłam się pod blokiem Jagody. Dostrzegłam ją, idącą po obsypanym śniegiem chodniku. Na mój widok wręcz podskoczyła.

Boże, co ja zrobiłam?! – zaczęła. – Dokąd teraz pójdziesz? U mnie nie masz możliwości…

– Witaj, przede wszystkim – odpowiedziałam. – Dlaczego nie masz możliwości? Jakaś awaria?

– Awaria, dokładnie! Rodzinna… Heniek jest pijany jak bela, nie nadaje się do pokazania. Wrócił właśnie, kiedy dzwoniłaś. Nie spodziewałam się, że aż tak popłynie.

– No cóż, pójdzie spać i tyle!

– Nie pójdzie. Będzie męczył pół nocy, po alkoholu staje się agresywny. Szuka zaczepki. Spaliłabym się ze wstydu, gdyby się do ciebie przyczepił. Zorganizuję dla ciebie hotel, na mój rachunek, zaraz zadzwonię i taksówka też przyjedzie… Proszę, nie bądź na mnie zła, kochana.

Lepiej we własnym piekle niż w cudzym niebie

Trzęsła się ze strachu, a łzy spływały po jej twarzy. Wpatrywała się w schody, jakby czekała na to, że jej mąż w każdej chwili może zacząć szaleć.

Tak mocno popija? Od kiedy?

– Odkąd pamiętam. Nic nie wspominałam, bo nie chciałam się nad sobą użalać.

– Pojedź ze mną do hotelu, Jagódka, porozmawiamy, przynajmniej porządnie się wyśpisz!

– Nie mogę. Kiedyś wyjechałam do szwagierki, a on zniszczył mi kuchnię. Muszę go mieć na oku. Zaszaleje trochę, zmęczy się i się uspokoi. Odkąd stracił pracę, to jest jego sposób na troski. Bardzo ciężko to przeżył! Jest zbyt wrażliwy na te czasy.

Nie mogłam uwierzyć, patrząc na nią, że może być tak naiwna. Zmaga się z mężem alkoholikiem, toleruje jego dziwactwa i jeszcze go usprawiedliwia... To po prostu koszmar!

– Rób, jak uważasz. Jesteś dorosła. W razie czego dzwoń – pragnęłam jak najszybciej się stamtąd wydostać.

Czułam, jak zbliża się ból głowy, byłam padnięta, w myślach powtarzałam jedno: chcę być w swoim domu, otulić się ciepłym kocem i napić herbaty z dodatkiem cytryny. Mój mąż robił mi taką fantastyczną, pełną aromatu, słodką i pachnącą... Cytryny było odrobinę, zaledwie cienki plaster.

– Gdzie znajdę najbliższy postój taxi? – spytałam.

– Jest tuż za rogiem, naprawdę blisko, ale nie mogę ci towarzyszyć. Boję się...

– Poradzę sobie. Wróć, jeśli to konieczność... Powodzenia!

Udało mi się złapać ostatni pociąg. Byłam taka szczęśliwa, że mogę wrócić do swojego domu. Czy tak to właśnie wygląda, że aby docenić własne szczęście, trzeba zetknąć się z nieszczęściem innych? – pomyślałam. – Dlaczego tak bardzo krytykuję mojego partnera? Rzeczywiście, mogło być gorzej! Wciąż jednak jakiś diabełek szeptał mi, że są też lepsi, ale przekonałam go i siebie, że nie można mieć wszystkiego!

– Czy będziesz mógł po mnie przyjechać? – zapytałam, kiedy podniósł słuchawkę. – Już za chwilę będę na stacji, a autobusy o tej godzinie już nie kursują...

– Już uruchamiam auto – zaśmiał się Stasiek. – Świetnie, że wracasz!

Gdy wkładał moją torbę do bagażnika, skrzywił się i wydał z siebie jęk:

– Próbowałem tego nordic walking... Mam okropne zakwasy!

Byłam przepełniona radością, do tego stopnia, że chciało mi się skakać, ale zdołałam się powstrzymać i jedynie delikatnie pogłaskałam go po ramieniu.

– Kilka spacerów, a się przyzwyczaisz. Czyż nie? – zaczęłam rozmowę.

– Tak, choć nie jestem pewien, czy będę dysponował teraz taką ilością wolnego czasu. Od przyszłego miesiąca podjąłem półetatową pracę. Co o tym myślisz?

Moja mina nadal była poważna

– Dobrze. Jesteś zbyt młody, aby spędzać całe dnie w domu. Zdecydowanie jestem za!

– W takim razie, abyś nie skarżyła się, że jesteś sama całymi dniami, mam pewną propozycję... Odezwał się do mnie leśniczy, jego jamniczka urodziła szczeniaki, jeden rudy maluch jest do przygarnięcia. Zarezerwowałem go na wszelki wypadek.

Właśnie teraz wydałam z siebie pisk radości, niczym mały szkrab.

– Naprawdę jesteś za? – mój mąż nie krył swojej radości. – Będzie sikał, gryzł,  wyrządzał figle, a co więcej, musimy przeżyć jeszcze kilkanaście lat, aby nie zostawić go samego. To byłoby wielkim brakiem odpowiedzialności!

„Zastanawiałam się, jak to bywa w życiu... – wyjechałam nieszczęśliwa i całkiem zagniewana. Teraz wracam i wszystko nagle jest na swoim miejscu, a ja jestem szczęśliwa... Minęło tylko dwa i pół dnia, niby nic wielkiego się nie stało, a mój świat nabrał jasności”

Moja babcia często powtarzała, że lepsze jest własne piekło niż cudze niebo. Była to niezwykle mądra kobieta.