Siedząc w poczekalni u dentysty i kartkując damskie magazyny, natknąłem się na przeróżne zaskakujące koncepcje dotyczące przyczyn męskiej niewierności. Kryzys na półmetku życia, problemy z dojrzałością uczuciową, wrodzona nielojalność, niska samoocena...

Złapałem się za głowę ze zdumienia. Czy kobiety faktycznie dają temu wiarę? No cóż, poczułem, że muszę rozwikłać ten problem. W związku z tym zdecydowałem się podzielić swoim osobistym doświadczeniem i wytłumaczyć, co skłoniło mnie do zdradzenia mojej małżonki.

Szybko wzięliśmy ślub

Moją znajomość z Agatą rozpocząłem na uczelni. Wydawała mi się atrakcyjna, jednak odnosiłem wrażenie, że nie do końca się dogadujemy. Obecnie zdaję sobie sprawę, że powinienem był wtedy wiać, aż się kurzy, lecz dałem wiarę powiedzeniu o wzajemnym przyciąganiu się przeciwieństw i brnąłem w tę relację. W efekcie wpadliśmy po uszy. Niedługo potem stanęliśmy na ślubnym kobiercu. Początkowo byliśmy w euforii, ale… dopiero po jakimś czasie dotarło do mnie, że to zupełnie nie moja bajka.

Niezależnie od moich starań, małżonka i tak nieustannie narzekała, a mężczyźni nie poszukują księżniczek. Przynajmniej nie w realnym świecie. Natomiast Agata idealnie wpasowywała się w ten schemat. Była niczym królewna na ziarnku grochu. Dosłownie każda drobnostka ją drażniła i wprawiała w dyskomfort. Mógłbym wymieniać te rzeczy w nieskończoność. Zaczynało do mnie docierać, kogo poślubiłem. 

Ciągle grymasiła

Kiedy dziecko miało 2 lata, a może mniej, zacząłem powoli zdawać sobie sprawę z pewnych rzeczy. Nie było to jednak olśnienie, raczej mozolny proces. Przykładowo, pewnego razu rzuciłem taki pomysł:

– Słoneczko, a może by tak wybrać się na przejażdżkę rowerami? – zaproponowałem.

– Przecież mamy bobasa na głowie – odpowiedziała zaskoczona. – Jak ty to sobie wyobrażasz?

– No ale są takie specjalne foteliki do roweru – wyjaśniłem żonie.

Daj spokój, ile z tym będzie zamieszania. Trzeba spakować pieluszki, chustki i mleko w proszku dla dziecka.

– Spoko, wezmę plecak na plecy.

– Odpuść, spójrz tylko za okno. Lada moment spadnie deszcz.

Pogoda za oknem była iście wymarzona –  ani jednej chmurki na lazurowym niebie, a słoneczko przyświecało radośnie, ale wolałem o tym nie wspominać. Pomyślałem sobie, że Agatę dopadł po prostu kiepski nastrój i dzisiaj nic jej nie pasuje. Problem w tym, że jej lepszy nastrój zdawał się nigdy nie nadchodzić.

Męczyło mnie to coraz bardziej

Tęskniłem za choć odrobiną spontaniczności i szaleństwa w naszym życiu. Jasne, mając małe dziecko, nie sposób balować do bladego świtu, ale przecież nie o to mi chodziło. Marzyłem tylko o tym, żeby czas z rodziną spędzać trochę inaczej niż tylko, siedząc w czterech ścianach.

Wskoczyć na dwa kółka, wybrać się na górską eskapadę albo pobiegać sobie trochę. Niestety, Agatka zwykle miała z tym problem. Raz, że się ubabrze, dwa – nie miała na to ochoty, a do tego jeszcze Zuzia ciągle z tym swoim katarem i w ogóle z domu nie mogła nosa wysunąć.

I tak po wielu trudach, w końcu przekonałem swoją rodzinkę, żeby ruszyć się gdzieś dalej niż tylko do sklepu za rogiem. No to hop, jedziemy zwiedzać Ustroń! Ale moja kobieta, a jakże, musiała wziąć swoje nowiutkie szpilki. Nie minęła nawet godzina, a ona już kwęka, że nogi ją bolą i koniecznie trzeba wracać, bo jakieś odciski jej wyskoczyły.

– A może mogłaś wziąć inne obuwie? – rzuciłem nieśmiało.

Chyba ci się w głowie poprzewracało! Mam paradować w starych butach sprzed roku? Albo jeszcze gorzej, włożyć jakieś adidasy jak pierwsza lepsza wieśniara?

Nic nie było dobrze

Głośno westchnąłem, no bo co miałem odpowiedzieć? Czułem się jak w potrzasku, będąc w tym małżeństwie. Nie byłem szczęśliwy, ale wmawiałem sobie, że Agata się zmieni. Teraz jest przemęczona, bo opiekuje się małym dzieckiem, ale jak Zuzia trochę urośnie, to… No właśnie, co się stanie potem?

Moja małżonka nagle przestanie zrzędzić? Czasami wydawało mi się, że to ja jestem niesprawiedliwy i źle ją oceniam, ale Agata naprawdę ze wszystkiego była niezadowolona. Grymasiła jak małe dziecko. Robiłem, co tylko mogłem, żeby sprawić jej przyjemność, ale ani razu nie usłyszałem nawet słowa podziękowania. Bez względu na to, co zrobiłem, według mojej żony wszystko było nie tak.

Poznałem inną kobietę

Magda wyróżniała się na tle innych kobiet. Tak, zdaję sobie sprawę, że faceci często powtarzają takie teksty, ale ona naprawdę była wyjątkowa. Taka pozytywnie zakręcona i pełna życia. Po naszym pierwszym spotkaniu przez długi czas staraliśmy się nie dopuścić do siebie rosnącego między nami zauroczenia.

Byłem w związku małżeńskim, a moja wybranka, choć samotna, zawsze trzymała się swoich niezachwianych reguł. Dla niej flirt z facetem, który ma obrączkę na palcu, był niedopuszczalny. Z tego powodu nasza relacja ograniczała się jedynie do koleżeństwa. Magdalena z chęcią towarzyszyła mi podczas rowerowych wypraw, razem też wzięliśmy udział w dobroczynnym wyścigu. Mimo że była cała w błocie i pocie, uśmiech ani na chwilę nie opuszczał jej twarzy.

Gdyby tylko moja małżonka potrafiła od czasu do czasu zaszaleć, choćby odrobinę… Eh, wtedy nie musiałbym poszukiwać ekscytacji w innych miejscach. Niestety, za każdym razem, gdy przekraczałem próg naszego mieszkania, witał mnie niezadowolony wyraz twarzy mojej żony. Jak tu w takich warunkach dochować wierności?

Zdradziłem żonę

Więź, która zaczynała się tworzyć między mną a Magdą, stawała się coraz silniejsza. Mieliśmy tak wiele wspólnego, rozumieliśmy się bez słów… Ta znajomość nieuchronnie musiała znaleźć swój finał w sypialni. Nie było od tego odwrotu. No i stało się… Z jednej strony czułem się fatalnie, a z drugiej ogarniała mnie nieopisana radość.

Magda to kobieta, z którą pragnąłbym dzielić swoje dni. Niestety, na drodze do szczęścia stała poważna przeszkoda – byłem już po ślubie i miałem córeczkę... Najbardziej martwiłem się o małą Zuzię. Z drugiej strony zastanawiałem się, czy maluch wychowywany w rodzinie pozbawionej uczuć naprawdę może być radosny.

Przyznałem się do wszystkiego

Nie miałem wyjścia, musiałem wszystko wyznać Agacie. Kłamanie nie leży w mojej naturze. Spodziewałem się, że będzie zła, ale jej zachowanie przeszło moje najśmielsze przypuszczenia. Wskoczyła na mnie i zaczęła walić mnie pięściami.

– Agata, opanuj się, porozmawiajmy spokojnie… – błagałem ją, ale nic do niej nie trafiało.

– Spokojnie? Ty świnio! Trzeba było myśleć wcześniej, zanim wskoczyłeś do wyra z tą lafiryndą! Wiedziałam, że ta wasza koleżeńskość tak się skończy! Zabieraj się stąd, nie masz tu czego szukać!

Nie mam pojęcia czemu, ale odrobinę głupio mi się do tego przyznać – nasze rodzinne gniazdko, które dzieliliśmy przez ostatnie kilka lat, zostawiałem z gigantyczną ulgą. To małżeństwo zaczynało mnie zwyczajnie przytłaczać i chyba w głębi duszy od jakiegoś czasu szukałem sposobu, żeby się z niego wydostać.

Dawniej gdzieś tam tliła się we mnie jeszcze iskierka nadziei, że Agata w końcu przestanie zachowywać się jak jakaś rozkapryszona królewna, ale finalnie ta nadzieja we mnie zgasła. Marzyłem o tym, żeby mieć zwyczajną, przyjemną rodzinę, ale z Agatą było to po prostu niewykonalne.

Mam nowe życie

Choć Zuzia jest owocem mojego poprzedniego związku, zawsze pozostanie moim ukochanym dzieckiem. Moja obecna partnerka, Magda, u której od niedawna mieszkam, w pełni to akceptuje. Sama namawia mnie, bym regularnie spędzał czas z córeczką i zabierał ją do naszego domu. Zależy jej, aby mała była częścią naszej codzienności, za co jestem jej ogromnie wdzięczny.

Moja była żona, Agata, początkowo utrudniała sprawę rozwodu, ale koniec końców osiągnęliśmy kompromis. Mimo wszystko, życzę jej jak najlepiej, choć obawiam się, że z jej podejściem do świata może nie zajść zbyt daleko w życiu…

Krzysztof, 36 lat