Byłem już ubrany w piżamę, gdy nagle usłyszałem dźwięk domofonu. Północ to dość późna godzina na wizyty, więc postanowiłem najpierw zerknąć przez kuchenne okno. Zobaczyłem młodego chłopaka w bluzie z kapturem na głowie, trzymającego na ramieniu torbę. Żyjemy w cichej okolicy i do moich uszu nie dotarły ostatnimi czasy żadne wieści o włamaniach w sąsiedztwie, ale kto wie, może padłoby na mnie jako pierwszego jelenia. Podszedłem do domofonu i chwyciłem za słuchawkę.

Nie mogłem w to uwierzyć

– Już dzwonię po policję – oświadczyłem stanowczo. – Nie wpuszczę nikogo do środka o tej godzinie, więc spadaj stąd lepiej, zanim przyjedzie patrol.

– To ja, Marcin – nastolatek nachylił się do głośnika. – Jestem pana synem…

Zdębiałem nad słuchawką jak czapla. To skojarzenie przyszło mi do głowy przy okazji, kiedy dotarło do mnie, że w nerwach zawieruszyłem gdzieś mój kapeć i utrzymuję równowagę na jednej nodze. Wiedziałem, że mam dziecko na tym świecie, ale nigdy nie miałem okazji go zobaczyć. Zostawiłem jego matkę, Joannę, kiedy nosiła je w brzuchu od trzech miesięcy. Wolałem płacić alimenty i się odciąć, niż chować dziecko. Zauroczenie tą kobietą było chwilowe i zupełnie mnie nie interesował jego owoc. 

Ech, no i skończyła się moja sielanka. Po tylu latach mnie znalazł.

–  Tato – dobiegło mnie zza płotu. – Jesteś tam?!

A gdzie indziej miałbym być o tej porze? No pewnie, że byłem, tylko kompletnie nie wiedziałem, jak się zachować.

–  Momencik, zaraz do ciebie wyjdę – odkrzyknąłem.

Żona się zdziwiła

Próbowałem przekonać samego siebie, że muszę gruntownie zobaczyć, kogo mam wątpliwą okazję poznać, ale prawdę mówiąc po prostu przeciągałem tę chwilę. Zarzuciłem na siebie bluzę, wsunąłem stopy w klapki, a do ręki chwyciłem porządną latarkę . Tymczasem lampka w pokoju się zapaliła i zaspana Marzenka pojawiła się w lekko uchylonych drzwiach.

– O co chodzi, Jarek? – zapytała, szeroko ziewając.

Kurde, trzeba było być bardziej dyskretnym!

–  Słuchaj, mamy tu nieproszonego gościa – rzuciłem niechętnie. – Twierdzi, że jest moim synem. Oby to był tylko kiepski dowcip i za chwilę do ciebie wrócę. Idź już spać, skarbie.

Moja żona zrobiła takie wielkie oczy, że aż jej brwi podskoczyły chyba z dziesięć centymetrów do góry. Wyglądała tak, jakby w ogóle nie miała zamiaru iść spać. No to co miałem zrobić? Machnąłem tylko rękami, bo co tu gadać. Zapaliłem światło przed domem i poszedłem zmierzyć się z tym, co mnie czeka. A co mi tam, jakoś to będzie.

Spojrzałem mu w oczy

Nastolatek w bluzie z kapturem, wbrew temu, czego gorąco pragnąłem, nadal sterczał przy bramce, trzęsąc się z zimna. Włączyłem latarkę i skierowałem światło prosto na jego twarz, usiłując dostrzec w niej coś, co mógłbym rozpoznać. Zmrużył oczy, oślepiony ostrym blaskiem.

– Niech pan to wyłączy – rzucił.

Skierowałem światło latarki ku ziemi.

–  Masz jakiś dokument? – zapytałem.

Sięgnął do kieszeni z tyłu jeansów i przez stalowe pręty bramy wręczył mi pogniecioną legitkę szkolną. Imię pasowało, ale nazwisko było inne niż to, które nosiła dziewczyna, z którą kiedyś się umawiałem.

 Mam nazwisko po ojczymie – wytłumaczył.

Faktycznie, coś mi świta, że kiedy miał dwa latka, to został przysposobiony przez faceta, który wziął ślub z jego matką. Od tamtego momentu nie byłem już zobowiązany łożyć na jego utrzymanie. W świetle prawa przestałem być jego ojcem, więc o co mu, do diabła, chodziło, kiedy wydzwaniał w środku nocy do kompletnie obcej osoby?! Przebiegłem wzrokiem po legitce, żeby zobaczyć datę urodzenia. Faktycznie wszystko grało, więc podałem mu ten sfatygowany papierek i zapytałem bez ogródek:

– Czego ode mnie chcesz?

Tylko nieznacznie poruszył ramionami.

– Chcesz kasy?

Pokręcił głową, ale tak niemrawo, że ciężko było stwierdzić, czy to znaczy „nie", czy „tak". Miałem ochotę dać mu ten haracz, żeby tylko sobie poszedł i nie został na noc. Nie w takim momencie i bez żadnego powiadomienia.

Nie zamierzałem mu pomagać

Moje córki smacznie spały w łóżkach, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego, że gdzieś tam mają brata. Żona także najprawdopodobniej odpoczywała, a jej obecna ochota na nocne pogaduszki z niespodziewanym gościem była raczej nikła. Poza tym czekał nas wszystkich wczesny poranek, bo dzieciaki musiały iść do szkoły, a my z żoną lecieć do roboty.

– Uciekłem z domu – powiedział.

Nie odezwałem się słowem. Nie potrafiłem w sobie odnaleźć niczego, co przypominałoby ojcowski obowiązek. Co gorsza, nie mogłem pojąć, że ten smarkacz stojący tuż przede mną jest w jakiś sposób moim krewnym! Poczułem się tym faktem zaniepokojony, bo zawsze uważałem się za dość porządnego faceta. Kochałem swoje córeczki najbardziej na świecie, starałem się być dobrym mężem, a los bezdomnych czy widok wygłodniałych zwierząt chwytał mnie za serce. A teraz nagle w środku taka pustka emocjonalna...

Coraz mocniej działał mi na nerwy ten chłopak z podniesioną wysoko głową i wydatną szczęką. Miałem coraz większą ochotę, żeby sobie po prostu poszedł i dał mi w końcu spokój. Jego kłopoty niespecjalnie mnie interesowały, ale czułem, że jakoś muszę zareagować.

– Wiesz, nie powinieneś tak traktować swojej matki… – zacząłem swoje kazanie.

– A tobie wolno było tak robić? – odpyskował.

Prawdę mówiąc, chłopak miał rację, ale nie widziałem powodu, by mu to wyjaśniać. Nie byłem w stanie mu oznajmić, że poszedłem do łóżka z jego matką tylko dlatego, bo dała mi zielone światło. Nie słynęła z bycia porządną kobietą, a mnie zależało wyłącznie na seksie. No cóż, stało się, jak się stało. 

Chciałem, żeby się odczepił

– W porządku – westchnąłem zmęczony. – Uciekłeś z domu i nie masz pojęcia, co ze sobą począć, ale to nie moja broszka. Jesteś niepełnoletni, więc powinienem dać cynk twojej matce albo policji, co raczej średnio ci pasuje... Mnie z kolei niespecjalnie kręci łamanie przepisów i trzymanie cię w ukryciu, rozumiesz? Jak chcesz się spotkać, to zadzwoń... Możemy pogadać, ale teraz wpędzasz mnie w niezłe bagno. Powiem ci, jak to rozegramy: skoczę do domu po portfel, rzucę ci kasę na nocleg i taksę, a ty sam zdecydujesz, co z tym fantem zrobić.

Zimnym spojrzeniem mierzył mnie od stóp do głów, dumnie zadzierając podbródek. Ależ irytujący nawyk! Mówię wam, aż się prosił, żeby mu przywalić. Milczał jak zaklęty, dlatego pomyślałem, że dotarło do niego to, co oznajmiłem. Obróciłem się na pięcie i pomaszerowałem do domu po kasę.

– Co tak szperasz? – zagadnęła małżonka, odwracając się od okna w kuchni.

Objęła mnie ramionami od tyłu, przytulając się mocno do moich pleców.

– On tak bardzo przypomina ciebie – wyszeptała. – Zauważyłaś, że wy dwaj macie tą głupią manierę zadzierania głowy, gdy rozmawiacie? To wyglądało przekomicznie, zupełnie jakbyście urządzili konkurs, kto bardziej wyciągnie szyję do góry. Zupełnie jak dwie gęsi. Może zaprosisz go do nas?

Stałem jak sparaliżowany, nie mogąc się ruszyć.

– Robisz sobie jaja, tak? – zapytałem z niedowierzaniem. – Sugerujesz, że podczas rozmowy zawsze trzymam tak wysoko brodę i do przodu, jakbym chciał kogoś dziobnąć? Serio wyglądam wtedy jak idiota? Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej?

– Oj wiesz, w pewien sposób to nawet słodkie – wyszeptała, cmokając mnie w ucho. – Lepiej gadaj, co z twoim dzieciakiem. Gdzie masz zamiar go położyć?

Zniknął błyskawicznie

Przemilczałem fakt, że przed chwilą usiłowałem pozbyć się nastolatka, porzucając go na pastwę mrocznej metropolii i jej nocnego życia. Zdawałem sobie sprawę, że nikt nie przyjmie do hotelu młodego chłopaka bez dowodu osobistego. Chciałem wykazać się sprytem, a okazałem się skończonym palantem. Wyrwałem się z objęć Marzenki i popędziłem do bramki, stukając gumowymi klapkami o kostkę brukową. Niestety, przed wejściem nie zastałem już mojego syna. Nie był z tych, co dadzą sobą pomiatać i udają, że leje, gdy ktoś im pluje w twarz. Dokładnie tak jak ja. Ogarnęła mnie pewnego rodzaju duma z tego dzieciaka, któremu jeszcze kwadrans temu w ogóle nie ufałem. Ale i tak nie wiedziałem, gdzie go szukać.

– Idź na dworzec – zasugerowała Marzenka. – O tej porze zawsze są tam tacy, co nie mają pomysłu, gdzie się podziać po zmroku.

W mgnieniu oka wrzuciłem na siebie ciuchy, wskoczyłem do auta i popędziłem na stację. Pech chciał, że mimo poświęcenia ponad godziny na przeczesywanie okolicy, ani śladu po młodym.  Wszystko wskazywało na to, że znowu nawaliłem.

Od dłuższego czasu nie miałem kontaktu z matką Marcina, dlatego istniało ryzyko, że znany mi adres jest już przestarzały. Pomimo tego postanowiłem jeszcze tego samego wieczoru napisać list do mojego dziecka. Do dziś nie otrzymałem żadnej wiadomości zwrotnej, co może oznaczać, że moja przesyłka nie trafiła do adresata. Jest też inna ewentualność – być może niektórych rzeczy po prostu nie da się odkręcić, nieważne jak bardzo byśmy tego pragnęli.

Jarek, 44 lata