Dzień w dzień to samo

Mój mężczyzna to stonowany gość, który lubi smaczne jedzenie i ceni u płci pięknej klasę. Przypomina wielkiego, uroczego misia, do którego zawsze można się przytulić. Jednak na tym koniec pozytywów. Nasze wspólne życie zaczyna się kręcić wokół utartej rutyny – oglądania telewizji, jedzenia kolacji i krótkiego spaceru, i tak w kółko. Owszem, darzę go uczuciem, ale zastanawiam się, czy miłość to jedyny fundament udanego związku.

Gdy Blanka oznajmiła mi, że w nadchodzącą sobotę mój były wraz z nową partnerką planują zabrać ją do kina, aż mnie zatkało. To już szmat czasu odkąd ostatni raz byłam na jakimkolwiek seansie, a przecież dawniej to tak uwielbiałam! Oglądanie filmów w domu to zupełnie inna para kaloszy. Trudno się wciągnąć, człowiek nie angażuje się w fabułę do tego stopnia, nie czuje tych wszystkich emocji; co chwilę wstaje, a to żeby zaparzyć sobie herbatę, a to żeby zerknąć, czy kot czegoś nie ściąga ze stołu…

– Źle się czujesz, bo wybieram się z nimi? – starała się odgadnąć moja pociecha. – No powiedz, mamusiu. O co chodzi?

– Ależ skąd, kochanie – przeraziłam się, że w ogóle przyszło jej to do głowy. – Ogromnie się cieszę, że umiecie razem tak fajnie spędzać czas. Tylko sobie myślę, czemu ja na to nie wpadłam.

– Sądziłam, że lubisz soboty z panem Jurkiem… – moja prawie dorosła córcia wyglądała na nieco zakłopotaną.

No nie wiem, mam wątpliwości, czy to rzeczywiście tak jest. Chodziliśmy ze sobą już jakiś czas, ale do tej pory nigdzie się nie wybraliśmy. Nawet podczas sylwestra, kiedy w żartach zasugerowałam, że fajnie byłoby gdzieś wyskoczyć i potańczyć, Jurek był zaskoczony, że jestem taką imprezową dziewczyną. Myślał, że raczej mam spokojniejszą naturę, bardziej sentymentalną, i że kolacja w blasku świec bardziej przypadłaby mi do gustu niż przebywanie wśród podchmielonych ludzi. Poczułam się niezręcznie, od razu się wycofałam i… no i tak już zostało.

Czy my do siebie pasowaliśmy?

Muszę przyznać, że całkiem nieźle czuję się we własnych czterech ścianach. Nigdy nie przepadałam za bywaniem na salonach. Kto wie, może właśnie dlatego mój pierwszy związek małżeński wziął w łeb? Zawsze miałam pretensje do Jacka o ciągłe balowanie i wyjeżdżanie na weekendy. To sprawiało, że nasze relacje powoli się psuły, aż w końcu zupełnie się od siebie oddaliliśmy. Klamka zapadła, nie było odwrotu.

Miałam poczucie, że mnie nie docenia, ponieważ chętniej stołował się poza domem, o ile tylko miało to miejsce w miłym gronie, a gdy przychodziło do oszczędzania, nawet kanapka mu wystarczała. Ciągle słyszałam od niego, że nie poślubił kucharki ani sprzątaczki; zabierał mnie na kajakowe eskapady, wlókł po górach tak, że sama myśl o wakacjach przyprawiała mnie o mdłości...

Nic dziwnego, że kiedy w końcu poznał kobietę o zbliżonym usposobieniu, wszystko legło w gruzach. Dawniej przepełniał mnie żal, ale z czasem zaczęłam doceniać ciszę, która zapanowała po naszym rozstaniu. Jacek okazał się być naprawdę niezłym tatą, co było dla mnie sporą niespodzianką, bo uważałam, że kompletnie nie pasuje do tej roli. Dzięki temu, że poświęcał Blance dużo uwagi, ja mogłam zacząć rozglądać się za kimś nowym, z kim mogłabym stworzyć udany związek.

Samotność doskwierała mi coraz bardziej. Wprawdzie w branży pedagogicznej to nic niezwykłego, ale ile można prowadzić jałowe dyskusje z równie osamotnionymi koleżankami po fachu? Przekonywać siebie nawzajem, że tak jest lepiej, by potem wracać do pustych czterech ścian i prowadzić monologi do kota?! Dlatego gdy jesienią, podczas turnusu sanatoryjnego, los postawił na mojej drodze Jurka, uznałam to za dar od Stwórcy, będący odpowiedzią na moje błagania... Jurek to solidny, zrównoważony mężczyzna, który docenia smaczne jedzenie i kobiecą klasę. Co więcej, autentycznie interesowało go to, co miałam do powiedzenia.

Uwielbiał zagłębiać się w lektury, które mu polecałam, a następnie prowadzić ze mną ożywione dyskusje na ich temat. Przypominał mi wielkiego, uroczego misia, do którego zawsze można się przytulić. Nie byłam do końca przekonana, czy zechce podtrzymywać naszą relację. Do dziś pamiętam euforię, która mnie ogarnęła, gdy zadzwonił z informacją o swoim przyjeździe. Blanka nie stanowiła problemu, ponieważ i tak zwykle w soboty przebywa albo u taty, albo u swojej koleżanki. Miałam wrażenie, że nawet ją to ucieszyło.

Chodzę w kółko bez celu

Udałam się szybkim krokiem do pobliskiego marketu, a po powrocie zabrałam się za przygotowywanie smakowitej kolacji. Udekorowałam gustownie stół, postawiłam na nim zapalone świeczki… I właśnie dziś nagle uświadomiłam sobie, że tak naprawdę od tamtego pamiętnego dnia niewiele się zmieniło. Niby jest w porządku, ale tak naprawdę to ślepy zaułek, a już na pewno nie droga do związku, o jakim marzyłam. Jurek żyje swoim życiem, ja swoim, jedyne, co nas ze sobą wiąże, to weekendowe obiady i trochę seksu, kiedy wiem na sto procent, że Blanka noc spędzi poza domem.

To odkrycie tak mnie zaskoczyło, że aż przysiadłam z wrażenia. A potem się poryczałam. Ostatnio strasznie się rozklejam… Aż mnie to wkurza! Postanowiłam, że musimy pogadać. Nie od razu o jakichś wielkich deklaracjach, bo sama nie wiedziałam, czy tego chcę, ale o tym, co się zmieniło i czego od siebie nawzajem oczekujemy. Marzę o tym, żeby przełamać tę rutynę i zrobić coś innego – wybrać się do kina albo teatru, pójść na spacer po parku lub popływać na basenie. Niedługo lato – może czas pomyśleć o wspólnych wakacjach? Kiedy ułożyłam to sobie w głowie, od razu poczułam się lepiej.

Uporałam się z przygotowaniem zapiekanki, przełożyłam placek kremem, a następnie zaczęłam szykować się na bóstwo, na tyle, na ile było to możliwe, oczywiście. Jurek przyjechał standardowo przed dziewiętnastą. Wszedł z bukietem i butelką wina, przytulił mnie, spojrzał mi w oczy.

Wyglądasz cudownie jak zawsze, Basieńko – musnął ustami mój policzek. – Zastanawiam się, co takiego widzisz w tym wiekowym facecie, który regularnie cię męczy swoimi wizytami.

– Też się nad tym głowię – zręcznie się od niego odsunęłam. – Być może to tęsknota za tatą, który odszedł, gdy byłam jeszcze mała?

Fajnie było się z nim droczyć i jakoś tak niezauważalnie ciągłe docinki weszły mi w nawyk.

– Kurczę, czemu nie spotkaliśmy się dawno temu – stwierdził Jurek gdy jedliśmy. – Moglibyśmy razem założyć jakąś restaurację, ty robiłabyś jedzenie, ja ogarnąłbym całą resztę. Bylibyśmy po prostu niewyobrażalnie bogaci!

– Urlop moglibyśmy spędzać gdzieś na ciepłych, egzotycznych wyspach, a w chłodniejszych miesiącach szusować na nartach w górzystych rejonach Europy – odpłynęłam myślami.

– Kochanie – jego wzrok wyrażał konsternację. – Naprawdę chciałabyś się tułać od jednego hotelu do drugiego? Jaki to ma sens? Czyż nie jest nam wspaniale, kiedy przesiadujemy razem w przytulnych czterech ścianach? Sam na sam?

Zabrakło mi odwagi, żeby powiedzieć, co myślę

To była po prostu bajka. Aczkolwiek gdyby ta sytuacja miała miejsce codziennie, a nie tylko w weekendy, to chyba by mnie to zwyczajnie znużyło... – poczułam wstyd, gdy przyszło mi to do głowy i zabrakło mi śmiałości, żeby wyrazić te przemyślenia. Każde z nas przeszło przez bolesne doświadczenia w związkach, oboje cierpieliśmy, ale Jurek chyba bardziej ode mnie. Jego była żona przejęła ich wspólny dom, który razem budowali, zmuszając go do powrotu do domu rodziców po rozwodzie. Rzadko widywał swojego syna, podczas gdy ja ciągle spędzałam czas z Blanką, obserwując, jak z dnia na dzień staje się coraz bardziej błyskotliwa. To było dla mnie prawdziwe błogosławieństwo.

Spędzaliśmy z Jurkiem czas na rozmowach i tuleniu się, a im dłużej to trwało, tym mocniej utwierdzałam się w przekonaniu, że wszystkie moje wątpliwości są kompletnie bezpodstawne. Czy warto rezygnować z takiej bliskości i porozumienia dla jakichś urojonych potrzeb? Gdy Jurek szykował się do odjazdu, przytulił mnie czule i przez moment po prostu cieszyliśmy się sobą.

– Ostatnio coraz bardziej chodzą mi po głowie myśli o naszej przyszłości – przyznał. – A co ty o tym myślisz?

Zmieszałam się.

– Przecież dopiero co się poznaliśmy…

– Oboje nie mamy już nastu lat – mruknął, głaszcząc mnie po włosach. – Jest nam ze sobą fajnie, więc po co zwlekać?

Dobrze się złożyło, że w tej samej chwili do pokoju weszła Blanka, przerywając naszą rozmowę. Jurek postanowił się zmyć. Obserwowałam go zza szyby kiedy pakował się do samochodu i wtedy dotarło do mnie, że chyba rzeczywiście jestem w nim zakochana. Ale czy samo uczucie to gwarancja, że nam się uda?

Barbara, 46 lat