Reklama

Kiedy zamknęły się za nią drzwi, poczułam coś dziwnego – mieszankę ulgi i podniecenia. Moja córka wreszcie wyjechała na ferie. Spakowała walizkę, sprawdziła, czy ma ładowarkę, a potem, jak gdyby nigdy nic, machnęła mi ręką na pożegnanie. W ciągu najbliższego tygodnia nie będzie pytań, gdzie idę, co robię i czemu się uśmiecham do telefonu. Byłam wolna. A jednak serce waliło mi jak szalone, gdy wzięłam do ręki telefon i wybrałam numer.

Reklama

Od razu chwyciłam za komórkę

– Dzień dobry, panie Marcinie. W końcu mamy czas, żeby nadrobić te lekcje…

Poznaliśmy się na wywiadówce. Siedziałam znudzona, przeglądając nerwowo plan lekcji mojej córki, kiedy wszedł on – nowy nauczyciel matematyki. Młodszy, niż się spodziewałam, z tym nonszalanckim uśmiechem kogoś, kto doskonale wie, jak działa na kobiety. Nasze spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy, ale to wystarczyło, żebym poczuła to znajome ukłucie ekscytacji.

Później, przy kawie serwowanej przez szkolną stołówkę, zaczęliśmy rozmowę. O niczym i o wszystkim. O szkole, o jego pasji do podróży, o tym, jak trafił do naszego miasta. A potem, zupełnie nieoczekiwanie, o winie, muzyce i miejscach, w których można ukryć się przed światem.

Może kiedyś wybierzemy się tam razem? – rzucił nagle, jakby było to najnaturalniejsze pytanie na świecie.

Zaśmiałam się, udając, że to absurdalny pomysł. Ale jeszcze tego samego wieczoru, kiedy moja córka już spała, dostałam wiadomość.

To jak? Spotykamy się?

I wtedy wiedziałam, że to się wydarzy.

Czekałam na ten wieczór

Spotkaliśmy się trzy dni później. Nie było mowy o żadnym zwykłym „wypadzie na kawę”. Marcin od razu zaproponował coś bardziej... osobistego.

Chodźmy na wino. Znam miejsce, gdzie nie ma przypadkowych ludzi.

Miał rację. Malutki bar na uboczu, nastrojowe światło, zapach drewna i starego alkoholu w powietrzu. Usiedliśmy w kącie, gdzie nikt nie mógł nas podsłuchać.

– To dziwne – powiedziałam, obracając kieliszek w dłoniach.

– Co takiego?

– Że się tu spotkaliśmy. Że to nie jest do końca normalne.

Uśmiechnął się tym swoim lekko drwiącym uśmiechem.

– Normalność jest przereklamowana.

Rozmawialiśmy o wszystkim i niczym. O mojej pracy, jego podróżach, książkach, które przeczytaliśmy, i filmach, których nigdy nie obejrzymy. O ludziach, którzy utknęli w życiu, i tych, którzy zawsze chcieli więcej. O tym, dlaczego kobiety w moim wieku rzadko pozwalają sobie na przyjemności.

– A ty? – zapytał w końcu, patrząc mi prosto w oczy. – Pozwalasz sobie?

Nie odpowiedziałam. Po prostu sięgnęłam po kieliszek i upiłam łyk wina.

A potem, zanim zdążyłam to przemyśleć, moje kolano dotknęło jego.

Czułam się jak w niebie

To był impuls. Lekkie muśnięcie, przypadkowe, a może wcale nie. Mogłam się odsunąć, mogłam udawać, że nic się nie stało. Ale nie zrobiłam tego. Marcin nie odsunął nogi. Wręcz przeciwnie – nachylił się bliżej, tak że czułam jego ciepły oddech na policzku.

– Więc? – zapytał, a w jego głosie pobrzmiewała nutka wyzwania.

Patrzyłam na niego i wiedziałam, że teraz wszystko zależy ode mnie. Że jeśli powiem „nie”, nic się nie wydarzy. Że możemy skończyć to spotkanie jak dorośli ludzie, wrócić do domu i uznać, że to był niewinny flirt. Ale jeśli powiem „tak”... Oparłam brodę na dłoni i przygryzłam wargę, jakbym się nad czymś zastanawiała.

– Wydaje ci się, że wiesz, jak to się skończy – powiedziałam cicho.

– Myślę, że ty też to wiesz – odparł.

Był zbyt pewny siebie, zbyt swobodny. Wydawało mi się, że gra w tę grę nie po raz pierwszy. Ale mnie to nie obchodziło. Pod stołem nasze palce lekko się dotknęły.

– Nie tutaj – szepnęłam, a on uśmiechnął się, jakby właśnie na to czekał.

Byłam jak zakochana małolata

Z baru wyszliśmy osobno. Marcin pierwszy, ja kilka minut później. To było absurdalne – jakbyśmy brali udział w jakiejś konspiracji, ale ta ostrożność podsycała tylko napięcie. Na zewnątrz było chłodno. Szłam szybkim krokiem, mijając puste ulice, aż dotarłam na miejsce. Hotel był dyskretny – żadnych neonów, żadnych rzucających się w oczy oznaczeń. Idealny dla tych, którzy nie chcą być zauważeni. Drzwi do pokoju były uchylone.

Weszłam i zamknęłam je za sobą, opierając się plecami o zimne drewno. Marcin stał przy oknie, ze szklanką w dłoni.

– Byłaś pewna, że przyjdziesz? – zapytał, nie odwracając się.

Nie odpowiedziałam od razu. Podjęłam tę decyzję, jeszcze zanim wyszłam z domu, ale nie chciałam, żeby myślał, że było to oczywiste.

– A ty? Byłeś pewny, że mnie tu znajdziesz?

Wreszcie spojrzał na mnie i uśmiechnął się lekko.

– Nie miałem wątpliwości.

Zrobiłam krok do przodu. On odstawił szklankę. To był moment zawieszenia, chwila, w której wszystko mogło się jeszcze zatrzymać. Ale nie zatrzymało się. Marcin przyciągnął mnie do siebie, a ja poczułam, jak wszystko, co było wcześniej – wszystkie rozterki, zasady i lęki – znika w jednym, długim, zachłannym pocałunku.

Miałam ciarki na całym ciele

Całował tak, jakby doskonale wiedział, co robi. Pewnie, bez wahania, jakby znał każdy punkt na mojej skórze, który mógł sprawić, że przestanę myśleć. Moje palce zacisnęły się na jego karku, a ciało samo się do niego dopasowało, jakby czekało na ten moment od dawna. W pokoju panowała cisza, tylko nasz przyspieszony oddech wypełniał przestrzeń między nami. Czułam zapach jego perfum, ciepło jego dłoni, dotyk, który przesuwał się po mojej talii coraz niżej.

– Jesteś pewna? – wyszeptał mi wprost do ucha, jego głos był lekko zachrypnięty.

Odpowiedziałam nie słowami, ale gestem – zdjęłam sweter i rzuciłam go na podłogę. Nie było już odwrotu. Nie pamiętam, kto pierwszy z nas sięgnął po suwak, kto pierwszy znalazł się na łóżku. Wszystko działo się szybko i zachłannie, jakbyśmy oboje bali się, że ktoś zaraz wejdzie i przerwie ten moment. A potem czas się rozciągnął.

Marcin był uważny, dokładny, badał mnie jak równanie, które chciał rozwiązać – powoli, z każdym dotykiem odkrywając nową zależność. Każdy ruch był dopracowany, a ja – poddana jego dłoniom – zaczęłam rozumieć, jak bardzo brakowało mi tej uwagi. Gdy leżałam później, opierając głowę na jego ramieniu, poczułam coś niebezpiecznego. Nie chodziło tylko o pożądanie. Chciałam więcej.

– O czym myślisz? – zapytał, przesuwając dłonią po moich plecach.

Zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się lekko.

– Że geometria jeszcze nigdy nie była dla mnie tak fascynująca.

Zaśmiał się cicho i pocałował mnie w skroń. Ale ja już wiedziałam, że to nie będzie ostatni raz.

Ciągle chcę się uczyć tej geometrii

Obiecałam sobie, że to będzie tylko raz. Przygoda, coś, co wydarzyło się w oderwaniu od rzeczywistości. Ale kilka dni później Marcin znowu napisał.

Powtórka materiału?

I nawet nie udawałam, że się waham. Spotkaliśmy się ponownie, potem jeszcze raz i jeszcze. Hotel zamieniliśmy na jego mieszkanie – kawalerkę w starej kamienicy, gdzie zawsze pachniało kawą i książkami. Udawaliśmy, że to wciąż nic nie znaczy, że to tylko chemia, tylko zabawa, ale z każdym spotkaniem coraz bardziej czułam, że wcale nie jest mi obojętny. A potem moja córka wróciła z ferii. Wróciła do szkoły, a ja znowu stałam się przykładną matką. Starałam się ignorować jego spojrzenia na korytarzu, nie odbierać wiadomości, ale on nie dawał mi spokoju.

Tęsknię.

Ja też. Ale wiedziałam, że muszę z tym skończyć. Pewnego wieczoru napisałam do niego, żebyśmy się spotkali – ostatni raz. Kiedy stanął w drzwiach, już wiedział. Nie próbował mnie zatrzymać, tylko przyciągnął do siebie i pocałował po raz ostatni, długo, jakby chciał zapamiętać ten moment. Potem odszedł, a ja zamknęłam drzwi i oparłam się o nie plecami. Wiedziałam, że to była właściwa decyzja. Ale przez długi czas, leżąc w pustym łóżku, wciąż czułam na skórze jego dotyk.

Reklama

Dorota, 42 lata

Reklama
Reklama
Reklama