„Ukochany zrobił mi dzieciaka, a później oczadział na punkcie jakiejś ciućmy i zwiał. Zdębiał, gdy poznał swojego następcę”
„Nie wiem, co zrobiłabym bez jego pomocy. Zresztą przez kilka następnych miesięcy wiele razy musiałam z niej korzystać. To Tomasz odbierał Jasia z przedszkola, kiedy ja musiałam zostać dłużej w pracy, to on nawet gotował obiady i sprzątał na >>moim
- Ewa, 35 lat
Najpierw stłukłam szklankę, potem talerz. A kiedy przesypywałam cukier do cukiernicy, nagle… trach! Połowa zawartości papierowej torebki znalazła się na kuchennej podłodze. Tego dnia od rana wszystko leciało mi z rąk.
– Synku, twoja mama to niezdara, wiesz? – popatrzyłam na 3-letniego Jaśka.
Jego to bawiło. Śmiał się tak słodko, że i ja machnęłam ręką.
„Pechowy dzień musi się wreszcie skończyć, tym rozsypanym cukrem na bank wyczerpałam limit nieszczęść” – pomyślałam w duchu, zgarniając maleńkie drobinki.Â
Do wieczora rzeczywiście już nic złego mi się nie przytrafiło. Za to kiedy wrócił Maciek, czułam, że coś jest nie tak. Miał dziwną minę. Zresztą od kilku dni widziałam, że chodzi przygaszony, nad czymś intensywnie myśli. Zaczęłam mu opowiadać o moim dzisiejszym pechu…
– Przestań, to nie jest najważniejsze. Musimy poważnie porozmawiać – przerwał mi, zanim doszłam do rozsypanego cukru. – Jasiek już śpi? To dobrze.
Paulina, coś się wydarzyło. Po prostu stało się…
Aż nogi się pode mną ugięły. „Jest śmiertelnie chory!” – to była moja pierwsza myśl.
Z Maćkiem wprawdzie nie mieliśmy ślubu, ale żyliśmy od 4 lat jak stare, dobre małżeństwo. No i mieliśmy Jaśka. Był oczkiem w głowie swojego taty.
– Poznałem kogoś. Trzy miesiące temu. Łudziłem się, że to chwilowe zauroczenie, że przerwę ten romans, zanim się na dobre zaczął. Ale nie potrafię. Kocham Dorotę. Ciebie już nie, wybacz…Â
Maciek nerwowo przekładał długopis z ręki do ręki, nie patrzył mi w twarz, tylko przygryzał wargi, a rozbieganym wzrokiem wodził wokół. Uważnie go obserwowałam. Milczałam.
Przecież dla niego zrezygnowałam z pracy
– Dlaczego nic nie mówisz?! Rozumiesz, co się stało? – zdenerwowany rzucił długopis na stół. – Odchodzę! Jeszcze dziś chcę się spakować… Paulina, słuchasz?!
Zacisnęłam pięści. Rzuciłam się na Maćka z płaczem.
– Ty… Ty draniu! A Jasiek? On ciebie nie obchodzi? Co powiem mu jutro, gdy zapyta o tatę? – naprawdę nie myślałam o sobie. Choć wszystko się we mnie gotowało, wpadłam w panikę na myśl o synku.
– Między mną a Jaśkiem nic się nie zmieniło. I nie zmieni. Jest dla mnie najważniejszy – Maciek podniósł z dywanu samochód małego i postawił na stole.Â
Potem wyciągnął z szafy walizkę i, nie patrząc na mnie, zaczął się pakować.
Dopiero następnego dnia dotarło do mnie, co tak naprawdę się stało. Maciek zostawił mnie dla innej kobiety!
– A mówiłam, żebyście wzięli ślub? Ale wy chcieliście być tacy nowocześni – moja mama w specyficzny sposób mnie pocieszała. – Ciekawe, co teraz będzie z mieszkaniem. Przecież jest jego. A pieniądze? To on pracował, ty nie. Jak sobie poradzisz? No wiesz, oczywiście pomożemy ci, ale sama rozumiesz.
Mieszkanie mamy małe, emerytury też głodowe raczej.
– Nie martw się, nic od was nie chcę.
Żałowałam, że powiedziałam mamie o rozstaniu z Maćkiem. Cała ona! Wszystko wiedziała najlepiej! I nie była jak inne babcie, które szaleją na punkcie wnuków. Babcia Roma głównie myślała o sobie.
Przez kolejne trzy dni Maciek nie raczył nawet zadzwonić i zapytać o synka. Przyszedł czwartego dnia. Z kolejną hiobową wiadomością.
– Będę oczywiście płacił na Jasia, ale sama rozumiesz, w tej sytuacji nie mogę utrzymywać ciebie. Musisz znaleźć pracę – zaczął bez żadnego wstępu.
Nawet nie byłam żoną Maćka
– Maciek, zastanów się… Tyle razem przeszliśmy, mamy dziecko. Wybaczę ci zdradę, tylko wróć – rozpłakałam się.
– Paulina, daj spokój. Myślisz, że podjąłem decyzję, ot tak? Wierz mi, długo o nas myślałem. To naprawdę nie ma sensu. Coś się wypaliło. I nie wróci – był tak oschły i kategoryczny, że aż go nie poznawałam.
„Łaskawie” pozwolił mi zostać w mieszkaniu do końca roku, czyli przez 4 miesiące. Potem chciał je sprzedać.
Byłam zrozpaczona. I wtedy nieoczekiwanie z pewną propozycją przyszedł do mnie ojciec Maćka, Tomasz.
– Wiesz, wciąż mieszkam sam od śmierci żony. Cała góra jest pusta. Wprowadź się tam – zaproponował. – Nie patrz na to, że jestem ojcem Maćka. Postąpił jak świnia i pewnie jeszcze będzie próbował wrócić do ciebie na kolanach. Teraz myśl o sobie i Jasiu. To co, przeprowadzasz się?
– Powinnaś się zgodzić. Co z tego, że to jego ojciec? Masz lepszy pomysł? – moja przyjaciółka Agnieszka spojrzała na mnie badawczo. – No właśnie. Pakuj się, kochana, i zacznij nowy etap w życiu. Zresztą… Tomasz to wyjątkowo przystojny facet. Nie wygląda na 49 lat. Mówiłaś, że wcześnie został ojcem. Z Maćkiem są bardziej jak bracia, a nie ojciec z synem.
Za to mój były wkurzył się na wieść o mojej przeprowadzce do niedoszłego teścia. Podobnie jak moi rodzice. Ale nic sobie z tego nie robiłam. Musiałam gdzieś mieszkać. W dodatku wkrótce Tomasz zaproponował mi… pracę!
– Mój kolega ma sporą firmę, poszukuje sekretarki. To co, spróbujesz?
– A co z Jasiem? Nie znajdę mu teraz przedszkola, a na prywatne mnie nie stać…
– Pozwól, że ja zapłacę za przedszkole małego. W końcu jest moim wnuczkiem, prawda? – uśmiechnął się.
Nie wiem, co zrobiłabym bez jego pomocy. Zresztą przez kilka następnych miesięcy wiele razy musiałam z niej korzystać. To Tomasz odbierał Jasia z przedszkola, kiedy ja musiałam zostać dłużej w pracy, to on nawet gotował obiady i sprzątał na „moim” pięterku! Bo powiem szczerze – po trzech latach w domu z dzieckiem, kompletnie nie umiałam zarządzać czasem.
To spadło na nas oboje jak grom z jasnego nieba
Na urodziny Tomasza postanowiłam zrobić mu niespodziankę – przygotować uroczystą kolację. Kupiłam też prezent, śliczny, skórzany portfel. Do jednej z przegródek włożyłam swoje zdjęcie z Jasiem.
– Żebyś o nas nigdy nie zapomniał – powiedziałam, składając Tomkowi życzenia.
– Nigdy w życiu, Paulinko – ściszył głos i… pocałował mnie w usta.Â
Świat wokół zawirował. Wiem, wiem, powinnam była odepchnąć Tomasza, ale coś mnie powstrzymywało. Nie czułam się tak od wielu miesięcy. Tak… niezwykle.
– Mamusiu, ty całujesz dziadka? – nagle głos Jasia sprowadził nas na ziemię.Â
Odskoczyłam od Tomasza jak oparzona.
– Nie… To znaczy, synku, składałam dziadkowi urodzinowe życzenia… O, przyniosłeś laurkę? Jest śliczna. To teraz uściskaj dziadka – próbowałam odwrócić uwagę Jasia od tego, co widział.
Kiedy mały poszedł spać, musiałam z Tomaszem porozmawiać o tym wszystkim.
– Tomek, to był pierwszy i ostatni raz. Nie możemy być razem – powiedziałam stanowczo, choć nie przyszło mi to łatwo.
Już jakiś czas temu zauważyłam, że w pobliżu Tomasza czuję się dość dziwnie. On też na mnie tak patrzył, jak… mężczyzna na kobietę, a nie teść na swoją synową.
Przez miesiąc oboje staraliśmy się „żyć normalnie”. Jednak czułam, że ten pocałunek wiele zmienił. Przynajmniej, jeśli chodzi o mnie. Przede wszystkim przestałam myśleć o Maćku, a zaczęłam o Tomaszu! Mało tego, zaczęłam o nim śnić. Lubiłam, kiedy „we śnie” mnie całował, pieścił… Najchętniej w ogóle bym się nie budziła!
Miesiąc później Tomasz zaproponował, abyśmy wyjechali we trójkę na Mazury. Jego kolega, ten, u którego pracowałam, miał mały, całoroczny domek, chyba nad jeziorem Sasek Wielki.
– Dobrze Jaśkowi zrobi zmiana klimatu. Skuś się, to naprawdę dobry pomysł – prosił. – W dodatku osada nazywa się Łysa Góra. Jak w bajce, prawda?
Zdawałam sobie sprawę z tego, czym może zakończyć się wspólny tydzień na Mazurach. Ale… nie miałam siły, aby powiedzieć „nie”. Pojechaliśmy.
To były niezapomniane dni. Nie tylko dlatego, że Jasiek był w swoim żywiole. Las, woda, zabawy z psem sąsiadów – mój synek w nowym otoczeniu odnalazł się doskonale.
Także ja czułam się jakoś inaczej. Tomasz dbał o nas, przygotowywał śniadanie, a jego ryby z grilla były palce lizać!
Trzeciego dnia po przyjeździe wypiliśmy za dużo wina. Jasiek już spał. Tomasz podszedł do mnie, przytulił.
– Paulinko, ja już dłużej nie mogę okłamywać siebie, że nic do ciebie nie czuję. Zakochałem się w tobie jak wariat. Wiem, masz dziecko z moim synem, ale przecież nie jesteście razem – mówił, całując moje ręce. – Chyba, że chodzi o różnicę wieku. Wiem, jestem sporo starszy…
– Nic nie mów! Tylko mnie… pocałuj – wyszeptałam, mocno wtulając się w niego.
To była pierwsza noc, którą spędziliśmy razem. I która dała mi pewność – ja też byłam zakochana w Tomaszu.
Kiedy wróciliśmy do Katowic, zdecydowaliśmy się nie ukrywać tego, co nas łączy. To nie miałoby sensu. Żyć w ukryciu? Nie.
Pierwszy o nas dowiedział się Maciek. Od Tomasza. Wpadł we wściekłość.
– Oboje jesteście chorzy! Powinniście się leczyć! – wykrzykiwał. – I jak ma teraz do ciebie mówić mój syn? Tato?! Jeśli się Paulina nie opamiętasz, to… odbiorę ci dziecko. Każdy sąd uzna, że nie może wychowywać się w takich warunkach! To chore! Sypiasz ze swoim niedoszłym teściem!
Moja matka aż złapała się za serce. Usłyszałam od niej tyle przykrych słów jak jeszcze nigdy w życiu, choć przecież wiele razy była dla mnie niemiła.
– Jeśli nie wyprowadzisz się od Tomasza, nie zamierzam się z tobą widywać. Nawet do mnie nie dzwoń. Nie będę też ci pomagać – oznajmiła oschłym tonem.
– Słucham? Przecież ty mi wcale nie pomagasz! Jedynie Tomek wyciągnął do nas rękę. Zresztą niby gdzie mam się wynieść? Pod most? A może do was?
No właśnie, tak myślałam…
Tak, świetny pomysł.Â
Wynieśmy się stąd!
Potem było jeszcze gorzej. Przez cały tydzień odbierałam obraźliwie telefony od całej mojej rodziny, a Tomasz od swojej. Jedynie Agnieszka i mój szef Mirek, przyjaciel Tomasza, nie opuścili nas.Â
Maciek nasłał na nas pomoc społeczną. A trzy tygodnie później złożył sprawę w sądzie o powierzenie mu całkowitej opieki nad Jasiem. Byłam zrozpaczona. Tomasz dodawał mi sił i wspierał na każdym kroku. Wynajął adwokata, który przekonał sąd, że Jaśkowi nie dzieje się krzywda. Ostatecznie wygraliśmy w sądzie. Odetchnęłam z ulgą.
Trzy miesiące po rozprawie Tomasz zaskoczył mnie pomysłem.
– A może wyprowadzimy się z Katowic? Tutaj nie dadzą nam żyć, nigdy…
To była prawda. Sąsiedzi przestali nam się kłaniać, sprzedawczynie z pobliskich sklepów patrzyły jak na zboczeńców.
– A gdzie zamieszkamy? – przestraszyłam się. – To nie jest takie proste.
– Ależ jest! Wiesz, że mam własną firmę, mogę ją prowadzić z każdego miejsca. Pamiętasz, jak Jasiowi podobał się domek na Mazurach? Rozmawiałem z Mirkiem, mógłby nam go sprzedać! Tam ludzie mieszkają cały rok, są mili, dobrzy. To nasze miejsce, Paulinko!
Nie musiał mnie dłużej przekonywać. Położyłam mu palec na ustach. Nie chciałam nic więcej słyszeć. Tak! Pójdę wszędzie tam, gdzie on. Nawet na koniec świata…
Â