„Miałam zięcia za anioła, a to diabeł w ludzkiej skórze. Nigdy nie daruję mu tego, co wykrzyczał mi w twarz”
„Coś mi mówiło, że spotkałam kogoś, kto naprawdę może mi pomóc sprowadzić Monikę na właściwą ścieżkę. Byłam przekonana, że nie będzie tolerował jej obecnej paczki znajomych, bo uważał ich za bandę niedojrzałych dzieciaków”.
- Listy do redakcji
W mojej pamięci wciąż żywe są te dni, gdy postrzegałam mojego zięcia jako idealnego księcia z bajki. Wydawał się być wybawicielem dla mojej Moniki, która sprawiała nam niemało kłopotów. Dorastanie młodszej córki to był dla mnie prawdziwy szok, szczególnie w porównaniu ze starszą, która ma cztery lata więcej i zawsze była wzorem opanowania i rozwagi.
Wszystkie typowe problemy nastolatków, jakie można znaleźć w poradnikach, idealnie pasowały do zachowania córki. Dosłownie każdy przykład się zgadzał. Opuszczała szkołę, dostawała kiepskie stopnie, kłamała i zadawała się z nieodpowiednimi znajomymi. Bardzo młodo sięgnęła po papierosy i zaczęła eksperymentować z alkoholem. Kiedy w końcu przychodziła do domu, zazwyczaj grubo po czasie, była w takim stanie, że nie wiedziałam już, czy powinnam płakać, czy może się cieszyć, że przynajmniej bezpiecznie dotarła i nic jej się nie stało.
Martwiłam się o nią
Córka sprawiała nam sporo kłopotów – nie tylko sięgała po alkohol i papierosy, ale i często wagarowała. Sytuacja nie wyglądała najlepiej, choć na szczęście nigdy nie sięgnęła po narkotyki. Możliwe, że wpływ na to miała historia naszego młodego sąsiada, który uzależnił się i kompletnie zniszczył sobie życie. Być może właśnie jego przykład dał jej do myślenia.
Wśród znajomych Moniki Janusz naprawdę się wyróżniał. Różnica wieku między nimi była spora, już na poważnie zajmował się biznesem. Na miejscowym targowisku handlował ubraniami z Turcji, co w tamtych czasach robiło wrażenie. Zauważył ją, gdy przyszła z koleżanką na zakupy do jego stoiska. Od pierwszej rozmowy coś między nimi zaiskrzyło – on pierwszy rozpoczął pogawędkę, ona chętnie ją podtrzymała.
Znając wiek Moniki, Janusz od razu zaznaczył, że zanim w ogóle pomyśli o jakimkolwiek spotkaniu z nią, chce najpierw porozmawiać ze mną. To było dla mnie świetne rozwiązanie i od razu złapaliśmy wspólny język!
Coś mi mówiło, że spotkałam kogoś, kto naprawdę może mi pomóc sprowadzić Monikę na właściwą ścieżkę. Byłam przekonana, że nie będzie tolerował jej obecnej paczki znajomych, bo uważał ich za bandę niedojrzałych dzieciaków.
Obserwowałam z ogromną satysfakcją, jak moja młodsza córka przechodziła wewnętrzną metamorfozę.
Przy nim wyszła na prostą
Zrezygnowała z wyzywających ciuchów – miniówek i skąpych bluzeczek, które ledwo cokolwiek zasłaniały. Teraz wybierała eleganckie, gustowne stroje. Wyrosła na dystyngowaną młodą kobietę, która wie, co to umiar. Zdawałam sobie sprawę, że próbuje w ten sposób dopasować się do znajomych Janusza i zdobyć ich akceptację. Będąc najmłodszą i najbardziej niedoświadczoną w tym towarzystwie, początkowo spotykała się z pewnym lekceważeniem. Patrzono na nią jak na chwilową rozrywkę Janusza, która wkrótce mu się znudzi.
Byłam spokojna i przekonana, że wszystko będzie w porządku. Dużo rozmawiałam z chłopakiem córki, który nie ukrywał swoich planów – szczerze mówił, że chce poślubić moją Monikę. Do ślubu doszło zaraz po egzaminach dojrzałości. Niestety, musiałam się zmierzyć z niemiłymi komentarzami rodziny i przyjaciół, którzy byli przekonani, że córka spodziewa się dziecka. Te podejrzenia strasznie mnie zabolały i zdenerwowały. Nie podobało mi się, że ktoś może tak myśleć o nas. Na szczęście po paru miesiącach wszyscy plotkarze musieli ugryźć się w język, bo żaden ciążowy brzuszek się nie pojawił.
Minęły niemal trzy lata od ich ślubu, zanim doczekaliśmy się pierwszego wnuka. Monika podczas ciąży miała sporo kłopotów zdrowotnych, przez co większość tego okresu spędziła pod opieką lekarzy. Żyłam wtedy w ciągłym strachu o utratę dziecka i możliwe komplikacje. Moja córka naprawdę mnie zaskoczyła – mimo młodego wieku zachowywała się niezwykle odpowiedzialnie. Sumiennie stosowała się do wszystkich zaleceń medycznych, w przeciwieństwie do starszych pacjentek z jej sali, które podchodziły do sprawy dość lekkomyślnie.
Byłam z niej wreszcie dumna
Jestem wdzięczna losowi, że mój mały wnuczek przyszedł na świat bez komplikacji. Dwa lata później pojawiła się jego urocza siostrzyczka, choć i tym razem okres oczekiwania nie należał do najłatwiejszych. Nie mogłam pojąć, dlaczego Monika musiała zmagać się z tyloma trudnościami w trakcie obu ciąż. Kiedy ja spodziewałam się swoich dwóch córeczek, wszystko przebiegało książkowo. Podobnie było ze starszą córką, która bez problemów urodziła bliźniaczki. W przeciwieństwie do niej, Monika przechodziła przez prawdziwe męczarnie...
Po wielu latach wreszcie poznałam prawdę o tej sytuacji. Do dziś nie mogę powstrzymać łez, kiedy przypominam sobie moment, w którym wszystko się wyjaśniło. Wciąż mam w sercu ogromny żal do męża mojej córki – nie tylko z powodu jego czynów, ale również dlatego, jak bezwzględnie przekazał mi te informacje.
Niedawno dowiedziałam się, że Pola, moja młodsza wnuczka, jest w ciąży. Nikt z nas się tego nie spodziewał. Biorąc pod uwagę charakter jej mamy w tym wieku, może nie byłoby to aż tak szokujące. Ale Pola to zupełnie inny przypadek – zawsze bardziej przypominała swoją rozsądną ciocię. Ubiera się bez szaleństw, preferując zwykłe jeansy i proste koszulki. Jest pilną uczennicą i otacza się dobrymi znajomymi. Wszystkiego mogliśmy się po niej spodziewać, ale nie takiej sytuacji! Co mnie najbardziej niepokoi, to fakt, że nie chce powiedzieć, kto jest ojcem. To było dla mnie ogromnym szokiem. Jeszcze zaakceptowałabym, gdyby to był jej chłopak, którego znamy. Ale ktoś całkiem nieznajomy? Kiedy i gdzie do tego doszło? Co więcej wnuczka napomknęła coś o możliwości przerwania ciąży.
– Jestem w szoku! Jak moja własna wnuczka mogła w ogóle rozważać coś takiego! – spojrzałam przerażona na zebranych. – To się jeszcze nigdy nie wydarzyło w naszej rodzinie!
– Naprawdę tak sądzisz? Bo wiesz, niedaleko pada jabłko od jabłoni...
Stanęłam jak wryta
Te słowa uderzyły mnie niczym grom z jasnego nieba! Wlepiłam w zięcia, który wypowiedział te słowa. Moje oczy były pełne strachu, czułam, jak krew odpływa mi z twarzy.
– Co masz na myśli? – wydusiłam z siebie.
Liczyłam, że zaraz się roześmieje i powie, że sobie żartuje. Bo fakt, Monika w młodych latach miała różne pomysły, ale przecież nigdy nie spodziewała się dziecka. Jednak Janusz najwyraźniej postanowił posunąć się dalej...
– Zanim się poznaliśmy, Monika była w ciąży! Ale straciła to dziecko – wypalił znienacka, czym kompletnie zbił mnie z tropu. – Mama naprawdę sądziła, że ona była taka święta w swojej młodości?
Przez chwilę nie wiedziałam, jak zareagować. W końcu nie wytrzymałam.
– To jakiś absurd! – wrzasnęłam. – Próbujesz się tylko wybielić, bo nie sprawdziłeś się jako tata. Nie potrafisz przyjąć do wiadomości, że spartaczyłeś wszystko z Polą!
– A może to nie ja pierwszy zniszczyłem coś w tej rodzinie i mama będzie musiała to w końcu zrozumieć! – odparł z irytującym spokojem w głosie.
Po jakimś czasie poznałam wszystkie szczegóły tej sytuacji i jej przyczyny. Na wspomnienie zachowania mojego zięcia krew się we mnie gotuje. Powiedziałam mu prosto w twarz wszystko, co leżało mi na sercu, ale wcale nie poczułam się przez to lepiej. A później przyznał mi rację i przeprosił za swoje postępowanie. Ale co mi po tym? Zawiódł moje zaufanie, którym darzyłam go przez tyle lat.
Eleonora, 68 lat