Reklama

Codzienne życie stało się dla mnie ciężarem. Wstawałam rano, robiłam kawę i zastanawiałam się, jak to możliwe, że moje małżeństwo z Darkiem, które kiedyś pełne było miłości i namiętności, zmieniło się w rutynę. Każdy dzień wyglądał tak samo. Darek wracał z pracy, siadał przed telewizorem i nawet nie zauważał mojej obecności.

Reklama

Uwielbiam konie

Kilka lat temu koleżanka namówiła mnie na naukę jazdy konnej. Od tamtej pory jeździectwo stało się dla mnie ucieczką. Tam, w szkółce jeździeckiej, czułam, że żyję. Kontakt z końmi pozwalał mi znaleźć ukojenie i spokój, a uczucie harmonii z tym pięknym zwierzęciem wprowadzało mnie w stan euforii. Zwłaszcza odkąd pojawił się Marek, nasz nowy instruktor.

Z każdym kolejnym treningiem nasze rozmowy stawały się coraz bardziej dłuższe. Początkowo rozmawialiśmy o koniach, technice dosiadu i sprzęcie, ale szybko te pogaduszki zaczęły wykraczać poza nasze wspólne hobby. W końcu… nie mogłam zaprzeczyć, że zakochałam się w nim.

Któregoś dnia, kiedy sprowadzaliśmy wieczorem konie z pastwiska, Marek pocałował mnie na padoku. Poczułam wtedy, że wstępuje we mnie nowe życie.

Wchodząc do mieszkania, za każdym razem zastawałam Darka siedzącego przed telewizorem.

– Cześć – rzuciłam.

– Cześć – odpowiedział obojętnie, nie odrywając wzroku od ekranu.

Nasze rozmowy zwykle na tym się kończyły. Zaczęłam przygotowywać kolację, a myśli o Marku nie dawały mi spokoju. Próbowałam skupić się na krojeniu warzyw, ale w głowie wciąż miałam nasze wspólne chwile.

Tym razem Darek był rozmowniejszy

– Znowu byłaś w szkółce? – zapytał Darek, nie kryjąc irytacji.

– Tak. Jazda konna to jedyne, co daje mi radość – odpowiedziałam, próbując ukryć emocje.

– Może za dużo czasu tam spędzasz – jego głos był pełen pretensji. – Co jest w tym takiego wyjątkowego, że ciągle tam siedzisz?

Odłożyłam nóż i spojrzałam na niego z determinacją. Nie wytrzymałam.

Mam romans – wypaliłam, nie mogąc dłużej trzymać tego w sobie.

Darek zamarł. Na moment zbladł, a ja przygotowałam się na wybuch gniewu. Ale zamiast tego on milczał. W jego oczach dostrzegłam coś, czego się nie spodziewałam – ulgę.

– Darek? – zapytałam niepewnie. – Nie jesteś zły?

Westchnął głęboko, po czym spojrzał na mnie z dziwnym spokojem i po prostu wyszedł z mieszkania. Kompletnie nie wiedziałam, co się stało. Moje życie właśnie wywróciło się do góry nogami.

Od dawna myślał o rozwodzie

Następnego ranka obudziłam się wcześnie. Myśli krążyły wokół naszej rozmowy z poprzedniego wieczora. Postanowiłam, że muszę dowiedzieć się więcej. Wstałam z łóżka, ubrałam się i poszłam do kuchni. Męża nie było w domu. Nie miałam pojęcia, gdzie jest.

– Darek, możemy porozmawiać? – zapytałam, kiedy wreszcie odebrał telefon. – Dlaczego tak spokojnie zareagowałeś na wieść o moim romansie? – zapytałam wprost.

Usłyszałam westchnięcie.

– Beata, od dawna czuję, że między nami jest coś nie tak. Żyjemy obok siebie, nie ze sobą. Praca, telewizor, rutyna – to stało się naszym życiem. A ja… po prostu przestałem w tym wszystkim widzieć sens – jego głos był pełen smutku.

– Dlaczego mi o tym nie powiedziałeś? – zapytałam cicho, czując, jak łzy napływają mi do oczu.

– Myślałem, że to tylko kryzys, że minie. Ale kiedy powiedziałaś mi o Marku, zrozumiałem, że to nie jest chwilowe. Rozwód da nam obojgu szansę na nowy początek – powiedział spokojnie.

Rozwód? O czym on mówi? Ale za chwilę poczułam, że właśnie tego chcę. Poczułam, że mogę ruszyć do przodu, bez ciężaru tajemnic i kłamstw.

To nie było łatwe

Wiedziałam, że muszę porozmawiać z Markiem i wyjaśnić mu całą sytuację. Podczas kolejnego treningu Marek od razu zauważył, że coś jest nie tak. Nie potrafiłam się na niczym skupić, robiłam podstawowe błędy. Nawet Frida, moja ulubiona klacz to wyczuwała, bo też była jakaś niespokojna.

– Beata, wszystko w porządku? – zapytał, biorąc moją dłoń w swoje.

– Rozmawiałam z Darkiem. On wie o nas i… zgodził się na rozwód – powiedziałam, próbując wyczytać reakcję z jego twarzy. Marek milczał przez chwilę, patrząc mi w oczy.

– Rozwód? Naprawdę? – zapytał cicho.

– Tak. Oboje zgodziliśmy się, że to najlepsze wyjście. Nasze małżeństwo już dawno przestało istnieć. Teraz chcemy dać sobie szansę na nowy początek – odpowiedziałam, czując, jak emocje we mnie narastają.

Marek uśmiechnął się lekko, ściskając moją dłoń mocniej.

– Rozumiem. Będę przy tobie na każdym kroku – powiedział zdecydowanie.

Rozmawialiśmy jeszcze długo, omawiając nasze plany na przyszłość i jak poradzić sobie z nadchodzącymi zmianami. Czułam, że Marek jest gotów wspierać mnie na każdym kroku, co dodawało mi sił.

Przyjaciółka mnie poparła

Wieczorem, gdy wróciłam do domu, zadzwoniłam do przyjaciółki, Magdy. Musiałam z nią porozmawiać i podzielić się tym, co się działo.

– Naprawdę rozwodzisz się z Darkiem? – zapytała Magda z niedowierzaniem, gdy opowiedziałam jej o wszystkim.

– Tak. To jedyne wyjście. Darek i ja nie byliśmy już szczęśliwi. Teraz mamy szansę na nowy początek – odpowiedziałam.

– A co z Markiem? Jak on to wszystko przyjął? – zapytała przyjaciółka.

– Wspiera mnie. Czuję, że razem poradzimy sobie ze wszystkim – powiedziałam z uśmiechem.

Magda westchnęła.

Czułam, że mam wokół siebie ludzi, na których mogę liczyć. Wiedziałam, że czeka mnie trudny czas, ale czułam się silniejsza dzięki wsparciu Marka i przyjaciół.

Proces rozwodowy zaczął się kilka tygodni później. Wszystko przebiegało spokojnie i w miarę bezboleśnie, co było zasługą naszej decyzji, by zrobić to w porozumieniu.

Nie wierzyłam w to, co się stało

Pewnego popołudnia, po jednej z wizyt u prawnika, postanowiłam odwiedzić Marka w stajni.

– Cześć, kochanie – powiedział, podchodząc do mnie i przytulając mocno.

– Cześć. Potrzebowałam cię zobaczyć – odpowiedziałam, wtulając się w jego ramiona.

Marek uśmiechnął się ciepło.

– Będzie dobrze, zobaczysz. Przejdziemy przez to razem – powiedział pewnie.

Wieczorem, wracając do domu, czułam się silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Wiedziałam, że z Markiem u boku mogę stawić czoła wszystkiemu.

Kolejnego dnia wieczorem miałam spotkać się z Markiem, by świętować nasz nowy początek. Czułam, że jesteśmy gotowi na wszystko, co przyniesie nam przyszłość. Nie mogłam jednak nigdzie znaleźć Marka. Nie było go ani na padoku, ani w stajni. Tego dnia miał wolne, więc stajenni też go nie widzieli. Nie miałam pojęcia, gdzie zniknął.

Próbowałam się do niego dodzwonić, ale jego telefon nie odpowiadał. Zrozpaczona, wróciłam do domu. Tej nocy nie zmrużyłam oka, zamartwiając się, co mogło się stać.

Następnego dnia zadzwoniłam do szkółki.

– Pan Marek już u nas nie pracuje. Dzisiaj rano dostaliśmy mailem jego wypowiedzenie, a wczoraj zabrał swoje rzeczy.

Myślałam, że się przesłyszałam. Jak to? Przecież mieliśmy zacząć wszystko od początku, zapewniał mnie o swojej przyszłości. Jak on mógł po prostu zniknąć?

Czułam, że rozrywa mnie rozpacz

Przez kolejne dni nie miałam pojęcia, gdzie się podziać. Wszystko leciało mi z rąk. Próbowałam się czegoś dowiedzieć od właściciela stajni, ale on wiedział tyle samo, co ja. Marek po prostu zniknął, przepadł jak kamień w wodę.

Kilka tygodni później dowiedziałam się od jednej z dziewczyn ze stajni, że podobno Marek miał rodzinę gdzieś na drugim końcu Polski i że to nie pierwszy taki jego wybryk. Ale nie mam pewności, czy koleżanka powiedziała mi prawdę, czy tylko chciała mi dołożyć nieszczęść z czystej zawiści.

Moje nowe życie po rozwodzie, które miało być taką sielanką, okazało się kompletnym gruzowiskiem. Zostałam bez męża i bez ukochanego. Wszystkie swoje nadzieje pokładałam w życiu z Markiem, a on mnie zostawił bez słowa wyjaśnienia. Nie wiem, jak można tak postąpić, zapewniając drugą osobę o swoich uczuciach, a potem znikając bez słowa. Nawet jeśli Marek miał rodzinę, mógł mi o tym zwyczajnie powiedzieć, a nie po prostu odejść z dnia na dzień.

Czuję się oszukana i zdradzona. Ale sama jestem sobie winna, bo zamiast próbować ratować małżeństwo, wskoczyłam w objęcia innego jak pierwsza lepsza naiwna.

Reklama

Beata, 28 lat

Reklama
Reklama
Reklama