Reklama

Nie mogłam już tego znieść! Od ponad roku byliśmy po rozwodzie, a mój były mąż ciągle wpadał do mojego mieszkania jakby to była jego własność! Kompletnie ignorował fakt, że w wyniku podziału wspólnego dobytku należało teraz wyłącznie do mnie. Do mnie i naszego ośmioletniego syna, Kacpra.

Reklama

Koniec naszego małżeństwa był wynikiem jego decyzji

Mimo to, zachowywał się w naszym mieszkaniu, jakby nigdy go nie opuścił.

– Wyobraź sobie, że w sobotnie poranki, gdy przyjeżdża po Kacperka na weekend, po prostu przekręca klucz w zamku i wchodzi jak do siebie – zwierzałam się Karolinie, mojej bliskiej koleżance. – Idzie prosto do kuchni i robi sobie kawę. Zdarzyło się nawet parę razy, że przygotował sobie kanapki. Gdy go o to zagadnęłam, nonszalancko stwierdził, że nie miał czasu zjeść rano!

– Nie mogę w to uwierzyć! A powiedziałaś mu wprost, że nie chcesz, aby tak robił?

Próbowałam mu wyjaśnić, że to nie jest jego mieszkanie. On jednak upiera się, że nie zamierza jak głupek siedzieć i czekać w aucie pod klatką. W dodatku Kacper zazwyczaj nosi ze sobą ciężką torbę, bo jadąc do taty na weekend, zabiera korki, komputer i książki do szkoły, żeby zrobić zadania domowe… No i za każdym razem wmawia mi, że lepiej będzie, jak wejdzie na górę.

Zobacz także

– Niech wejdzie! – zgodziła się Karolina. – Ale powinien zadzwonić domofonem. Jak wszyscy.

Ale on ma własne klucze… – wymamrotałam.

– Powinnaś je od niego odebrać albo wymienić wkładki w zamkach.

– Nie… Karola, o czym ty mówisz?! To zbyt radykalne. Potwornie go to zdenerwuje.

– Poważnie się go obawiasz? Przecież to niedorzeczne! Ten łajdak porzucił cię dla jakiejś młodej siksy, zdruzgotał wasze życie rodzinne, a mimo to masz poczucie winy, że popsujesz mu weekendowe poranki, odbierając opcję przechadzania się po twoim mieszkanku?! – denerwowała się nie na żarty.

– Daj spokój, nie mam ochoty wchodzić z nim w żadne pyskówki. I tyle w temacie – ucięłam dyskusję.

Krzysiek słabo ukrywał swoje zdrady

Prawdę poznałam dopiero po upływie ponad pół roku – mój mąż nawiązał relację z jedną z koleżanek, z którą pracował. Pewnego razu zupełnie niechcący chwyciłam jego komórkę. Zamierzałam jedynie spojrzeć, która jest godzina. Krzysztof chyba zapomniał o telefonie, gdyż zwykle miał go non stop przy sobie, a tym razem zostawił go na sofie. Akurat w tym momencie przyszedł SMS i na wyświetlaczu pojawił się fragment wiadomości. Nie było żadnych wątpliwości co do jej treści…

Krzysiek przyrzekł, że to zakończy, ale ja pozostawałam w gotowości. Raz po raz przyłapywałam go na oszustwach. Nadal się z nią widywał. W taki sposób minęły nam następne dwa lata – od wpadki do wpadki. W końcu moja wyrozumiałość się wyczerpała. Zażądałam, żeby wyniósł się z mieszkania i wyjawił prawdę Kacprowi. Sądziłam, że będzie mnie prosił o przebaczenie, on jednak stwierdził, że mam słuszność, tak nie może być dłużej. I zamieszkał u kochanki.

Zranił mnie dogłębnie, rozbijając moje serce na kawałeczki. Wcześniej był dla mnie wszystkim, całym moim światem. Nie potrafiłam poradzić sobie z tą stratą i pogodzić się z jego nieobecnością. Powoli zaczynałam akceptować, że nasze drogi się rozeszły i już nigdy do siebie nie wrócimy. Jednak patrzenie jak parzy sobie kawę w mojej kuchni, w której tyle razy razem jedliśmy śniadania, obiady i kolacje, wcale nie ułatwiał mi przejścia przez ten bolesny rozwód. Nie potrafiłam wyznać mu, że jego obecność tutaj po prostu sprawia mi ból i na nowo otwiera rany, które ledwo zaczęły się goić. Nie zamierzałam dać mu tej satysfakcji.

Nie rozumiał, że coś się zmieniło

Próbowałam mu wytłumaczyć, że to już nie jest miejsce, w którym mieszka i nie powinien po prostu wchodzić bez zapowiedzi. Parę razy pokiwał głową na znak, że rozumie. Jednak w następny weekend znów samodzielnie otworzył drzwi, wszedł do środka i zawołał Kacpra, żeby się pospieszył. Nie zaprzeczę, że w pewien sposób sprawiało mi to przyjemność. Dawało złudne wrażenie, że wciąż mam w swoim życiu partnera. Miałam świadomość, że to nic dobrego… Karolina podzielała moje zdanie.

Tego nie można tak zostawić. To nawet nie wypada! – stwierdziła po raz kolejny, gdy spędzałyśmy razem niedzielne popołudnie w moim domu.

Drzwi dopiero co zamknęły się za plecami Krzyśka. Odwiózł naszego syna, jak zawsze wszedł do środka jak gdyby nigdy nic, mruknął tylko „cześć”, pożegnał Kacpra i wyszedł.

Ale z niego bezczelny typ – westchnęła kumpela. – No bo zobacz, przecież mogłabyś teraz sobie chodzić po mieszkaniu w samej bieliźnie albo nawet oddawać się uciechom cielesnym z kimś na sofie w salonie!

– No raczej niespecjalnie… W końcu dobrze wiem, że lada moment wróci mój synek – odpowiedziałam z uśmiechem.

Nie poruszyłam tematu, że nie mam nikogo... Przez moment panowała cisza. Było oczywiste, że Karolina intensywnie się nad czymś zastanawia.

Mam świetny plan! – wykrzyknęła, a jej oczy rozbłysły. – Sprawmy, żeby poczuł się zawstydzony!

– W jaki sposób? – zapytałam zdezorientowana.

– Coś wykombinujemy! – odpowiedziała i zaczęłyśmy spiskować.

Koncepcja paradowania bez ubrań czy bieliźnie po domu szybko wylądowała w koszu. Zgodnie stwierdziłyśmy, że przecież Krzysztof byłby wniebowzięty i od razu sypałby dwuznacznymi uwagami. W takim razie do naszego planu potrzebny był facet. Problem w tym, że Krzysiek za dobrze znał wszystkich moich znajomych, więc ciężko byłoby mu wmówić, że ni stąd ni zowąd się w którymś zabujałam. A nowych kolegów jakoś nie dorobiłam się przez ostatnie dwa lata. Kumpli Karoliny też znał jak własną kieszeń... No i utknęłyśmy w ślepym zaułku. Ale tylko na moment.

Karolina wyszła zapalić fajkę na balkonie, po czym szybko mnie przywołała.

– Słuchaj, a ten ciemnowłosy facet, co idzie do klatki schodowej, kim on jest? – spytała. – Pierwszy raz go widzę na oczy.

Karolina, moja oddana kumpela, która sporo bezsennych nocy spędziła przy mnie, a jeszcze więcej smętnych dni, ocierając mi łzy z policzków, rzeczywiście świetnie kojarzyła lokatorów bloku.

To nowy lokator. Wprowadził się jakoś miesiąc temu. Raczej go nie widywałam, pewnie spędza dużo czasu w pracy – powiedziałam.

– No to super! Trzeba go nakłonić, żeby nas wsparł.

W jednej chwili zrobiło mi się słabo, kiedy tylko pomyślałam o zagadnięciu obcego sąsiada i poproszeniu go o dziwną przysługę. Zupełnie nie w moim guście. Brakowało mi takiej swobody.

Karolina, ja tego nie zrobię – stwierdziłam. – W końcu go kompletnie nie znam.

– No właśnie, więc nic nie tracisz. Co najwyżej ci odmówi. A tak w ogóle, to rzadko się na niego natykasz.

Nie dałam się przekonać koleżance

Kolejny tydzień przeleciał i Krzysztof po raz drugi pojawił się w mojej kuchni. Gdy przekroczyłam próg, zobaczyłam go przy stole, zajadającego jogurt o smaku mango.

Liczyłam na to, że zjem to jutro rano – oznajmiłam, nie kryjąc poirytowania.

– Spokojnie, kupiłem cały karton i wpakowałem do lodówki. Mają długi termin na opakowaniu. Tylko zostaw coś dla mnie!

Byłam w totalnym szoku.

– Krzysiek, to moja lodówka. Nie zachowuj się tak, jakbyś tu nadal mieszkał!

– Mieszkałem przez dekadę. Ciężko się od razu odzwyczaić.

Kacper pojawił się w kuchni. Mimo że w środku aż się we mnie zagotowało, powstrzymałam się od komentarza. Wolałam oszczędzić małemu przykrej sytuacji. Gdy wyszli, zalałam wrzątkiem torebkę z melisą. Niespodziewanie rozległo się pukanie. Dotarło do niego?! Trudno było mi w to uwierzyć. Zapewne przyszedł zabrać piłkę syna. Zdziwiło mnie jednak, że puka do drzwi.

Stanęłam przy wejściu. W drzwiach ujrzałam nowego sąsiada. Przystojniak z ciemnymi włosami, wysoki. Jego oczy miały barwę mlecznej czekolady, a falujące loki opadały niesfornie na czoło.

– Witam, przepraszam za najście. Dopiero co wprowadziłem się obok. Smażyłem jajka na patelni, gdy zorientowałem się, że zabrakło mi soli. Bez niej nie dam rady ich zjeść. Jestem Mateusz – dorzucił, posyłając czarujący uśmiech i wyciągając rękę na powitanie.

– Dominika. Zapraszam do środka – machnęłam ręką w stronę kuchni.

Kiedy przekroczyliśmy próg, zabrałam się za wsypywanie soli do pojemniczka, który dał mi Mateusz. Naraz rozległ się głośny trzask otwieranych na oścież drzwi. Do korytarza wparował Krzysiek. I zamarł w bezruchu.

– Zapomnieliśmy trampek – rzucił, chwycił buty Kacpra i wyleciał z mieszkania.

Przyszło mi do głowy, że to jakiś dar od losu

– Panie Mateuszu… – zaczęłam nieśmiało.

– Mów mi po imieniu – odrzekł luźno.

Zerknęłam w jego pogodne oczy i miałam pewność, że przystanie na moją propozycję. Następnej soboty o poranku, jakoś w okolicach godziny dziewiątej, Mateusz zapukał do moich drzwi. Kacper poprzedniego wieczora udał się na noc do swojego kumpla mieszkającego w sąsiednim bloku. Zasiedliśmy przy kuchennym blacie, opatuleni w szlafroki i popijając poranną kawę.

Gdy tylko moje uszy wyłapały donośne tupanie Krzyśka na schodach, popędziłam do łazienki, a Mateusz zrzucił z siebie szlafrok. Zostawiłam uchylone drzwi. Miałam doskonały widok na przedpokój i kawałek kuchni. Do moich uszu dobiegł dźwięk przekręcanego klucza w zamku. Mój były mąż oczywiście zachowywał się jak u siebie. W tej samej chwili Mateusz wyszedł z kuchni, kierując się do sypialni. Obaj panowie wpadli na siebie w korytarzu.

Sąsiad był w skąpych slipach. Jego wspaniale wyrzeźbiona sylwetka wprost zapierała dech w piersiach. Krzysztof zastygnął w bezruchu, jakby go piorun strzelił.

A co.. pan... tu robi? – z trudem wydobył z siebie słowa.

– Cześć, miło mi! – radośnie odpowiedział Mateusz. – Jestem Mati! – powitał go, wyciągając dłoń na przywitanie.

– Eeeee... Krzysiek jestem.

Oboje trwali w bezruchu przez dłuższą chwilę. Mój eks był tak zaskoczony, że oniemiał. Delektowałam się tą sytuacją. Po chwili wyszłam z toalety, mając na sobie skąpą, koronkową piżamę, którą specjalnie zakupiłam na tę okazję.

– O rany! – wykrzyknęłam, gdy zobaczyłam Krzyśka. – Nie powiedziałam ci wcześniej, że Kacper nocuje u Igora. Ale ze mnie gapa! – dorzuciłam, zerkając tęsknie w stronę Mateusza. – Igor to ten kumpel z sąsiedniego bloku, kojarzysz go? Kacperek zabrał swoje rzeczy.

– To cześć! – rzucił Krzysiek i sobie poszedł.

Tydzień po tym wydarzeniu byłam kłębkiem nerwów, oczekując na wizytę eksmałżonka. Mimo że się tego spodziewałam, kiedy usłyszałam dźwięk dzwonka, trudno mi było ogarnąć to niesamowite uczucie! Po paru miesiącach odkryłam pęk kluczy na szafce w korytarzu. Całe szczęście, że Krzysztof je zwrócił. W przeciwnym razie, gdyby kiedyś z nich skorzystał, mógłby po raz kolejny zastać Mateusza w negliżu...

Reklama

Dominika, 34 lata

Reklama
Reklama
Reklama