Reklama

Czasem mam wrażenie, że moje życie to niekończąca się lista zadań. Prowadzę firmę, ogarniam dzieci, dom, rachunki. Michał, mój mąż, zniknął gdzieś w tej codzienności. Fizycznie jest, ale duchem jakby go nie było. Wraca późno, milczy, unika dotyku. Próbowałam z nim rozmawiać, ale zbywa mnie zmęczeniem albo śmiechem.

Reklama

– Aśka, przesadzasz – powiedziała Kasia, moja przyjaciółka. – W każdym związku bywa różnie.

Może. Ale ja czuję, że coś się zmieniło. Intuicja podpowiada mi, że nie jestem już jedyna w jego świecie. Michał często wspomina o Anicie z pracy. Młodsza, wygadana, zawsze śmieje się z jego żartów. Niby nic, ale gdy o niej mówi, oczy mu błyszczą. A mnie – ściska w żołądku.

Jeszcze się łudzę. Jeszcze chcę wierzyć, że to tylko zmęczenie, kryzys, rutyna. Ale coś się we mnie buntuje. Coś, co mówi: „Otwórz oczy. Lepiej znać prawdę, niż dalej się oszukiwać”.

Nabrałam podejrzeń

Wszystko zaczęło się od jednego powiadomienia. Michał zostawił telefon na kuchennym blacie, kiedy poszedł pod prysznic. Nie chciałam zaglądać. Ale ekran rozświetlił się i rzucił w oczy jedno słowo: „Anita”. Wiadomość: „Nie mogę przestać myśleć o naszej rozmowie. Uśmiecham się do siebie jak idiotka”.

Serce mi stanęło. Usiadłam. Ręce mi drżały. Nie otworzyłam niczego więcej – nie musiałam. W głowie od razu ułożyły się wszystkie niepasujące dotąd elementy: jego milczenie, wieczorne nadgodziny, to, jak ostatnio bardziej dbał o siebie.

Gdy wyszedł z łazienki, spojrzałam na niego uważnie.

– Michał... kim dla ciebie jest Anita? – spytałam cicho, ale prosto.

– Co? – Zmarszczył brwi, zaskoczony. – Pracujemy razem. Tyle.

– Dziwne, że koleżanka z pracy pisze, że nie może przestać myśleć o rozmowie z tobą.

Zbladł. Usiadł naprzeciwko, ale nie patrzył mi w oczy.

– To jakieś nieporozumienie, Joanna. Przesadzasz. To żart, gadaliśmy o firmowych bzdurach, ona tak pisze do każdego.

– Serio? – wstałam. – Do każdego pisze, że się uśmiecha jak idiotka?

– Wpadasz w paranoję. – W jego głosie pojawiła się złość. – Naprawdę musisz robić z igły widły?

Poczułam, jak zalewa mnie fala upokorzenia. Przerzuca winę na mnie. Jakbym to ja zawiniła, że się domyśliłam.

– Jeśli nie masz nic do ukrycia, pokaż mi te rozmowy – powiedziałam.

– Nie mam zamiaru dawać ci dostępu do mojego telefonu. Każdy ma prawo do odrobiny prywatności.

I wyszedł. Trzasnął drzwiami.

A ja zostałam przy kuchennym stole z pustką w środku. Coś się zaczęło. Albo... coś już się skończyło.

Nie jestem naiwna

Czekałam, aż zaśnie. Michał spał spokojnie, jakby nic się nie stało. A ja leżałam z szeroko otwartymi oczami, czując jak moje serce mi wali.

Wstałam cicho, chwyciłam jego laptopa. Znałam hasło – zawsze je znałam. Włączyłam go i weszłam na jego służbową skrzynkę. Znalazłam folder „zdjęcia – Q1”. Brzmi niewinnie. Otworzyłam.

Na pierwszym zdjęciu uśmiechał się do aparatu. Siedział przy barze. Obok niego – Anita. Nachylona ku niemu, jej dłoń na jego udzie. Jego dłoń spoczywała na jej ramieniu. Zdjęcie zrobione z zaskoczenia, może przez kogoś z firmy, może na imprezie integracyjnej. Seria zdjęć. Śmiechy. Toasty. Taniec. Ich dwoje, coraz bliżej siebie.

Zrobiło mi się niedobrze.

Wróciłam do łóżka jak automat. Michał nawet się nie poruszył.

Następnego dnia, przy śniadaniu, nie wytrzymałam.

– Byłeś ostatnio w Gdańsku, prawda? – rzuciłam znad kubka kawy.

– No... tak. – Michał niepewnie spojrzał na mnie. – Czemu pytasz?

– Bo znalazłam zdjęcia z tej delegacji. Michał, ty naprawdę sądzisz, że jestem głupia?

Podniósł głos.

– Nie masz prawa grzebać w moim komputerze!

A ty nie masz prawa mnie okłamywać! – krzyknęłam. – To tylko koleżanka z pracy, tak?! Co, trzymała cię za kolano z sympatii?

Zamilkł. Pierwszy raz nie miał gotowej odpowiedzi.

Wtedy właśnie coś we mnie pękło. Nie płakałam. Już nie. Czułam tylko chłód i gniew.

Próbował się tłumaczyć

Przez trzy dni nie rozmawialiśmy. Żadne z nas nie zrobiło pierwszego kroku. Michał wychodził wcześnie, wracał późno. Unikał mojego wzroku. Ja z kolei nie potrafiłam go nawet dotknąć. Siedziałam wieczorami z kubkiem herbaty, wpatrzona w ekran telewizora. Nie słyszałam nic. Czekałam.

Aż któregoś wieczoru sam usiadł naprzeciwko mnie. W rękach miał whisky i dwa kieliszki. Nalał nam po trochu, jakby to miało cokolwiek załagodzić.

– Aśka... pogadajmy.

Nie spojrzałam na niego.

– Ja już wszystko wiem, Michał. Nie musisz.

– Muszę – powiedział stanowczo, zaskakująco spokojnie. – To się wydarzyło. Nie planowałem tego, przysięgam. Było mi źle, czułem się... samotny. W pracy... Anita po prostu była. Słuchała. Rozumiała. I tak się... potoczyło.

Parsknęłam gorzko.

– Samotny? A ja? Myślisz, że mi było lekko? Próbowałam cię zatrzymać. Rozmawiać. Patrzyłam, jak się oddalasz... I co miałam robić? Czekać, aż wrócisz z czyichś ramion?

Zacisnął dłonie na szklance.

– To nie tak. Ja cię... nadal kocham. Po prostu się pogubiłem.

– Nie zdradza się kogoś z miłości, Michał.

Zapadła cisza. Mimo bólu wciąż chciałam usłyszeć, że to koniec tego czegoś, co ich łączyło. Że wybiera mnie. Ale on milczał.

I to milczenie bolało najbardziej.

W głowie miałam chaos

Nie pytałam, gdzie będzie spał. Spakował torbę i wyszedł bez słowa. Zostawił dzieci, żegnając je całusem na dobranoc, jakby to był zwykły wieczór. Ola zapytała rano:

– Mamo, czemu tata nie jadł z nami śniadania?

– Musiał wyjechać na kilka dni – odpowiedziałam, nie patrząc jej w oczy.

Nie potrafiłam powiedzieć o zdradzie sześciolatce. Nie wiedziałam, co powiedzieć dziewięciolatkowi, który zaczął coś przeczuwać. Staś siedział cicho i tylko zerkał na mnie, jakby próbował odczytać z mojej twarzy, czy to już naprawdę koniec.

Wieczorami zostawałam sama. Bez Michała, bez rozmów, nawet bez łez. Przyszedł czas na ciszę. Na analizowanie wszystkiego od nowa. Gdy dzieci zasypiały, wracałam myślami do początku. Do chwil, gdy się w nim zakochałam. Do naszej ślubnej przysięgi. Do tych poranków, gdy parzył mi kawę i całował mnie w czoło.

W głowie słyszałam jego słowa: „Pogubiłem się”.

I pytałam siebie: czy miłość może się zgubić? Czy jeśli ktoś mnie naprawdę kocha, może tak po prostu... zniknąć w cudzych objęciach?

Nie wiedziałam, co robić. Serce mówiło: daj mu szansę. Rozum krzyczał: uratuj siebie. A dusza? Dusza była rozbita i siedziała cicho w kącie, czekając, aż przestanę się bać.

Myślałam, że mnie przeprosi

Spotkaliśmy się w kawiarni niedaleko parku. Michał przyszedł pierwszy, siedział już przy stoliku, z rękami splecionymi na kolanach. Wyglądał na zmęczonego. Albo na przerażonego.

Usiadłam naprzeciwko. Milczałam. On też. Dopiero gdy kelnerka przyniosła herbatę, odważył się odezwać.

– Dziękuję, że przyszłaś.

– Musimy to w końcu jakoś rozwiązać.

Skinął głową.

– Asia… to nie był tylko seks. To nie była tylko ucieczka. Zakochałem się.

Zamarłam.

– Co?!

– W Anicie – powiedział cicho, jakby to miało zaboleć mniej, jeśli powie to wolniej. – Nie wiem, jak i kiedy. Wiem, że to brzmi jak tanie usprawiedliwienie. Ale… to się po prostu stało.

Zacisnęłam dłonie na filiżance, żeby nie zadrżały.

– Więc to już nie tylko zdrada. To wybór.

– Nie chcę kończyć naszego małżeństwa. Nie tak to miało wyglądać. Ale… też nie wiem, czy potrafię to zakończyć z nią. Wszystko mi się rozjechało.

– Czyli co? Chciałbyś mieć nas obie? – zapytałam spokojnie, choć wszystko we mnie krzyczało.

– Nie… – spuścił głowę. – Po prostu… nie wiem, co robić.

Wtedy zrozumiałam. On nie przyszedł mnie przeprosić. On przyszedł, żeby to na mnie zrzucić. Żebym to ja zdecydowała, bo on nie miał odwagi.

– Michał – powiedziałam cicho. – Albo kończysz to z nią, albo kończymy my. Nie zamierzam żyć w trójkącie.

Patrzył na mnie długo. Ale nie odpowiedział.

A ja już znałam odpowiedź.

Postawiłam mu ultimatum

Nie podjęłam decyzji od razu. Przez kilka dni Michał mieszkał u kolegi. Przysyłał mi wiadomości – że tęskni, że nie śpi, że nie umie się odnaleźć. Ale ani razu nie napisał, że zerwał z Anitą. Ani razu nie przeprosił. Wszystko kręciło się wokół jego zagubienia. Jego żalu. Jego emocji.

A co ze mną?

Pewnego wieczoru dzieci spały, a ja spojrzałam na naszą ramkę ślubną na komodzie. Michał trzymał mnie wtedy tak mocno, jakby nic nie mogło nas rozdzielić. I wtedy zrozumiałam: najbardziej boli nie to, że mnie zdradził. Boli, że przestał o mnie walczyć.

Napisałam mu wiadomość:

„Nie będę już żyć w zawieszeniu. Albo jesteśmy razem i budujemy coś od nowa, z pełną szczerością, albo nie ma nas wcale. Wybieraj”.

Nie odpowiedział tej nocy. Dopiero rano: „Nie potrafię jej zostawić. Ale zawsze będziesz dla mnie ważna”.

„Ważna”. Jak pamiątka. Jak stara fotografia.

Spakowałam resztę jego rzeczy i wystawiłam przed drzwi. Bez słowa.

Dziś żyjemy oddzielnie. Michał widuje dzieci. Czasem wymieniamy kilka zdań. Jest poprawnie. I zimno.

Ale ja – uczę się żyć na nowo. Z dziećmi, z przyjaciółkami, z ciszą, która już mnie nie przytłacza, tylko daje przestrzeń. Nie jestem już żoną. Ale jestem sobą. I pierwszy raz od dawna – to mi wystarcza.

Joanna, 38 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama