„Pomogłem zabłąkanej duszyczce dotrzeć do domu. Liczyłem na romans, a skończyło się horrorem”
„Jakimś cudem to ja miałem drugi pantofelek, którego właśnie poszukiwała policja. Musiałem go zanieść na komendę. Nawet nie przeszło mi przez myśl, żeby tego nie zrobić”.

- Tomasz, 38 lat
Pamiętam, że wracałem wtedy późno z pracy. Powoli mnie to wkurzało. Zmiany w podmiejskiej fabryce zdawały się nie mieć końca, a poza tym jako najmłodszy – tylko stażem, bo wiekiem już niekoniecznie – dostawałem najgorsze godziny. Czyli nocne.
W związku z tym nie mogłem sobie spokojnie i przyzwoicie dojechać komunikacją, musiałem korzystać z auta. A w środku nocy czy tuż nad ranem moja spostrzegawczość mocno spadała. Jeszcze w dodatku tego samego dnia wieczorem, tuż przed pójściem spać, matka napisała do mnie: „Uważaj na jelenie, znowu skasowały jakiegoś motocyklistę”.
Byłem w dołku życiowym
Cóż, ja bynajmniej nie przemieszczałem się jednośladem, bo starsza na samą myśl o tym dostałaby zawału. Wiedziałem jednak, do czego pije z tą rogacizną. Mieszkaliśmy w dość małej mieścinie, wszędzie wokół i w każdą stronę rozciągały się lasy. A lasy oznaczają również rozwinięte życie leśne. Wypadki zdarzały się często, co równocześnie stanowiło jedyny ciekawy temat dla lokalnych mediów.
„Kurde – pomyślałem sobie – Głupio by było dać się skasować jakiemuś jeleniowi”. Przyszło mi to do głowy głównie dlatego, że ostatnio moje życie nie układało się zbyt cudownie, więc taki nieszczęśliwy zbieg okoliczności nawet specjalnie by mnie nie zszokował.
Rok wcześniej straciłem pracę, a zaraz potem zerwała ze mną narzeczona, która wyrzuciła mnie też z mieszkania (jej własnego, więc nic dziwnego), i w związku z powyższym musiałem ciut cofnąć się w rozwoju życiowym... czyli po prostu wróciłem do matki, do rodzinnego miasta. Tu znalazłem nową pracę (mocno średnią) i starałem się jakoś pozbierać do kupy, z myślą, że potrwa to ledwie chwilę... I tak minął rok.
– Szlag by to trafił! – rzuciłem tym razem na głos, gdy w aucie (również należącym do starszej) zapaliła się niepokojąca kontrolka.
Zjechałem na pobocze. Kiedyś znajdowała się tam stacja paliw i jakiś parking, a obecnie było to jedyne miejsce w miarę oświetlone jedną samotną lampą uliczną i zalane betonem. Wyłączyłem silnik i wysiadłem. Otworzyłem maskę i pomyślałem, że mój ubogi zestaw technicznych zdolności chyba mnie na to nie przygotował. „Jechać z nadzieją te parę kilometrów czy jednak wezwać pomoc” – dumałem.
W krzakach tymczasem coś zaszeleściło. Raz, drugi. Pojawił się kolejny problem: jeleń czy nie jeleń? No i najważniejsze, czy jelenie są groźne tylko, gdy rozpędzone uderzają w maskę, czy również na parkingu? Gorzej jak to dzik, uznałem po chwili.
Zamknąłem maskę i otworzyłem drzwi po stronie kierowcy. Nie zdążyłem wsiąść, jednak mogłem się nimi zasłonić.
Krzaki zaszeleściły po raz kolejny i po chwili wyszła z nich dziewczyna. Całkiem ładna, chociaż jej strój i fryzura były w wyraźnym nieładzie.
W środku lasu spotkałem dziwną kobietę
– O, hej, witaj! – kiwnęła w moją stronę parą szpilek, znaczy butów na obcasie, które niosła w ręce. – Czekaj, poczekaj na mnie! Jedziesz do miasta?
– Taaak – odpowiedziałem ostrożnie.
– Super! – ucieszyła się. – Podrzucisz mnie? To moja ostatnia przygoda z zawieraniem znajomości przez internet, serio.
– Ja... Eee... OK. – odparłem.
Zachowałem czujność. Wolałem wprawdzie dziewczynę od jelenia, ale mimo wszystko nie chciałem się wpakować w żadną dziwaczną sytuację. No bo co ona robiła tam sama? W lesie? Tuż nad ranem? Przyjrzała mi się uważnie, przekrzywiając zabawnie głowę.
– Mogę ci opowiedzieć takie historie... – rzuciła. – Ale to za chwilę. Ta twoja bluza wygląda na ciepłą. Mogę pożyczyć?
Z zasady nie odmawiałem kobietom w potrzebie. Rozpiąłem suwak i podałem jej okrycie, jednak gdy już dokuśtykała do mnie na boso, wcale go nie wzięła. Zamiast tego minęła mnie i stanęła obok drzwi po stronie pasażera. Owionął mnie jakiś chłodny powiew, mimo lata w nocy temperatura znacząco spadała.
– Ogrzeję się w środku. Wpuścisz mnie? Jedziemy? – spytała z naciskiem.
Otworzyłem przed nią drzwi. Uśmiechnęła się, kiwnęła głową.
– No, auto takie sobie – oceniła. – Z drugiej strony przed chwilą jechałam lepszym, ale musiałam z niego wyskoczyć, więc teraz nie ma co wybrzydzać.
Opowiedziała mi swoją historię
Wycofałem ostrożnie, rozglądając się na boki, chociaż miałem pewność, że o tej porze na drodze jest pusto. Coś tam dopiero różowiło się na horyzoncie, słońce jeszcze nie wstało. W tym czasie Alina (takie podała imię) opowiadała mi o nieudanej randce, po której facet stwierdził, że skoro postawił jej kolację, to zasłużył na nagrodę.
– Na szczęście się tu wychowałam, znam te lasy... On nie – zaśmiała się.
– I ty tak... – zawahałem się. – Przedarłaś się sama przez las? Po ciemku?
– A to jakieś osiągnięcie? Nie wiem, o co ci chodzi – wzruszyła ramionami.
Spojrzałem na jej brudne stopy. Nie wyglądały na poranione, mimo to na wszelki wypadek zaproponowałem jej skorzystanie z samochodowej apteczki.
– Nie, dzięki – pokręciła głową.
– To chyba niezłe narzędzie obronne? – zagadnąłem, myśląc o imponujących szpilkach w kolorze ognistej czerwieni, które trzymała na kolanach.
Podniosła je wyżej.
– To tylko na specjalne okazje – powiedziała. – Niestety, dzisiaj nie było warto wyciągać ich z szafy.
– Może następnym razem lepiej trafisz? – próbowałem ją pocieszyć.
– O nie – westchnęła. – Ja po prostu nie mam szczęścia w życiu. I w sumie zaczynam się już trochę bać. Tyle się o tym słyszy, co nie? Różnych wariatów można wszędzie spotkać, nigdy nie wiesz… Aż strach chodzić na randki - zawiesiła znacząco głos, przyjrzała mi się uważnie.
– Spokojnie – zaśmiałem się. – Ja jestem zupełnie zwyczajnym chłopakiem. Po nocnej zmianie zdecydowanie zbyt zmęczonym, żeby się za tobą uganiać po lesie.
Czy ja podwiozłem ducha?
– Uff! – westchnęła ponownie. – Wprawdzie nie mam powodu, ale jakoś ci wierzę. Dobrze ci patrzy z oczu.
Wjechaliśmy do miasta. Wskazała mi jakąś boczną uliczkę, przy której stały domki. Poprosiła, bym zatrzymał się na początku.
– Rozumiesz, mama ma już dość moich wybryków. Jeśli zobaczy, że zabrał mnie jeden samochód, a odwozi zupełnie inny, to oszaleje. Lepiej, jak wysiądę tutaj. W porządku? – wyjaśniła.
Nie miałem nic przeciwko temu. Zresztą uznałem to tłumaczenie za sprytny wybieg: może nie chciała, żebym wiedział, w którym domu mieszka? Tak na wszelki wypadek, gdybym jednak okazał się szaleńcem. Pomachała mi na do widzenia i odeszła w mrok.
Dopiero gdy parkowałem przed domem mojej matki, zauważyłem coś na podłodze po stronie pasażera. Został tam jeden z dwóch imponujących butów Aliny. „A niech to! – pomyślałem – Przecież mówiła, że to jej najlepsze. Pewnie się wkurzy”. Przez moment przebiegło mi przez głowę, że powinienem jej szukać – jak książę swojego Kopciuszka – ale byłem zbyt zmęczony. Ewentualny rozwój wypadków zostawiłem sobie na później. Gdy zasypiałem w swoim łóżku, wciąż miałem przed oczami uśmiech mojej nocnej pasażerki.
A kiedy się obudziłem, zobaczyłem go ponownie. W programach informacyjnych, w internecie, w porannej gazecie.
– Biedna! – załamywała ręce mama.
Okazało się, że w lesie znaleziono zwłoki młodej kobiety. Bardzo blisko porzuconej stacji, przy której się zatrzymałem. Zgadzało się wszystko: ta twarz, te oczy, ten uśmiech. Opis ubrania i jedna krwiście czerwona szpilka, z którą ją znaleziono. Była to kropka w kropkę moja Alina. Czy ja śnię?