Reklama

– Eee, co to takiego? – Krzysztof popatrzył podejrzliwie na naczynie, w którym pływała trawiasta ciecz.

Reklama

– To zielona zupa. Lepiej nie pytaj z jakich składników ją przyrządziłam – uprzejmie wyprzedziłam jego następne pytanie. Wrzuciłam do niej zdrowe rzeczy, zwane super żywnością, które nie były zbyt smaczne, ale cóż, dla zdrowia czasem trzeba się poświęcić.

– Przypomina gulasz z trolla – Krzyś zamieszał w misce łyżką. – Obrzydliwe! Za co mi to robisz?

– No a ty? – popatrzyłam mu prosto w oczy, zręcznie zmieniając wątek rozmowy.

Przyłapałam go

Nie ulegało wątpliwości, że domyślał się, o co mi chodzi — nie było łatwego usprawiedliwienia dla jego wczorajszego wykroczenia. Przekroczyłam próg pokoju i dostrzegłam na monitorze amatorską fotkę Arlety, na której była prowokująco roznegliżowana. Mój mąż gapił w nią niczym urzeczony.

Jeszcze bardziej przygnębiająca okazała się jego reakcja, gdy uświadomił sobie, że ja również podziwiam Arletę. Gdyby to była błaha fanaberia, nie wyłączyłby natychmiast pliku i nie starałby się odwrócić mojej uwagi rozmową.

Krzysiek, który od czasu pandemii pracuje hybrydowo, zaczął romansować online z koleżanką z roboty. Nie powiedział mi prawdy, a ja poczułam się urażona i nie chciałam robić dochodzenia. Nie czaiłam się, żeby sprawdzić, jak komunikował się z Arletą i co tam sobie słali. Głowę bym dała, że tak było, nie musiałam mieć na to papierów. Co by mi to dało? Nikogo nie da się zmusić, żeby był lojalny, a już na bank nie do kochania.

Byłam na niego zła, bo nie powiedział mi prawdy. Czułam się oszukana, aż wrzałam z nadmiaru uczuć i kompletnie nie miałam pojęcia, jak mam się z tym uporać. Krzysiek mnie okłamał, zasypał problem masą słów i myślał, że sprawa jest już zamknięta. Nic takiego się nie wydarzyło, możemy iść naprzód, daj spokój Aga. Więcej nie rozmawialiśmy o Arlecie, ale w moim sercu narastał żal. Nie chodziło o jakiś głupi internetowy flirt, ale o to, że Krzysiek nie umiał być wobec mnie szczery.

Nie było łatwo

Oboje pracowaliśmy w domu, praktycznie nie rozstając się na krok. Na początku uczciwie podzieliliśmy stół na dwie równe części, tworząc w ten sposób domowe stanowiska pracy. Taki układ przetrwał dokładnie miesiąc, a potem przeniosłam się ze swoim laptopem do sypialni.

Zorganizowałam tam sobie niewielką przestrzeń do pracy – może mniej komfortową, ale na tyle oddaloną od reszty mieszkania, że mogłam w spokoju skupić się na swoich zadaniach.

Dawno, dawno temu, w odległej przeszłości, jeszcze kilka lat wstecz, nasze życie wyglądało zupełnie inaczej. Gościliśmy u siebie znajomych, jeździliśmy w ciekawe miejscówki, organizowaliśmy wieczory z filmami, podczas których zajadaliśmy się górą niezdrowego żarcia i testowaliśmy dziwaczne alkohole, których nazw już nie pamiętam. Nie tylko one wyparowały mi z głowy, powoli zapominałam też, jak czerpać radość z życia.

Krzysiek włóczył się po chacie w dresie, zapuszczony i bez ochoty na pogaduszki. Ciągłe siedzenie razem ewidentnie źle na nas wpływało.

Może to sposób na ucieczkę?

Krzysiek odepchnął talerz z zupą i powiedział:

– Nie tknę tego.

Zacisnęłam zęby i z uporem wcinałam papkę, która smakiem przypominała swój wygląd. Nie zamierzałam się jednak poddać. Krzysiek przyglądał mi się z zaciekawieniem.

– Robisz to, bo chcesz być zdrowa czy po prostu lubisz się katować?

Mój wzrok powędrował do nadprogramowych kilogramów, które zagościły w miejscu, gdzie jeszcze rok temu można było podziwiać płaski brzuch Krzyśka.

– Dobrze by nam zrobiły jakieś zmiany. Wpadłam na pomysł, żebyśmy zaczęli od poprawy naszych zwyczajów żywieniowych – rzuciłam prosto z mostu.

Krzysiek wyraźnie się wystraszył, jak podejrzewałam, w nawiązaniu do nagiej fotki Arlety.

– Aga, o jakich zmianach mówisz?

– Zadbamy o zdrową dietę, musimy dostarczyć organizmowi witamin i go wzmocnić – ledwo powstrzymałam śmiech, widząc ulgę malującą się na jego obliczu. – Mam w planach również zielone smoothie z warzyw.

Krzysiek pokręcił głową, zupełnie jakby opędzał się od natrętnego owada.

– Soki z zielska? Nie ma mowy, umieram z głodu. Zamówię jakieś żarcie z dowozem.

Udawał, że nie rozumie

Uniosłam ramiona w geście obojętności.

– Rób jak chcesz, ale mi nie zamawiaj. Dzisiaj robię oczyszczanie, chcę ogarnąć swoje życie.

– Czy na pewno gadamy o jedzeniu? – zapytał dla pewności, zaglądając do lodówki.

– Możemy pogadać o czymś innym, jeśli masz ochotę – dałam mu furtkę.

Totalnie nie załapał, o co mi chodziło, przecież to było oczywiste! Ale on nigdy nie kumał tych podtekstów, zawsze trzeba mu było wszystko tłumaczyć jak krowie na rowie. No nic, tamtego dnia temat Arlety już nie wypłynął. Żeby oderwać się od tych rozmyślań, wzięłam się za układanie menu.

Gwiazdą programu miała być zupa z ogra, taka jak z bajki. Do tego zamierzałam zrobić jeszcze kupę innych fit dań, do których potrzebowałam hurtowych ilości warzyw i jakieś kosmiczne składniki, o których wcześniej nie miałam bladego pojęcia.

Wpadłam w wir przygotowywania jedzenia, wyciskania soków i blendowania. Próbowałam nie rozmyślać o impasie, w jakim znalazło się nasze małżeństwo. Z pozoru wszystko było w porządku, ale nic już nie było takie samo i to właśnie nie dawało mi spokoju.

W nocy nie mogłam zmrużyć oka, więc do menu włączyłam herbatki ziołowe, w tym melisę pitą przed snem. Głodny Krzysiek marudził i zamawiał niezdrowe jedzenie na dowóz, pełne cholesterolu i tłuszczów trans, a nasz związek zmierzał ku przepaści. Arleta paradująca w seksownej bieliźnie jakoś mu nie zaszkodziła, ale zielone koktajle o smaku starej trawy go wykańczały.

Postanowiłam być uparta

Jadłam zupę z ogra, dając wzorowy przykład i doprowadzając Krzyśka na skraj wytrzymałości nerwowej. Dotychczas robiliśmy wszystko ramię w ramię, mieliśmy identyczne gusta smakowe, dzieliliśmy nie tylko łóżko i stół, ale też nasze przemyślenia i wpadki, jak choćby te koronkowe stringi Arlety. Skoro to uległo zmianie, to mogło zmienić się dosłownie wszystko, no bo czemu by nie?

– Aga, pogadajmy – Krzysiek w końcu nie wytrzymał. – Nie mogę już patrzeć jak wcinasz te chwasty, trawa jest zdrowa, ale bez przesady. Mam wrażenie, że specjalnie chcesz mnie zdenerwować, tylko nie wiem z jakiego powodu.

– Warzywa, szczególnie te o dużych liściach, są źródłem licznych substancji odżywczych i minerałów – odpowiedziałam na zaczepkę.

– Domyślałem się, że coś takiego usłyszę. Spójrz tutaj – na blacie pojawiły się dwa niewielkie pojemniki ozdobione barwnymi etykietami. – Te kapsułki mają w sobie wszystkie te dobre rzeczy, które znajdują się w tych twoich uwielbianych zielonych chwastach, tylko jest tego więcej i w lepszej formie. Mówię ci, skoncentrowana dawka tego, co najlepsze w roślinach. Przecież wiem, że tak naprawdę nie przepadasz za tym zielonym paskudztwem.

– Za kłamstwami też nie przepadam – oznajmiłam beznamiętnie, sprawiając wrażenie całkowicie pochłoniętej treścią broszury dołączonej do suplementów diety.

Wreszcie załapał

– Masz na myśli tę fotkę? – w końcu zorientował się Krzyś. – O rany, sądziłem, że ten temat mamy z głowy. Arleta nieco odleciała, mieszka samotnie w wynajmowanym mieszkaniu, nie ma w pobliżu żadnych bliskich osób i coś jej odwaliło.

– Wymyśliła sobie, że jakoś cię podejdzie? – przymrużyłam powieki, spoglądając na Krzyśka.

Mnóstwo zależało od tego, co mi powie, ale tym razem stanął na wysokości zadania.

– No można tak powiedzieć – przyznał niechętnie, ale był wobec mnie uczciwy. – Wysłała mi parę fotek z imprez w robocie i napisała, że brakuje jej tego okresu. Odpisałem jej, że też mam dość siedzenia w domu i ciągnie mnie w świat. A ona na to przysłała mi zdjęcie z dzieciństwa, jak byliśmy nad morzem. Pisaliśmy tak w najlepsze, aż dostałem od niej fotkę w koronkowej bieliźnie. Zastanawiałem się, co jej na to odpisać, kiedy wpadłaś do pokoju i to zobaczyłaś.

– I jak, co odpisałeś Arlecie?

– Nic nie odpisałem. Ona również milczy, więc luz – uspokoił Krzysiek. – To co, teraz możemy gdzieś wyskoczyć i wrzucić na ruszt coś treściwego? W lodówce pusto, tylko szpinak ogra zalega, dlatego proponuję małą przechadzkę. Przy okazji nasze ciała po cichu wyprodukują trochę witaminy D na słoneczku.

Przytaknęłam. Muszę jeszcze pogadać z Arletą. Faceci zawsze sądzą, że wszystko jest w porządku. Może poczęstuję ją zupą z ogra?

Reklama

Agnieszka, 30 lat

Reklama
Reklama
Reklama