„W domu wita mnie mąż, a na urlopy jeżdżę z kochankiem. Życie jest za krótkie, by spędzić je tylko z jednym facetem”
„Czułam się świetnie w towarzystwie Artura. Nie krępowała mnie cisza między nami; mogłam mu się zwierzyć ze wszystkiego i nie miałam żadnych oporów, by otwierać się przed nowo poznanym mężczyzną. Artur ewidentnie odczuwał to samo”.
Mój małżonek w ciszy obserwował, z jaką starannością pakuję bluzki, golfy oraz skarpetki.
– Chyba w końcu się zdecyduję na wyjazd i też z tobą wyruszę – niespodziewanie się odezwał. – Gdy patrzę na ciebie, jaka jesteś podekscytowana i nie możesz się doczekać, to aż ci zazdroszczę.
– No ale ty przecież nie potrafisz jeździć na nartach! I zawsze mówiłeś, że to strata kasy.
– Sama kiedyś mówiłaś, że człowiek w każdym wieku może się nauczyć.
– No tak, nie zmieniam zdania. Jestem tylko zaskoczona, że tak z dnia na dzień zachciało ci się jeździć – odpowiedziałam, ale czułam, jak ze zdenerwowania robi mi się gorąco…
Jeździłam tam sama
A co jeśli nagle postanowi wybrać się ze mną w Tatry? Do tej pory tej jednej rzeczy nie robiliśmy wspólnie. W pozostałych kwestiach dogadujemy się bez zarzutu – obydwoje uwielbiamy chodzić do kina, czytamy podobne książki i kochamy zwierzęta. Niestety, na jazdę na nartach Jerzy nigdy nie chciał się zgodzić, mimo że tyle razy go namawiałam.
Pewnego razu dał się namówić na wyjazd w góry, ale to był jedyny raz. Gdy ja szusowałam na nartach, on wolał chodzić na piesze wycieczki, twierdząc, że w ogóle nie ma ochoty na jazdę.
Trzeba jednak przyznać, że nigdy nie miał nic przeciwko temu, gdy ja chciałam pojechać. Nie zakazywał mi tego ani nie robił kwaśnych min. Z czasem przerodziło się to w naszą małą tradycję – zimowe wyjazdy spędzaliśmy oddzielnie. Ja na stoku, a Jurek setki kilometrów dalej, przeważnie po prostu w mieście.
Z Arturem poznaliśmy się pięć lat wcześniej. Również wtedy przyjechał sam w góry, nastawiony jedynie na jazdę na nartach. Nie ciągnęło go do imprez ani piwnych wieczorów w barze, nie chciał zwiedzać. Tak samo jak ja, całe dnie spędzał śmigając po stoku. Kiedyś dosiadł się do mojego stolika przy kolacji.
Zauroczył mnie
– Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem – zaczął rozmowę. – Rzadko spotykam kobiety, które z taką pasją podchodzą do nart. A do tego mają tak świetną technikę.
– Nie można ulegać stereotypowi, że jedynie faceci umieją jeździć na nartach – zaznaczyłam. – To u mnie rodzinne. Zawsze chcę więcej. I gdy tylko przyjeżdżam na miejsce, od razu zaczynam się zastanawiać, kiedy znowu będę mogła tu przyjechać.
– Dla mnie to też nie nowość! – parsknął śmiechem. – A pani przyjechała sama? Mąż został w domu? Nie bawi go jeżdżenie na nartach? – posłużył się sztućcem, by zasygnalizować moją obrączkę ślubną.
– Niestety, narty to nie jego bajka, choć poza tym mamy mnóstwo wspólnych zainteresowań i zazwyczaj znajdujemy wspólny język. A pańska małżonka?
– Szczerze mówiąc ona w ogóle nie przepada za aktywnością fizyczną – facet zrobił niezadowoloną minę. – No i, nie ukrywajmy, nasze relacje nie zawsze układają się tak, jakbyśmy sobie tego życzyli.
Kiedy już zjedliśmy, zdecydowaliśmy się na gorące piwo i gadaliśmy chyba z pełną godzinę. Przede wszystkim o jeździe na nartach, ale też o naszych drugich połówkach, które zostały w domu. Zaczęliśmy mówić sobie po imieniu, ale to zabawne, że niewiele opowiadaliśmy o sobie. Kolejnego poranka zobaczyłam go, gdy czekał na kolejkę. Był pierwszym w kolejce, a kiedy dotarłam na miejsce, pomachał w moją stronę, krzycząc:
– W końcu dotarłaś! Chodź szybko, załapałem ci miejsce w kolejce.
Było nam razem dobrze
Posłałam Arturowi wdzięczny uśmiech, bo oszczędził mi przynajmniej pół godziny! Wspólnie wjeżdżaliśmy wyciągiem i później również we dwójkę zjeżdżaliśmy w dół. Na nartach jeździł fantastycznie. Zakręty pokonywał zdecydowanie, w zawrotnym tempie i z gracją. Rywalizacja z nim na stoku była dla mnie prawdziwą frajdą i niezłym sprawdzianem umiejętności.
– Co powiesz na to, żebyśmy następnego dnia wybrali się na bardziej wymagającą trasę? – zaryzykowałam propozycję, kiedy znów zjechaliśmy na dół stoku. – Nie czuję się na tyle pewnie, by samej podejmować takie wyzwanie, ale z twoim wsparciem na pewno sobie poradzę. We dwójkę będzie bezpieczniej.
– No jasne, że sobie poradzisz! – Artur z entuzjazmem przyjął mój pomysł. – To świetny plan.
Zgodnie z naszymi planami, tuż po przebudzeniu ruszyliśmy w przeciwnym kierunku, na szlak stanowiący niemałe wyzwanie. Radowałam się na myśl, że nareszcie będę mogła tam sprawdzić swoje możliwości, nie martwiąc się niczym. Nie ma co ukrywać – solowe górskie wyprawy nie za każdym razem są fajne, o wiele milej mieć obok siebie życzliwą osobę. Poddaliśmy się czarowi tej chwili, dając się porwać emocjom.
Czułam się cudownie
Następnego dnia czuliśmy się wykończeni. Ja, jako typowy mieszczuch, odczułam to bardzo mocno, a Arti również przyznał, że jest zmęczony. Leniuchowaliśmy przy kolejnych porcjach grzanego wina. Ponieważ wypadała sobota, w schroniskowej knajpce pojawiło się mnóstwo gości.
W pewnej chwili rozbawione towarzystwo poprosiło obsługę o podkręcenie muzyki. Wszyscy mieli ochotę potańczyć i zrobiło się strasznie głośno. Próbowaliśmy się przekrzykiwać, aż w końcu Artur wyszedł z propozycją:
– Posłuchaj, mam propozycję. Wybierzmy się do mojego apartamentu. Napijmy się gorącego wina korzennego i oddajmy się chwili relaksu. Mój pokój ma ogromny taras, więc możemy ubrać się cieplej i podziwiać rozgwieżdżone niebo. Na dworze nie widać ani jednej chmurki, krajobraz zapowiada się cudownie. To lepsze niż ta zatłoczona karczma.
Czułam się świetnie w towarzystwie Artura. Nie krępowała mnie cisza między nami; mogłam mu się zwierzyć ze wszystkiego i nie miałam żadnych oporów, by otwierać się przed nowo poznanym mężczyzną. Artur ewidentnie odczuwał to samo, gdyż w pewnej chwili stwierdził:
– Iwonko, bardzo mi z tobą dobrze. Moja małżonka ciągle gada, trajkocze i w sumie ma gdzieś, czy jej w ogóle słucham, i czy interesuje mnie to, o czym ględzi. A z tobą fajnie jest tak sobie pomilczeć.
Nie zmrużyliśmy oka
Szczerze mówiąc nie mam pojęcia, jak do tego doszło. Być może za mocno przesadziłam z grzanym winem? A może to przez te wszystkie gwiazdki, co tak pięknie lśniły na niebie tej zimowej nocy…
Uprawialiśmy seks tak, jakby jutro miało nie nadejść. Gdy nastał poranek, wcale nie czułam się z tym źle. Jasne, miałam poczucie winy w stosunku do Jurka, ale obecność Artura nie wprawiała mnie w zakłopotanie.
– Nie mam pojęcia, co mnie do tego skłoniło – wyznałam szczerze podczas porannego posiłku. – Spędziłam z tobą cudowne chwile, ale wcale tego nie chcę. Jurek jest miłością mojego życia i nie chcę go ranić ani zostawiać. Poza tym przygodne romanse to nie moja bajka.
– Też czuję się z tym dość nieswojo – odpowiedział. – Choć często się sprzeczamy z Patrycją, to darzę ją ogromnym szacunkiem i nie chcę być nielojalny.
– To może po prostu o tym zapomnijmy, co ty na to? – zasugerowałam. – Nie roztrząsajmy tego więcej, ani słowem, ani… No wiesz, o co mi chodzi. Raz nam się przytrafiło i tyle wystarczy.
Artur przystał na moją propozycję i udaliśmy się na stok narciarski. To było dość niecodzienne. Nigdy wcześniej nie zdradziłam swojego męża, poza tym Jurek był dopiero drugim facetem w moim życiu. Nie należę do kobiet, które lubią flirtować, dlatego powinnam odczuwać ogromne wyrzuty sumienia i trzymać się od Artura z daleka.
Rozstaliśmy się
Mimo to fakt, że się z nim przespałam, w żaden sposób nie zaważył na naszych stosunkach. Co więcej – i to chyba jeszcze bardziej zaskakujące – do końca wyjazdu ani razu już tego nie powtórzyliśmy, chociaż spędzaliśmy ze sobą niemal każdą wolną chwilę.
Nie podaliśmy sobie telefonów przed moim wyjazdem do domu. W końcu nie planowaliśmy dalszej znajomości. Było fajnie, ale to wszystko. Poczułam wyrzuty sumienia, kiedy Jurek objął mnie czule po powrocie, mówiąc że tęsknił za mną. Gryzło mnie sumienie jak nigdy! Ale też uświadomiłam sobie, jak mocno go kocham i jak jest dla mnie ważny. Zupełnie jakby moja niewierność tylko wzmocniła naszą więź.
Kiedy następnego roku ponownie planowałam wyjazd na stok, próbowałam namówić Jurka, aby ze mną pojechał. Naturalnie nie miał na to ochoty, więc wyruszyłam jak zwykle w pojedynkę. Wybrałam ten sam pensjonat co zazwyczaj, ponieważ byłam z nim dobrze zaznajomiona, miałam pewność co do jakości i przysługiwała mi zniżka jako stałej klientce.
Zastanowiłam się przez chwilę, czy Artur również się tam pojawi, choć bez specjalnego przejęcia. Pojawił się. I tak jak poprzednio, szusowaliśmy razem po stokach. I znów wylądowaliśmy w łóżku… Jeden raz. Po czym ponownie rozeszliśmy się bez zbędnych czułości i obietnic kontaktu w przyszłości.
Zrządzenie losu? Kto to wie
No i jak teraz wyjść z tej sytuacji? Czy potrafię kłamać w taki sposób? Nasz nieistniejący związek istnieje już od pięciu długich lat. Widujemy się co zimę, mimo że nie uzgadniamy wcześniej terminów przyjazdu. Ja zazwyczaj wybieram taki okres, kiedy nie ma żadnych ferii szkolnych, aby uniknąć tłumów. Możliwe, że Artur również kieruje się podobną zasadą. Tak czy inaczej, kiedy docieramy do schroniska, to albo on już na mnie czeka, albo pojawia się następnego dnia lub dwa dni po moim przybyciu.
Jurek oświadczył ostatnio, że za rok być może pojedzie tam razem ze mną. Jak mam postąpić? Nie mam wątpliwości, że jeżeli pojawimy się tam we dwójkę, Artur nie zdradzi naszej tajemnicy, będzie się zachowywał poprawnie. Tylko czy potrafię opanować lęk? Czy będę w stanie ukryć przed moim mężem, że to właśnie z tym mężczyzną go zdradziłam? Czy dam radę aż tak kłamać?
Teraz jestem już w pociągu, za plecami mam stację i mojego małżonka. Myślę sobie, że chyba porozmawiam z Arturem i wyznam mu, że to już nie dla mnie. A może po prostu w kolejnym roku wybiorę jakiś inny ośrodek wypoczynkowy? Ale co jeśli Artur wpadnie na podobny pomysł? Przecież nie musimy planować spotkania, żeby na siebie wpaść, więc takie prawdopodobieństwo jest całkiem realne! Tak jakby samo przeznaczenie nam w tym pomaga każdego roku...
Iwona, 37 lat