Moja mama zawsze powtarzała, że w końcu się doigram. A kiedy nie podejmując tematu, wzruszałam tylko ramionami, nie ustawała i dalej drążyła.  – Jest takie przysłowie: póty dzban wodę nosi, póki mu się ucho nie urwie. No i wykrakała.

Tamtego piątkowego wieczoru, kiedy wszystko się zaczęło, wybrałam się ze znajomymi z pracy do nowo otwartego klubu w mieście. Siedzieliśmy przy stoliku, patrzyłam na bawiących się ludzi i nagle do mnie dotarło, że większość z nich jest od nas młodsza. Pomyślałam, że kiedy za pół roku będę miała urodziny, to chyba tym razem ich nie urządzę, bo będę musiała się przyznać, że kończę trzydzieści pięć lat. 

Poczułam się staro. Zezłościłam się na siebie. No i co z tego, że jestem starsza od tych gibających się na boki małolatów? Jestem kobietą sukcesu, menedżerem z wysoką płacą, własnym mieszkaniem, dobrym samochodem, stać mnie na drogie zagraniczne wczasy. Żeby to osiągnąć, trzeba było lat pracy. A oni mają tylko swoją młodość.

Chciałam się zabawić

Patrzyłam na te siksy o jędrnych ciałach, i nagle zachciałam im udowodnić, że przy mnie nic nie znaczą. Nie tylko jestem kobietą sukcesu, ale mogę też wyrwać kogoś z ich kręgu. Po kilku minutach określiłam swój cel. Niedaleko baru stał przystojny chłopak o napiętym wyrazie twarzy. Miał na oko dwadzieścia lat. Uważnym spojrzeniem omiatał tańczące dziewczyny. Miałam wrażenie, że przyszedł do klubu po to samo co ja. Szukał partnerki na jedną noc. 

Moje intensywne spojrzenie przyciągnęło jego uwagę. Uśmiechnęłam się w ten specjalny sposób, który mówił mężczyznom, że jestem nimi zainteresowana. Potem wstałam i poszłam z przyjaciółmi tańczyć. Wiedziałam, że on mnie obserwuje i zastanawia się, czy jestem warta jego czasu. Widać byłam, bo po kilku minutach dołączył do nas. Po chwili tańczyliśmy tylko ja i on.

Kiedy godzinę później zbierałam się do wyjścia, Iza skomentowała:

– Jesteś dzisiaj kuguarem, że bierzesz się za pisklaki?

– Coś w tym stylu – odparłam. – Nie dzwoń do mnie jutro zbyt wcześnie!

Roześmiała się.

Układ był jasny

Pojechaliśmy do hotelu. Nie jestem głupia i nie zapraszam przygodnie poznanych facetów do własnego domu. Marcin był miły i starał się. Było fajnie, lecz bywało już lepiej. Nadal uważałam, że doświadczenie ma przewagę nad entuzjazmem młodości.  Być może Marcin też to zauważył i docenił, bo gdy zbierał się do wyjścia, spytał:

– Zobaczymy się jutro?

Zapięłam spódnicę i poprawiłam włosy, zanim na niego spojrzałam.

– Chyba jeszcze w klubie ustaliliśmy, że to jednorazowa przygoda.

Przechylił głowę.

– Ale możemy zmienić zdanie, skoro było tak fajnie – podszedł do mnie i próbował objąć, ale zrobiłam unik.

– Było bardzo fajnie, ale ja się nie wiążę.

– Kto tu mówi o związku? Świetnie się bawiłem i chciałbym to powtórzyć.

– Cieszę się. Ja też się dobrze bawiłam. Ale dla mnie dwa razy to już jak związek. Bądź dobrym chłopcem i graj zgodnie z regułami – dodałam obcesowo.

Popatrzył na mnie chwilę, w jego oczach mignęło coś złego, nie wiem co, ale moja podświadomość zareagowała, wysyłając sygnał ostrzegawczy. Na szczęście, on wzruszył tylko ramionami i wyszedł. Odetchnęłam. A potem poczułam złość na tego smarkacza, że mnie przestraszył. Nigdy wcześniej tego nie doświadczyłam. Zawsze układ był jasny i żadna ze stron nawet nie próbowała go zmienić. Powiedziałam mu od razu, że nie chciałam związku. Nie mam czasu ani cierpliwości, by dbać o drugą osobę. Miałam wystarczająco dużo roboty sama ze sobą.

Zaczął mnie osaczać

Myślałam, że nigdy więcej nie spotkam Marcina. Myliłam się. Chłopak najwyraźniej postanowił mi udowodnić, że potrafi zmienić moje nastawienie. Zaczął przysyłać kwiaty. Najpierw do domu, potem do pracy. A to znaczyło, że mnie śledził. Wkurzyłam się, ale nie bardzo mogłam zareagować, ponieważ nie znałam jego adresu ani telefonu. Po kilku dniach dostałam SMS-a. Wciąż nie mam pojęcia, w jaki sposób ten szczeniak zdobył mój numer. 

„Wera, myślę o tobie, tęsknię za twoim ciałem. Wiem, że czujesz to samo. Poddaj się pragnieniu”. 

Odpisałam: „Nie życzę sobie kontaktów z Tobą. Jeśli nie przestaniesz, zgłoszę na policję stalking. Teraz mam twój telefon”.

Przez kilka dni miałam spokój. Byłam przekonana, że dał sobie spokój. Normalny facet by odpuścił. Ale on – jak się okazało – normalny nie był.

A potem zaatakował

Mieszkam w centrum miasta w apartamentowcu pełnym ochroniarzy, z domofonami, kamerami itd. Nie wiem zatem, w jaki sposób Marcin dostał się do środka. Był późny środowy wieczór. Wracałam z pracy, wykończona nadgodzinami. Wjechałam do podziemnego garażu i jak zwykle zaparkowałam auto na swoim miejscu. Wysiadłam. Ledwie zdążyłam zamknąć drzwi, kiedy przycisnął mnie całym ciałem do samochodu. Krzyknęłabym, ale zatkał mi usta ręką. Serce zaczęło mi walić mocno. Pierwszy raz naprawdę się przeraziłam.

– Niegrzeczna – wyszeptał. Oddech miał gorący, lekko kwaśny. – Tak sobie pogrywasz z facetami? Wykorzystujesz nas jak szmaty i wyrzucasz na śmietnik? Ale ja nie dam się tak traktować

Był ode mnie co najmniej o pół głowy wyższy, a przecież miałam wysokie szpilki. Panika ruszyła do serca mdlącą falą. Zaczęłam się wyrywać, próbowałam wbić mu szpilkę w śródstopie, ale był na to przygotowany. Nagle znieruchomiał i jeszcze bardziej przycisnął mnie do boku auta.

– Cicho bądź, bo zaraz skręcę ci kark – wysyczał mi wściekle do ucha.

Zastygłam przerażona. Przez głośne bicie serca i łomotanie krwi w uszach przedarły się zbliżające się czyjeś kroki, a po chwili  usłyszałam głos strażnika.

– Halo, kto tam jest? Wszystko w porządku? – w tej chwili mój napastnik syknął coś, czego nie zrozumiałam, po czym z całej siły uderzył mnie w głowę i uciekł

Zamroczyło mnie, a kiedy mdłości po ciosie minęły, zaczęłam krzyczeć w stronę strażnika, że została napadnięta. Wezwał kolegów, ale Marcina nigdzie nie znaleźli. Potem na jednym nagraniu z kamer w garażu widziałam, jak ucieka między autami.

– Mam wrażenie, że dobrze znał rozmieszczenie kamer – powiedział policjant, który przyjechał na wezwanie. – Dobrze się przygotował – ocenił.

Bałam się jak nigdy

Policja spisała moje zeznania i obiecała, że znajdzie stalkera. Ale mijały dni, tygodnie, a oni nie mieli żadnego śladu. W klubie więcej się nie pojawił, a że tamtego dnia, gdy poznałam Marcina, był dzień otwarcia, to barmani i kelnerzy jeszcze nikogo z bawiących się nie znali. Nie był notowany, więc nie było jego zdjęć w kartotekach. Mój rysopis, na podstawie którego grafik policyjny stworzył podobiznę chłopaka też w niczym nie pomógł. 

Bałam się. Miałam kłopoty ze snem. W pracy nie mogłam się skoncentrować. Wszędzie czułam jego obecność. W mieszkaniu nie czułam się bezpiecznie. Wiedziałam, że on nie zrezygnował, tylko czeka na odpowiedni moment, by mnie dorwać i wymierzyć karę za wyimaginowane krzywdy mężczyzn, a przy okazji zemścić się za to, że go odrzuciłam. Gdybym mogła, przeprowadziłabym się, zmieniłabym pracę. W przypływie odwagi mówiłam sobie, że nie pozwolę, by jakiś czubek zmarnował wszystko, co zdobyłam ciężką pracą i wyrzeczeniami.

Znów próbował mnie skrzywdzić

Kilka dni później wracałam wieczorem do domu przez pusty o tej porze skwerek. Nagle ktoś do mnie podszedł od tyłu i szarpnął za rękę. Odwróciłam się. To był on. Twarz miał wykrzywioną nienawiścią. 

– I co teraz? – syknął, ale nie zdążył zrobić nic więcej. Spod ziemi wyrośli trzej mężczyźni, którzy w sekundę chwycili Marcina, obezwładnili i rzucili na ziemię.

Odbiegłam kilka kroków i zwymiotowałam ze strachu. Strach nie odpuszczał, nawet gdy w końcu wróciłam do domu. Właśnie wtedy, czując kulę zimnego lęku w żołądku, usłyszałam słowa mamy: 

– Werka, pamiętaj, manipulowanie ludzkimi uczuciami nigdy nie kończy się dobrze. W końcu się doigrasz.

Wykrakała, pomyślałam i przypomniałam sobie rodziców, którzy telewizję oglądali zawsze razem, leżąc pod jednym kocem. Przypomniałam sobie uśmiech mamy, kiedy patrzyła na tatę. I te chwile, kiedy on myślał, że nikt go nie widzi i głaskał jej włosy. Poczułam za tym tęsknotę tak wielką, że aż się popłakałam. Pomyślałam, że pora trochę zwolnić. Nadszedł czas znaleźć drugiego człowieka. Takiego, którego znasz od podszewki i wiesz, że mu nie odbije, kiedy powiesz, że głowa cię boli i nie masz ochoty na nic. I który w takiej chwili po prostu pogłaszcze cię po włosach.