Dostałam w prezencie doniczkę z perskim cyklamenem. Spośród okrągłych, biało zielonych liści wyrastały długie łodygi z różowymi kwiatami. Były takie piękne, że postawiłam je w centralnym punkcie pokoju, żeby było je widać z każdego miejsca. Nie bez znaczenia była osoba ofiarodawcy… To Mariusz, mój kolega z pracy, który od dawna bardzo mi się podobał, ale niestety bez szans na bliższą znajomość, bo miał dziewczynę, z którą planowali ślub i mimo znacznej różnicy wieku wyglądali na szczęśliwych.

Mój kolega to czterdziestoletni facet po przejściach (jeden rozwód), a ona – dwudziestoczterolatka, bardzo ładna i kobieca. Oboje się ucieszyli, kiedy awansowałam. Gratulowali mi, uśmiechali się i głośno mówili, że szefostwo nie mogło wybrać lepiej, chociaż ja sama byłam zdumiona, że wybrali właśnie mnie! Może docenili, że właśnie skończyłam zaoczne studia, byłam obowiązkowa, punktualna, dyspozycyjna, czyli taka, jaka powinna być idealna urzędniczka.

Nie miałam pojęcia, że do tego stanowiska aplikował również mój kolega. Pracował w firmie dłużej ode mnie, miał niezła opinię, a jednak to ja wygrałam… Gdybym była mądrzejsza, wiedziałabym, że mi tego nie daruje.

Na razie jednak sprawiał wrażenie kogoś, kto przeżył nagłą iluminację. Jakby mnie nagle odkrył, jakby wcześniej nie dostrzegał, jaka jestem miła i zdolna. Kiedyś powiedział, że oczy mu się na mnie otworzyły, ale niestety, za późno.

– Co to znaczy? – zapytałam.

– To, że byłem ślepy! – westchnął. 

– Taki brylant miałem tuż obok i go nie widziałam. Dureń ze mnie! 

Zobacz także:

– Masz przecież dziewczynę i sprawiacie wrażenie bardzo szczęśliwych – zauważyłam przytomnie.

– Och, wrażenie… Dobrze powiedziane: wrażenie! Czasami wrażenie i rzeczywistość, to dwie różne sprawy.

Jeśli kobiecie podoba się mężczyzna daleki jak gwiazda polarna, to jest ona w stanie pogodzić się z myślą, że nigdy go nie dosięgnie. Ale jeżeli ta gwiazda zbliży się do niej choć o centymetr, da jej nadzieję, coś się zaczynie dziać między nimi, to nic tej kobiety nie powstrzyma – poleci w kosmos.

Robił taką nieszczęśliwą minę, że natychmiast miałam ochotę go pocieszać

Niepostrzeżenie, spokojnie i powoli Mariusz zaczął się do mnie zbliżać. Miał pytania dotyczące kolejnych projektów, zgłaszał jakieś wątpliwości, ale zawsze tak, żeby było jasne, że on ten projekt doskonale zna i rozumie, a jego uwagi mają na celu wyłącznie udoskonalenie i usprawnienie pracy. Nigdy nie przekroczył granic służbowych; nie uwodził mnie, nie próbował skrócić dystansu między nami. Nie mówił komplementów, nie patrzył w oczy, nie zapraszał na kawę… Działał zupełnie inaczej!

– Przepraszam – mówił na przykład. – Dzisiaj ciut wolniej myślę, ale mam za sobą ciężką noc. Jeszcze jedna kawa i dojdę do siebie.

Która kobieta by nie zapytała, co się stało? Ja oczywiście pytałam…

– Och, proszę sobie mną nie zawracać głowy – odpowiadał. – Mam problemy, ale to w żaden sposób nie wpłynie na moją pracę – tu przerywał. Potem patrzył smutnymi oczami i dodawał: – Sprawy osobiste…

– Przykro mi – mówiłam. 

A on robił taką nieszczęśliwą minę, że natychmiast miałam ochotę go pocieszać.

– Ale co? – drążyłam. – Coś w rodzinie? Może potrzebny krótki urlop? 

– Wręcz przeciwnie! – bronił się. 

– Uciekam z domu. Firma to obecnie mój jedyny azyl. Tu o wszystkim zapominam. Ale dziękuję za dobre serce, cudownie jest wiedzieć, że są jeszcze prawdziwe kobiety na tym świecie. Że mają serce i potrafią zrozumieć mężczyznę… Inaczej nie warto by było żyć!

Pokażcie mi taką, która się nie wzruszy! A kiedy jeszcze taki nieszczęśnik weźmie nagle jej dłoń w swoje ciepłe, męskie ręce, pocałuje ze dwa razy, trzy razy westchnie spod przepony, nie ma mowy, żeby o nim nie myślała przez resztę dnia! Ze mną dokładnie tak było.

Często miłość się zaczyna od współczucia dla faceta, który sobie kiepsko radzi. Kobieta czuje się wyróżniona, że bez niej taki biedak na pewno zginie, przepadnie, więc ona musi podać mu rękę i ciągnąć go w górę, nawet gdyby miała uszkodzić sobie staw barkowy! Potem nieszczęśnika trzeba jeszcze wysuszyć, uspokoić, utulić, nakarmić, ubrać i wykochać, bo po takich przeżyciach, on tego bardzo potrzebuje. Po wszystkim ratowniczka nadaje się do reanimacji, a uratowany czeka na deser… Kiedy go nie dostanie, pójdzie do innej cukierni!

Ja wtedy byłam na początku drogi… Opracowywałam plan, jak Mariusza wzmocnić, dowartościować, a przede wszystkim przekonać, że oprzeć może się tylko na mnie! Chwaliłam go na każdym kroku. Jego samoocena rosła i rósł również autorytet Mariusza jako zdolnego, kreatywnego i inteligentnego pracownika. Wnioskowałam o premię, dostał nagrodę i podwyżkę… Dzięki mnie stawał się gwiazdą. Nasze kontakty nadal miały oficjalny charakter.

Chemia między nami była wyczuwalna. Na pewno plotkowano, że go faworyzuję, ale nie można się było do niczego przyczepić, bo pracował dobrze, na wyróżnienie zasługiwał i przede wszystkim nie łączyły nas żadne osobiste relacje. Tylko ja brnęłam coraz dalej i głębiej.

Kto wie gdzie bym zabrnęła, gdyby nie przypadek…

Ten cyklamen podarowany mi przez Mariusza był taki piękny, że postanowiłam na niego chuchać i dmuchać, żeby nie zmarniał. Miał małą, ciasną doniczkę, górą wysypywała się ziemia, dołem wyłaziły brązowe, cienkie nitki korzeni. Trzeba było go przesadzić!

Był piątkowy wieczór, więc w moim centrum ogrodniczym kręciło się sporo ludzi; po jednej stronie regału stały rozmaite doniczki, po drugiej jakieś ozdoby i gadżety. Zastanawiałam się, czy wybrać doniczkę z kokosa, czy ceramiczną, czy może raczej zwyczajną i dobrać do niej ładną osłonkę? Wtedy usłyszałam znajomy głos.

– Skarbie, nie dąsaj się! Nie lubię, jak jesteś taka.

– Jaka?

– No, zła na mnie!

– Jak mam nie być zła, kiedy aż mnie trzęsie na samo wspomnienie.

– Oj tam, nic się nie stało przecież…

– Jak to nie?! Ten fiołek był dla mojej mamy. A ty go bezczelnie zwinąłeś dla tej krowy.

– Wiesz, że musiałem.

– Czemu musiałeś? Nie dosyć, że robisz do niej maślane oczy, to jeszcze jej kwiaty dajesz? I to moje?

– Skarbie, odkupię ładniejsze… Muszę ją trzymać na widelcu, dopóki nie przestanie wierzgać! Podgrzewam ją, żeby zaczęła skwierczeć. Na razie ona jest moją szefową, ale zobaczysz, jak ją załatwię. Ty też skorzystasz, kiedy wskoczę na jej miejsce, więc się nie wkurzaj, tylko myśl, co ci się opłaca.

Zaschło mi w gardle. Ostrożnie wysunęłam głowę zza wielkiego kosza z wikliny i już nie mogłam mieć wątpliwości: dobrze rozpoznałam głosy. Wśród świeczników, lamp, serwetek i innych drobiazgów buszował Mariusz ze swoją dziewczyną.

Śmiali się, przytulali, całowali… Mariusz nie wyglądał na nieszczęśliwego, wręcz przeciwnie – tryskał humorem i werwą. Kleił się do tej swojej panny, jakby była posmarowana miodem…Był wstrętnym, kłamliwym, obłudnym trutniem. Mogłabym go od razu pacnąć i przypilnować, żeby nie wstał, ale to byłoby zbyt proste.

Jeśli się kontaktujemy, to służbowo i na dystans…

Następnego dnia przyjechałam do pracy bardzo wcześnie. Miałam zamiar pójść do pokoju dziewczyny Mariusza i głośno zażądać, żeby swoje sprawy osobiste załatwiała poza miejscem pracy, bo romanse nie są w firmie dobrze widziane.

„Pani partner zaczął zaniedbywać obowiązki. Tłumaczy to kłopotami osobistymi… Podobno pani go zdradza czy coś w tym rodzaju, ale ja nie przyjmuję takich wyjaśnień” – chciałam powiedzieć. „Poza tym, co to za mężczyzna, który swoje niepowodzenia zwala na kobietę? Proszę to załatwić między sobą… Kwiatki podobno ukradł pani, żeby je mnie wręczyć, to wszystko jest żałosne!”.

Ale popatrzyłam na te zimowe fiołki i zmieniłam zdanie.

– Trafiły do mnie przez pomyłkę, więc oddaję – uśmiechnęłam się. – Taki kwiatek wymaga dużo pielęgnacji i cierpliwości… Pani sobie z tym lepiej poradzi.

Od tej pory nie mam czasu dla Mariusza. Jeśli się kontaktujemy, to służbowo i bardzo na dystans… Uważam na niego. Jego dziewczyna znalazła inną pracę i odeszła z firmy. Podobno coś się między nimi popsuło, ale nic mnie to nie obchodzi.

Ostatnio sama sobie kupiłam perskie cyklameny, ale mi padły. Stały w przeciągu, miały za ciepło, albo ja w ogóle nie mam do nich szczęścia? A może sama jestem jak fiołek i wymagam wyjątkowego traktowania? Niech to na mnie ktoś chucha i dmucha, niech się mną troskliwie opiekuje. Ta myśl tak mi się podoba, że na razie przy niej zostanę…