Jej kariera szybko się rozwijała

Wydawało się, że Arlecie szczęście sprzyja jak mało komu. Dziwne  zbiegi okoliczności pomogły jej  w błyskawicznym tempie wdrapać się na sam szczyt. I nic nie wzbudzało niczyich nawet najmniejszych podejrzeń – ale tylko do czasu...

Przygotowania do premiery w teatrze miejskim dobiegały końca. Reżyser średniego pokolenia w roli głównej obsadził piękną, dobrze rokującą, młodą aktorkę Annę. Na próbach dziewczyna, mimo że stawiała dopiero pierwsze kroki w zawodzie, radziła sobie znakomicie. Wszystko wskazywało na to, że sztuka odniesie sukces i stanie się przepustką do wielkiej kariery dla młodej aktorki.

Sztuka opowiadała o wiejskiej dziewczynie, która po dyskotece zadała się z pewnym młodzieńcem i zaszła w ciążę. Młodzieniec nie chciał słyszeć o dziecku i czym prędzej wyjechał do pracy w Irlandii, a dziewczyna została sama z problemem. Banalna historyjka obyczajowa. Udział pięknej Anny i kilka scen o silnym zabarwieniu erotycznym zapowiadały przedstawieniu kasowy sukces.

Do premiery został tydzień, gdy w prasie brukowej ukazały się nagie zdjęcia Anny w otoczeniu wytatuowanych mężczyzn. Artykuł wyraźnie sugerował, że zanim kobieta trafiła do teatru, próbowała swoich sił w niegrzecznych filmach dla dorosłych. Aktorka twierdziła, że to nieprawda, wynajęła adwokata i podała gazetę do sądu, ale mleko już się wylało. Sensacyjne wieści podchwyciły inne media i wybuchł skandal.

Władze miasta, które dofinansowywały teatr, zażądały od dyrekcji zmiany obsady. Dyrektor i reżyser tłumaczyli, że premiera ma być za kilka dni, a to za mało czasu, by zmieniać aktorkę grającą pierwszoplanową rolę. Nazajutrz okazało się, że Anna jednak nie zagra: spadła w teatrze ze schodów i złamała nogę. Sprawa wydawała się beznadziejna, gdy nagle okazało się, że młoda garderobiana Arleta zna rolę Anny na pamięć.

Pech prześladował tych, którzy stali jej na drodze

Zdesperowany reżyser był gotów wpuścić garderobianą na scenę, byle tylko ratować spektakl. Przerażony dyrektor nie chciał zgodzić się na to, by główną rolę w premierowej sztuce powierzyć amatorce. Wydawało się, że trzeba będzie odwołać premierę, ale dyrektor uległ w końcu namowom reżysera i nazwisko Arlety pojawiło się na afiszu!

Powyższą historię wyczytałam w gazetach. Arleta była moją przyjaciółką. Pochodziłyśmy z tej samej małej miejscowości ze wschodu kraju i obie chciałyśmy się z niej wyrwać. Ja marzyłam, że wyjdę za mąż i będę miała trójkę dzieci: dwie dziewczynki i chłopca. Chciałam mieszkać w dużym mieście. Arleta zawsze powtarzała, że zrobi karierę. I że zostanie wielką gwiazdą.

– Będę sławna i bogata – mówiła. – I nic mi w tym nie przeszkodzi! Jestem zbyt ładna, by to zmarnować!

Rzeczywiście była ładna i wyjątkowo zgrabna. Miała ten typ urody, który uwielbiają mężczyźni. Niewinna buzia i diabelski błysk w oku. Marzyć wolno każdemu, ale ja wiedziałam, że kariery nie robi się ot tak. I że by zostać sławną, trzeba coś umieć, a także dużo pracować, a przede wszystkim trzeba mieć talent.

Arleta nie zwracała uwagi na takie drobiazgi. Umiała wykorzystać swoje atuty, czyli urodę i przebojowość. Rozczytywała się w kolorowej prasie pełnej relacji z życia gwiazd i planowała swoją przyszłą karierę. Gdy więc przeczytałam, że zagra w teatrze miejskim główną rolę w premierowej sztuce, nie byłam zbytnio zdziwiona. Z podziwem pomyślałam o przyjaciółce, która dopięła swego.

Udało jej się osiągnąć cel

Premiera nie wypadła najgorzej. W każdym razie udało się uniknąć kompromitacji. Szczerze gratulowałam Arlecie, gdy spotkałyśmy się kilka dni później.

– Brawo, kochana, osiągnęłaś swój cel  – mówiłam, ściskając ją serdecznie. – Bardzo się cieszę, że ci się udało. Ale jak to się stało, że znałaś całą rolę na pamięć? Przecież nie mogłaś wiedzieć, że ta cała Anna złamie sobie nogę?!

– Oj Ludmiłko, moja Ludmiłko – uśmiechnęła się moja koleżanka. – Jak ty zupełnie życia nie znasz… Szczęściu trzeba pomagać. I ja to zrobiłam.

– Jak to?! – nie rozumiałam.

– Nieważne, tak tylko sobie plotę – zbagatelizowała sprawę Arleta. – Pamiętasz, jak mówiłam, że będę sławna, że będę gwiazdą? Pierwszy krok mam już za sobą! I wiesz, niebawem wychodzę za mąż. Mam nadzieję, że będziesz na naszym ślubie. Wyślę ci zaproszenie. Zresztą dowiesz się z mediów, wszędzie o tym będzie głośno! – puchła z dumy.

I rzeczywiście było głośno. Przez co najmniej miesiąc wszystkie media zajmowały się ślubem Arlety z reżyserem spektaklu, w którym debiutowała! Prasa kolorowa używała sobie co niemiara. Pikanterii całej sprawie dodawał fakt, stanowiący od lat tajemnicę poliszynela. Reżyser należał do mężczyzn – delikatnie rzecz ujmując – niechętnie obcujących z kobietami. Małżeństwo z atrakcyjną Arletą było dla niego czymś w rodzaju parawanu. A dla niej przepustką do kariery.

Po ślubie Arleta, mimo pewnej pokusy, nie zmieniła nazwiska. Uznała, że jej panieńskie już wbiło się w pamięć widzów, a poza tym lepiej wygląda na afiszu. Mąż obsadzał ją we wszystkich swoich sztukach. Trzeba przyznać, że grała coraz lepiej, zdobywała aktorskie szlify. 

Rozumiała, że nie może zepsuć roli, bo wstawiennictwo i protekcja męża mogą okazać się niewystarczające, by otrzymać propozycję od innych reżyserów, a nie chciała grać tylko u jednego. Moja przyjaciółka nie była lubiana przez kolegów aktorów. I nie chodziło tu wcale o to, że stale była protegowana przez męża. Za kulisami mówiło się, że Arleta lubi pomagać szczęściu. Opowiadano różne historie, chociażby o tym, że rolę w niezbyt zresztą dobrym filmie otrzymała dzięki tygodniowym wczasom nad ciepłym morzem, które spędziła z producentem.

Wszystkie jej ciemne sprawki wyszły na jaw

Inny angaż miała zawdzięczać reporterowi, który napisał demaskatorski artykuł o aktorce konkurującej z Arletą na castingu. Reporter potem publicznie przepraszał tamtą, że wszystko zmyślił, ale obsada była już wtedy skompletowana. 

Jeśli w jakimś zespole zjawiała się Arleta, atmosfera od razu się psuła. Wraz z nią pojawiały się plotki i intrygi. Dotychczasowi przyjaciele patrzyli na siebie wrogo, a przyjaciółki odwracały się od siebie plecami. Arleta ujawniła nowy talent – potrafiła tak omotać swoim wdziękiem, kogo trzeba, że konkurentki nie miały szans.

Jak można było przypuszczać, po kilku latach małżeństwo Arlety się rozleciało. I, żeby nie było niedomówień, wcale nie chodziło o upodobania jej męża. Reżyser miał serdecznie dosyć wybryków swej żony. To, że „pomaga szczęściu”, stało się publiczną tajemnicą. Dyrektorzy teatrów stawiali warunek: „możesz reżyserować, ale żona u nas nie zagra”. Gdy zrozumiał, że Arleta przysparza mu zbyt wielu problemów, zrezygnował z niej jako z zasłony dymnej i złożył pozew o rozwód.

Arlecie było to nawet na rękę. Zagięła właśnie parol na młodego biznesmena, początkującego producenta filmowego, który lubił się otaczać młodymi, ładnymi aktorkami – a pod tym względem Arleta nie przynosiła wstydu. Z pewnością szybko staliby się popularną parą i ulubionym tematem plotkarskich mediów, ale… producent był zaręczony z inną. Arleta znów musiała pomóc szczęściu.

Zaprzyjaźniła się z konkurentką i zaczęły razem bywać, a to na zakupach, a to na premierach. Chętnie pozowały też razem na tzw. ściankach podczas różnych wydarzeń. I znowu pomogła prasa. Ulubione kolorowe pismo Arlety opublikowało fotki narzeczonej producenta tańczącej na stole w nocnym klubie. Wszystko byłoby do przełknięcia, nawet stan totalnego upojenia, gdyby nie fakt, że dama tańczyła nago. Młody biznesmen zerwał zaręczyny.

Jej kariera się skończyła

Szczęście opuściło również moją przyjaciółkę. Mniej więcej dwa tygodnie po tych wydarzeniach Arleta została… aresztowana, i to w teatrze! W jej garderobie policjanci znaleźli coś niepokojącego. Nikogo nie obchodziły tłumaczenia aktorki. Wybuchł skandal, który pogrążył ją całkowicie.

Prasa – nawet ta dotychczas przychylna Arlecie – radykalnie zmieniła nastawienie. Na łamach zaczęto dokładnie analizować jej karierę zawodową. Przypomniano, w jak dziwnych okolicznościach dostała swoją pierwszą główną rolę. Wszystkim rozwiązały się języki i jeden z pracowników teatru, chcący zachować anonimowość, powiedział, że widział, jak Arleta majstrowała przy szpilkach Anny, zanim ta potknęła się na teatralnych schodach i złamała nogę.

Okazało się, że to także ona stała za publikacją „nagich zdjęć” Anny, które komputerowiec za okrągłą sumkę „spreparował” odpowiednio w programie do obrabiania zdjęć. Równie szczegółowo opisywano kolejne intrygi Arlety. W końcu odkryto, że wbrew temu, co mówiła, nie ma wykształcenia aktorskiego, a jedynie maturę. A swój spektakularny sukces zawdzięczała tupetowi i intrygom.