W wieku 35 lat przechodziłam przez kryzys egzystencjalny, ponieważ – mówiąc bez ogródek – stanowiłam klasyczny przykład staropanieństwa. Nie byłam żadną fanką życia solo, a po prostu zwykłą starą panną, która nigdy nie wzbudziła niczyjego zainteresowania. Bez przerwy zadręczałam się pytaniami: Czy jest ze mną coś nie tak? Czemu faceci tak uparcie mnie ignorują? Czemu nikt nigdy nie próbował mnie poderwać, zdobyć ani uwieść? Byłam pewna, że jestem skazana na życie w pojedynkę, co niespecjalnie poprawiało mi nastrój.

Nie miałam kontaktu z facetami

– Czasami tak ci zazdroszczę! – westchnęła moja kumpela Anka, przytłoczona nawałem obowiązków i będąca typowym przykładem postępującej zmiany charakteru pod wpływem bycia matką.

Hmm, co tu może wzbudzać zazdrość? Osamotnienie? Wrażenie, że nic się nie układa? Życie pełne nudy i rutyny? Całe dnie spędzone w robocie... A w pracy tylko rozbrykane maluchy, niekiedy ledwo starsze od bobasów, które przychodzą do mojego gabinetu z matkami. Zero szans na kontakt z facetami w pracy.

Chociaż ostatnio miałam jeden wyjątek od reguły, kiedy to w drzwiach mojego gabinetu stanął pewien tatuś reagujący paniką na infekcję swojego pięcioletniego synka Piotrusia. Ale nadopiekuńczy tatuś to raczej nie facet, a tylko kolejny pacjent, do tego już zaklepany przez jakąś mamusię.

Ten cały tatuś niezwykle działał mi na nerwy, oczekując, że w trybie ekspresowym postawię na nogi jego potomka. Od razu, natychmiast! Wyobrażacie to sobie? Rzecz jasna tak mnie tym zirytował, że przez niego cały dzień poszedł na marne. Dobrze, że tylko jeden, bo więcej go moje oczy nie widziały.

No i jak myślicie, czy Ania jest w stanie pojąć moje rozterki? Czy jest w stanie zrozumieć mnie kobieta, która ma wszystko poza ciszą i świętym spokojem? Żyje w zupełnie innym świecie. Jej rzeczywistość kręci się wokół gromadki maluchów, etatu oraz małżonka, który jest artystą.  Kiedy nachodzi go wena twórcza, nic nie może zakłócić jego skupienia, więc wycofuje się z obowiązków domowych i nie pomaga Ance. Śmiem twierdzić, że dla niej jest on wyłącznie kulą u nogi.

To miał być babski wypad

Któregoś popołudnia, dumając nad swoim monotonnym życiem, olśniła mnie genialna myśl. No, przynajmniej ja tak uważałam. Teraz wystarczyło tylko namówić do tego Ankę.

– Mamy lato, cudowną pogodę, może by tak wyskoczyć na weekendowy wypad nad Bałtyk? – rzuciłam pomysłem. – Tylko we dwie. Wyobraź sobie dwa dni błogiego lenistwa! Czyż to nie brzmi fantastycznie? A przy okazji trochę poszalejemy. 

Po chwili, udając troskę o jej bliskich, mówiłam dalej:

– Twój małżonek powinien poświęcić więcej czasu waszym dzieciakom, bo teraz rzadko przebywa w domu, a maluchy tęsknią czasami za tatą. Zastanów się nad tym, dobrze?

Ania przez dłuższy moment analizowała moje słowa, a mój optymizm powoli słabł. Wreszcie oświadczyła:

– W porządku, to niegłupi plan.

Super! Od razu się podekscytowałam i zabrałam do roboty. Miałam farta, bo jakimś cudem udało mi się załatwić dwa pokoje w pewnym hotelu, a to w szczycie sezonu graniczy z cudem. W piątek po obiedzie wsiadłyśmy do mojego auta. Ominęłyśmy korki i w mniej niż dwie godziny dotarłyśmy na miejsce, gdzie czekała na nas zupełnie inna rzeczywistość.

Potrącił mnie samochód

Muszę przyznać, że kocham morze. Nic nie sprawia mi większej przyjemności niż wylegiwanie się na piasku, wsłuchując się w kojący dźwięk fal i rozkoszując promieniami słońca ogrzewającymi moje ciało. Jestem fanką długich spacerów o zachodzie słońca po piaszczystej plaży, czując pod nogami wilgotny piach i chłodną wodę obmywającą stopy. Widok słońca chowającego się za linią horyzontu zapiera mi dech w piersiach. A do tego dochodzi błogi odpoczynek i relaks w atmosferze spokoju.

W sobotni poranek zdecydowałam się wyskoczyć do piekarni znajdującej się po drugiej stronie ulicy, aby zakupić świeżutkie bułki na poranny posiłek. Wymknęłam się z pokoju hotelowego, podczas gdy Ania nadal smacznie spała i nie zważając na o tej porze pustą ulicę, wkroczyłam na jezdnię. Nagle poczułam silny cios, a potem wszystko stało się czarne.

Nie mam pojęcia, ile minęło czasu, ale gdy w końcu odzyskałam przytomność, ujrzałam nad sobą przerażoną twarz... tatusia Piotrusia, który pochylał się nade mną, gdy leżałam na ulicy.

Na moment zamarłam z osłupieniem wymalowanym na twarzy.

– Strasznie mi przykro… – bąkał tatuś Piotrusia – wybacz mi…

Nim zdołałam otworzyć usta, do moich uszu dobiegł dźwięk ambulansu, a zaraz potem zjawili się ratownicy. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że miałam wypadek, mimo że nie odczuwałam żadnego bólu.

Sama byłam sobie winna

Gdy znalazłam się w szpitalu, lekarze zrobili mi kompleksowe badania. Na szczęście, poza złamaną nogą, nie stwierdzili żadnych innych obrażeń. Ten niezbyt poważny uraz zawdzięczam niesamowitemu refleksowi faceta za kółkiem, który we mnie wjechał.

No cóż, kontuzja może i nieduża, ale cudowne wczasy nad Bałtykiem właśnie się skończyły. I przez kogo? Przez tego samego tatusia, który swego czasu doprowadził mnie do szału. A teraz urządził mi nogę, bo akurat musiał przejeżdżać, kiedy ja wyskoczyłam do sklepu po bułki.

No cóż, obiektywnie rzecz biorąc, sama byłam sobie winna. Przecież to ja nieostrożnie wpakowałam się prosto pod nadjeżdżający samochód. Kiedy dotarłam o kulach do drzwi, uświadomiłam sobie, że jestem w totalnej rozsypce. Muszę chyba zadzwonić do Anki, żeby zabrała mnie z tej przychodni. Cholera, jej wolne też szlag trafi, bo od teraz będzie się musiała opiekować inwalidką.

Chciał mi tylko pomóc

Ledwo sięgnęłam po telefon, a tu nagle zjawił się ojciec Piotrusia. Co on jeszcze tutaj robi? Mam już dosyć jego widoku! – pomyślałam z irytacją.

– Jak się pani czuje, pani doktor? Strasznie się martwiłem!

– Dzięki. Pomijając fakt, że gips mnie unieruchomił, a moje wczasy nad Bałtykiem szlag trafił, to naprawdę jest w porządku – warknęłam z frustracji

– Podwiozę panią gdzie trzeba, niech mi pani na to pozwoli – zaoferował, ignorując mój nieuprzejmy ton. – W takiej sytuacji nie mogę pani tak po prostu zostawić. Proszę mi zdradzić, gdzie pani mieszka.

Nie mam pojęcia, co wtedy we mnie wstąpiło, ale skapitulowałam. Dałam się podwieźć do tego hotelu. A później jeszcze bardziej mi odbiło i kiedy zapytał o numer komórki, to mu go podałam, bo podobno chciał mieć pewność, że nic mi nie dolega. Tkwiłyśmy z Anką w tym pokoju i zastanawiałyśmy się, czy spakować manatki i wracać od razu, czy dopiero jutro z samego rana. I kiedy Anka piała z zachwytu nad tatą Piotrusia, jaki to on uprzejmy i niesamowicie uczynny, to ja miałam na jego temat zupełnie odmienne zdanie.

Był całkiem sympatyczny

Kolejnego dnia z samego rana po raz kolejny zaskoczył Ankę, sugerując byśmy razem odpoczęli na odludnej plaży, z której on sam korzysta, kiedy potrzebuje wytchnienia. Powiedział, że tam ja będę mogła do woli cieszyć się morzem, gdyż zorganizował specjalnie dla mnie leżak, na którym będzie mi się wygodnie leżało mimo gipsu na nodze.

Później podjechał po nas pod hotel. Towarzyszył mu tylko Piotruś. Zdziwiło mnie to i od razu nasunęło się pytanie: gdzie podziała się jego małżonka? Uznałam jednak, że nie wypada o to pytać, więc milczałam. Stopniowo moja irytacja i niechęć względem niego zaczęły się zmniejszać, dostrzegłam jego wysiłki oraz szczere intencje, co sprawiło, że zaczęłam patrzeć na tego mężczyznę inaczej. Ujrzałam w nim sympatyczną osobę, która czuła się winna, że poniekąd przyczyniła się do tego, co mi się przytrafiło.

Od tego momentu zaczęliśmy zwracać się do siebie po imieniu. Okazało się, że Maciej pracuje jako architekt, od trzech lat samotnie opiekuje się Piotrusiem, gdyż jego żona zmarła, a kiedy synek choruje, a on akurat ma pilne zlecenia do zrealizowania, to wszystko mu się sypie.

Słuchałam go uważnie i z każdą minutą robiło mi się coraz bardziej wstyd. Zdałam sobie sprawę, jak bardzo byłam wobec niego niesprawiedliwa, oceniając go kiedyś tak surowo. To, jak się zachowywał w moim gabinecie, pokazywało tylko, że czuł się bezradny w trudnej dla niego sytuacji. Teraz dostrzegłam, że to naprawdę porządny facet i cudowny tata.

Znalazłam miłość

Dzięki jego wsparciu, w niedzielny wieczór dotarłyśmy z Anką cało do domu. Od tego momentu moja relacja z Maciejem zupełnie się zmieniła. Niespodziewanie połączyło nas uczucie, które nas zaskoczyło. Ja sama przeszłam totalną metamorfozę – stałam się radosną, spełnioną kobietą. Pokochałam i jestem kochana.

Moje emocjonalne zawirowania należą już do przeszłości, a na nadchodzące lata spoglądam z dużą dozą nadziei. Razem z moim ukochanym Maciejem zamierzamy wziąć ślub, a następnie wyruszyć w cudowną poślubną podróż. Poza tym mam cudownego synka – Piotruś zawładnął moim sercem, jakby był moim biologicznym dzieckiem.

Moment mojej życiowej przemiany nastąpił właśnie wtedy, gdy przydarzyła mi się ten wypadek. To była chwila przełomowa, która na zawsze zmieniła mój los. Dopiero od tamtego zdarzenia moje życie nabrało głębszego znaczenia. Stało się istotne i wartościowe. A ja sama odnalazłam prawdziwe szczęście.