Dzień moich marzeń zaczął się wczesnym rankiem na stoku. Wjeżdżałam wyciągiem jako pierwsza i stanęłam na szczycie z poczuciem, że świat do mnie należy, a potem sunęłam pustymi jeszcze szlakami, nasycając się dzikim, nieujarzmionym pięknem gór. Potem było już gorzej. Większy tłok, gorszy śnieg, ale i tak wyjazd na narty to najważniejszy punkt w moim urlopowym kalendarzu. Latem mogę siedzieć w mieście, wtedy miasto zyskuje na uroku. Zimą trzeba uciekać w góry. Albo na przedwiośniu, skracając oczekiwanie na prawdziwą wiosnę.

Jędrek też tak uważa, ale on nie ma w sobie mojej pasji i entuzjazmu. Towarzyszy mi, ale trochę od niechcenia, często zjeżdżam sama, a on przesiaduje na leżaku, podziwia widoki i popija grzane wino. Odpoczywa. Jasne, nic na siłę. Ja odpoczywam dopiero wieczorem, kiedy mięśnie tak mnie bolą, że nie mogę się ruszyć. Ale dla mnie to też jest przyjemne. Zmęczenie i fizyczny ból dają mi pewność, że żyję.

Nie znosiłam tej baby

Każdy taki wyjazd to dla mnie święto i celebruję je najlepiej, jak potrafię. W tym roku pojechaliśmy w lutym, co ma swój urok. Dni są już dłuższe, słońce częściej olśniewa niebo błękitem. Urlop zapowiadał się cudownie.

I nagle zobaczyłam ją w kolejce do wyciągu. Oczywiście nie byłaby sobą, gdyby nie miała najmodniejszego stroju i nowiuteńkiego sprzętu. Zawsze musi rzucać się w oczy. Bardzo skutecznie, skoro wyłowiłam ją w takim tłumie. Nie zaglądałam na media społecznościowe, ale pewnie jest już tam z pięćdziesiąt zdjęć, nawet jeśli przyjechała wczoraj wieczorem. Ula w czapeczce, Ula w goglach na tle ośnieżonych szczytów. Ula podczas zjazdu, Ula odpoczywa. A serduszka i komentarze się mnożą: „piękna!”, „najpiękniejsza!”. Ciekawe, gdzie podziała swojego dupka z nieodłącznym aparatem w dłoni. Dlaczego nie strzela kolejnych fotek pod tytułem „Ula w kolejce do wyciągu”?

Co za pech! Ze wszystkich ludzi na świecie właśnie ona i właśnie teraz musiała się tu przyplątać. Po to, by zepsuć mi humor i cały wyjazd.

Ula jest koleżanką Jędrka z lat studenckich. Ich paczka zawsze mocno się trzymała i do dziś spotykają się od czasu do czasu. Nie za często, ale jak dla mnie i tak nadto. Ostatnio tylko we własnym gronie, formuła imprez rozszerzonych o drugie połowy dawno się wyczerpała. Nie pasujemy do siebie my, żony i mężowie starych przyjaciół. Szczególnie, że jesteśmy w wielu przypadkach kolejnymi, jak na przykład ja, trzecia żona Jędrka, nie licząc tak zwanych narzeczonych.

Nie mam nic przeciwko tym przyjaciołom. W całej ich gromadzie tak naprawdę przeszkadza mi wyłącznie ona, Ula. Wkurza mnie po prostu! Narcystyczna do bólu, najjaśniej świecąca gwiazda na firmamencie ich nieba. Sporo w ich gronie namieszała. Wszyscy się w niej kochali. Tak przynajmniej twierdzi ona.

Była bardzo pewna siebie

– Tak, fajny chłopak, kochał się we mnie – ile razy słyszałam te słowa.

Wymawiając je, zawsze robi minkę niewinnej panienki.

– I cóż ja na to poradzę? – zdaje się pytać zawstydzona całą sytuacją. – Czy to moja zasługa, że taka jestem piękna, inteligentna i atrakcyjna?

Nie znoszę jej, szczerze jej nie znoszę. Te zdjęcia, które nieustannie publikuje w sieci, sprawiają mi niemal fizyczny ból. Jest rzeczywiście bardzo piękna i fotogeniczna niczym aktorka. Ma wielkie ciemne oczy, długie rzęsy, alabastrową cerę, wydatne usta, pocieszam się, że powiększone, twarz nieskazitelną w każdym szczególe, a do tego jest zgrabna, długonoga. I ta burza ciemnych długich włosów! Doprowadza mnie do szału również swoimi złotymi myślami. Na przykład taką, wygłoszoną tonem profesora na katedrze podczas naszego ostatniego spotkania, co prawda już dawno temu:

– Kobiecość to nie kształt pupy, tylko kształt mózgu.

No, myślałam, że ją wyśmieją, sama aż się zakrztusiłam rybą, którą jadłam. Przecież miała na sobie o dwa numery za małe legginsy i jak o jej mózgu świadczyła ta ludowa mądrość? Ale nie, spodobało się. Dobre sobie.

Nie mogłam jej zignorować

Dlatego kiedy zobaczyłam ją w tych górach, wystrojoną i wymalowaną, gotową do sesji fotograficznej poczułam nadciągającą furię. To nie mógł być przypadek, choć pewnie będą udawać, że jest. Umówili się z Jędrkiem, to pewne. Właściwie od razu miałam ochotę uciekać. A choćby z powrotem do domu. Odczekałam, aż wsiadła na krzesełko i pojechała w górę, a potem jeszcze parę minutek. Niech wjedzie i zjedzie, może chociaż dzisiaj uniknę jej towarzystwa. Nic z tego. Stała na górze. Czekała na mnie? Widziała mnie już? Jeśli tak, to doskonale udała zaskoczenie.

– Elka, skąd ty tutaj?! Jesteś sama? No nie mów! – zaczepiła mnie od razu.

– Nie, z Jędrkiem. Siedzi przecież w knajpie. Nic nie wiedziałaś o naszych planach? – zdziwiłam się.

– Ależ skąd! Z rok się nie widzieliśmy, jak mogłam wiedzieć?

Zabrzmiało to dosyć szczerze, lecz i tak za grosz jej nie ufałam. Z tego, co wiem, mieli ze sobą romans tak dawno temu, że oboje zdążyli już o tym zapomnieć, ale może właśnie postanowili sobie przypomnieć? Zawsze byłam o nią zazdrosna, a Jędrek tylko się ze mnie śmiał.

– Elżuniu, ona nawet nie jest w moim typie. Przespaliśmy się kiedyś na jakiejś imprezie w akademiku, ale wiesz co? To się nie liczy, wtedy sypialiśmy wszyscy ze wszystkimi. A poza tym Ula była trofeum. Wiesz, każdy chciał ją zdobyć. Ja też musiałem, to była konkurencja sportowa.

– Stary cynik!

– Nie, za młodu byłem cyniczny. Teraz jako dojrzały mężczyzna gram na romantycznych strunach mojej duszy. Dlatego oszalałem na twoim punkcie, księżniczko – słodził mi.

Taaaaak. Bardzo chciałam w to uwierzyć, ale jakoś nie mogłam. W cynizm mojego męża, nawet przed wiekami, również. Trofeum, konkurencja sportowa… A może po prostu stara miłość nie rdzewieje? Może cały czas mają romans i w łóżku, po udanym seksie, podśmiewają się z mojej naiwności?

Mąż był miło zaskoczony

Jeździłyśmy do końca dnia razem, oczywiście ona lepiej ode mnie. Dużo lepiej. Ma solidne nogi, wyrobione na siłowni mięśnie, świetną kondycję. Nigdy nie paliła, prawie nie pije. Co poradzić na to, że ta kobieta we wszystkim jest ode mnie lepsza? No co?
Kolejki do wyciągów stawały się krótsze z każdą chwilą, a ja obstawałam, by używać pojedynczych krzesełek, dzięki temu prawie nie musiałyśmy rozmawiać. Ale i tak zdążyła mi powiedzieć o swoim awansie związanym z dużą podwyżką, o tym, że kupili z Arkiem nowe BMW, że jego interesy dobrze stoją, a uczucie między nimi po prostu kwitnie. Normalnie jak jabłoń na wiosnę. Chyba się pobiorą. A to dopiero ciekawostka! Dotychczas nikt jeszcze Uli do ołtarza nie zaciągnął, choć przecież wszyscy chcieli, jak nieraz przekonywała. Jasne, marzyli o tym.

Z Jędrkiem spotkaliśmy się już na dole. On też odegrał scenę godną Oscara. Na jego obliczu pojawiły się kolejno zdumienie, niedowierzanie, a w końcu radość.

Co za niespodzianka, doprawdy! – zaczął przeżywać. – No żeby tak się zejść. A właściwie zjechać, haha! – dodał ubawiony po pachy własnym żartem. – I to w tych samych górach! Na tym samym stoku. I nikt nic o niczym nie wiedział. Takie cuda się w życiu zdarzają! – wykrzykiwał.

Ja tam w cuda nie wierzę. Z trudem maskowałam wściekłość, kiedy umawiali się na kolację.

– Nie pójdę – oznajmiłam już w pokoju. – Ledwo żyję, ledwo się ruszam, będę leżeć w łóżku i oglądać telewizję.

– Bez jedzenia?

– Przynieś mi coś. Poproś o paczkę dla pieska – stęknęłam.

– Pomyśl, jak to będzie wyglądało, taka młoda, a po jednym dniu na stoku padła na łóżko i nie ma siły wstać. Wstyd, kochanie. A Ula pewnie pójdzie po kolacji na dyskotekę.

– Niech idzie, może kulasa złamie. Pewnie ma już osteoporozę – rzuciłam.

– Świnia! Wstawaj, idziemy! – zarządził Jędrek, kopiąc w materac.

Byłam o nią zazdrosna

Tego jej Arka to już kiedyś widziałam. Zrobił na mnie wrażenie nadętego buca, wpatrzonego w tą swoją Ulę jak w święty obrazek i świata poza nią niewidzącego. Ale chyba jakaś zmiana tu nastąpiła, odnotowałam z satysfakcją. To Ula przez cały wieczór mu nadskakiwała, a on siedział taki jakiś cichy, spięty, smutny.

Nawet trochę zrobiło mi się go szkoda. Pod koniec kolacji rozchmurzył się jednak i nawet opowiedział jakiś głupi dowcip. Wydał mi się w tym całkiem sympatyczny. Potem poszliśmy wszyscy na tę dyskotekę. Wypiłam sporo wina i nawet wesoło się bawiłam, tańczyłam, wygłupiałam. Trochę mi odbiło po wrażeniach tego dnia. I miałam dość siły na seks. Chyba poczucie zagrożenia tak na mnie podziałało. Oczami wyobraźni wciąż widziałam ich w łóżku, jej silne, muskularne ciało, w doskonałej fizycznej kondycji, ujeżdżające mojego męża, doprowadzające go do rozkoszy.

– Co się stało? – mruknął, kiedy już skończyliśmy. – Tak dobrze dawno już nie było – stwierdził.

– Nic. Jak zawsze bardzo cię kocham. A ty mnie?– zapytałam.

– Do szaleństwa, mój ty robaczku świętojański – odparł Jędrek.

Następnego dnia obudziłam się późno, skacowana i wykończona. Nie zaczęłam jazdy o poranku, ledwo wygrzebałam się przed dziesiątą. Oczywiście zdzwoniliśmy się z Ulą i umówiliśmy się na stoku. I oczywiście Jędrek nie był już taki zmęczony jak poprzedniego dnia. Odpoczynek na leżaku ze szklanką wina nagle przestał być dla niego atrakcją. Śmigali z Ulką niczym starzy wyjadacze, a ja odpuściłam.

Nie wiem, jak to się stało

Wlekliśmy się za nimi z Arkiem, który w ogóle dość kiepsko jeździ. Dotrzymywałam mu towarzystwa. Dużo gadaliśmy, czego normalnie nie robię, skupiając się raczej na samej jeździe i podziwianiu widoków. W końcu rozdzieliliśmy się. Tamci nie mieli już cierpliwości na nas czekać. Zostałam z Arkiem i sama się zdziwiłam, że nie jestem zazdrosna o Jędrka i Ulkę.

Wieczorem znowu poszliśmy na dyskotekę. Trudno, pomyślałam zrezygnowana, sportowe straty odrobię innym razem. Do końca zimy daleko… – zakpiłam, uśmiechając się do swoich myśli. Tańczyliśmy z Arkiem trzeci kawałek z rzędu, tym razem bardzo wolny. Tango-przytulango. Poczułam ciepło rozlewające się po ciele i usta Arka na moich ustach. Całowaliśmy się, jakby nikogo wokół nas nie było.

– Nigdy nie zapomnę wrażenia, jakie na mnie zrobiłaś wtedy, kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem. Bezustannie noszę pod powiekami twój uśmiech, twoje oczy w uśmiechu, całą twoją twarz… Chyba tak naprawdę to ciebie kocham, nie ją – wyszeptał mi do ucha.

Wybiegłam do toalety. Oparłam czoło o zimne lustro. Jaka ulga! Co się ze mną dzieje? Co ja wyprawiam? W głowie czułam chaos, a w ciele trawiącą mnie wściekłą gorączkę. Wróciłam na salę i odtrąbiłam koniec imprezy.

– Spać mi się chce, najwyższa pora do łóżek. Dobranoc! – zarządziłam.

Znów byłam podejrzliwa

W pokoju Jędrek patrzył na mnie smutno, ale nic nie mówił.

– I co? – warknęłam. – Jak ci tam z tą twoją Uleczką było?

– Mnie z Uleczką? O czym ty w ogóle mówisz, Elka? – zapytał.

Myślisz, że nie wiem o waszym romansie? Że jestem taka naiwna?

– Jakim romansie? Ela? Ty naprawdę nieźle się nawaliłaś!

Rzuciłam się na łóżko. Zasnęłam natychmiast i spałam do rana jak zabita. Obudziłam się rzecz jasna na kacu. Znowu. Spojrzałam w okno. Sypał śnieg, gęsta biała kurzawa jak perkalowa zasłonka w oknie. OK, można spać dalej – pomyślałam – i tak na razie nici z jazdy. Ale nie mogłam już zasnąć. Patrzyłam na mojego męża. Przykryty po czubek nosa – zawsze tak śpi, nawet w letnie upalne noce – wyglądał jak mały chłopiec chowający się przed światem. Wystraszony, zalękniony, wycofany w głąb siebie. Zalała mnie fala ciepłych uczuć.

Jest dla mnie taki dobry, pomyślałam. Czuły, opiekuńczy. Zakochany. Zawsze bez zarzutu, oddany, tolerancyjny, hojny. Czy ja naprawdę zwariowałam? Przecież on nie daje mi żadnego powodu do zazdrości! To tylko moja chora wyobraźnia. Wymyślam jakieś głupoty i nie tylko zaczynam w nie wierzyć, ale jeszcze sama romansuję z obcym facetem, który na dodatek jest czyimś facetem. Jak ja się zachowuję? Wstyd! Cały wczorajszy dzień to był jakiś idiotyczny spektakl z mojej strony. I jeszcze pozwoliłam się mu pocałować! Idiotka!

To było dla mnie policzek

Tak się zdenerwowałam tymi myślami, że w końcu wstałam, wykąpałam się, ubrałam po cichutku i sama zeszłam na śniadanie. Mocna kawa miała mi zrobić dobrze. Tymczasem przy stoliku siedział Arek, też sam. Miał mocno podkrążone oczy i włosy w nieładzie. Najchętniej bym od razu zwiała, ale nie dało się, już mnie zobaczył i zachęcającym gestem pokazał puste krzesełko koło siebie. Długo i starannie wybierałam potrawy przy szwedzkim stole. W ogóle nie miałam ochoty na rozmowę z nim. Wreszcie zrezygnowana przysiadłam się. Uważnie mnie obserwował.

– Słuchaj, te wczorajsze tańce… No wiesz, zapomnijmy o tym. Proszę.

– Tak? Szkoda wielka – spojrzał mi głęboko w oczy.

– Ja naprawdę bardzo kocham Jędrka. Nie robię żadnych skoków w bok. Nie mój styl.

– A to jeszcze większa szkoda… Gdyby to było w twoim stylu, bardziej byście do siebie pasowali.

– Kto?

– Ty i Jędrek, oczywiście.

– Co masz na myśli?

Krew powoli spływała mi do samych stóp, troszkę zrobiło mi się słabo. Cholerne grzane wino, pieprzona trucizna.

– Nie wyglądasz na bardzo mądrą, czy raczej bystrą, ale żeby aż tak? Elu, nie bądź naiwna!

– Nie jestem.

– Nie? No to mam pomysł. Podaj mi swój adres mejlowy, a ja podeślę ci kilka listów, parę fotografii… może lepiej zrozumiesz, skąd się tu w tych górach wzięliście. Skąd my się tu wzięliśmy.

– Kłamiesz. Zmyślasz. Nie wierzę ani jednemu twojemu słowu. Nie chcę od ciebie żadnych mejli, odczep się!

Zerwałam się od stołu i wyszłam z jadalni. Za drzwiami przystanęłam. I dokąd ja właściwie mam pójść?