Tata próbował mnie wychowywać po swojemu, nauczyć dyscypliny, ale w końcu się poddał. Ile razy próbował mi zwrócić uwagę, że mógłbym chociaż odnieść swój talerz do kuchni, mama zrywała się zza stołu. 

– Daj dziecku spokój, jeszcze się naharuje w życiu. Idź się bawić, Tomuś, no już.

Liceum skończyłem tylko dlatego, że mama co roku przekonywała nauczycieli, żeby dali mi jeszcze jedną szansę. Maturę z matematyki zdałem, bo dostałem rozwiązanie w kanapce. Na ustnych sobie poradziłem, bo zawsze miałem gadane.

– Będę zdawał na PWST – oświadczyłem rodzicom. Tata przewrócił oczami. Mama zaś aż podskoczyła z radości.

– Mój Tomuś będzie gwiazdą

Oblałem za pierwszym razem, za drugim i za trzecim. Wojska się nie bałem – mama załatwiła mi zaświadczenie, że mam słabe serce. Przez kilka lat cały czas twierdziłem, że szykuję się do egzaminów. Wmówiłem rodzicom, że chodzę na kursy i jestem członkiem eksperymentalnej grupy teatralnej. Gdy mama domagała się, żebym zaprosił ją na spektakl, przewracałem oczami i z miną znawcy tłumaczyłem, że to teatr eksperymentalny i mama nic nie zrozumie. Tak naprawdę całe przedpołudnia oglądałem telewizję albo grałem na komputerze w jakieś prymitywne strzelanki. A wieczorami snułem się z kumplami po knajpach lub piliśmy w parku.

Czasem wyrywałem jakąś dziewczynę. Z tym nie miałem problemu. Dobrze wyglądałem, zawsze miałem kasę od mamy i potrafiłem zbajerować każdą. Zawsze zaczynałem od tego, że będę aktorem, zmyślałem, że grałem już w jakimś serialu, opowiadałem o zdjęciach próbnych do kolejnych. Działało w niemal stu procentach.

Nie chciałem pracować

Po kolejnym nieudanym podejściu do egzaminów w PWST oświadczyłem rodzicom, że odpuszczam. 

– To jest klika, przyjmują dzieci aktorów albo znajomych królika. Nie będę brał w tym udziału – przewróciłem oczami.

Mama kiwała głową. Tata tylko westchnął głęboko. 

Od tamtej pory zacząłem udawać, że szukam pracy. Nigdy nie poszedłem na żadną rozmowę. Mama ciągle wymyślała mi wymarzone kariery. 

– Będziesz doskonałym pilotem wycieczek! Zobacz, szukają agentów ubezpieczeniowych!

– Tak, tak, wspaniały pomysł. Pójdę tam jutro – zbywałem ją i ruszałem w miasto. 

Skończyłem trzydzieści trzy lata i mieszkałem z rodzicami. I ciągle byłem na ich garnuszku. Tata dobiegał siedemdziesiątki i coraz bardziej miał dość tej sytuacji. 

– Ogarnij się, nie wstyd ci brać od mamy pieniądze na prezerwatywy? – syczał.

– Oj, Czesław, przestań, o czym ty mówisz – mama ciągle zachowywała się, jakby wierzyła, że jestem prawiczkiem. – Przecież Tomuś nawet nie ma narzeczonej. 

Poznałem dziewczynę

Tu miała rację. Z żadną kobietą nie byłem dłużej niż kilka tygodni. Gdy robiło się poważnie, ulatniałem się. A czasem dostawałem kosza, gdy dziewczyna orientowała się, że jestem bajerantem i niebieskim ptakiem. Nie mam pojęcia, dlaczego Aneta wpadła na pomysł, że nadaję się na męża. Ale jak to mówią – zagięła na mnie parol. Spotkaliśmy się na sylwestrze u mojego kumpla Jacka. Odstawiłem show.  Choć znam kilka chwytów gitarowych na krzyż, dałem minikoncert. Zauważyłem, że wysoka dziewczyna w czerwonej sukience przygląda mi się uważnie. To była Aneta. Potem mówiła, że zakochała się we mnie od pierwszego wejrzenia. 

Aneta jest prawniczką. Już wtedy w wieku dwudziestu dziewięciu lat pracowała w kancelarii. Spędziliśmy w łóżku cały Nowy Rok. Następnego dnia rano budzik zadzwonił o szóstej. Aneta zerwała się, wykąpała, umalowała. Wpadła do sypialni w płaszczu i z filiżanką kawy w ręku. 

– Tomek, wstawaj. Nie musisz iść do pracy? Ojej, w sumie nie zapytałam, czym się zajmujesz. A zresztą, nieważne, opowiesz mi wieczorem, już jestem spóźniona – Aneta cmoknęła mnie w policzek. – Zatrzaśnij drzwi, wychodząc. Pa!

Pospałem jeszcze trzy godziny. Wziąłem prysznic w wielkiej, nowocześnie urządzonej łazience. Zrobiłem sobie kawę w ekspresie. Rozejrzałem się uważnie. „Mógłbym tu mieszkać” – pomyślałem. Zaczęliśmy się spotykać. Aneta łykała każdy kit, który jej wciskałem. Całe dnie spędzałem wtedy przed komputerem, więc wymyśliłem, że pracuję nad własną grą komputerową, która przyniesie mi sławę i pieniądze. Aneta chyba bardzo chciała w to uwierzyć. A po pół rok nawet ja zacząłem wierzyć, że to jest mój plan. Zapisałem się na kurs programowania i grafiki komputerowej. 

Wzięliśmy ślub

– Może pora, żebyśmy zamieszkali razem? – zaproponowała Aneta.

Tak bardzo się do tego nie paliłem. Jej mieszkanie było wspaniałe, ale u rodziców miałem obiad, a od mamy dostawałem kieszonkowe. Trochę głupio będzie mi prosić o pieniądze dziewczynę. Ale Aneta w końcu postawiła na swoim. Była kobietą sukcesu – to, co zaczynała, doprowadzała do końca. Mama płakała, gdy się wyprowadzałem

– Wrócisz, jak tylko ta dziewczyna się na tobie pozna, darmozjadzie cholerny! – krzyczał ojciec. 

– Ale w niedzielę przyjdź na obiadek, będzie rosół. Możesz przyprowadzić tę dziewczynę, ale uprzedź ją, że u mnie w domu się zjada to, co ma się na talerzu – zawołała jeszcze z balkonu mama.

Nie zapomniała, że gdy pierwszy raz przyprowadziłem Anetę do domu, ta nie tknęła ani tłuczonych ziemniaczków, ani zasmażanej kapusty.

Pół roku później Aneta mi się oświadczyła. 

– Tomek, nie ma na co czekać. Mam już trzydzieści lat, pora się ustatkować – wypaliła prosto z mostu. Nie miałem powodów, żeby powiedzieć nie.

Mama na wieść o ślubie popłakała się. 

– Syneczku, a czy ta Aneta będzie tak umiała o ciebie zadbać jak ja? Przecież ona nawet pierogów nie potrafi ulepić. A kto ci będzie prasował? Mój biedny syneczek – chlipała.

Udawałem, że pracuję

Owszem, całe dnie spędzałem przed komputerem, ale z pracą nad grą czy czymkolwiek innym nie miało to nic wspólnego. Aneta czasem dopytywała się, jak mi idzie i kiedy coś jej pokażę. Zbywanie jej szło mi coraz trudniej. Na szczęście, jedenaście miesięcy po ślubie zaszła w ciążę. Jak na pracoholiczkę przystało, do pracy chodziła do ostatniego dnia. Zaczęła rodzić za biurkiem. Do pracy wróciła miesiąc później. A ja miałem wymówkę, żeby siedzieć w domu. Niby opiekowałem się Krzysiem i pracowałem. Tak naprawdę synkiem zajmowała się moja mama. Zabierała go na spacery, karmiła. A ja dalej mogłem całe dnie spać albo grać na komputerze. Gdy Aneta wracała do domu, opowiadałem jej to, co mówiła mi mama. 

– A dziś Krzyś na placu zabaw zabrał samochodzik małemu rudzielcowi! A dziś włożył sobie durszlak na głowę i zaczął podśpiewywać sobie tą ulubioną piosenkę!

Wieczorami wychodziłem i spotykałem się z kumplami na piwie. 

– Kochanie, teraz twoja kolej. Muszę iść poprzebywać z dorosłymi, bo oszaleję. Zgoda? – ściemniałem i znikałem.

W drzwiach słyszałem jej wołanie, że byłoby miło spędzić wieczór we trójkę…

– Krzyś musi iść do przedszkola. Musi się nauczyć przebywania z innymi dziećmi – zadecydowała trzy lata później Aneta.

Trochę spanikowałem, bo kończył mi się pretekst do obijania się. Od roku próbowałem namówić żonę na drugie dziecko, ale mi się nie udało.

– Jeden urwis nam wystarczy, wiesz, dziecko kosztuje – ucinała każdą rozmowę, dyskretnie dając mi do zrozumienia, że na razie to ona nas utrzymuje.

Ściemy z tworzeniem najwspanialszej gry dwudziestego pierwszego wieku wieku dłużej nie chciałem ciągnąć. 

– Gdy ja się zajmowałem Krzysiem, ktoś mnie ubiegł. I wpadł na taki sam pomysł. Nie mam już siły. Dam sobie spokój – oznajmiłem.

Stwarzałem pozory

Wtedy Aneta jeszcze ciągle wierzyła w każde moje słowo. Zacząłem udawać, że szukam pracy. Po tym kursie grafiki komputerowej miałem pomysł, że może zahaczę się w jakiejś agencji reklamowej. Mój kumpel z liceum był copywriterem. Tej pracy nie dostałem, ale okazało się, że moje wygadanie i łatwość nawiązywania kontaktów to wystarczające kwalifikacje do zajmowania się klientami. 

Po raz pierwszy w życiu miałem pracę! Z początku wydawało mi się to superprzygodą. Do moich obowiązków należało pośredniczenie między klientami a tak zwaną sekcją kreatywną. I sprawianie, żeby klient był szczęśliwy. Lunche, brunche, bankiety… Taka praca wydawała się idealna dla mnie. Nawet mi nie przeszkadzało, że muszę się ubierać w garnitur. 

Wyleciałem po ośmiu miesiącach. Naskarżył na mnie klient – trzy razy zapomniałem, że się z nim umówiłem. A na spotkanie, na które w końcu dotarłem, spóźniłem się prawie pół godziny. 

– Kochanie, ta praca nie była dla mnie. Ja jestem wolnym duchem, nie lubię obłudy. Nie dałem rady, powiedziałem, co myślę, zamiast im kadzić. I za to mnie wyrzucili – nałgałem Anecie.

Była oburzona. Pocieszała mnie. 

– Jeszcze będą żałować, że się ciebie pozbyli, zobaczysz.

– Ale wiesz, dzięki tej pracy wpadłem na pomysł. Napiszę scenariusz filmu, a może serialu o agencji reklamowej. Mam mnóstwo materiału. Ludziom nawet nie przychodzi do głowy, co się tam wyprawia – wpadłem na wspaniałą wymówkę. 

Aneta była zachwycona. Coś tam nawet zacząłem stukać. Po dwóch latach miałem może tylko dwie strony, ale za to zgodnie z wytycznymi z internetu: odpowiednią czcionką, z odpowiednimi wcięciami. 

Żona była mną rozczarowana

Na czterdzieste urodziny Aneta zabrała mnie do Mediolanu. Uznałem, że to dobry moment, żeby jej powiedzieć, że ze scenariusza nic nie będzie. 

– Byłem w kilku studiach, próbowałem ich zainteresować tematem, ale nic z tego. Zdenerwowałem się i wszystko skasowałem. Zraziłem się – skłamałem.

Chyba po raz pierwszy Aneta spojrzałam na mnie z niedowierzaniem. 

– Wszystko skasowałeś? Ale przecież to można odzyskać. Wiesz, mam klienta, który pracuje w branży. Może mógłby rzucić okiem – zaproponowała.

– Dziękuję, ale nie. Skończyłem z tym, temat zamknięty.

– Jak chcesz – ucięła rozmowę Aneta, ale wyglądała na trochę złą.

Krzyś chodził już wtedy do szkoły. W jego podstawówce potrzebny był nauczyciel plastyki. Pan Wojtek miał zawał i dostał zwolnienie do końca roku. 

– Może spróbujesz? Przecież miałeś do czynienia z grafiką komputerową – zaproponowała Aneta.

Nie bardzo wiedziałem, jak jej wyjaśnić, że moje wykształcenie to miesięczny kurs. Dyrektor szkoły był zdesperowany i o nic nie pytał. Jakoś dotrwałem do końca roku. Po wakacjach pan Wojtek wrócił do pracy.

Przez kolejnych dziesięć lat imałem się wielu zajęć. Byłem nawet ochroniarzem w supermarkecie. Po każdej klapie Aneta coraz mocniej zaciskała zęby. Chyba z dużym opóźnieniem zaczęło do niej docierać, że poślubiła niebieskiego ptaka. 

Nie oczekuję, że zarobisz na utrzymanie domu czy wykształcenie Krzysia. Z tym się już pogodziłam. Ale może chociaż, na Boga, będziesz sam płacił za swoje papierosy i piwo? Nie wstyd ci? – cierpliwość mojej żony zaczęła się wyczerpywać. 

Miała dość

Wyłysiałem, wyhodowałem wielki brzuch. Mój chłopięcy urok dawno temu szlag trafił. Jeszcze do niedawna układało nam się chociaż w łóżku. Ale ostatnio coraz częściej zdarzało mi się zawodzić. Aneta zaczęła dochodzić do wniosku, że taki mąż jak ja nie jest jej do niczego potrzebny. A nawet – że jest dla niej kulą u nogi.  Aneta ciągle była bardzo atrakcyjna. Trzy razy w tygodniu chodziła na siłownię. Pływała, biegała. Podobała się mężczyznom. Byłem pewien, że do atrakcyjnej, bogatej, inteligentnej rozwódki z bystrym i prawie już dorosłym synem ustawi się kolejka zainteresowanych. A ja skończę na ulicy

Mama już nie żyła, tata miał zaawansowanego alzheimera. Kilka lat temu sprzedałem mieszkanie rodziców – za pieniądze ze sprzedaży mogłem umieścić tatę w prywatnym domu opieki. Coraz częściej się z Anetą kłóciliśmy. Zawsze o to samo. Że jestem pasożytem i darmozjadem. 

– Chyba pora, żebyśmy zakończyli tę farsę. Oszukujesz mnie od prawie dwudziestu lat. Ja pracuję od rana do nocy, a ty śpisz do południa i snujesz się po domu. Nie będę za tobą tęskniła, jak w końcu znikniesz z mojego życia – Aneta była wściekła, gdy wykrzyczała te słowa.

Ale nie miałem wątpliwości, że naprawdę zaczyna tak myśleć. Wiedziałem, że moją ostatnią szansą jest znaleźć i utrzymać dobrą pracę. Znowu pomógł mi kolega z młodości. Miał własną firmę – prowadził sieć hurtowni opakowań. Brzmi banalnie, ale naprawdę był bardzo bogaty. Znalazł mi miejsce w dziale marketingu. 

– Tyle mogłem dla ciebie zrobić. Ale co dalej, to już zależy od ciebie. Jak sobie nie będziesz radził, nie wybronię cię. 

Chciałem to ratować

Maciek był moim kumplem, ale w pracy zamieniał się w całkiem bezdusznego biznesmena. Obiecałem mu, że dam z siebie wszystko. Aneta przyjęła nowinę sceptycznie. 

– Tomek, nie oszukujmy się. Ty tam nie wytrzymasz dłużej niż dwa, trzy miesiące. 

Za pierwszą wypłatę kupiłem bukiet róż i drogie wino. Ugotowałem spaghetti z sosem z puszki i czekałem na Anetę z kolacją przy świecach. Wróciła po północy. Lekko wstawiona, ale przekonywała mnie, że była w pracy. Poszła prosto do łóżka. Wyrzuciłem jedzenie do śmieci. Zgasiłem świece i też poszedłem spać.

– Tomek, przepraszam za wczoraj, wiem, że się postarałeś. Byłam skonana. Piękne kwiaty – następnego wieczora Aneta próbowała mnie przeprosić.

Uwierzyłem, że może nasze małżeństwo jest jeszcze do uratowania. 

Znów byłem bez pracy

Dwa miesiące później dostałem wypowiedzenie. Chyba po raz pierwszy naprawdę na nie nie zasłużyłem. Nie spóźniałem się, wykonywałem moje obowiązki, zostawałem po godzinach. Gdy pakowałem swoje rzeczy z biurka, dowiedziałem się prawdy od kolegi.

– Od początku było wiadomo, że wylatujesz. Szef kazał cię zatrudnić. Janusz nie mógł odmówić. On ma kuzyna, któremu już obiecał tę posadę. Więc odczekał trzy miesiące, żeby nie podpaść szefowi.

W pierwszym odruchu chciałem nawet zadzwonić do Maćka. Ale przypomniałem sobie naszą umowę. Wiedziałem, że tylko się ośmieszę. Od trzech tygodni udaję, że ciągle pracuję. Wychodzę o tej samej porze co zwykle. Najpierw chodziłem do parku. Ale raz o mało nie wpadłem na Krzyśka. Teraz jeżdżę do galerii handlowej na drugim końcu miasta. Siedzę na ławce i czytam książkę. Został mi jeszcze tydzień. I będę musiał powiedzieć żonie prawdę. Bo i tak się dowie.

Obiecałem, że za kolejną pensję kupię synowi nowy rower. Że po raz pierwszy to będzie prezent ode mnie.  Ale tych pieniędzy nie będzie. Nie mam żadnych oszczędności. Chwilówka? Będzie jeszcze gorzej, gdy Aneta będzie musiała ją spłacić. Mamy wspólnotę majątkową, komornik w końcu przyjdzie do niej. 

Jestem przegrany

Jeszcze tydzień temu łudziłem się, że zdążę znaleźć nową pracę. Przejrzałem kilka portali z ofertami. Zadzwoniłem w dwa, trzy miejsca. Gdy mówiłem, ile mam lat – odkładali słuchawkę. Ewentualnie pytali o doświadczenie. I znowu odkładali słuchawkę. 

Od tygodnia już nic nie robię. Wczoraj poszukałem w internecie adresów noclegowni. Dowiedziałem się, że w takim miejscu można przebywać tylko nocą. A przecież niedługo zima…Na kilka dni może przygarnie mnie kumpel. Na kolejne inny. Ale ile tak pociągnę? Tych kumpli nie zostało mi już tak wielu. 

Wczoraj nagle zadzwonił kuzyn. Andrzej mieszka na wsi, ma plantację chmielu. Chciał nas zaprosić na niedzielę na chrzciny pierwszego wnuka. W dzieciństwie spędzałem z nim wakacje, ale od dawna spotykaliśmy się tylko na rodzinnych uroczystościach. Był zaskoczony, kiedy w pewnej chwili się rozpłakałem. 

– Stary, co jest? – zapytał.

Westchnąłem i powiedziałem mu wszystko. Bez ściemniania jak do tej pory, bez owijania w bawełnę. Żadnemu z najbliższych kumpli nie przyznałem się, jak jest u mnie źle. A w tym momencie coś we mnie pękło.

– Co ty mówisz… Tomek – niedowierzał, że faktycznie jest tak źle. Zawsze ci zazdrościłem. Fajna żona, piękne mieszkanie – Andrzej zawiesił głos. – Ale jak naprawdę jest tak źle, to przecież masz mnie. Kiedyś byliśmy jak bracia. Pamiętasz? Mamy duży dom, pokój się u nas znajdzie. A dodatkowa para rąk w takim gospodarstwie zawsze się przyda. Pamiętam, że kiedyś doskonale radziłeś sobie z traktorem dziadka. Tego się nie zapomina. Przyjedź na te chrzciny. Chociaż z Krzysiem, jeśli z Anetą to rzeczywiście koniec. Dawno go nie widziałem, a to już przecież prawie mężczyzna. Porozmawiamy. Jak będziesz chciał – zostaniesz. Kasia się ucieszy. Zawsze uważała, że jesteś o wiele zabawniejszy ode mnie. Trzymaj się, do niedzieli.

Andrzej dawno się rozłączył, a ja ciągle patrzyłem na ekran telefonu. Próbowałem się upewnić, że ta rozmowa naprawdę miała miejsce. Wstałem i poszedłem do autobusu. Wieczorem odważyłem się i powiedziałem Anecie prawdę o pracy. Nie zdarzył się cud. 

– Jak jutro wrócę z pracy, ma cię tu nie być. A, i musisz sam wyjaśnić Krzysiowi, dlaczego się wyprowadzasz. Tylko nie próbuj mu wciskać kitu. On nie jest ślepy ani głuchy – Aneta nawet na mnie nie spojrzała i zamknęła drzwi od sypialni. 

Otworzyłem piwo i zacząłem się zastanawiać, co mam powiedzieć synowi.