Nawet się z tym nie kryli

Z Krystianem mieliśmy za sobą sześć lat małżeństwa i wydawało mi się, że jesteśmy szczęśliwi. To prawda, nie chodziliśmy cały czas z uśmiechem od ucha do ucha, ale nie ma w tym nic dziwnego. Mieliśmy swoje dobre i złe dni, raz słońce, raz deszcz, ale ogólnie wspieraliśmy się wzajemnie, kochaliśmy się i pamiętaliśmy, że trzeba troszczyć się o związek. Więc kiedy zaczęły się problemy? Nie mam pojęcia...

Gdy jedna z moich znajomych z biura oznajmiła, że mój mąż ma naprawdę uroczą siostrę, na początku nie miałam pojęcia, o co jej chodzi. Jaką siostrę? W końcu Krystian miał tylko dwóch braci i ani jednej siostry. Mimo to moja przyjaciółka była przekonana, że widziała go z siostrą, bo tak ją też przedstawił. Mówił, że to jego młodsza siostra, którą zabrał na lunch. Mnie z kolei sprzedał bajkę o tym, że będzie miał robione rutynowe badania do pracy.

Znalazłam ich w necie. Nawet nie próbowali się ukrywać i żeby tylko dawali lajka swoim zdjęciom na Instagramie od czasu do czasu... Wręcz przeciwnie – mieli tyle tupetu, że dodawali do nich komentarze z małymi, tajemniczymi aluzjami. Pewnie nikt inny, kto nie znałby ich dobrze, nie zorientowałby się, co tak naprawdę ich łączy, ale ja od razu wiedziałam, że coś jest nie tak.

Bez trudu zauważyłam, że ta blondyna ma męża. No, całkiem ciekawe. Zdecydowali się na pełen pakiet. Czyli to nie jest trójkąt, ale czworokąt! Na Facebooku status jej związku był dość jednoznaczny, jeden z jej znajomych był oznaczony jako mąż. Nazwisko się zgadzało, mieli dużo zdjęć razem, niektóre sprzed miesiąca, a inne sprzed lat.

Nie chciałam już z nim być

Przez kilka dni zastanawiałam się, co powinnam zrobić. Krystian był na wyjeździe służbowym, chociaż w jego mowie mogło to znaczyć coś zupełnie innego niż w mojej. W mojej wyobraźni widziałam go w małym hotelu na odludziu, w ramionach długonogiej blondynki. Gdy wróci, musimy pogadać. Trzeba to zakończyć, oficjalnie, bo dla mnie nasze małżeństwo już nie istnieje. Nie potrafiłam zapomnieć o zdradzie.

Gdybyśmy powoli zaczęli się od siebie oddalać, gdyby iskra miłości zgasła, gdybyśmy mieli różne zdania na różne tematy, może dałabym radę walczyć, starać się albo po prostu rozstać się bez żadnych pretensji i smutku. Ludzie się zmieniają. Zdrady nie toleruję. Nawet jeśli nie jesteśmy już w sobie zakochani, powinniśmy się szanować. A zdrada to totalne lekceważenie. Mój mąż podjął decyzję. Wybrał blondynkę, która zresztą sama miała męża.

Tak, dokładnie, miała męża... Zastanawiałam się, co zrobić. Czy powinnam powiedzieć temu czwartemu w tym całym bałaganie, że ma rogi? W sumie to nie moja sprawa, ale z drugiej strony – jednak moja, bo to mój mąż zdradzał go z jego żoną. Powinien wiedzieć, że robią z niego durnia. Ale może wcale nie chciał o tym wiedzieć? Albo co gorsza, może wiedział i to go w ogóle nie ruszało?

Bawiło mnie jego zdziwienie

Wszystko się wyjaśniło, gdy zobaczyłam ich razem. Krystian miał wrócić z podróży służbowej tego dnia. A ja jak zwykle poszłam na basen. Chciałam sobie popływać, pójść do sauny, pozbyć się stresu, który się w mnie gromadził przez ostatnie dni. I tak oto natrafiłam na nich, jak się tulili w saunie parowej. Blondynka miała nogi na jego kolanach, a jego dłoń była pod jej ręcznikiem.

Życie naprawdę potrafi zaskoczyć. Kiedy zaczynaliśmy się umawiać, my również sporo czasu spędzaliśmy na basenie, Krystian uwielbiał to miejsce. Czyżby do naszego domu też ją zapraszał? Kurczę, to jest całkiem prawdopodobne. Gdy wchodziłam do sauny i zasiadłam na ławie naprzeciwko nich, widok przerażonej twarzy Krystiana był tak absurdalny, że wręcz śmieszny. Trochę jak w przerysowanych reakcjach z kreskówek. Zaśmiałam się histerycznie. On szybko zrzucił jej nogi z kolan, ona jęknęła. Nie wytrzymałam, wyszłam. Serce waliło mi jak oszalałe, ale jednocześnie czułam ulgę, że ta rozmowa zostanie chwilowo odłożona na później.

Krystian wrócił do domu tylko po to, żeby zabrać swoje rzeczy. Nie tłumaczył się, nie przepraszał. O rany, z kim ja miałam do czynienia przez ostatnie sześć lat? To nie był ten sam chłopak, którego kiedyś poznałam.

Musiał się tego dowiedzieć

Napisałam do mężczyzny, którego żoną jest blondynką i powiedziałam mu całą prawdę. Tak dla zasady. Ale też pomyślałam, że ten facet ma prawo wiedzieć, z kim dzieli mieszkanie, życie i łóżko. Dla mnie był tylko fotką na profilu, imieniem i nazwiskiem, ale czułam się z nim w pewien sposób związana, bo przecież spotkało nas to samo.

Odpowiedział mi po dwóch dniach i zaproponował spotkanie. W tym czasie ledwo dawałam sobie radę z targającymi mną emocjami – najpierw byłam wściekła, potem smutna i pełna wątpliwości, a na koniec zaczęłam się nawet śmiać. Moje życie się zawaliło. Bałam się, że moja rodzina i przyjaciele się o tym dowiedzą. Na dodatek rozmawiałam z mężem kochanki mojego męża. Jak w jakimś czeskim filmie.

Myślałam, że dobrze postąpiłam, ale kiedy gość poprosił mnie o spotkanie, zaczęłam panikować. Na co liczy? Dlaczego chce ze mną gadać? Jest na mnie zły? Chce powiedzieć „ ”dzięki”? Kiedy nie dałam mu odpowiedzi, napisał do mnie znowu. Przytaknęłam. No dobrze, trzeba się mierzyć z konsekwencjami swoich czynów. Skoro to ja zaczęłam z nim rozmowę, teraz nie mogę się wymigać. Załatwmy to, powiem mu co wiem i nie będzie mi zawracał głowy. Umówiłam się z nim na kawę niedaleko miejsca, gdzie mieszkam.

– Przepraszam, że tak naciskałem, ale... za miesiąc mam pierwszą sprawę rozwodową – powiedział mi na dzień dobry.

No więc w sumie nie miałam dla niego żadnych nowych wiadomości. Jego świat runął na niego wcześniej niż na mnie... Po pierwszym szoku przyszła furia. Na Krystiana. Blondyna przynajmniej chciała rozwodu, a on, łajdak, próbował trzymać kilka srok za ogon!

– No to niczym cię nie zaskoczyłam... – wyszeptałam. – Między wami już wszystko skończone.

– Można to tak ująć. Mniej więcej pół roku temu Marta złożyła wniosek o rozwód, twierdząc w uzasadnieniu, że ją ignoruję i prawdopodobnie zdradzam. Podkreśliła słowo „prawdopodobnie”, bo nie ma dowodów i nie może ich mieć. Nie mam zwyczaju łamać danego słowa.

– Wiesz, teraz przynajmniej masz dowód, że to ona nie była taka fajna.

– Nie do końca. Ja niestety nic nie widziałem. Tylko ty... – popatrzył na mnie niemal jakby błagał.

– Czego chcesz? – zapytałam, choć w sumie już się domyślałam.

– Zdaję sobie sprawę, że proszę o dużo. Nie znamy się, nie jesteśmy kumplami i nie jesteś mi nic winna. Ale na razie tylko ty jesteś po mojej stronie. I tylko ty możesz wystąpić jako świadek w moim rozwodzie.

Czy to była słuszna decyzja? Tak!

W głowie miałam gonitwę myśli, nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić. Wszystko mi mówiło, że powinnam stamtąd uciec. Nie powinnam się w to mieszać, powinnam skupić się na swoim rozwodzie, zapisać się na lekcje jogi, obciąć włosy i zainstalować jakąś aplikację do randkowania. Czy to nie jest to, co zwykle robią kobiety, które mają około czterdziestki i którym życie się sypie? Po co mi mieszać się w czyjeś problemy, skoro mam się własne? Ale kiedy spojrzałam mu prosto w oczy, zobaczyłam w nich to samo, co widziałam, kiedy patrzyłam na siebie w lustrze.

Postanowiłam, że mu pomogę. Zobaczyliśmy się ponownie tuż przed procesem, aby wszystko dokładnie omówić. Nie było co prawda zbyt wiele do przegadania. Parę faktów na temat jej obecności w social mediach i jedno zdarzenie w saunie. W mgnieniu oka zmieniliśmy temat, przechadzając się po parku, który właśnie mienił się kolorami jesieni.

Mimo że jeszcze dziś rano bałam się spotkać z Wojtkiem, nagle poczułam się odprężona. Nie zmartwiło mnie to, że za siedem dni będę musiała zeznawać w sądzie w sprawie rozwodu kobiety, z którą mój mąż miał romans. Nie obchodziło mnie także to, że mój adwokat już złożył wniosek o rozwód, a ja nie miałam pojęcia, co przyniesie mi przyszłość. Po prostu przechadzałam się i gadałam z tym gościem. Dość interesującym gościem...

Nie był zbyt atrakcyjny ani nie miał sylwetki atlety. Ale na pewno był zabawny, miał super pamięć, dowcipami sypał jak z rękawa i umiał nawet nasz smutny dzień zamienić w coś wesołego. Nie wiem, dlaczego blondynka go nie lubiła, bo niemożliwe, by się przy nim nudziła. Choć nuda to kwestia subiektywna. Podobnie jak upodobania. Co dla jednego jest super, dla innego takie może nie być.

Przeżyłam jedno z największych poniżeń w moim życiu, kiedy musiałam składać zeznania przez dziesięć minut w sprawie, która nie była moja. Dodatkowo adwokaci obu stron i sędzia pytali o wszystko. Każdy drobiazg. Który z nas siedział jak, kto co trzymał w ręku i czy na pewno tak wysoko. I czy na pewno nie wymyślam, bo w końcu też jestem częścią tej całej sytuacji. I tak w kółko...

Kiedy wyszłam z sali rozpraw, przypadkiem wpadłam na Krystiana na korytarzu.

– Jak mogłaś nam to zrobić?! – krzyknął i poszedł w przeciwną stronę.

Śmieszne! Krystian poczuł się urażony, był zły, że powiedziałam prawdę.

Z kolei Wojtek zareagował inaczej.

– Dzięki. Wiem, że to nie było dla ciebie łatwe, więc tym bardziej cenię, że nie odpuściłaś. Byłaś niesamowita, nie dałaś się zbić z tropu. Miałem ochotę zaklaskać, ale jakoś się powstrzymałem. W ramach podziękowania zapraszam cię na kolację z dobrym winem. Nie, nie, nie, nie chcę słyszeć odmowy – powiedział z góry.

Kolacja była naprawdę smaczna, a do tego wino pierwsza klasa. Znowu świetnie nam się gadało. Ale nie skończyło się tylko na tym jednej kolacji. Pisaliśmy do siebie. Nic wielkiego. Od czasu do czasu wybraliśmy się na kawkę. Później Wojtek odwdzięczył mi się i też zeznał na moim rozwodzie. Poszło szybko. Krystian pewnie tak samo jak ja, chciał mieć to już za sobą. Musiałam na nowo nauczyć się bycia samotną po tym, jak wróciłam do statusu singielki. Nie myślałam, że w wieku prawie czterdziestu lat znowu będę szukać partnera, ale życie potrafi robić niespodzianki.

Znowu się zakochałam i byłam kochana

– Teraz mogę to oficjalnie zrobić... – Wojtek zadzwonił do mnie, kiedy dostał moją wiadomość o tym, że mój rozwód jest już oficjalny.

– Co masz na myśli?

– Chciałem cię zaprosić na randkę. Pójdziesz ze mną?

– Tak – odpowiedziałam bez zastanowienia, myśląc, że to kolejny z jego dowcipów.

Jednak nie żartował wcale. Nawet wtedy, na randce, kiedy złapał mnie za dłoń i przeplótł swoje palce z moimi. Tak, obiecywałam sobie, że nie będę pędziła z kolejnym związkiem, ale Wojtek... to było coś zupełnie innego. Nie szukałam go, sam się pojawił. Był blisko mnie od kilku miesięcy, nie musiałam go poznawać, bo już go znałem i polubiłam. A dotyk jego ręki dawał mi niesamowitą przyjemność...

Nie śpieszyliśmy się. Stopniowo przyzwyczajaliśmy się do nowej sytuacji, do widzenia siebie w innym świetle. Aż wreszcie zrozumieliśmy, że to jest to. Że to właśnie my jesteśmy tym, czego potrzebujemy w swoim życiu. Mimo że z zewnątrz może to wyglądać jak gigantyczny chichot losu, dla nas jest to coś poważnego, być może na zawsze, jeśli coś takiego jak zawsze w ogóle istnieje.

Pozbyłam się mieszkania, które kiedyś dzieliłam z Krystianem. Postanowiłam zacząć wszystko od początku. Nie chciałam dłużej przebywać tam, gdzie wszystko przypominało mi o nieudanym związku, oszustwie i zdradzie. Wojtek również sprzedał swoje. Zaciągnęliśmy kredyt i nabyliśmy niewielki dom z małym ogrodem. Zrobiliśmy to na miesiąc przed tym, jak zdecydowaliśmy się na „tak” w urzędzie stanu cywilnego.

No ale cóż, gorący romans naszych byłych partnerów nie przetrwał zderzenia z rzeczywistością. Wygląda na to, że związek, który ukrywali za drzwiami sauny, stracił swoją dawną iskrę. Szczerze mówiąc, nie byłabym szczera, gdybym powiedziała, że życzę im tylko dobrego...

Choć chyba powinnam im podziękować. Znów jestem zakochana i czuję miłość w zamian, a mój chłopak, kiedy coś obiecuje, zawsze dotrzymuje danego słowa. Mam taką nadzieję, że nawet jeśli nasze uczucia kiedyś zgasną i się rozstaniemy, to szacunek i przyjaźń nie znikną. Boże, o czym ja teraz rozmyślam? Wojtek na pewno by się ze mnie śmiał. „Rozstanie? O jakim rozstaniu mówisz, kobieto?! Mamy kredyt, to silniejsze niż małżeńskie zobowiązania!” – tak by mi odpowiedział.