Pracuję jako policjantka. Co więcej, niedawno zostałam mianowana komendantką w lokalnym komisariacie. W naszym kraju to rzadkość, żeby tę funkcję pełniła kobieta. Jednak mówi się o moim komisariacie w okręgu, że utrzymany jest w nienagannej czystości i porządku niczym dom, w którym gospodyni ma wszystko pod kontrolą, a domownicy pilnują się, aby zawsze wyczyścić buty na wycieraczce przed wejściem.

Oczywiście, nie trzymam w dłoni ścierki i nigdy nie zastosowałabym przemocy wobec moich podwładnych. Ale muszę być stanowcza i nie pozwalam sobie na nadużycia. Jednak kiedy dwa lata temu objęłam to stanowisko, sytuacja nie wyglądała zbyt różowo... Wszystko zaczęło się, gdy pewnego dnia stanęłam na progu lokalnego komisariatu.

Nie podobało mi się tam

Solidne metalowe drzwi  prowadziły do niewielkiego holu, który był przedzielony kratą. Muszę przyznać, że po wejściu do środka nieco się skrzywiłam. Jasne, można biadolić na ciasnotę i brak środków i na pojawiający się na ścianach grzyb, ale nikt nie przekona mnie, że to komendant wojewódzki powinien dbać o czystość, skoro w komisariacie tego nie robią.

Chciałabym spotkać się z komendantem – oznajmiłam, pochylając się do malutkiego okienka, by spojrzeć na siedzącego tam policjanta.

Sierżant wyglądał, jakby siedział w bunkrze, odseparowany od klienta kratką, której mógłby przeciąć jedynie palnik acetylenowy.

– W jakim celu? – zapytał.

Byłam już o krok od pytania, czego ten sierżant się tak obawia, że ukrywa się przed obywatelem. Powstrzymałam się jednak. Zdecydowałam się udawać przeciętną Kowalską.

– Mam istotne informacje, które mogę przekazać jedynie komendantowi.

– Czy ma pani dowód tożsamości?

– Po co panu dowód?

– Czy ma pani…?

Najwyraźniej sierżant chciał mi pokazać, że to on tu dyktuje warunki. Zatem wręczyłam mu swoje prawo jazdy. Była to jednocześnie próba sprawdzenia, czy moi przyszli podwładni regularnie czytają monity dzienne, które z pewnością zostały wysyłane na ich służbowe adresy email. Mundurowy wydawał się mieć problem z obsługą długopisu, kiedy notował moje dane. Po chwili milczenia zwrócił mi dokument, a potem wykręcił numer telefonu, jak gdyby osoba, z którą miał rozmawiać, była na przeciwnym końcu kraju.

Komendant patrzył na mnie z pogardą

– Edziu, ktoś cię szuka.

Następnie powiedział do mnie:

– Prosto, a potem w prawo.

Komendant z widoczną niechęcią przyjął do wiadomości, że już od następnego dnia, po przejściu na emeryturę, to ja zajmę jego miejsce. Patrzył na mnie raz z pogardą, raz z zaskoczeniem, a czasem z miną jakby nic nie rozumiał. W końcu zdał sobie sprawę, że jest durniem i nie jest w stanie nic z tym zrobić. Następnego dnia wezwałam personel. Posłusznie zebrali się na dole. Wtedy zostałam im oficjalnie przedstawiona.

Musiałam być twarda

Sierżant miał zrelacjonować aktualne sprawy. Głównie chodziło o konflikty sąsiedzkie. Ale odnotowano także kilkanaście przypadków kradzieży w pobliskich kurnikach.

– To sporo – stwierdziłam. – Przez cały rok nie udało wam się złapać złodzieja?

Staramy się rozwiązać ten problem – zapewnił.

Zdałam sobie sprawę, że jest postrzegany jako lider. Nie zdziwiło mnie to, bo wydawał się najbardziej ogarnięty z całego tego towarzystwa. Właśnie dlatego zdecydował się reprezentować swoich towarzyszy. Być może mieli nadzieję, że zdoła zdominować panią komendant i nic się nie zmieni w ich dotychczasowym trybie pracy. W tym aspekcie jednak bardzo się pomylili.

– Od czego zaczynamy? – spytał sierżant, pocierając dłonie, jakby planował wysłać mnie po wódkę.

– Miesiąc temu otrzymaliście „mundurówkę” – oznajmiłam. – Zgodnie z regulaminem te środki są przeznaczone na odświeżenie umundurowania, a nie jako ekstra wypłata.

Reakcją moich podopiecznych było zdziwienie, a sierżant zdołał tylko wymruczeć:

– Nie rozumiem.

– Dwóch z was mam zadanie na jutro kupno nowych strojów służbowych, następnego dnia kolejna dwójka itd. Nie pozwolę na brudne stare mundury na moim posterunku.

– A jeśli…

– A jeśli nie jesteście zadowoleni – przerwałam sierżantowi – mogę każdemu z was załatwić transfer do komendy regionalnej. Będziecie mieli do pracy jedynie 15 kilometrów.

Tak właśnie zdołałam stłumić pierwszy bunt. Do kolejnej awantury doszło, kiedy uznałam, że w wolnym czasie policjanci powinni pojawić się z wiadrami i szczotkami, aby posprzątać komendę.

Sierżant próbował podburzać swoich towarzyszy

Będziecie słuchać baby? – usłyszałam przez uchylone okno, gdy zbliżałam się do budynku komisariatu. 

Tydzień później, nieformalny lider został przeniesiony do innego komisariatu, a pozostali podkulili ogony. Odzyskałam kontrolę nad sytuacją.

Szybko wyjaśniłam sprawę

Następnie musiałam im szybko udowodnić, że jestem lepszym policjantem od nich. W dokumentach dotyczących rozpoczętych i ciągle umarzanych postępowań o kradzież drobiu z kurników pojawiało się jedno nazwisko podejrzanego. Zorientowałam się, że Kazik to miejscowy cwaniak, który już nie raz wymknął się sprawiedliwości. Pokazano mi go. Akurat siedział przed sklepem i popijał piwo. Nasza rozmowa była bardzo krótka. Kazałam mu następnego dnia, stawić się na komisariacie.

– A dlaczego miałbym to zrobić?

– Podejrzewamy cię o kradzież kur.

– O to samo oskarżał mnie poprzedni komendant. I co z tego? Ja nadal chodzę na wolności, a on już nie pracuje – zaśmiał się.

Zdałam sobie sprawę, że mam do czynienia z młodym spryciarzem, ale nie geniuszem zbrodni.

– Przyjechała do mnie z województwa specjalna maszyna. Jeżeli jesteś niewinny, maszyna pozwoli ci odejść. Ale jeżeli będziesz kłamał... – westchnęłam. – Z poprzedniego cwaniaka została tylko kupka popiołu.

Następnego dnia Kazik zjawił się punktualnie. Poprosiłam, aby go skierować do mojego biura. Wnętrze pomieszczenia wypełniał mój komputer, połączony licznymi przewodami z radiem. Wszystkie te przewody owijały krzesło, na którym posadziłam Kazika. Przy pomocy szczypiec przyczepiałam druty do jego ubrań.

– Co to ma być? – zaczynał się wyraźnie niepokoić.

– Jest to specjalne połączenie z centralą, która za pośrednictwem dysku twardego wprowadzi impulsy elektryczne do twojego mózgu. A na tym ekranie – pokazałam na monitor – będziemy mogli zobaczyć, czy mówisz prawdę, czy może jednak próbujesz nas oszukać.

Naturalnie, opowiadałam bzdury, lecz Kazik był coraz bardziej przestraszony. W końcu, kiedy oznajmiłam, że niedługo podłączę go do silnego natężenia śródczaszkowo-mózgowego, załamał się i przyznał do wszystkich zuchwałych kradzieży.

To był mój triumf

To dzięki niemu, w mieście i okolicach zaczęto rozpowiadać, że w komisariacie pojawiła się kobieta z jajami, której nikt nie podskoczy. Od tego dnia minęły już trzy lata. Moi podopieczni są teraz przykładem dla innych. Noszą czyste mundury i zawsze wyglądają świeżo. Usunęłam również kraty, które wcześniej blokowały dostęp petentom. W naszej okolicy nie ma zbyt wiele zbrodni, więc miałam okazję przeprowadzić szereg szkoleń i uświadomić moim podwładnym, że rola policji nie polega na wymierzaniu mandatów.

– Naszym zadaniem jest niesienie pomocy ludziom, a nie straszenie ich konsekwencjami – wyjaśniałam.

Kiedyś, spacerując po mieście, usłyszałam rozmowę dwóch sąsiadów. Jeden z nich wspominał, że kiedyś, gdy dawny komendant zauważył pijaków siedzących na ławce, gonił ich aż do kościoła.

– I co z tego – odpowiedział drugi – a mimo to porządku nie było. Teraz nikt nie ściga nikogo z pałą, a mimo to jest porządek.

Odebrałam to jako słowa uznania.