Zaczęliśmy się spotykać na studiach. Wszyscy nasi przyjaciele ciągle mówili, że jesteśmy dla siebie stworzeni i przez długi czas również w to wierzyliśmy. Tak więc robiliśmy to, co powinniśmy. Po ukończeniu studiów znaleźliśmy pewne zatrudnienie, wzięliśmy ślub i kupiliśmy mieszkanie. W międzyczasie zaszłam w ciążę i urodziły się nam dwie wspaniałe córeczki. Z zewnątrz wszystko wydawało się idealne, choć oczywiście takie nie było. Mimo wielu nieporozumień ciągle miałam poczucie, że naprawdę umiemy się dogadać i się kochamy.

Mniej więcej dekadę po naszym weselu, Robert nagle zaczął wydawać się nieobecny i nieustannie zestresowany. Gdy wreszcie zmusiłam go do rozmowy, zaczął mówić bezładnie o tym, jak bardzo codzienne obowiązki go męczą. Praca nie przynosiła mu zadowolenia, marzył o prowadzeniu własnej działalności i zarabianiu prawdziwych pieniędzy. Choć nigdy nie przyznał, że jego życie osobiste też go zanudza, to jednak byłam pewna, że nie dzieje się w nim nic szczególnie fascynującego.

Namawiałam go, aby wprowadził jakieś zmiany, mając w głębi duszy nadzieję, że to pomoże naprawić nasz związek. Na każdym etapie byłam u boku mojego męża. Gdy odszedł z firmy, zakładał własną działalność, i większość czasu spędzał poza domem. Był pełen entuzjazmu dla nowych projektów, które miał realizować w swojej rozwijającej się firmie. Robert był przeszczęśliwy, a saldo na jego kontach bankowych rosło niezwykle szybko. Nowe samochody, kosztowne gadżety i garnitury szyte na zamówienie stały się dla niego normą. Było to dla mnie nieco zaskakujące, ale jednocześnie cieszyłam się z jego olbrzymiego sukcesu.

Sytuacja w naszym związku zauważalnie się polepszyła. Co prawda, nie było już tych iskier, które towarzyszyły nam na początku, lecz miałam wrażenie, że wszystko zmierza we właściwym kierunku. Toteż byłam zaskoczona, kiedy pewnego dnia wracając z pracy, zobaczyłam spakowane walizki.

– Wyjeżdżasz na jakieś długie szkolenie? – zapytałam, nieco zaskoczona.

– Beata, to prawdopodobnie cię zszokuje... do diabła, nie mam pojęcia, jak to ci ująć... – Robert wyraźnie się denerwował.

– Co się dzieje? Boże, wszystko jest w porządku z dziećmi? – zaczęłam odczuwać rosnący niepokój, nie wiedząc, co jest grane.

– Tak, tak, wszystko w porządku. Beata, chodzi o to, że odchodzę, chcę się rozwieść... spotkałem wspaniałą kobietę i w końcu zrozumiałem, jak wygląda prawdziwa miłość. Wreszcie poczułem te słynne motyle w brzuchu! Jestem szczęśliwy i jestem pewien, że kiedyś ty też tak będziesz, ale z kimś innym – Robert pieprzył bzdury, a ja zamarłam, nie mogąc uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. 

– Nie możesz odejść, w końcu jesteśmy małżeństwem, mamy dzieci, ja cię kocham – wyliczałam bez końca.

– Nie kochasz i ja ciebie też nie, ale oboje kochamy nasze dzieci, więc z pewnością uda nam się to jakoś ogarnąć. Wszystko będzie w porządku Beatko, przekonasz się. Skontaktuję się z wami niedługo i omówimy wszystko – odpowiedział z opanowaniem Robert.

Niezbyt pamiętam, co nastąpiło później. Pamiętam tylko, że łzy leciały mi po policzkach, głośno łkałam i prosiłam Roberta na kolanach, żeby mnie nie zostawiał. Przytuliłam go mocno i nie chciałam go puścić, deklarując, że tym razem będę się bardziej starać i zrobię wszystko, żebyśmy byli szczęśliwi. Kiedy w końcu uwolnił się z mojego uścisku, upadłam zalana łzami i bez sił na kanapie, a on wykorzystał tę chwilę, aby wybiec z domu z walizkami.

To był dla mnie koniec wszystkiego

Pierwsze dni po tym, jak Robert odszedł, były niezwykle ciężkie. Funkcjonowałam na autopilocie, starając się zachować moc przed naszymi córkami, mimo że one również bardzo cierpiały. Na szczęście Robert regularnie do nich dzwonił i zabierał na weekendy. Nie minęło dużo czasu, zanim poznały nową partnerkę tatusia, z którą przeprowadził się do dużego domu na peryferiach miasta. Po rozwodzie, w wielkoduszny sposób, odstąpił nam nasze mieszkanie i spory depozyt na przyszłe oszczędności córek.

Mój mąż z determinacją rozpoczął nowe życie. Według mojej wiedzy, jego firma nadal się rozwijała, a jego bogactwo nieustannie rosło. Zaraz po rozwodzie ożenił się z tą ladacznicą, dla której mnie zostawił. Tymczasem ja stałam w martwym punkcie. Byłam w stanie totalnego zamętu, cierpiałam straszliwie i nie wiedziałam, co zrobić bez Roberta. Moim głównym zajęciem były nasze córki, chodziłam do pracy, a w wolnym czasie leżałam w łóżku i płakałam. Przestałam spotykać się ze znajomymi i odwiedzać rodzinę. Miałam wrażenie, że to jest koniec mojego życia.

Informacje o moim fatalnym stanie psychicznym w końcu zaczęły też docierać do Roberta. Coraz częściej zjawiał się u nas bez wcześniejszej zapowiedzi. Zadawał pytania o moje życie osobiste, czy kogoś mam, o pracę i sytuację finansową. Córeczki też mi powiedziały, że ich tata wypytuje o moje samopoczucie, czy czegoś im nie potrzeba, czy nie chciałyby zamieszkać u niego. Zaniepokoiło mnie to nagłe zainteresowanie naszą sytuacją. Do tej pory brał dziewczynki do siebie co drugi weekend i często zapominał się do nich odezwać pomiędzy tymi wizytami. Nie miałam jednak energii, aby zgłębiać ten temat. Każda rozmowa z nim była dla mnie bardzo bolesna i wymagała długiego czasu na regenerację, dlatego starałam się ich unikać.

Byłam absolutnie zszokowana, kiedy mój eks oznajmił, że ma zamiar przenieść się za granicę i zabrać nasze dzieci ze sobą. Robert był zdenerwowany, nie chciał rozmawiać o szczegółach, ale jednocześnie powiedział, że to może wydarzyć się w przeciągu miesiąca lub dwóch. 

– Czy ty już zupełnie straciłeś rozum? Zwariowałeś? – roześmiałam się z całego serca, kiedy usłyszałam o jego planach.

– Beata, nie jestem w stanie ci wszystkiego wyjaśnić. I tak nie zdołasz zrozumieć, to są sprawy biznesowe. Dziewczynkom będzie ze mną dobrze, ty i tak masz problem z radzeniem sobie sama ze sobą, nie mówiąc już o zajmowaniu się domem i opiece nad dziećmi – odparł Robert.

– Jak śmiesz chamie! Zostawiasz nas, żeby zabawiać się z jakąś latawicą i mieć święty spokój, a teraz jeszcze zamierzasz mnie obrażać? Kochałam cię, a ty okazałeś się okropnym draniem! Wynoś się natychmiast z mojego domu! – wpadłam w gniew i miałam ochotę wydrapać mu ślepia. 

Robert był zaskoczony moją eksplozją gniewu i wyszedł, grożąc, że szybko wrócimy do rozmowy, ponieważ pali mu się i chce jak najszybciej wyjechać... z dziewczynkami. Już wcześniej nie czułam się zbyt dobrze, ale teraz miałam wrażenie, jakby coś mnie przygniotło. Bałam się, że sobie nie poradzę i stracę również moje córki. Byłam załamana, ale niedługo sytuacja miała ulec zmianie, kiedy sekrety Roberta zaczęły wychodzić na światło dzienne.

Mój eks to oszust

Kilka dni po tej straszliwej rozmowie z Robertem, do mojego mieszkania zapukał nieznajomy.

– Gdzie się ukrywa? Gdzie jest ten oszust? Ma w tej chwili do mnie wyjść, inaczej dzwonię na policję! – wykrzykiwał wściekły facet. 

– Chwileczkę, ale o kogo panu chodzi? – próbowałam dowiedzieć się więcej.

– Niech pani nie udaje głupiej! Gdzie jest pani mąż? Nie ma sensu bronić takiego łajdaka – kontynuował nieznajomy.

– Proszę się uspokoić! Ja nie mam męża, jestem po rozwodzie – odparłam natychmiast, wciąż mocno zaskoczona.

– Robert K.? To był pani mąż? Więc gdzie on teraz przebywa? – zapytał zakłopotany.

– Tak, to mój były mąż. Obecnie mieszka poza miastem, ale nie jestem pewna, czy chciałby, abym udostępniała nieznajomym jego adres... a mogę się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi? – chciałam sprawdzić, czy Robert naprawdę coś narozrabiał.

– O co chodzi?! O to, że ten idiota zrujnował mi życie! I nie tylko mi, a teraz pewnie śpi na forsie i unika odpowiedzialności! – odparł rozzłoszczony mężczyzna.

Jestem przekonana, że wszystko będzie dobrze

Zdałam sobie sprawę, że biznes prowadzony przez Roberta nie był tak dynamicznie rozwijający się, jak to sugerował. Okłamał mnóstwo klientów i partnerów biznesowych, którzy nie tylko odnieśli duże straty finansowe wynikające z jego machlojek, ale również byli zmuszeni do likwidacji swoich firm. Policja i prokuratura już rozpoczęły dochodzenie w tej sprawie, a właściwie w wielu sprawach. Robert znalazł się w poważnych tarapatach, które sam sobie zgotował. Teraz zrozumiałam, dlaczego nagle planował opuścić kraj i do tego zabrać ze sobą moje dzieci.

Robert miał na swoim koncie kilka procesów sądowych. Nie udało mu się uniknąć wymiaru sprawiedliwości, a jego obecna żona prędko złożyła wniosek o rozwód. Ja natomiast wreszcie pozbierałam się po tym, co zrobił mi Robert i zaczęłam nowe życie. Teraz tak naprawdę odczuwałam wobec niego wdzięczność za to, że odszedł i nie pociągnął mnie za sobą na dno. Córeczki naturalnie martwią się o swojego tatę, ale teraz mają pełne poparcie silnej i radosnej mamy. Jestem przekonana, że wszystko będzie dobrze.