Przed narodzinami Kazika, Adam i ja mieliśmy mnóstwo wolnego czasu tylko dla siebie. Pływaliśmy razem kajakami i szusowaliśmy na nartach. Chodziłam na zajęcia jogi i lekcje hiszpańskiego, a on grał w squasha albo w karty z kolegami. Widywaliśmy się ze znajomymi, wyskakiwaliśmy do kina, knajpek, na kręgielnię. Kumple, którzy byli już rodzicami, kiedy nie mieli z kim zostawić pociech, to przychodzili pojedynczo. Nikogo nie dziwiło, gdy Kaśka wspominała, że Marek został z bliźniakami w domu, żeby ona mogła gdzieś wyskoczyć i się rozerwać.

Gdy dowiedziałam się, że jestem ciąży, wyobrażałam sobie, że razem z mężem równo podzielimy się wszystkimi rodzicielskimi zadaniami. Mój Adaś nie miał nic przeciwko temu, złożył nawet obietnicę, że weźmie sporo wolnego, będzie się zrywał nad ranem, spacerował z maluchem i nucił mu do snu.

Niestety, mąż nie znalazł czasu na regularne uczestnictwo w kursie przedporodowym, przyszedł zaledwie raz czy dwa. Kiedy nadeszła ta pamiętna noc i zaczęłam rodzić, Adamowi nie pozostało nic innego jak towarzyszyć mi w drodze do szpitala. Jednak już po godzinie, zmęczony całym tym zamieszaniem, zasnął w przyszpitalnym fotelu. Dopiero płacz naszego synka wyrwał go ze snu. Po wszystkim z dumą relacjonował znajomym, jak cudownie było uczestniczyć w przyjściu na świat własnego dziecka.

– Przy okazji porządnie się wysypiając – dorzucałam z przekąsem.

Cały ciężar obowiązków spoczywał na mnie

Po narodzinach naszego syna, Adaś wziął zaledwie pięć dni urlopu.

– Skarbie, muszę lecieć do roboty, bo mamy tam jakieś problemy. Mama ci pomoże, poradzisz sobie. Zresztą maluchowi na tym etapie i tak bardziej potrzebna jest mama, no wiesz, jak to jest.

Gdy wrócił do swojej pracy, oczywiście musiał się porządnie wysypiać. W związku z tym ja spędzałam noce z naszym synkiem w sypialni, a mąż spał na sofie w salonie. Rankiem budził się wypoczęty, a ponieważ się spieszył, to prosił żebym zrobiła mu kawę. Parę razy nie wytrzymałam i powiedziałam mu co o tym myślę.

– Madziu, wiem, że jesteś wykończona, ale przecież zdawałaś sobie sprawę, że tak wygląda bycie mamą. Przyjdzie teściowa, zabierze małego na spacer, to sobie utniesz krótką drzemkę. Nie denerwuj się niepotrzebnie, będzie dobrze – mąż całował mnie w czoło i wychodził z domu.

Zalewałam się łzami, czułam się wyczerpana i sfrustrowana. Nawet po upływie 12 miesięcy, podczas których według Adama maluch bardziej potrzebuje matczynej opieki niż ojcowskiej, sytuacja nie uległa większej poprawie. Kazik wyrywał się i krzyczał, gdy tata usiłował go nakarmić. Po prostu nie był przyzwyczajony do opieki ze strony ojca. Dla Adama to był doskonały pretekst, by się nim nie zajmować.

Powrót do pracy po dwuletniej przerwie nie należał do najłatwiejszych. Nasz mały skarb poszedł do żłobka. Pracowałam na trzy czwarte etatu, dzięki czemu kończyłam wcześniej i mogłam odebrać synka. Tak jakoś naturalnie wyszło, że to na mnie spadł obowiązek dowożenia go do placówki. Przecież nie ma sensu kupować dwóch fotelików samochodowych, prawda? A skoro ja dbałam o to, by Kazik miał zapewnioną opiekę, mój mąż Adam doszedł do wniosku, że nic nie stoi na przeszkodzie, by po pracy wyskoczyć jeszcze na siłkę albo partyjkę squasha.

Miałam ogromną ochotę pójść na jogę albo umówić się z koleżankami, ale Adaś akurat wtedy musiał robić coś pilnego. Żebym w ogóle mogła czasem gdzieś wyskoczyć, od wielkiego święta błagałam mamę o pomoc. A z moje wypady do znajomych i tak były porażką, jak twierdził Adam. Podczas pierwszej takiej akcji zadzwonił po pół godzinie i zapytał:

– Madzia, o co małemu chodzi? Nie chce iść spać i w kółko powtarza „nie ma, nie ma".

Powiedziałam mu, że nasz synek nie zaśnie bez swojego ulubionego pluszaka Czesia i że tak to wygląda już od przeszło roku.

– Dziwię się, że nie masz o tym pojęcia – rzuciłam trochę uszczypliwie.

Później dzwonił do mnie jeszcze dwukrotnie, a ja przy każdej okazji tłumaczyłam mu, jak sobie radzić, gdy maluch ma problem z zaśnięciem. Stwierdził, że zbyt go krytykowałam i nie doceniłam jego starań.

– Jeśli sądzisz, że nie potrafię odpowiednio opiekować się Kaziem, to już nigdy więcej tego nie zrobię – oświadczył stanowczo.

W internecie znalazłam kilka ciekawych materiałów

Podczas wakacji Adaś postanowił rozejrzeć się za nowym zajęciem. Znalazł posadę w hiszpańskiej firmie, w której w piątki kończą już o drugiej po południu. Wtedy wpadł mi do głowy genialny plan, aby to on zajął się odbiorem Kaziuńka z przedszkola. Dla Adasia te 120 minut sam na sam z naszym brzdącem, zanim ja wróciłam z roboty, stanowiły prawdziwe wyzwanie i poświęcenie, choć w zasadzie nic wielkiego nie robił. Po prostu włączał malcowi bajki i podgrzewał w mikrofali przekąskę na podwieczorek.

Kiedy przekraczałam próg przedpokoju, Adaś momentalnie podskakiwał i krzyczał do Kaziucha: „Patrz, mamcia jest już w domu, leć się z nią przywitać!" po czym znikał. W końcu piąteczek to czas na partyjkę pokera, a jeszcze trzeba załapać się na siłownię.

Przed miesiącem, późnym wieczorem, gdy Kazik smacznie spał, przeglądając Facebooka natknęłam się na informację o webinarze zatytułowanym: „Twój mąż kocha wasze dziecko, ale nie angażuje się w jego wychowanie? Da się to naprawić”. Bez specjalnej wiary dołączyłam do transmisji. Okazało się, że ta niespełna dwugodzinna prelekcja zupełnie zmieniła moje spojrzenie na sytuację.

Miałam wrażenie, że terapeutka, mówiąc o roli taty, nawiązywała do Adama. „Parę razy dał ci do zrozumienia, że opieka nad małym go przerasta? I dałaś się nabrać? Ale czy maluchowi coś się stało? Wystarczy, że zapewnisz swojemu facetowi odpowiednie okoliczności, by mógł się przekonać, że bycie tatą jest całkiem spoko”.

Załóżmy, że twój ukochany zupełnie ignoruje twoje sugestie odnośnie do spędzania większej ilości czasu z dzieciakiem. Co wtedy? Prowadząca szkolenie sugerowała, żeby spróbować radykalnego rozwiązania. „Umów się na zabieg, który od dawna odkładasz, albo najzwyczajniej w świecie spakuj manatki i wyjedź na parę dni. On sobie da radę, jak będzie potrzeba. W razie czego poprosi kogoś o pomoc. Na bank nie dopuści do tego, żeby maluchowi stała się krzywda. Tylko sama musisz w to uwierzyć”.

Przez parę dni chodziło mi to po głowie. I powoli zaczynałam widzieć w tym sens. Skontaktowałam się z Kasią, żeby poznać jej zdanie na ten temat.

– Rany, Madzia, aż tak kiepsko? – moja kumpela była zdumiona. – Ale w sumie to niegłupi pomysł. Najzwyczajniej w świecie wyrwijmy się gdzieś. Tylko musimy to sprytnie zaplanować, żeby Marek się nie wygadał Adasiowi.

Pomyślałam o wszystkim, łącznie z tym, aby mąż bez kłopotu dostał w swojej firmie urlop. Skontaktowałam się telefonicznie z jego przełożonym i wcisnęłam mu kit, że organizuję dla nas wycieczkę, ale chcę, żeby to była dla Adasia totalna niespodzianka, więc tylko sprawdzam, czy uda mu się wyrwać na urlop tak z marszu. Jego szef powiedział, że jak najbardziej da radę.

W końcu dotarło do niego, co mam na myśli

Piątkowe popołudnie – to właśnie wtedy mąż odbiera naszego syna z przedszkola. Tylko tego dnia kończy wcześniej pracę niż ja. Przekonanie go do tego zadania zajęło mi sporo czasu, ponieważ twierdził, że „Kazik przywykł, że odbiera go mama”.

– Może najwyższy czas, aby przywykł również do tego, że posiada tatę? – odpowiadałam za każdym razem.

Postanowiłam zrobić sobie przerwę od pracy. Zrobiłam zapasy jedzenia na najbliższe dni (później Adam będzie musiał sam tego robić). Wysłałam mamę do cioci, żeby mąż nie mógł jej wcisnąć opieki nad Kazikiem. Mama trochę protestowała, że to nie fair. Ale nie miała wyboru, niemal siłą wsadziłam ją do pociągu.

„Cześć! Jestem obecnie na wakacjach nad morzem. Mam nadzieję, że spędzisz udany czas z Kaziem. Czeka Was naprawdę świetny, typowo męski tydzień we dwóch. Zobaczysz, jak wspaniale jest być tatą” – taką notatkę zostawiłam na lodówce. Kiedy Adam wróci do mieszkania i będzie chciał wyjąć z niej wyjąć coś dla Kazika, na pewno ją dostrzeże.

Niedługo potem zajechałam pod dom Kasi.

– Marek jest przekonany, że jadę na wyjazd z kuzynką – oznajmiła. – Ale zapewne szybko pozna prawdę, kiedy Adam zacznie do niego wydzwaniać jak oszalały. Bo wiesz, nie pozwolę ci odebrać telefonu, gdy on będzie dzwonił.

Adam, jak przepowiedziała Kasia, od razu po przyjściu do mieszkania, zaczął bombardować mnie telefonami. Ja jednak nie odbierałam. Następnie zadzwoniła mama informując, że Adam usiłuje nawiązać z nią kontakt, ale zgodnie z naszymi ustaleniami nie odbiera. Chwilę potem Marek skontaktował się z Kasią.

– Siedzisz teraz z Magdą, prawda? Adam wydzwaniał do mnie już trzykrotnie. Na początku darł się w słuchawkę, później szlochał, a wreszcie spytał, czy skoro ja również zostałem sam z dzieciakami, to nie moglibyśmy porobić czegoś wspólnie. Ustaliliśmy, że pojedziemy do Puszczy Kampinoskiej. Bawcie się dobrze, dziewczyny!

Skontaktowałam się z Adamem, kiedy dotarłyśmy na miejsce Nie podniósł na mnie głosu, ale dało się wyczuć, że jest mocno urażony moim zachowaniem.

– To nie w porządku, można było to rozegrać zupełnie inaczej. Wystarczyło po prostu pogadać. Skąd ci przyszło do głowy zrobić coś takiego? Co ja mam powiedzieć szefowi?

Odparłam, że jego przełożony jest już poinformowany o jego nagłym urlopie. Adam się wkurzył, a ja po prostu się rozłączyłam. W sobotę i niedzielę nie kontaktowaliśmy się ze sobą. Pod koniec weekendu, wieczorową porą, otrzymałam jednak fotkę od Adama – on i Kazik w lesie. Obaj szczerzyli zęby w szerokich uśmiechach. Nazajutrz, w poniedziałek, dostałam SMS-a z pytaniem: „Czy Kazik może jeść lody?”. Moja odpowiedź brzmiała: „Tylko jedną gałkę. Najbardziej lubi bananowe”. Dwa dni później, w środę, przyszła kolejna wiadomość: „Magda, zadzwoń do mnie. Chyba wiem, o co ci chodziło...”.

Zadzwoniłam. To była miła rozmowa. Zdawałam sobie sprawę, że gdy wrócę, Adam oczywiście nie zacznie nagle spędzać z Kazikiem każdej wolnej chwili. Niemniej jednak chyba do niego dotarło, że zwalił na moje barki za dużo obowiązków. Poza tym – co o wiele istotniejsze – uświadomił sobie, jak wiele go omija, i że chce to zmienić.