Wzięliśmy z Karolem ślub dwa lata temu. Praca mojego męża wymagała od niego nieustannych podróży, dlatego nie mieliśmy okazji spędzać razem dużo czasu. Często wyjeżdżał na delegacje, podróżując po całej Europie. Początkowo myślałam, że taki tryb życia nam służy - gdy Karol był poza domem, tęskniliśmy za sobą, co pozwalało nam docenić obecność drugiej osoby.

Podejrzewam, że właśnie to stanowiło przyczynę tego, dlaczego praktycznie nigdy nie dochodziło między nami do kłótni. Nie mieliśmy czasu, by się na siebie gniewać. Do pewnego momentu. Kilka miesięcy temu odczułam, że nasz związek się zmienił.

Poczułam, że nasza codzienność stała się monotonna

Pewnego dnia Karol wrócił z podróży służbowej i nie miał ochoty nigdzie ze mną wyjść. Zamiast tego umawiał się na spotkania ze znajomymi. Najbardziej jednak zaniepokoiła mnie sytuacja w naszej sypialni - mój mąż nieustannie twierdził, że jest wykończony. Po miesiącu bez seksu czułam się, jakbyśmy byli małżeństwem z trzydziestoletnim stażem. Przecież nie wyszłam za niego, aby żyć jak mniszka! To właśnie wtedy zaczęły się nasze kłótnie.

Od razu zorientowałam się, że Karol ma kogoś na boku. Co innego mogło być powodem takiej rewolucji w sypialni? Co więcej, kiedy wychodził do łazienki, zawsze zabierał telefon. Miał go ciągle przy sobie. Wkurzał się na mnie, kiedy zaczynałam go dopytywać, do kogo pisze, czy dokąd idzie.

Dawał mi do zrozumienia, że mam przestać go kontrolować. Zorientowałam się, o co chodzi. Dla mnie wszystko już w tym momencie było jasne, ale musiałam się upewnić.

Gdy mój mąż wrócił z kolejnej podróży służbowej, niedbale rzucił swoje torby i natychmiast wskoczył pod prysznic, utrzymując, że musi zaraz wyjść. Skradłam się do łazienki, aby zdobyć jego telefon. Karol nie miał możliwości mnie zauważyć przez zaparowane szkło kabiny prysznicowej. Zaczęłam przeszukiwać jego wiadomości. Jak się okazało, nie musiałam długo szperać.

– Bądź u mnie o 20 kochanie. Weź to wino, które tak lubimy – tak brzmiała ostatnia wiadomość od tamtej kobiety.

Nigdy nie zapomnę tego, jak się poczułam

Byłam zakochana w Karolu i pragnęłam go zatrzymać przy sobie. Chciałam przede wszystkim uświadomić tej kobiecie, gdzie jej miejsce. Jednocześnie wiedziałam, że jeżeli zrobię mu scenę i przyznam, że znam prawdę o jego romansie, to tylko sobie zaszkodzę. W tajemnicy odłożyłam telefon do łazienki i opracowałam szczegółowy plan działania.

Pomimo że czułam się na skraju załamania, musiałam zachować się twardo i działać szybko. Karol wyszedł, a ja cierpiałam z bólu i rozpaczy. Nie mogłam jednak pozwolić, by cokolwiek zauważył.

Od pewnego czasu mój mąż próbował przekonać mnie do posiadania dziecka, miał wielką ochotę na bycie tatą. Ja jednak nie czułam się jeszcze gotowa na nowego członka rodziny. Nie przekroczyłam jeszcze trzydziestki i chciałam cieszyć się życiem, zanim utkniemy z butelką mleka i pieluchami na dobre.

Karol, mimo swojego gorącego pragnienia bycia ojcem, szanował moje stanowisko i nie naciskał na mnie. Czasami wspominał o tym, licząc, że może zdoła mnie przekonać lub że sama zmienię zdanie. To był mój as w rękawie przeciwko kochance męża.

Miesiąc temu byliśmy z sobą blisko po raz ostatni

Zdecydowałam, że powiem mu o mojej ciąży i tym samym spełnię jego marzenie o powiększeniu rodziny. To na pewno zbliży nas do siebie ponownie. W sypialni przestanę korzystać z antykoncepcji, co sprawi, że szybko zajdę w ciążę, a mąż zapomni o tej lafiryndzie. Wiedziałam, że mam dni płodne, więc szanse na to, że się uda, były spore.

Karol wrócił do domu późno w nocy i na moje szczęście nie dostrzegł, że byłam cała we łzach. Nie chciałam, by zdał sobie sprawę, że jestem świadoma wszystkiego. Następnego dnia przygotowałam dla nas nieco bardziej odświętne śniadanie na naszym tarasie i przekazałam mu ekscytującą wiadomość. Odpowiedź mojego męża była zupełnie inna, niż się spodziewałam.

– Robisz sobie żarty? Jak do tego mogło dojść? – wycedził wyraźnie przestraszony.

– Byłam pewna, że będziesz szczęśliwy. Przecież tak bardzo tego pragnąłeś. Teraz staniemy się prawdziwą rodziną – odparłam nieco zaniepokojona i usiadłam mu na kolanach.

Przez następną godzinę milczeliśmy, przytulając się do siebie. Znam Karola na wylot, więc byłam pewna, że to podziała. Od tego czasu gdy tylko wracał z podróży służbowej, każdy wieczór spędzaliśmy wspólnie. Być może mój mąż nie czuł się najszczęśliwszym mężczyzną na świecie - niekiedy zachowywał się jak dzikie zwierzę uwięzione w kajdanach - ale zdawał sobie sprawę, jak powinien postąpić mężczyzna w takiej sytuacji.

W kolejnych tygodniach naszego spokojnego życia tak często, jak to tylko było możliwe, inicjowałam zabawę w łóżku. Wydaje mi się, że ani ja, ani on nie mieliśmy z tego radości. Czułam presję związaną z koniecznością zajścia w ciążę, przez co moje myśli koncentrowały się wyłącznie na tym, czy tym razem nam się powiodło. Karol natomiast, jak przypuszczam, tęsknił za swoją ukochaną.

Po prostu odczuwałam, że coś się zmieniło, było zimno i nieczule. Ale mój prawdziwy problem był o wiele większy, niż brak ciepła w naszym łóżku. Dni i tygodnie mijały, a testy ciążowe wciąż pokazywały tylko jedną kreskę. Powinnam być już w trzecim miesiącu ciąży, a ja nawet nie byłam na jej początku.

Mój poziom stresu osiągał swój szczyt

Codziennie robiłam test ciążowy. Z różnych powodów stało się to moim niezdrowym nawykiem. Karol już przyzwyczaił się do nowej roli i zdołał poinformować o ciąży całą naszą rodzinę i wszystkich znajomych. To było coś niewyobrażalnego - każdy składał nam gratulacje, ale tylko ja zdawałam sobie sprawę, że to nieprawda.

Rodzice wraz z teściami zaczęli tworzyć plany budowy domu dla naszej małej rodziny i organizować chrzest. Nie przestawali do mnie dzwonić i dopytywać o moje samopoczucie. Zaczynało mi to solidnie doskwierać. Moje negatywne nastawienie jednak było dla wszystkich idealnie usprawiedliwione przez wahania hormonalne. Nikt nawet nie pomyślał, że mogę oszukiwać.

Okazało się, że mój spontaniczny plan, wymyślony w stanie skrajnej rozpaczy, miał sporo wad. Wszyscy domagali się, by zobaczyć zdjęcie USG dziecka, a ja już nie miałam więcej wymówek. Po przeszukaniu internetu zrozumiałam, że nawet takie rzeczy można kupić. Na forach dla przyszłych mam mnóstwo jest takich propozycji. Wydałam 200 zł, a w zamian miałam otrzymać autentyczne zdjęcia, które pasują do daty poczęcia naszego malucha.

Popijałam herbatę na tarasie, kiedy mój mąż wpadł do domu w szale złości i cisnął na stół pewną kopertę.

– Co to jest? – wycedził przez zęby.

Nigdy wcześniej nie widziałam go w takim stanie. Z niepewnością otworzyłam kopertę adresowaną do mnie. Moje serce prawie stanęło. W środku znalazłam zamówione zdjęcia USG z notatką:

"Wysyłam zdjęcia trzymiesięcznego maluszka zgodnie z zamówieniem. Proszę o przelanie drugiej części płatności".

Wpadłam w panikę. Nie wiedziałam, jak powinnam zareagować, ani co powiedzieć.

– Byłeś mi niewierny, jak miałam zareagować? – płakałam głośno.

– Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego, jesteś wariatką – krzyknął Karol i opuścił nasz dom. Jego słowa były pełne oburzenia.

Zostałam zupełnie sama. Po tym jak mąż odszedł, dom stał się niewyobrażalnie pusty. Próbuję się do niego dodzwonić, ale to nic nie daje. Nie odbiera moich połączeń i nie reaguje na moje wiadomości. Wydaje się, że naprawdę nie chce mieć ze mną nic do czynienia. Nie on jeden. Nawet nasi wspólni przyjaciele odwrócili się ode mnie. Nikt do mnie już nie pisał.

Jedyna wiadomość, którą otrzymałam, była od matki Karola. W SMS-ie napisała, że powinnam poszukać sobie nowego miejsca do życia, ponieważ mieszkanie nie jest moje. W ten sposób straciłam nie tylko męża, rodzinę i przyjaciół, ale również miejsce, w którym mogłam mieszkać.

Nie mogę pojąć, dlaczego wszyscy postępują w tej sytuacji, jakby niewierność Karola była zupełnie bez znaczenia. On zrobił z siebie ofiarę i męczennika, a ja jestem uznawana za najgorszą, ponieważ robiłam wszystko, by go zatrzymać, oszukując przy tym wszystkich wokół.

Rozumiem, że popełniłam błąd, ale czy to powód do takiego wykluczenia? Karol wyszedł z tego bez szwanku, a ja zostałam z pustymi rękami. Chciałam uratować nasz związek, a straciłam wszystko. Wydaje mi się, że to już nie do naprawienia. Nawet nie jestem pewna, czy tego chcę, bo jaką wartość mogą mieć relacje, które rozpadają się przy najmniejszym problemie?