Jeśli chodzi o mnie i moją siostrzyczkę, to jesteśmy jak woda i ogień. Odkąd pamiętam, Majka potrafiła gawędzić godzinami, była otwarta na świat i miała charakterek, a ja wolałam trzymać się na uboczu i byłam raczej małomówna, ale twardo stąpałam po ziemi. Kiedy przychodzili do nas goście, to ona wdrapywała się na stołek, recytowała wiersze i sypała zabawnymi historyjkami o naszych krewnych, a ja stałam obok, asekurując ją, żeby czasem nie zleciała. Nasze usposobienia przekładały się też na stopnie w szkole. W moim dzienniczku widniały głównie czwórki i piątki, a u Majki zdarzały się zarówno celujące, jak i niedostateczne.

Żadna praca się jej nie trzymała

Moja siostra świetnie sprawdzała się w sporcie i na scenie, bo miała szczupłą sylwetkę. Ja z kolei nigdy nie przepadałam za wysiłkiem, ale może dlatego, że od dziecka zmagałam się ze zbędnymi kilogramami. Mimo to nie zazdrościłam Majce. Wręcz przeciwnie, kibicowałam jej w każdej aktywności. Tak jak w sytuacji, gdy spierała się z naszym wujkiem Januszem, który uważał, że kobieta powinna siedzieć w domu i zajmować się tylko domowymi obowiązkami. A on miał takie sumiaste wąsy, że lepiej było z nim nie zadzierać!

– Nie zamierzam sterczeć przy garach. Chcę się realizować, robić coś ważnego. Być samodzielna! – oświadczyła.

– No tak. Ale co będzie z gotowaniem? – przekomarzał się wujaszek.

– Mąż coś przygotuje!

– A jeśli on również postanowi żyć niezależnie?

– To zamówimy jedzenie na wynos! – odpowiadała z uporem.

Kiedy Maja i jej chłopak się sprzeczali, zawsze jej broniłam. Chociaż tak naprawdę zdawałam sobie sprawę, że wolność, o której w kółko nawijała, wcale nie przychodzi tak łatwo. Żeby na nią zasłużyć, trzeba się nieźle napocić i zapracować jak wół.

Starałam się w szkole, bo zależało mi na dobrych wynikach. Po zajęciach siedziałam w książkach, podczas gdy moja siostra łaziła z kumpelami, najpierw po osiedlu, a później po całym mieście. Majka przynosiła coraz słabsze stopnie, a kiedy rodzice mieli do niej pretensje, zapewniała ich, że sobie poradzi. Ja po ogólniaku łączyłam studia zaoczne z bankowości z praktykami w księgowości, a ona olała edukację i załapała się na recepcję w wielkim biurowcu. Długo tam jednak nie popracowała

– To robota nie dla mnie – marudziła Majka. – Sterczę tam jak słup soli i witam się z klientami. A ostatnio jak wyszłam na moment na dwór, żeby przypalić dymka z przyjaciółką, to kierowniczka od razu na mnie naskoczyła.

– Na moment? – dopytywałam, wiedząc jak długo Majka może gadać.

– Przysięgam, raptem na pięć minut! – zapewniała, teatralnie przykładając rękę do serca i uśmiechając się z przekąsem.

Po ledwie dwóch miesiącach pracy zrezygnowała z posady i zatrudniła się w przedsiębiorstwie transportowym, na stanowisku biurowym. Jednak i tam nie czuła się spełniona, gdyż jej obowiązki ograniczały się do parzenia kawy i porządkowania dokumentów. Wraz z mamą namawiałyśmy ją, żeby dała szansę tej firmie, wierząc, że prędzej czy później powierzą jej bardziej odpowiedzialne zadania, ale nie chciała przyjąć naszych rad. W rezultacie pożegnała się i z tą posadą.

Potem były inne stanowiska. Czym ona się nie zajmowała? Pracowała na straganie z ozdobami, jako kasjerka w supermarkecie oraz w call center w centrali taksówek. Przez parę tygodni miała nawet pod opieką lokal, w którym przyjmowano zakłady bukmacherskie. Nigdzie jednak nie udało jej się pozostać na stałe.

Za wszystko płacił jej mąż

Jakiś czas później w jej życiu pojawił się niezwykle sympatyczny i atrakcyjny mężczyzna, który w dodatku wywodził się z dobrze sytuowanej rodziny. Jego bliscy z sukcesem zarządzali całą siecią marketów spożywczych, działających na zasadzie franczyzy. Niedługo po zaręczynach odbył się ślub, a wkrótce potem Majka zaszła w ciążę. W związku z nową sytuacją życiową musiała porzucić poszukiwania wymarzonego zajęcia.

– Jak tylko odchowam bobasa, to znajdę sobie jakąś robotę – zapewniała mnie, gładząc się po sporej wielkości brzuszku. – Dobrze wiesz, że nie dałabym rady non stop siedzieć w mieszkaniu i to na garnuszku ukochanego.

– Teraz powinnaś przede wszystkim myśleć o brzdącu. Dużo relaksu i zero zamartwiania się o kasę, przecież hajs to żaden kłopot dla was… – tłumaczyłam.

– No pewnie, ale mimo wszystko wrócę do pracy. Mam swoje aspiracje. Znasz mnie przecież. Po co ci to wyjaśniać…

Bobas się urodził, nieco urósł i poszedł do przedszkola, a Maja puściła w niepamięć swoje plany. Spełnianie pragnień, naukę i nabywanie doświadczeń powoli zaczęły wypierać zakupy, siłownia, odwiedziny u kosmetyczki i popołudniowe pogaduchy przy kawie z sąsiadkami o zbliżonej pozycji majątkowej. Za całość płacił małżonek. Sprawił jej auto, załatwił kartę kredytową, a nawet opłacał zabiegi upiększające.

– Ale dlaczego się na to zdecydowałaś? Jesteś przecież śliczna i bez tego – zapytałam, gdy prezentowała mi miejsca wstrzyknięcia botoksu.

– Dziewczyny mnie do tego przekonały – odpowiedziała lekko speszona.

Nie wypominałam jej, że zgodziła się na to, by mąż ją utrzymywał. Uważam, że to wyłącznie jej prywatna sprawa, w jaki sposób żyje. Odnosiłam wrażenie, że Majka jest zadowolona z życia. Sądziłam, że ma wszystko, czego potrzebuje. Cieszyła się cudownym mężem i wspaniałym synem, a do tego mogła poświęcać mnóstwo czasu na odpoczynek. Podczas jednego ze spotkań rodzinnych wyszło jednak na jaw, że zupełnie nie wiem, co tak naprawdę myśli moja siostra.

Wszystko zaczęło się od z pozoru błahego filmiku z dawnych lat. Stryj Janusz, który często wykłócał się z Mają o kwestie równouprawnienia, poprosił nas, żebyśmy wpadli do niego w odwiedziny, bo zgrał stare filmiki z kaset wideo na twardy dysk w kompie. Zasiedliśmy przed ekranem i oglądaliśmy je po kolei, aż trafiliśmy na scenę, w której czternastoletnia Majka dyskutuje ze stryjem o kobiecej samodzielności. Piskliwym dziewczęcym głosikiem usiłowała mu wytłumaczyć, że dziewczyna wcale nie musi stać przy kuchence, a śmiało może się spełniać w pracy zawodowej.

– I jak tam, skarbie? Kto ostatecznie okazał się mieć słuszność, ty czy ja? – spytał wujaszek swoim typowym przemądrzałym głosem.

Natychmiast zerknęłam na minę Majki. Wiedziałam, że nie obejdzie się bez kłótni.

– O czym dokładnie mówisz? – mruknęła poirytowana.

– O tym, że to ja wygrałem nasz mały zakładzik. W końcu facet cię rozpieszcza i spełnia wszystkie zachcianki – brnął w temat, mimo że ciocia zdążyła go już kopnąć pod stołem, dając do zrozumienia, żeby się przymknął. – No co? Skoro tak zaciekle się spierała, to teraz przyszedł czas, żeby wyjaśnić czyja racja była górą – warknął z wyrzutem do swojej żony.

– Mój partner jest aktywny zawodowo, a moim zadaniem jest dbanie o sprawy domowe. To układ, w którym oboje mamy swoje role – odpowiedziała Maja, prostując się dumnie.

– Kochana, takie podziały ról praktykujemy w naszym społeczeństwie od wieków. Nie próbuj mydlić mi oczu, tylko powiedz wprost, kto zarabia na wasze utrzymanie. Ty czy twój mąż? No dalej, przyznaj się…

– No tak, to on przynosi pieniądze. Ale niedługo planuję wrócić do pracy… – tłumaczyła się Majka coraz bardziej zdesperowanym tonem, a ja widziałam, jak w jej oczach zbierają się łzy.

– No pewnie. Dzieciak chodzi już do przedszkola, a ty wciąż nie potrafisz się zmobilizować. Mogłabyś chociaż uczciwie powiedzieć, że nie masz ochoty pracować, zamiast wciskać mi te feministyczne bzdury – dorzucił wujek i wtedy rozpętała się prawdziwa awantura.

Stryjenka przywaliła mu solidnego szturchańca, a nasi rodzice zaczęli go stopować. Rozpętało się niezłe piekło, w czasie którego Maja zerwała się z krzesła i cała roztrzęsiona wybiegła na balkon. Zerwałam się na równe nogi i pognałam za nią, zostawiając zwaśnioną familię w pokoju.

Byłam przekonana, że to jej pasuje

Stała oparta o balustradę, ale nie widziałam jej twarzy. Dopiero gdy ją przytuliłam, popatrzyła na mnie. Strumienie łez przepełnionych gniewem i rozczarowaniem spływały po jej policzkach.

– Serio, Maja? Tak bardzo cię to rusza? – dociekałam.

– Nie, no co ty…

– Wiesz, że on tak tylko bredzi. Ten stary głupek gada od rzeczy, olej go…

– Zaraz mi przejdzie.

– Nikt nie powinien się wtrącać w to, jak sobie z mężem układacie życie. Liczy się tylko to, że jesteście razem szczęśliwi – mówiłam z pełnym przekonaniem. – Najważniejsze, że tobie i Bartkowi wszystko pasuje. A wujka pewnie zazdrość ściska, bo kasy macie jak lodu.

– Bartek ma kasę – sprostowała Majka. – Nie ja.

– O co chodzi? Nie bardzo kumam…

– Bartek świetnie sobie radzi, a ja tylko siedzę na jego garnuszku. Utrzymuję się z jego roboty, z jego kasy… Gdyby nie mój mąż, to nie miałabym nic – w jej głosie czuć było rozgoryczenie.

– Zaraz, zaraz, kto ci takie rzeczy wmawia? Bartek ci wypomina, że nie pracujesz? – chciałam wiedzieć więcej.

– Nie, skądże znowu! – przez łzy na jej twarzy przebił się cień uśmiechu. – Nigdy nie wypowiedział pod moim adresem ani jednego przykrego słowa.

– To o co ci chodzi?

– O to, że ja sama tak uważam! – wykrzyczała. – Kompletnie tego nie łapiesz, co? Identycznie jak stryjek! Kiedy kładę się do łóżka późnym wieczorem i próbuję usnąć, to ciągle o tym myślę. I wiesz, co jest powodem tego, że sen ucieka mi z oczu? To, że w ogóle nie odczuwam zmęczenia. Całymi dniami się lenię. Zero ze mnie pożytku, do niczego się nie nadaję.

– A co z synem?

– Daj spokój, on już wyrósł z pieluch. Rano podrzucam go do przedszkola, a po zajęciach odbieram. Popołudniami bawi się z dzieciakami od sąsiadów, a wieczorami czytam mu do poduszki. To wszystko. A cała reszta dnia?! Salony urody, siłownia, zabiegi upiększające. Nie o tym śniłam… Wiesz, jak ci zazdroszczę?

– Mi? – zaskoczył mnie jej wyznanie.

– No tak. Tego, że jesteś taka wolna i samodzielna… – załkała i zaniosła się szlochem.

Zdałam sobie sprawę, że kasa to nie wszystko i samo jej posiadanie nie gwarantuje spełnienia. Można być przy forsie, a mimo to odczuwać wewnętrzną potrzebę robienia w życiu czegoś pożytecznego. Co miałam jej odpowiedzieć? Że wolność i samodzielność trzeba sobie wywalczyć? Przytuliłam ją ze wszystkich sił i powiedziałam, że ma jeszcze sporo czasu przed sobą i na bank wymyśli sposób na realizowanie się. Tak czy owak, będę ją w tym wspierać.

Klaudia, 31 lat